Recenzje gier planszowych i karcianych
Gejsze
Wydawca: Nasza Księgarnia
Autor: Maisherly Chan
Rodzaj: Karciana
Poziom skomplikowania rozgrywki: Niski
Losowość: Średnia
Gra składa się z:
- 7 płytek gejsz;
- 7 żetonów przychylności gejsz;
- 21 kart prezentów;
- 8 znaczników akcji;
- instrukcji.
„Gejsze” są prostą karcianą grą strategiczną, w której dwójka graczy wcieli się w rywalizujących ze sobą adoratorów, zmagających się o względy siódemki tytułowych pięknych pań. Najlepszym sposobem na dotarcie do nich okazują się być kosztowne prezenty – każda z gejsz ma swój ulubiony rodzaj podarunku, którego ofiarowanie sprawi, że spojrzy na nas łaskawszym okiem – a kto zasypie daną damę większą górą prezentów, po tego stronie będzie jej łaska... Przynajmniej przez chwilę. Zwycięży ten, kto po zakończeniu rundy zjednał sobie co najmniej cztery z siedmiu niewiast – albo ten, kogo sympatią darzą te najbardziej wpływowe (każda z nich ma pewną przypisaną do siebie liczbę. Gracz, który uzyska łącznie 11 punktów lub więcej, wygrywa, bez względu na liczbę gejsz po jego stronie).
Podarunki reprezentowane są przez karty na ręku. Dokładanie ich do poszczególnych gejsz odbywa się za pomocą czterech różnych akcji, z których w danej rundzie każdą wykonuje się tylko raz, a od kolejności poczynań zależeć będzie rezultat naszych starań. Pierwsza z nich – sekret – pozwala zagrać jedną kartę w tajemnicy i odsłonić ją (a zatem dołożyć do właściwej gejszy) dopiero na sam koniec rundy. Wykonanie drugiej wiąże się z wybraniem dwóch swoich kart, zakryciu ich i następnie odrzuceniu – nie wezmą udziału w rozgrywce. Jest też kompromis i podwójny kompromis: w pierwszym przypadku ujawniamy z ręki trzy karty, z których jedną wybiera i zagrywa przeciwnik, my zaś możemy użyć pozostałe dwie – w drugim zaś ujawniamy cztery, grupując je po dwie, oponent wybiera jeden stos, który zagrywa, my zaś otrzymujemy ten drugi. Na koniec tury sprawdzamy, po czyjej stronie danej gejszy znajduje się większa liczba podarunków – ten gracz zdobywa chwilowe zainteresowanie danej damy. Rzecz jasna, nie wystarczy raz zyskać sobie jej przychylności; kobieta w końcu zmienną jest i adorator, który w kolejnej turze ofiaruje jej więcej prezentów niż ten, który zrobił to poprzednio, może z łatwością ją odbić. Gra staje się tym trudniejsza, im więcej dam darzy nas w danej chwili swoimi względami – musimy bowiem nie tylko starać się o kolejne, ale i okazywać naszym aktualnym przyjaciółkom niesłabnącą uwagą, by czasem nie oddały swojego serca jakiemuś szubrawcowi... Na przykład temu po drugiej stronie stołu. O tobie mówię, fircyku jeden!
To, co na papierze wygląda prosto, okazuje się interesująco trudne w praktyce: bardzo łatwo jest przez nieprzemyślane działanie znaleźć się w sytuacji, w której jesteśmy zmuszeni do zagrania akcji pomagającej przeciwnikowi. W obrębie opisanych powyżej czterech działań kryje się zaskakująco dużo myśli strategicznej, a gracze w tej niewielkiej przecież grze staną przed całą masą dylematów. Jakie karty zaproponować w ramach kompromisu, by przeciwnik miał z tego jak najmniej korzyści? Co powinno być sekretem w danej turze? Czy nasz rywal spróbuje w tajemnicy zdobyć łaskę najpiękniejszej, czy może będzie liczył na to, że tak właśnie pomyśleliśmy, zamiast tego uderzając do miłośniczki herbaty, którą z takim trudem udało nam się zaprosić na wspólny podwieczorek?
Każdy prezent ma w talii do „Gejsz” określoną liczbę kopii – twórcy wprowadzili jednak pewien interesujący element, który zaskakująco skutecznie zapobiega cwanemu liczeniu kart przez obu graczy. Przed każdą rundą jedna z kart wraca do pudełka i nikomu nie wolno jej podejrzeć. Ten z pozoru drobny zabieg wywraca do góry nogami całą matematykę, wprowadzając jednocześnie do gry element kontroli ryzyka. Bo co, jeśli piąty bukiet jednak jest w grze... I ma go twój przeciwnik?
„Gejsze” wydane są bardzo ładnie – zarówno ilustrowane w nieco kreskówkowym, ale oszczędnym i schludnym stylu sztywne, lakierowane portrety niewiast, do których przyjdzie się nam zalecać, jak i wizerunki na kartach prezentów cieszą oko i nadają grze ciut baśniowego nastroju. Całość bardzo satysfakcjonująco mieści się w małym pudełeczku, które można zabrać ze sobą dosłownie wszędzie, czyniąc z gry świetny gadżet, na przykład, na długą, mozolną podróż pociągiem.
To bardzo niepozorna pozycja – zasiadając do stołu właściwie nie spodziewałem się po niej niczego, a już z całą pewnością nie tego, jak intensywnie i drobiazgowo przyjdzie mi planować kolejne dwadzieścia minut życia, bo mniej więcej tyle trwa jedna partia. Jasne, „Gejsze” to zdecydowanie filler – ale też jeden z najbardziej pomysłowych, intrygujących i angażujących fillerów, w jakie zdarzyło mi się zagrać. Warto.