Mimo wieloletniego stażu konwentowego, zarówno w liczbie odwiedzonych imprez, jak i lat minionych od pierwszej, na której się pojawiłem, tegoroczne Dni Fantastyki we Wrocławiu były moimi pierwszymi. Wielokrotnie w ciągu ostatnich lat próbowałem dotrzeć do Leśnickiego Centrum Kultury Zamek i zawsze zdarzało się coś, co mi to uniemożliwiało. Tym razem wreszcie się udało i mogę porównać tę imprezę z innymi i opowiedzieć Wam, czy żałuję, że moje plany nie dochodziły do skutku, czy jednak DF-y są niewarte uwagi. Oczywiście argumentując i opisując przebieg imprezy, jej atrakcje oraz to, co ją wyróżnia.
Zamkowa lokacja
Centrum Kultury Zamek leży w Leśnicy, czyli dzielnicy Wrocławia, będącej niegdyś osobnym miasteczkiem. Dojście z przystanku autobusowego zajmowało raptem kilka minut i już mogliśmy cieszyć oczy bardzo ładnym budynkiem, wokół którego rozciągał się spory park. Po przejściu przez bramę (część terenu oplatał mur) należało przejść przez most nad suchą fosą, a następnie odebrać lub zakupić akredytację w postaci silikonowej opaski w jednym z namiotów rozstawionych przed wejściem. Ale czy naprawdę musieliśmy wydać te pieniądze? Nie do końca, ponieważ akredytacja dawała nam jedynie dostęp do samego budynku, a jak za chwilę się przekonacie, na zewnątrz atrakcji nie brakowało.
Jak wspomniałem, teren otoczony był parkiem, nie dodałem natomiast, że na tej powierzchni działo się chyba najwięcej. Zacznę od prawej strony Zamku i będę Was prowadził dalej wokół budynku. Bodaj pierwszą i najbliższą atrakcją była mała wioska fantasy, gdzie mogliśmy strzelić z łuku do zdjęcia królika przytwierdzonego do tarczy czy wziąć w dłoń jeden z mieczy. Dalej znajdowała się jedna z dwóch stref gastronomicznych, gdzie mogliśmy zakupić jedzenie z budki lub foodtrucka, dobrać kraftowe piwo (niestety bardzo drogie – jeżeli dobrze pamiętam, kosztowało 11 złotych) i usiąść przy jednym z licznych, podłużnych stołów, aby ze spokojem wszystko skonsumować. Przemieszczając się dalej, natrafiłem na namiot konwentu Kapitularz – imprezy fantastycznej z Łodzi – gdzie zapewniano garść atrakcji oraz gościnną kawę z ekspresu, której nie odmówiłem. Nieco dalej ulokował się kowal, który na oczach widzów tworzył różne dzieła, objaśniając tajniki tłuczenia młotem w rozgrzany metal. Zatrzymywało się tam sporo osób, więc zainteresowania atrakcją nie brakowało. Zaraz obok zauważyłem jeszcze osamotnione stoisko z drukiem lub rysunkami stylizowanymi na średniowiecze/fantastykę, ale niestety nie przyjrzałem się temu zbyt dokładnie.
Nieco wcześniej, bliżej Zamku i tak jakby w fosie, zorganizowano scenę. Był to stały, murowany element z dodanym zadaszeniem i barierkami oddzielającymi atrakcje od obserwatorów. Ciekawym pomysłem było rozstawienie leżaków, z których w bardzo wygodnej pozycji mogliśmy obserwować pokazy.
Już z daleka widać było całkiem spory zbiór namiotów, który okazał się być strefą handlową z wystawcami. I tutaj mogliśmy nabyć gry planszowe, całą masę gadżetów związanych z fantastyką, wyroby skórzane, książki i wszystko to, co cieszyło fanów konkretnych dzieł popkultury. Ja na przykład zatrzymałem się przy stoisku, gdzie stała manierka z Krypty 13 z uniwersum Fallout.
Już za budynkiem napotykaliśmy drugą strefę gastro, gdzie, z tego co zaobserwowałem, siedziało znacznie więcej osób niż po drugiej stronie. Mogło to wynikać z większego spokoju, bo lokalizacja była oddalona od wejścia tak bardzo, jak to tylko możliwe. Poza tym znajdowało się tam więcej foodtrucków z jedzeniem. Jeżeli zachciało nam się pójść jeszcze dalej, trafialiśmy na kolejny namiot z atrakcjami.
W samym Centrum Kultury Zamek odbywały się prelekcje, warsztaty i wykłady. Ponadto umiejscowiono tam strefę VR, konsolówkę oraz strefę dla dzieci, która znajdowała się na balkonie nad sceną główną. Tutaj też odbywały się spotkania z gośćmi imprezy.
Scena główna i jej atrakcje
Skoro już jesteśmy przy temacie atrakcji, warto określić, co właściwie działo się na scenie. A działo się naprawdę dużo. Był pokaz akrobatyki na szarfach, koncert, taniec brzucha, pokazy walk na miecze, konkurs cosplay oraz gala Kryształowych Smoków, poprzetykana kolejnymi pokazami i atrakcjami. Nawet najmłodsi mieli coś dla siebie, gdyż przed konkursem cosplay odbył się występ magika zabawiającego publiczność sztuczkami i żartami, a sądząc po dykcji oraz słownictwie, można było stwierdzić, że jest to osoba doświadczona w pracy z dziećmi.
