„Mercy. Tom 1: Dama, mróz i diabeł”
Autorzy: Mirka Andolfo
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Liczba stron: 64
Cena okładkowa: 44,90 zł
Mirka Andolfo to włoska ilustratorka i rysowniczka, która na polskim rynku komiksowym zasłynęła tytułami takimi jak „Sacro/Profano” czy „Wbrew naturze”. Trzecim z jej autorskich projektów jest seria „Mercy” – jej pierwszy tom ukazał się ostatnio w kraju za sprawą wydawnictwa Non Stop Comics. Nie miałam przyjemności zapoznać się z poprzednimi dziełami tej autorki, choć kojarzę jej styl i kreskę – jak chyba większość osób, które, podobnie jak ja, zwracają uwagę szczególnie na pięknie rysowane komiksy. „Mercy” przyciągnęła mnie jednak nie tylko ze względu na walory wizualne – połączenie tychże z klimatem weird westernu i intrygującą postacią kobiecą to aż nadto, by mnie zainteresować.
Zanim jednak przyjdzie nam poznać główną bohaterkę, zaprezentowane zostaje parę informacji na temat miejsca akcji i jego przeszłości. Tragiczne wydarzenia sprzed lat odcisnęły piętno na mieszkańcach miasteczka Woodsburgh, w którym obecne nastroje zdają się bardzo napięte – zbyt dużo niewypowiedzianych uraz wisi w powietrzu. W tym wszystkim mamy też kobietę głoszącą przepowiednie o powrocie „Diabła z Woodsburgh”, a także małą sierotę, półindiankę, która wierzy, że jej dawno zaginiona matka, wyidealizowana świetlista istota ze skórą upstrzoną gwiazdami, kiedyś po nią wróci, by uratować córkę od niedoli. Gdy w mieście zjawia się piękna i błyskotliwa lady Hellaine, wszyscy są nią zachwyceni – choć każdy z innego powodu. No, prawie wszyscy…
Czytelnik od początku niemal będzie świadomy prawdziwej natury Hellaine, ale już nie jej przeszłości i pochodzenia. Z tego punktu obserwowanie, w jaki sposób reagują na jej grę, skądinąd nie tak doskonałą, mieszkańcy Woodsburgh, jest bardzo ciekawe. Jak ma się do tego niesławny Diabeł i tragiczne wydarzenia z pobliskiej kopalni? Powiązanie wydaje się być silne, a jednak rola nowo przybyłej piękności – nie tak oczywista. Do tego dochodzi jej tajemniczy opiekun i morderstwa, które przydarzają się w miasteczku. Zagadka, która właściwie nie jest zagadką. I w tym rzecz – że spora część ciężaru fabularnego w „Mercy” nie koncentruje się jedynie na bohaterce – ale jest on w ogromie powiązań i tajemnic łączących ją z mieszkańcami Woodsburgh.
Te zaś są wyśmienicie rozegranie w warstwie obyczajowej i psychologicznej. Nie ma tu postaci płaskich i jednowymiarowych – każdy przeżywa jakąś traumę, w jakiś sposób zmaga się z przeszłością. Woodsburgh nie jest spokojnym, sennym miasteczkiem i dzięki wszystkim bogom za to – bo do doprowadzenia tego tygla do wrzenia wcale nie trzeba było kilku nowych morderstw. Wręcz przeciwnie – sprawiają one, że nastrój w opowieści robi się nagle wręcz mroźny. A to bardzo odpowiednio, patrząc choćby na tytuł pierwszej części.
Wizualnie „Mercy” jest przepiękna – ale niczego innego nie można się spodziewać po Mirce Andolfo. Autorka, która odpowiedzialna jest nie tylko za rysunki, ale też kolory i scenariusz, wspaniale oddała twarze postaci i głębię ich uczuć, od radości, aż po rozpacz i szaleństwo. Widać, że jest to przemyślany i staranny projekt.
Widziałam już porównanie „Mercy” do takich tytułów serialowych, jak „Penny Dreadful” i „Alienista”. Zdecydowanie mają pewne wspólne smaczki, zwłaszcza jeśli chodzi o wiktoriański horror „Penny Dreadful” i jego nawiedzoną bohaterkę. Dla wielbicieli tych klimatów „Mercy” powinna być pozycją obowiązkową – ale nie tylko dlatego warto ją przeczytać.