Od momentu, gdy wydałem pierwszą książkę, sporo osób zgłosiło się do mnie z zestawem dość podobnych pytań. Jak wydać? Jak pisać? Co zrobić, by zaistnieć? Do tego tak w skrócie sprowadzają się liczne pytania innych młodych autorów, w znaczącej większości będących jeszcze długo przed debiutem.
Zastanawia mnie do dziś, dlaczego młodzi ludzie swoje wątpliwości kierują do mnie, no-name’a, a nie do któregoś z tworzących, uznanych mistrzów literatury fantastycznej. Wszak oni udzielą znacznie lepszych rad, ich wnioski będą po stokroć bardziej przydatne młodemu człowiekowi zaczynającemu swą przygodę z literaturą niż jakiekolwiek moje przemyślenia na ten temat. Mimo to skrzynka była pełna, a każdego dnia pojawiały się nowe wiadomości, nowe pytania.
Mam na ten temat dość naciąganą hipotezę, a mianowicie uważam, że w mojej relacji z młodym, debiutującym autorem nie występuje ta psychologiczna bariera kontaktu, jak to może być w przypadku uznanego mistrza. Młody autor jest już poziom wyżej, ale też dopiero na początku drogi, wciąż jest „swój”, można go zapytać teraz, szybko, bo jeśli osiągnie sukces, to odleci w stratosferę i przestanie zwracać uwagę na zwykłych śmiertelników.
Starałem się więc odpowiadać każdemu. Ale z czasem się poddałem. Po pierwsze dlatego, że trudno jest odpisywać na pytania kilkuset osobom tak, by każda czuła się odpowiednio doceniona, potraktowana z szacunkiem i indywidualnie. Z czasem moje odpowiedzi stały się mechaniczne, brzmiały... nieuprzejmie. Wolałem więc zamilknąć i kolejne pytania ignorować. Autorze, autorko, jeśli pisaliście do mnie i nie odpisałem, to wybaczcie, ale wynikało to właśnie z powyższych powodów, a nie z wrodzonej złośliwości czy chamstwa.
Ale był też drugi powód. Jestem zbyt młodym, zbyt mało doświadczonym autorem, by udzielać komukolwiek rad. Nie odniosłem sukcesu, moje książki oceniane są pozytywnie, ale nie stałem się z dnia na dzień gwiazdą, a aby osiągnąć wyższy poziom – jestem tego świadom – potrzebuję czasu.
Ale jest jedna rada, którą mogę dać każdemu. I to ona jest istotą tego tekstu.
Zacznijmy od początku.
Uważam siebie, nie bez dumy, za autora wywodzącego się ze środowiska RPG. Nie należałem może do fandomów i nie jeździłem na konwenty, ale przez ponad piętnaście lat prowadziłem gry w rozmaite systemy, z różnymi ekipami. Moi gracze zawsze byli zadowoleni, lubili to, w jaki sposób rozwija się historia, cenili swobodę, jaką im dawałem, a także to, że nawet jeśli graliśmy razem przez dekadę, to wprowadzałem do sesji takie elementy, że moja ekipa nigdy się nie nudziła. O wielu technikach, które wynalazłem sam w domowym zaciszu, czytałem potem jako o odkryciach mistrzów „erpegowego” fachu.
Nie piszę jednak o tym, by się chwalić (no dobra, też trochę dlatego), lecz by dać czytelnikowi do zrozumienia, iż w RPG spędziłem sporą część życia, traktując tę rozrywkę częściowo jako formę przygotowania do pisania literatury. Bo taka jest bowiem jedyna rada, jaką mogę dać początkującym lub aspirującym autorom: grajcie w gry RPG.
Zauważyłem tę prawidłowość nie tylko u siebie, ale i u innych autorów, którzy wywodzą się ze środowiska RPG – papierowe role-playe niezwykle wyrabiają literacko.
Wieloletni Mistrzowie Gry po wejściu do literatury posiadają bardzo dobrą umiejętność panowania nad fabułą. W RPG bowiem Mistrz Gry musi być przecież gotowy na wszystko, tworzyć scenariusz na bieżąco, reagować na decyzje graczy lub też zawczasu przygotować szereg ewentualności. Nic nie zastąpi jednak talentu do szybkiej reakcji i odpowiedniej adaptacji. Mało osób zdaje sobie sprawę, iż w literaturze jest podobnie – prawie nigdy to, co założy sobie autor na początku pisania, jest aktualne, gdy kończy powieść. Fabuła bowiem ewoluuje, a to, co przyjęto na początku pracy za pewnik, z czasem pewnikiem być przestaje, pojawiają się nowe okoliczności, bohaterowie, wydarzenia, o których nie myśleliśmy na początku, a które jednak wynikają z logicznego toku fabuły. Umiejętność reakcji, odpowiedniej adaptacji fabuły i takiego jej pociągnięcia, by była sensowna i dynamiczna w nowych realiach, jest czymś, z czym doskonale radzą sobie z racji doświadczenia właśnie dawni Mistrzowie Gry.
No dobra, ale co jeśli jestem graczem i nigdy albo prawie nigdy nie mistrzowałem? Tu także jest pole do popisu, bowiem gracze RPG są niezwykle biegli w kreowaniu bohaterów – postacie autorów mających właśnie takie doświadczenie zawsze są niezwykle żywe, barwne i skomplikowane, bez względu na to, czy mamy do czynienia z postacią tła, czy głównym bohaterem.
Dlatego właśnie, jako młody autor, mogę innym młodym autorom przekazać tę jedną, ale za to bardzo ważną w mojej opinii radę: grajcie w RPG. Grajcie, ile tylko się da i kiedy tylko możecie, nawet jeśli w przyszłości nie planujecie pisać.