Gry planszowe i fabularne, LARP-y i prelekcje dotyczące wszystkiego, co z nimi związane – takie atrakcje można było znaleźć podczas ZjAvy 8, konwentu zorganizowanego w Warszawie w dniach 17-19 lutego. Trzydniowe święto gier przyniosło mnóstwo atrakcji i wiele pozytywnych emocji. Zgodnie z informacją organizatorów, ponad 700 osób przez trzy dni miało okazję wziąć udział w sesjach RPG, grać w planszówki czy wcielać się w różne role podczas LARP-ów.
Osobiście na ZjAvie byłem po raz pierwszy, wcześniej jakoś się nie złożyło, ale ma to swoje dobre strony, bo mogę ocenić imprezę obiektywnie, bez odwoływania się do tego, że „w poprzednich edycjach...” i tak dalej. Może jednak po kolei.
Akredytacja i zmiana obuwia
Akredytacja na ZjAvę została otwarta niemalże punktualnie o godzinie 18.00, zresztą zgodnie z zapowiedzią przed konwentem. Tradycyjnie już ci, którzy przybyli wcześniej, zaczęli tworzyć „kolejkon”, jednak organizatorzy zadbali o to, żeby nie trzeba było tejże tradycji kultywować na zewnątrz. Co prawda Warszawa przywitała uczestników dodatnimi temperaturami, ale wiatr i deszcz sprawiały, że moglibyśmy mieć do czynienia ze wzrostem zachorowań na przeziębienia i grypę. Gdy już jednak akredytacja ruszyła – uwaga, ciekawostka – trzeba było przejść swoisty „rytuał wstąpienia”: każdy z uczestników musiał wypełnić specjalny formularz akredytacyjny oraz dokonać zmiany obuwia. Choć wydaje się to logiczne, że wchodząc do szkoły, zwłaszcza do sali gimnastycznej, gdzie często parkiet jest remontowany za duże pieniądze, to jednak nie każdy zdołał odpowiednio się przygotować. Na szczęście organizatorzy wzięli to pod uwagę i oprócz dostępnych przy wejściu ochraniaczy na obuwie, znanych choćby ze szpitali, specjalne osłony można było nabyć również w szatni. O zmianach obuwia jeszcze wspomnę w niniejszej relacji, natomiast już sam początek pokazał, że ten obowiązek będzie jeszcze dawał we znaki.
Idziemy dalej – szatnia, games room, wystawcy
Szatnia znajdowała się w korytarzu hali sportowej szkoły, na parterze budynku, zaraz za akredytacją. Wiadomo – zima, choć ustępująca, ale jednak wymagająca kurtek i płaszczy. Tu siłą rzeczy tworzyła się druga kolejka. Ze względu jednak na stosunkowo niewielki dystans pomiędzy wejściem a stanowiskiem osób obsługujących szatnię często „ogonki” kolejek się przenikały i chwilami trudno było dojść do tego, kto w której kolejce stoi. Wszystko przebiegało jednak na tyle sprawnie, że w krótkim czasie można było dostać się do games roomu. Sam games room został podzielony na dwie części. W pierwszej, tej bliżej wejścia, swoje stoiska mieli wystawcy. Przede wszystkim znane firmy wydawnicze i sklepy prezentowały najnowsze (a także nieco starsze) produkcje planszówkowe. Każdy z wystawców miał przydzielone kilka stolików do własnego użytku. Trzeba powiedzieć, że prezentacje nowości cieszyły się naprawdę sporym zainteresowaniem, a przedstawiciele poszczególnych wydawnictw mieli ręce pełne roboty. To były dla nich trzy dni naprawdę wytężonej pracy. W drugiej części games roomu, w której stoły ustawiono w długie rzędy, znajdowała się wypożyczalnia ogólna. Liczba i bogactwo planszówek, które organizatorzy przygotowali w wypożyczalni, może robić wrażenie. Nie zabrakło w niej znanych i popularnych tytułów, mieliśmy do czynienia z całym przeglądem pozycji najważniejszych dla każdego planszomaniaka i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Rzecz jasna wadą takiego podziału było to, że w „godzinach szczytu” brakowało wolnych miejsc w części ogólnej, a przez zajęcie części sali przez wydawnictwa sporo osób musiało zrezygnować z rozgrywek. Oczywiste dla mnie jest, że jakiś złoty środek pomiędzy oczekiwaniami wystawców i graczy korzystających z games roomu trzeba było znaleźć, ale wierzę, że da się wymyślić lepsze rozwiązanie.
Powrócę jeszcze do tematu zmiany obuwia, bo to była jedna z rzeczy, która najbardziej zapadała w pamięć. Humorystyczny akcent games roomu (i nie tylko) stanowiły osoby z siatkami foliowymi zawierającymi obuwie. Cóż – każdy ma ochotę wyjść na chwilę na dwór, odetchnąć świeżym powietrzem albo skoczyć do sklepu. Chodzenie na pierwsze piętro do sleep roomu po buty, zmiana ich przy wyjściu i potem odniesienie znacząco wydłużało cały proces, więc takie działanie albo kupowanie ochraniaczy „na wyjście” wydawało się jedynym sensownym rozwiązaniem. Ale siatki z obuwiem dało się zaobserwować.
