Recenzje gier planszowych i karcianych
Strażniczki
Wydawca: Rebel.pl
Autor: Guan Chih Huang
Rodzaj: Karciana
Poziom skomplikowania rozgrywki: Niski
Losowość: Mała
Gra składa się z:
- 11 kart postaci;
- 6 żetonów głosowania;
- monety pierwszego gracza;
- 42 kart (6 kart pomocy, 36 kart atrybutów);
- 80 żetonów punktacji;
- instrukcji.
„Strażniczki” są grą karcianą dla grupy od trzech do sześciu graczy, w której wchodzimy w rolę Opiekunek – duchów świata, sług Bogini, mających czuwać nad równowagą dobra i zła w ludzkich sercach. Przełożenie fabuły na rozgrywkę kończy się jednak na tożsamościach postaci i symbolach kart – w praktyce mamy do czynienia z prostą (w założeniach!) grą opartą na strategii, dedukcji i blefie. Każdy z graczy dobiera pięć punktowanych „Kart Atrybutów” (zaczynając z ręką sześciu, wybiera zawsze jedną i przekazuje resztę sąsiadowi, odbierając od innego jego zestaw – do momentu, w którym każdy z graczy ma odłożone pięć kart), a następnie ujawnia trzy z nich innym graczom. Następnie, na drodze głosowania, wszyscy próbują wskazać tego, kto ich zdaniem uzbierał najwięcej punktów. Wybrany może zgodzić się z decyzją i pozbyć się części kart – lub zaryzykować odmowę. Jeśli okaże się, że głosujący na niego mieli rację, straci punkty – jeśli przeciwnie, zyska je. Dochodzi do tego parę drobiazgów takich jak sposoby punktowania różnych typów kart... Oraz rozdawane co turę Karty Postaci, które dodają do rozgrywki dodatkowe elementy: możliwość podglądania cudzych kart, zmieniania jednych w inne lub doliczania dodatkowych punktów za zbieranie kart danego typu.
Zasady gry dają się wytłumaczyć w pięć minut i to osobom, które do tej pory z grami karcianymi nie miały zbyt wiele wspólnego. Jednocześnie miałem wrażenie, że mają one na tyle smaczków niewidocznych na pierwszy rzut oka, by dawać pole do popisu graczom, którzy chcieliby w czasie gry móc wykazać się umiejętnościami zamiast liczyć po prostu na ślepy traf. Znajdziemy tu więc wspomniany już element blefu (jakie karty pokażesz reszcie graczy? Czy chcesz uniknąć oskarżenia, czy wręcz zostać oskarżonym niesłusznie, by jeszcze na tym zyskać?) i dedukcji (przejawiający się w zgadywaniu, które z widzianych kart trafiły do którego z graczy – oraz w przewidywaniu, które z nich postanowili ukryć). Ważną rolę pełni strategiczne planowanie własnych decyzji (przejawiające się w samym doborze kart na początku rozgrywki – bezpieczniej jest zbierać karty, które dają z góry określoną wartość, ale dużo wydajniejszym sposobem jest zbieranie tych z nich, które w pojedynkę nie dają prawie nic, za to w większej liczbie powtórzeń okazują się najwyżej punktowaną kombinacją), a, co najważniejsze, nie ma możliwości wygrania bez wchodzenia w interakcję z pozostałymi graczami. Jak widać, zasady może i są proste, ale w szczegółach kryje się nawet nie diabeł, a całe legiony piekielne. Mechanicznie „Strażniczki” jawią mi się więc jako produkcja przemyślana i dopracowana – wszystko to bardzo fajnie się w niej komponuje i żaden z tych elementów nie odstaje od reszty. Grało się przyjemnie – nie wyciska może siódmych potów z czachy, ale jakiś dreszczyk emocji jednak się pojawia.
Muszę tu koniecznie wspomnieć, że „Strażniczki” są przypuszczalnie jedną z najładniej wydanych gier, jakie w życiu trzymałem w rękach. Tutaj wszystko wykonane jest z niesamowitym poszanowaniem dla klimatu – od ilustracji na kartach cech i postaci, poprzez drewniane żetony głosowania albo pierwszego gracza, monety do oznaczania punktów (nie tylko lakierowane, ale nawet przebite w środku, by jeszcze bardziej wyobrażały prawdziwe starożytne monety!), kończąc na samym pudełku – z wycięciami idealnie pasującymi na każdy element zawartości. Wszystko to sprawia, że przyjemność daje samo posiadanie „Strażniczek” w swoich zbiorach – to nie gra, to istne dzieło sztuki! Jedynym mankamentem, jakiego mógłbym się tu doszukać, jest zapach użytej do druku farby. Jest paskudny – na szczęście ulatnia się po jakimś czasie.
Cóż dodać? Dla grupy od trzech do sześciu osób, lubiących blef, kombinowanie i odrobinę ryzyka, „Strażniczki” mogą okazać się bardzo satysfakcjonującym wyborem. Jedna partia trwa około kwadransa, co czyni z gry znakomity filler, ciężko jednak oprzeć się pokusie zagrania rewanżu albo czterech. Jeśli w twojej sześcioosobowej grupie okazjonalnych planszówkowców znudził się „Bang!”, koniecznie daj szansę nowej propozycji Rebela.