W dniach 8-9 października odbyła się kolejna edycja poznańskiego konwentu Japanicon. Była to już siódma odsłona tego eventu. Na miejscu konwentu można było pojawić się już 7 października (w piątek), jednak musiało to zostać zgłoszone drogą mailową do organizacji oraz trzeba było spełniać warunek odległości (większej niż 150 kilometrów – liczonej od miejsca zamieszkania do Poznania). Ja postanowiłam pojawić się w sobotę, ponieważ nie miałam palącego powodu by pojawić się szybciej. Dojazd był dobry, wystarczyło wsiąść w odpowiedni tramwaj z okolicy dworca głównego, bez przesiadek, jazda trwała 20 minut. Na miejsce dotarłam przed jedenastą, a moje oczy ujrzały jakże znajomy widok – kolejkę. Wbrew pozorom, osoby, które kupowały wejściówkę wcześniej, czekały krótko i już po paru minutach otrzymały identyfikator wraz z informatorem. Tego roku zabrakło jedynie smyczy dołączanych, jak co roku, do identów.

 Wystawcy

Szkołę dobrze znałam z poprzedniej edycji, więc ruszyłam w stronę miejsca z wystawcami, które było tuż przed wejściem głównym. Można było tam znaleźć rzeczy szerokiej maści: gotowe produkty, rysunki, rękodzieło, a nawet stoiska z jedzeniem. Na ostatnie z nich wydałam niemal wszystkie pieniądze, ponieważ było w czym wybierać, a smakołyki zachęcały swoją różnorodnością. Nie zabrakło oczywiście sushi, ramenu, takayaki oraz Bubble Tea. W szkole były także automaty z napojami, batonami, gorącą herbatą czy kawą, co było dodatkowym atutem. Co w śladowych ilościach oferowali wystawcy? Kubki, koszulki, poduszki, przypinki, maskotki, torby, mangi, japońskie słodycze – czyli standard. Z racji ostatniego hype’u na grę „Pokemon Go”, niemal każde stoisko oferowało gadżety związane z Pokemonami: piórniki, plecaki, kubki, a nawet pokeballe. Artystyczne dusze mogły znaleźć coś dla siebie w stosie notatników, plakatów, naklejek, lnianych toreb, kolczyków, naszyjników oraz bransoletek ręcznie wykonanych. Nie zabrakło nawet stoiska z perukami dla cosplayerów. Na miłośników świata fantasy czekały gry na konsole.

Atrakcje

Zacznę od strefy z planszówkami oraz konsolami, która cieszyła się nie małą popularnością. Odbyły się nawet turnieje, np. turniej Naruto Ninja Storm, na którym specjalnie pojawili się niektórzy gracze, by spróbować swoich sił z innymi uczestnikami. Planszówki też miały wzięcie i niemal przy każdym stoliku dało się zauważyć grupkę znajomych. Co to byłby za konwent bez Ultrastara? Karaoke było otwarte do pierwszej w nocy, choć według niektórych powinno być całą noc… bo po co spać? Jednak ludzie to nie maszyny. Ja poszłam spać, by rano jako-tako ogarniać życie i nie wyglądać jak zombie w drodze powrotnej do domu. Tuż przed wejściem do strefy z planszówkami znajdowało się foto studio z lampami i dobrze znajomym szarym tłem. Przy odrobinie szczęścia można było dorwać tam jakiegoś fotografa, który robił sesje cosplayerom, ponieważ miejsce miało jedynie osoby pilnujące. W jednej z sal można było znaleźć także maty DDR do tańczenia, a na korytarzu grzybki do naciskania w rytm japońskich piosenek. Oczywiście, były przeprowadzane także wiedzówki, np. filmowo-japońska, z „Yu-gi-oh”, z :League of Legends”, panele dyskusyjne, np. o fotografii cosplayu, pokazy np. AMV horror, romance, drama oraz wiele innych. Odbył się także Pokaz Sztuk Walk zorganizowany przez Stowarzyszenie – Centrum Tradycyjnych Sztuk Japońskich. O dziwo, nie odbyła się vixa na mainie, za to został przeprowadzony taniec belgijski.