Sesje, sesje, sesje – szkoda, że w jednym temacie
Gdy przed wyjazdem na ZjAvę przeglądałem listę zgłoszonych sesji RPG i zastanawiałem się, w której chciałbym wziąć udział, mocno rozczarowała mnie monotematyczność. Chociaż rozumiem, że w tym zakresie organizatorzy są uzależnieni od zgłoszeń uczestników, to jednak (i tu strzelam, ale myślę, że się niewiele pomylę) jeśli 90% propozycji dotyczy jednego systemu, należy się zastanowić, czy da się jakoś te proporcje zmienić, zwłaszcza gdy system na pierwszy rzut oka może niewiele powiedzieć nawet komuś, kto w tematyce siedzi. Tymczasem zamiast spodziewanych sesji Warhammerów, Cyberpunków, Wolsungów, Neuroshim i innych Światów Mroku, wybór ograniczał się praktycznie do tego, czy grać zombie, czy grać zombie. Pojawiającą się inną nazwę systemu człowiek od razu wyłapywał i traktował jak zmianę w menu ulubionej restauracji: „O, nareszcie coś innego”. Na szczęście już podczas samej imprezy rozkład systemów trochę się zmienił, a to dzięki wielu zaimprowizowanym sesjom, które zgłosili uczestnicy ad hoc. Dla nich także nie zabrakło miejsca – w salach czy na korytarzach. Ogólnie „eRPeGracze” mogli spędzić całe trzy dni nie wychodząc z roli i zmieniać tylko miejsca i światy.
LARP-y
Z LARP-ami w tej relacji mam największy problem, bo niestety nie udało mi się na żadnego załapać. Na jednego trafiłem na listę rezerwową, podczas innych, na które było więcej miejsc, albo byłem gdzie indziej, albo ostatecznie się nie odbyły. Cóż, tak bywa i nie ma co z tego powodu rozpaczać. Ogólnie program LARP-owy był również niezwykle bogaty i w przeciwieństwie do gier fabularnych – bardzo urozmaicony. Z rozmów z samymi uczestnikami wynika, że w większości fabuły zostały znakomicie przygotowane, a przebieg rozgrywek był na najwyższym poziomie. Zdecydowanie widać, że twórcy LARP-ów naprawdę solidnie przyłożyli się do zapewnienia uczestnikom maksymalnej dawki emocji.
I na koniec
ZjAva 8 na pewno się udała. Od samego początku było jasne, że jest to konwent przede wszystkim dla graczy. A jeśli miałbym wskazać to, co najbardziej zaniża ogólny odbiór imprezy, to byłyby to trzy rzeczy. Pierwszą z nich jest fakt, że impreza dla graczy nie jest imprezą, na którą przychodzi się w pojedynkę. Jeśli nie jesteś osobą superkontaktową, która błyskawicznie potrafi podczepić się do dowolnej ekipy, to zastanów się, czy naprawdę chcesz iść sam. Lepiej porozmawiaj ze znajomymi, niech przyjdą z tobą. Na pewno będzie wam łatwiej. Po drugie, to nieszczęsne obuwie. Jak już na początku wspomniałem, można zrozumieć przyczyny konieczności ciągłej jego zmiany, jednak ludzie mają różne potrzeby, zwłaszcza gdy wszelkie punkty gastronomiczne są zlokalizowane na zewnątrz. Konieczność zmiany obuwia przy każdym wyjściu również zdecydowanie ogranicza swobodę uczestnika, który nie musi mieć ochoty spędzać całych trzech dni w budynku. Nie wiem, czy da się to inaczej zorganizować, ale na pewno jest to temat do przemyślenia przez organizatorów. I trzecia rzecz: monotematyczność sesji RPG, o której wspomniałem wyżej. Mimo tego, że atrakcje na konwentach są w dużej mierze uzależnione od zgłoszeń „twórców atrakcji”, to jednak nie wierzę, że wśród organizatorów czy członków stowarzyszenia nie dałoby się znaleźć ludzi, którzy mogliby „ratować proporcje”. Wyobraźmy sobie podobną sytuację w kinie, gdzie mam do wyboru obejrzeć nowy film z Nicolasem Cage’em albo nowy film z Nicolasem Cage’em. Chcielibyście? Bo ja lubię mieć wybór.
Tym niemniej cały konwent oceniam bardzo pozytywnie, było fantastycznie, planszówkowo i „erpegowo”. Jeśli do tej pory na ZjAvie nie byliście, to w przyszłym roku zdecydowanie powinniście się wybrać. ZjAva 9 odbędzie się w dniach 19-21 stycznia 2018 r. i na pewno zapewni nam masę kolejnych nowych i ciekawych atrakcji. To co? Do zobaczenia?