Sam konkurs był dosyć widowiskowy i ze sporą dawką humoru. Pojawili się cosplayerzy odkrywający najróżniejsze role, od tych z filmów i bajek, aż po dzieła kultowe. O dziwo pojawiły się aż dwa występy z „Asterixa i Obelixa”, w tym sam skryba Otis, wygłaszający swoją sławną kwestię o życiu. Na scenie pojawił się także Juliusz Cezar we własnej osobie i Asterix cosplayowany przez bardzo młodą osobę. I tutaj warto wspomnieć, że młodych i ambitnych, a przy tym utalentowanych twórców było na scenie wyjątkowo dużo. Widać, że rośnie nam nowe pokolenie cosplayerów. Nagrodę główną zgarnęła Margaret z powtórką swojego występu z Pyrkonu, gdzie także wygrała. Zdjęcia wszystkich występów, a także stream z konkursu znajdziecie na naszym fanpage’u.
A zatem... czy warto płacić za wejściówkę?
I tutaj przechodzimy do kluczowego pytania tego tekstu. Czy warto wybrać się na DF-y? Moim zdaniem tak, co wypunktuję jeszcze w podsumowaniu, gdzie dodam to i owo. Ale czy warto płacić za imprezę? Jeżeli chcecie wesprzeć organizację i umożliwić sfinansowanie wydarzenia, to jak najbardziej zachęcam do wpłaty, jednak jeżeli chodzi o to, co dostajemy za tę kwotę, to już nie wygląda tak różowo. Przeważająca większość atrakcji jest dostępna za darmo dzięki rozstawieniu ich wokół budynku. Niestety, jest on w środku na tyle ciasny, że nie dałoby się tam upchnąć choćby ćwiartki tego, co mogliśmy zobaczyć. Teren też nie jest zamknięty i można się tam dostać, przechodząc po prostu przez okoliczny park, stąd niemożliwością jest zamknięcie imprezy dla uczestników „darmowych”. Sama forma wejściówki też pozostawia w tej kwestii sporo do życzenia, ponieważ opaskę w każdej chwili można zdjąć i przekazać dowolnej osobie. Jeżeli chcecie spotkać kogoś z gości lub jeśli zależy Wam na konkretnej prelekcji czy panelu, to wejściówka okazuje się nieodzowna, zaś w innym przypadku zapłata stanowi jedynie miłe wsparcie organizacji.
Słowo na koniec
To, co mnie uderzyło właściwie od razu, to klimat imprezy. Przypominało to festyn lub rodzinny piknik organizowany przez władze miasta. Rodziny z dziećmi licznie spacerowały po terenie imprezy, a wszechobecne namioty pogłębiały to wrażenie. Świetna pogoda, ławki na świeżym powietrzu i leżaki stanowiły idealny mix odprężający. No dobrze, ale co by się stało, gdyby spadł deszcz? Pogdybajmy przez chwilę.
Atrakcje zewnętrzne straciłyby sens. Kto by chciał strzelać z łuku w strugach wody spadającej z nieba? A i stal trzeba by gdzieś schować, gdyż nie lubi ona wilgoci. Kowal nie mógłby pracować, więc zmuszony byłby zrezygnować z kucia. Część stoisk, mimo namiotów, raczej nie ryzykowałaby zalania cennego towaru, a nie każdy punkt strefy wystawców był zadaszony. Klienci też raczej nie kwapiliby się, aby cokolwiek kupować. Scena? Ta także była zadaszona, ale miejsce z leżakami już nie, więc nie byłoby widowni, która mogła by oglądać te wszystkie atrakcje. A co ze strefami gastro? Także i tutaj czekałaby nas pustka, bo co to za przyjemność jeść i pić, kiedy niebo spada Wam na głowy?
Dni Fantastyki nie są imprezą, która by się obroniła, gdyby warunki atmosferyczne nie dopisały. W budynku już i tak bywało ciasno, a jakby choć część uczestników z zewnątrz chciałaby ukryć się przed deszczem, Zamek by pękł...
Akredytacje w formie silikonowych opasek są świetną pamiątką, którą można nosić także i po konwencie, ale czy się sprawdzają jako sposób weryfikacji? Wątpię, tutaj należy liczyć na uczciwość uczestników.
Chciałbym jeszcze podzielić się spostrzeżeniem, że obsługa była na bardzo wysokim poziomie. Ewidentnie wyszkolona, pomocna i uprzejma. Byli w stanie załatwić każdą sprawę praktycznie od ręki i we własnym zakresie także dbali o wiele aspektów. Urzekło mnie, kiedy jakiś człowiek z organizacji zapytał, czy wszystko w porządku i czy potrzebuję pomocy, kiedy zmogło mnie zmęczenie i musiałem oprzeć się na moment o drzewo.
Dni Fantastyki we Wrocławiu to świetny event, który warto odwiedzić i żałuję, że nie udało mi się to wcześniej. Polecam to każdemu, bo nie wszystko da się się opisać, a to, jak się czuło już na miejscu i jak bardzo relaksująca jest to impreza, trzeba odkryć samodzielnie.
Treść sponsorowana:
Szukasz inspiracji prezentowych dla miłośników mangi, anime lub kultury japońskiej?
Sprawdź: Prezent Simple - Centrum mangi i anime
Znajdziesz tutaj koszulki z japońskim napisem, kubki z kawaii nadrukiem, poduszki anime, modę harajuku oraz inne gadżety związane ze światem japońskiej popkultury.