Kolejne Narodowe Święto Niepodległości spędzone w Rybniku – jeszcze trochę i stanie się to tradycją. Czas szybko mija, a raczej powinienem napisać, że poczucie upływu czasu przyśpiesza. Czas ma to do siebie, że jest bezlitosny i nic go nie zatrzyma. Ogarnęła mnie nostalgia, bo to już moja trzecia edycja Tsuru. Mam miłe wspomnienia związane z tym eventem – to właśnie tutaj poznałem większość osób z Konwentów Południowych. Czy coś się zmieniło przez ten czas? Na pewno moje spojrzenie na część spraw. Na wstępie chcę Wam podziękować, że jesteście, i zaprosić do lektury.
Na złe połączenie komunikacyjne nie mogę narzekać. Podczas weekendu kursuje pociąg relacji Wrocław–Bielsko-Biała, po drodze zahaczając o Rybnik, tak więc po niecałych 3 godzinach podróży byłem na miejscu. Jak Tsuru, to oczywiście przyjazd w piątek wieczorem – tak, by być wypoczętym i w sobotę od rana czujnym okiem obserwować wszystko, co jest warte uwagi.
Jeszcze 5 minut...
Kto nie lubi wcześnie wstawać, ręka do góry! Mnie obudził Miłościwie Panujący Król Daneł, po nocnej podróży wbijający do sleep roomu o godzinie 7:00. Teraz zastanawiam się, ilu z Was poświeciło nockę na przyjazd do Rybnika. Skoro już mnie obudzono… zaraz, zaraz już jest 9:00?!
Z informacji, które otrzymałem od uczestników wynika, że akredytacja ruszyła planowo o godzinie 8:00, a godzinę później kolejka dalej ciągnęła się i zawijała praktycznie do samej bramy. Wszystko szło raczej sprawnie. Na konwencie były dwa punkty akredytacyjne: jeden bliżej bramy, a drugi w głębi podwórza. Pierwszy był dla mediów, wystawców, cosplayerów i gości, drugi zaś dla pozostałych uczestników. Osobiście nie miałem problemów, ale kilka osób odesłano z jednej akredytacji do drugiej. Helperzy nie wiedzieli, którym wejściem mają wpuszczać poszczególne grupy uczestników. Standardowo przy wejściu otrzymaliśmy opaskę, identyfikator na schludnej smyczy, informator oraz mapkę.
Ciasno to było rok temu
Wydawać by się mogło, że to niemożliwe. A jednak. Jeżeli w zeszłym roku mówiłem, że było ciasno, to jak było tym razem? Na korytarzach panował ścisk i – pomimo otwartych okien – zaduch. Wystawcy rozstawieni byli wzdłuż obydwu ścian, a środkiem wyznaczono przejście. Wydawać by się mogło, że jednak jest trochę szerzej, ale i tak wąsko. Przynajmniej nikt nie zastawił przejścia namiotem. Pozytywne jest to, że tylu Was przyjeżdża, dowodzi to tylko jak dużym zainteresowaniem i uznaniem cieszy się Tsuru. Jak już tak chodzimy po korytarzach, to warto wspomnieć o bardzo dużym wyborze w asortymencie – od przypinek, zakładek i pocztówek, po koszulki, poduszki i figurki, a wszystko to z bohaterami z naszych ulubionych serii. Do tego wigi, mangi, słodycze i jeszcze raz mangi. Nie zabrakło również produktów handmade, które stały się bardzo popularne i są doceniane przez większość konwentowiczów. W ofercie mogliśmy znaleźć fanarty, naklejki i wszelkiego rodzaju gadżety, które da się stworzyć własnoręcznie. Wybór jak na przyzwoity konwent mangowy przystało.
Cisza w eterze
W tym roku podczas konwentu nie usłyszeliśmy radia Anime24. W zeszłym roku towarzyszyło nam praktycznie przez całą imprezę, a tym razem cisza. Jedynie, co dało się usłyszeć z radiowęzła, to trochę irytujące komunikaty o możliwości zakupienia jedzenia w budce przy szkole i o tym, o której ją zamkną. Ciepły posiłek w taką pogodę kusił, więc chętnych do zakupów w food trucku nie brakowało, tym bardziej że mogliśmy tam kupić też gorący napój. Długa kolejka zamawiających zebrała się również u Hidamari Sushi. W końcu prawdziwi miłośnicy Kraju Kwitnącej Wiśni nie mogą sobie odmówić jednego z najpopularniejszych w Japonii dań. Warto było odczekać swoje i zjeść przepyszne sushi. A jeżeli kogoś „suszyło”, to piętro niżej znajdowało się stoisko z Bubble Tea. Natomiast ci, którym nie pasuje konwentowe jedzenie, jak zwykle mogli coś zamówić bądź kupić w sklepie. Pomimo święta żabka w pobliżu szkoły konwentowej była otwarta.
