Tsuru Japan Festival po raz kolejny pozwolił nam wejść w inną rzeczywistość na wydarzeniu, które odbywało się 19 i 20 listopada. Co takiego oferował rybnicki konwent i czy warto było tam pojechać? Sprawdźcie w relacji, którą dla Was przygotowałem!
Konwencie, gotowy czy nie, przybywamy!
Już po dotarciu na miejsce czekało na mnie pierwsze wyzwanie – długa kolejka do upragnionej akredytacji. Ciągnący się sznur cosplayerów nie pozwalał przeoczyć miejsca wydarzenia. Uczestnicy zmierzyli się z zimną, listopadową pogodą, która bynajmniej nie dodawała im cierpliwości w trakcie oczekiwania. Budynek przy ul. Kościuszki 5, gdzie mieści się Zespół Szkół Technicznych w Rybniku, jest spory, dlatego kolejka na zewnątrz budziła zaskoczenie. Taki układ wymusiło ustawienie akredytacji zaraz przy wejściu do szkoły. Parter był na tyle dużą i niezajętą przestrzenią, że wprowadzenie większej części kolejki do środka i oszczędzenie uczestnikom stania przez długi czas poza budynkiem wydawało się możliwe.
Dalej czekali na mnie panowie z ochrony, którzy pilnowali porządku i weryfikowali akredytacyjne opaski. Przyznam, że poczułem wtedy lekki dysonans. Z jednej strony stałem u wejścia na wydarzenie pełne niespotykanej na co dzień życzliwości, bezpośredniości i akceptacji. Z drugiej patrzyłem, jak ochroniarze z frustracją karcili kolejnych uczestników za takie rzeczy, jak nieodpowiednie ustawienie się w nieoznakowanej kolejce. Służby porządkowe na konwentach zwykle potrafią dostosować się do klimatu wydarzenia, wykonując swoje zadania profesjonalnie i z życzliwością, tutaj jednak było inaczej.
Sama akredytacja przebiegała chaotycznie. Punkty wydawania biletów i szatnia mieściły się tuż obok siebie, więc co chwilę znajdował się ktoś, kto mylił kolejki. Na tym zamieszanie się nie kończyło. Jeden z konwentowiczów usłyszał, że w punkcie nie ma już więcej biletów VIP i nie wiadomo, kiedy się znajdą kolejne. Inne uczestniczki miały problem ze zrealizowaniem wejściówki zakupionej w poprzednich latach, ponieważ zmienił się sposób rejestracji kilku osób na jeden bilet. Obsługa akredytacji nie wiedziała, jak rozwiązać sytuację. Mam nadzieję, że podobne problemy z czasem zostały rozwiązane przez organizatorów i nie kosztowały kolejnych uczestników dodatkowego czasu i stresu.
Co dla nas przygotowałeś, Tsuru?
Jako uczestnicy konwentu do dyspozycji mieliśmy duży, dobrze zorganizowany teren imprezy. Przy szerokich schodach zamieszczono mapki z informacją, gdzie się znajdowaliśmy i jakie sale się tam mieściły. Odnalezienie się w rozkładzie wydarzenia nie stanowiło więc większego problemu nawet mimo sporych rozmiarów kompleksu. Wąskie korytarze na całej długości wypełniały stoiska, gdzie mogliśmy znaleźć artystów, wystawiających swoje rysunki, zdjęcia i rękodzieła. Wysoka liczba uczestników sprawiła, że na korytarzach nieustannie tworzył się korek. Problem pojawiał się zwłaszcza przy oczekiwaniu na prelekcję. Brakowało miejsca, w którym można by spokojnie stanąć w kolejce, ale przynajmniej mogliśmy w tym czasie z bliska przyglądać się stoiskom, co było plusem tej sytuacji.
Najwięcej wystawców znaleźliśmy jednak w głównych częściach pięter, gdzie zamiast ciasnych korytarzy witała nas otwarta przestrzeń. Te miejsca cieszyły się nieustannym zainteresowaniem uczestników – czy to powoli oglądających asortyment, czy przypadkowych przechodniów, których uwagę przykuło jakieś stoisko. Kwestię tłoku rozwiązywały wspomniane już wcześniej szerokie schody, pozwalające na dostateczny przepływ uczestników, a także obecne na konwencie liczne sale otwarte. Mogliśmy zagrać w UltraStara, gry rytmiczne, konsole, DDR, czy też wziąć udział w sesji RPG. Z racji nieszczęśliwych okoliczności, związanych z wypadkiem wystawcy, nie było możliwości skorzystania ze stoiska VR. Stałą popularnością cieszył się natomiast Game Room z dużą ilością planszówek. Wyróżnić trzeba także strefę wypoczynkową, w której mogliśmy sięgnąć po Oyakatę, odpocząć, a nawet… Otrzymać wróżbę z herbacianych fusów. Nie zabrakło też wystawców z konwentowymi przekąskami i napojami oraz sali gastronomicznej. Ta ostatnia wydawała mi się zdecydowanie uboższa niż na ostatniej edycji Tsuru, kiedy Maido Cafe przynajmniej częściowo oddawała klimat japońskiego pierwowzoru.
