Konwent Kawaii Time odbył się we Wrocławiu, w weekend 10-11 lutego – zaraz przed walentynkami. Jego tematem była szeroko pojęta słodkość i towarzyszące okoliczne święta i okazje, takie jak Światowy Dzień Nutelli, Tłusty Czwartek, Walentynki czy Dzień Kota. Mimo że wydarzenie to borykało się z zaciętą konkurencją – Aishiteru, które już dwa razy zmieniało planowaną datę, przy czym raz miało odbyć się właśnie w tym samym terminie, co Kawaii Time – odwiedzających było blisko 800.
Nie samymi liczbami uczestnik żyje, więc czas opowiedzieć nieco o tym, co mieliśmy okazję zobaczyć podczas trwania eventu i czy został on poprawnie zrealizowany.
Akredytacja i budynek
Dotarcie z dworców PKP oraz PKS, które znajdują się praktycznie obok siebie, nie było trudne. Na miejsce dojeżdżały dwa tramwaje kursujące naprzemiennie co dziesięć minut, a podróż, wraz z krótkim spacerkiem, zajmowała nieco ponad kwadrans. Akredytacja wystartowała około godziny 8:00, czyli wcześniej niż planowano. Decyzję podjęto ze względu na dosyć niską temperaturę a zewnątrz. W pakiecie z wejściówką otrzymywało się standardowy, papierowy informator z programem, regulaminem, mapkami i innymi niezbędnymi informacjami w formacie A5, smycz lub tasiemkę i identyfikator w formie… zakładki. Można też było dobrać kartkę A4 z tabelą programową. Niestety kształt identyfikatora okazał się nie do końca trafionym pomysłem. Przez jego ponadprzeciętną długość łatwo było go zniszczyć.
Budynek był całkiem spory. Do wykorzystania był parter i dwa piętra, korytarze okazały się całkiem przestronne, a ich rozkład czytelny. Na parterze mogliśmy rozerwać się grając w DDR (Dance Dance Revolution – maty do tańczenia), pośpiewać na UltraStarze, zjeść sushi lubbardziej standardowe potrawy, jak tosty i pseudozapiekanki (były bardzo dobre, choć ciężko było nazwać je zapiekankami. Składały się z bułki, opcjonalnych dodatków takich, jak pieczarki, pikle czy pomidor oraz sera) czy po prostu kupić coś przy jednym ze stoisk wystawców. Te rozlokowano na każdym piętrze i w każdym nadającym się do tego miejscu. W asortymencie nie znalazłem chyba nic niezwykłego, były tam standardowo już wszelakiej maści gadżety z wielu bajek, anime, mang, książek, filmów czy seriali. Dla niektórych nowością mogły być repliki broni (głównie katany).
Większość sal prelekcyjnych znajdowała się na pierwszym piętrze, natomiast sleeproomy ulokowano na piętrze drugim oraz na jednej z dwóch sal gimnastycznych. Druga sala przeznaczona była na większe atrakcje, jak wybory Miss Słodkości czy konkurs cosplay. Sceny niestety zabrakło, ale nie była ona potrzebna, ponieważ w obu wspomnianych konkursach uczestniczek było zaledwie kilka.
Warto też wspomnieć, że dokładnie naprzeciwko szkoły, po przejściu przez ulicę, mogliśmy zrobić zakupy w Biedronce, więc na głód i brak różnorodności nie dało się narzekać ;-).
Konwent pełen uśmiechu…
Ewenementem była atmosfera tego wydarzenia. To już moje personalne obserwacje, poparte choćby naszymi fotorelacjami, które możecie zobaczyć TUTAJ (Alchelor) i TUTAJ (Sabat). Mnóstwo osób po prostu świetnie się bawiło. Nie wiem co było tego powodem – czy chodziło tutaj o jakość obsługi, atrakcje, znajomych czy po prostu ktoś rozpylił gaz rozweselający – ale naprawdę dało się zauważyć, że ludzie się uśmiechają, są weseli i serdeczni wobec siebie i raczej nie narzekają na brak dobrej zabawy. Ja nie dostrzegłem nic niezwykłego, co mogłoby taki stan powodować. Konwent od strony organizacyjnej, obsługi, sanitarki itd. był po prostu poprawny. Panowały porządek i czystość, nie było wpadek, obsługa była uprzejma i pomocna.
Co ten cosplay?
Ok, rozumiem że to nie był duży konwent nastawiony na cosplay, ale przy takiej liczbie uczestników (którą ciężko było zauważyć na korytarzach jeżeli mam być szczery, ale są to oficjalne dane ze sprzedaży wejściówek) wydawać by się mogło, że zgłosi się więcej osób niż… pięć. Tak, dobrze czytacie. Było pięć uczestniczek, więc konkurs zakończył się bardzo szybko. Niemniej jakość występów i strojów stała na całkiem niezłym poziomie, a i same dziewczyny, trzeba przyznać, należały do tych urodziwych. Nie całkiem się zgadzałem z decyzją sędziów w kwestii rozdziału nagród. Nawet nie będę się wdawał w dyskusję na temat wykonania poszczególnych strojów czy odegrania scenek, ale przyznanie dwóch nagród jednej osobie, kiedy jest pięć osób do podziału, jest zwyczajnie… słabe. I wygląda na jawną faworyzację. Czy mam słuszność czy nie, tego nie wiem. Ja bym to po prostu zrobił inaczej, tak, żeby zminimalizować ewentualną ilość poszkodowanych osób. Sama atrakcja była potraktowana raczej po macoszemu, żeby odbębnić, ale jak wspomniałem, to nie jest event nastawiony na cosplay.
Słowo na koniec
Podsumowując to wszystko, konwent był całkiem w porządku. Można powiedzieć, że, mimo obowiązków, udało mi się odpocząć, a nawet dobrze bawić. I wyglądało na to, że i inni uczestnicy niespecjalnie narzekali. Zresztą, kiedy o to pytałem, większość była zadowolona. Pojawili się nawet goście z zagranicy (w tym FoxyLiddel Cosplay, z którą udało mi się zamienić kilka słów, a która pojawiła się na wydarzeniu zupełnie przypadkiem, podczas swoich wakacji w Polsce). Fundacja Popcooltura zrobiła dobry i sprawnie działający konwent, który, mam nadzieję, trafi na stałe do kalendarium.