Cosplay

Oczywiście, cosplay był jedną z najbardziej wyczekiwanych przez uczestników atrakcji. Były scenki z takich serii jak: „Aldonah Zero”, „Haikyuu”, „Owari no seraph”, „Naruto”, „Pokemon Go”, „Kill la kill”, „Yu-gi-oh”, „Over the Graden Wall”, „Mała syrenka”, „Zaplątani”, „Harry Potter”. Nagrodę za najlepszą grupkę zdobyły Pokemony, zaś za prezentację solo nagrodę otrzymała Hermiona Granger. Miejsce trzecie zagarnął Greg, drugie Slaine, a pierwsze – za niesamowite umiejętności krawieckie oraz poruszająca prezentacje – Matka Gertruda. Wyróżnienie otrzymała Urszula z „Małej syrenki”, a także Sonoiksu. Nie ukrywam, że byłam pod wrażeniem stroju Akatsu z „Aldonah Zero” oraz scenki Neko z „Yu-gi-oh”, której głosu użyczył Lordtheevil z kanału „Gry Karciane Dla Dzieci” (wiecie, koleś, który robi polski fandubing „Yu-gi-oh Abridged”). Zwycięzców wybrało jury w następującym składzie: Ibu, Otto oraz Rei. Natomiast w roli prowadzącej znakomicie spisała się Kairi. Odbyły się także eliminacje do konkursu European Cosplay Gathering z finałem na Japan Expo w Paryżu. Prezentację grupową wygrały Moe Moe Rebelion z „Soul Calibur V”, zaś solo Kicking-machine jako Melisandre z „Gry o Tron”.
Gościem specjalnym była niemiecka cosplayerka Erza, która poprowadziła panel o tworzeniu zapierających dech w piersiach zbrojach.

Koncerty

Nie tylko pokaz cosplay zrobił wielki show.  Można było liczyć też na atrakcje muzyczne. Na scenie pojawił się Mikaru oraz Die Milch. Pierwszy artysta nawet po zakończeniu występu przytulił polskich fanów oraz obiecał, że jeszcze wróci do Polski. Następne gwiazdy dały czadu. Shunta co chwilę uśmiechał się do publiczności, a Coco, jak prawdziwa lolita, zabawiała publikę.

Ochrona oraz helperzy

Panowie z ochrony sumiennie sprawdzali opaski i identy, informowali, że zbliża się godzina zamknięcia budynku w nocy. Natomiast helperzy pracowali jak mrówki, zwłaszcza w nocy: czyścili łazienki, wymieniali worki na śmieci, dokładali papier – ogólnie rzecz biorąc sprzątali szkołę, by uczestnicy dobrze się bawili.

Podsumowanie

Porównując do poprzedniej edycji Japaniconu, na której byłam, uważam, że konwent był dobrze zorganizowany. Było dość stabilnie, obyło się bez dram, a od wielu osób można było usłyszeć, że event się podobał oraz że wybiorą się na niego także za rok. Wielkie brawa dla organizatorów za zaproszenie zagranicznych artystów muzycznych. Uważam, że koncerty stają się coraz bardziej popularne i wielu uczestników będzie się wybierać na konwenty choćby tylko dla nich, ponieważ nie każdy ma tyle środków finansowych, by polecieć na drugi koniec świata, aby zobaczyć gwiazdę japońskiej muzyki. Oczywiście, trzeba też wspomnieć o ogólnej atmosferze – ludzie jak zawsze pomocni, chętni pożyczyć czajnik czy podzielić się informatorem, by odnaleźć salę panelu. Zawsze można było też zintegrować się z sąsiadami obok, bo co tak nie łączy jak wspólne zainteresowania? Pomimo że spałam na dole w szatniach, tak jak wiele innych osób, nie było mi zimno. Cały budynek był ogrzewany, co oczywiście mogę zaliczyć do plusów.  Konwent zaliczam do udanych. Spotkałam wielu starych znajomych, zobaczyłam to, co zobaczyć chciałam najbardziej oraz mogłam skosztować japońskiej kuchni.