Atrakcji na Tsuru Japan Festival nie brakowało. Prelekcje, choć skupiały się przede wszystkim na azjatyckiej kulturze, były bardzo różnorodne. Mogliśmy dowiedzieć się o historii, społeczeństwie i tradycyjnych sztukach, jak rakugo czy noszenie kimon. Znalazło się wiele punktów poświęconych cosplayowi, popkulturze, grom oraz mangom i anime. Poza prelekcjami zorganizowano dla nas liczne warsztaty, quizy, screenówki i inne konkursy. W trakcie wydarzenia mogliśmy wziąć udział w turniejach planszówek, LARP-ach, czy organizowanych grach karcianych lub rozgrywkach w Mafię. Poziom atrakcji, które odwiedziłem, był wysoki. Prowadzący angażowali się w warsztaty i przekazywali wiele własnych, interesujących doświadczeń na prelekcjach. Warto wspomnieć, że część programu została zmieniona i nie zaktualizowano tego w informatorach, organizatorzy wystosowali jednak wyjaśnienia związane z nagłymi modyfikacjami, których nie zdążyli uwzględnić.
Główne atrakcje miały miejsce na scenie, mieszczącej się w sali gimnastycznej. Od sobotniego południa odbywały się tam próby do konkursu cosplay i koncertów. Osobiście lubię otwarte przygotowania, które pozwalają zobaczyć, ile pracy i energii wkładają w swoją pasję występujący przed nami artyści. Czuję jeszcze większy podziw dla ich pracy, widząc wcześniejsze etapy.
Na scenie mogliśmy zobaczyć Kobito Rakugo, wyjątkową na skalę Polski grupę profesjonalnie zajmującą się teatrem rakugo. Serca publiczności skradł koncert zespołu NanoKarrin, śpiewającego covery popkulturowych utworów, tematycznie nawiązujących do różnych fandomów. Kolejnym występem był pokaz taneczny niezwykłej grupy cosplayowej Milky Way Heroes. Ilość pozytywnej energii, którą dziewczyny przekazały na scenie, została z uczestnikami jeszcze długo po zakończeniu występu. Potrafiły postawić publiczność na nogi i pozwolić konwentowiczom na aktywny udział w koncercie. Ich tegoroczny występ wyraźnie pokazał, że od ostatniej edycji Tsuru grupa nie tylko zachowała swoją zdolność do zarażania pasją, ale bardzo rozwinęła swoje umiejętności taneczne.
Choć te atrakcje świetnie wprowadziły uczestników w nastrój przed konkursem cosplay, to przed finałowym pokazem trzeba było opuścić salę i poczekać w chaotycznie przepędzanych z miejsca na miejsce kolejkach. O ile na poprzednich występach widownia zajęła około połowy sali, to konkurs cosplay wypełnił ją już w całości. Poprowadzony przez konferansjera z lekkością, a także bez technicznych problemów, wydawał się spełnić oczekiwania uczestników imprezy. Kolejne pokazy w kategoriach obejmujących debiuty, występy solowe i grupowe przewijały się przez scenę sprawnie, mimo dużej ilości uczestników. Poziom strojów i scen był wysoki, a mnóstwo cosplayerów wyróżniało się oryginalnością. Nie powinno dziwić, że zyskali sympatię zarówno jury, jak i publiczności.
Po wszystkich występach na scenie główna sala została przeznaczona na sleeproom.
Co myśleć o Tsuru?
To przewrotne pytanie. Myśleć można wiele, bo i konwent wiele oferował – zarówno wspaniałych atrakcji, jak i problemów, utrudniających uczestnikom zabawę.
Dla mnie osobiście ważne jest to, co czuję po opuszczeniu konwentu i co z niego wynoszę. Tutaj poza kilkoma pamiątkami od wystawców było to przede wszystkim wspomnienie żywego, wspólnego wydarzenia, z satysfakcjonującą ilością prelekcji, warsztatów i innych punktów programu.
Logistyczne problemy odbijały się negatywnie na nastroju uczestników, jednak nie na tyle, żeby nie dało się odczuć tej konwentowej błogości i ekscytacji. Bez tych komplikacji byłoby oczywiście lepiej. Na ich odbiór działa renoma, jaką wypracował sobie Tsuru Japan Festival i oczekiwania, jakie za nią idą. Wpływ niedociągnięć zatarł się dzięki zaplanowanym atrakcjom głównej sceny – zespołom NanoKarrin i Milky Way Heroes oraz konkursowi cosplay, które w sobotni wieczór pozwalały wszystkim odczuć konwentową atmosferę. Ja z tegorocznej edycji rybnickiego konwentu wyszedłem zadowolony, gotowy polecić Tsuru Japan Festival wszystkim zainteresowanym, a także pewien, że wrócę tam na kolejną edycję.