Na temat czystości słów kilka
Teren imprezy był regularnie patrolowany i śmieci często ginęły w odmętach czarnych worków.Nawet rano w sleep roomach Helperzy sprawdzali, czy śmietniki nie są pełne. W toaletach jako tako, tragedii nie było, a nawet papier był dostarczany na bieżąco. Jednak w kwestii pryszniców nic się nie zmieniło. Taka sama liczba, co w zeszłym roku, jedynie został wymieniony bojler i dołożono drugi. Oczywiście to kwestia włodarzy szkoły, a nie organizatorów konwentu, ale tak jak w zeszłym roku pisałem, tak teraz powtórzę: organizatorzy powinni pomyśleć o postawieniu kontenera sanitarnego. W tym roku, pomimo tego, że była ciepła woda, to praktycznie nie było ciśnienia, gdy w dwóch natryskach naraz otworzyło się baterie. Czyli do użytku na tak liczne grono ludzi mieliśmy półtora natrysku. Te pół natrysku to pomieszczenie obok, w którym leciała wąska stróżka wody.
Scena główna i salki
Konkurs cosplay odbył się w sobotę o godzinie 20:00. O dziwo, na konwentach coraz rzadziej zdarzają się obsuwy czasowe, w tym przypadku też jej nie było. Tym razem zaplanowano tylko 28 występów. Piszę tylko, bo rok wcześniej było ich aż 43… Cały konkurs trwał wtedy około trzech godzin, co w przypadku, gdy siedzi się na podłodze, jest praktycznie nie do wytrzymania. Teraz po dwóch godzinach było już po konkursie i ogłoszono zwycięzców. Cieszyła duża różnorodność strojów, występowali zarówno początkujący, jak i ci bardziej zaawansowani cosplayerzy, a niektóre scenki zwalały z nóg. Podziwiam Was za dbałość o szczegóły w strojach, a zwłaszcza to, że chce się Wam je tworzyć. Sprawiacie tym samym wielką radość innym uczestnikom.Skoro mowa o Mainie, wspomnę też o innych salach, w których wcale nie było nudno. No oczywiście zależy w której. Wszystkich sal panelowych było 12, do tego OSU!, DDR, UltraStar oraz konsolówka, a w pomieszczeniu 49 znajdowały się planszówki. Jeżeli miałbym Wam powiedzieć, która sala cieszyła się największym zainteresowaniem, to obstawiałbym konferencyjną. Szczególną uwagę uczestników przykuło spotkanie z Marco Kubisiem. Szacunek za to, że tam wysiedzieliście, zaduch w sali był nie do wytrzymania. To podkreślało tylko, jak bardzo interesujący był to panel.
Atrakcji było bardzo dużo, jednak stalibywalcy konwentów mogli uznać, że znaczna część się powtarza i prawie zawsze są ci sami prowadzący. Brzmi nudno, prawda? I często tak jest. Pomimo dobrych atrakcji zaczynamy się nudzić i wtedy wkracza social. Oceniając konwent, należy zwrócić uwagę na każdą z tych kwestii. Atrakcje powinny być interesujące, zabawne, po prostu przykuwać naszą uwagę, a my podczas konwentu powinniśmy się dobrze bawić.
Jeszcze tylko kilka linijek
Tsuru nabrało rozpędu i z roku na rok na konwent przybywa coraz więcej uczestników. I tak jak w zeszłym roku brakowało miejsca, tak w tym nie było go wcale. Przed wydarzeniem krążyły plotki o zmianie lokalizacji, ale jak widać albo były to tylko plotki, albo coś nie wypaliło.
Jeżeli za rok Tsuru odbędzie się w tej samej szkole, warto pomyśleć o wspomnianych wcześniej kontenerach sanitarnych.
Muszę szczerze przyznać, że nie mam się do czego doczepić. Pewnie były potknięcia, bo te zawsze są, ale nie o to chodzi, żeby wszystko wytykać palcami. Wadą tego konwentu jest za duża liczba uczestników jak na pojemność budynków szkoły oraz zły sanitariat. Liczba atrakcji wg mnie jest wystarczająca, do tego widać było zadowolonych uczestników, więc całość na plus. Ogólna ocena 7,5/10.
Osobiście bawiłem się bardzo dobrze w gronie świetnych znajomych. Zobaczyłem dawno niewidziane twarze i miłe jest to, że mnie pamiętacie. Jeżeli coś mi umknęło, piszcie w komentarzach, jeżeli coś Wam się nie podobało – też piszcie. Do zobaczenia na kolejnych eventach!