W tym roku ponownie zagościłem na Poznań Game Arenie, moją relację z zeszłorocznej edycji możecie przeczytać tutaj, a tymczasem przejdźmy do tego, co się działo w tym roku! Tegoroczny termin - 21-23 października, miejsce bez zmian, czyli Międzynarodowe Targi Poznańskie znanym niektórym bardzo dobrze m.in. z Pyrkonu. W przeciwieństwie do roku zeszłego tym razem w planach miałem trzydniowy pobyt, co pozwoliło mi zobaczyć, jak wygląda impreza w trakcie soboty — kiedy to też i ludzi było najwięcej.
Po przybyciu w piątek do Poznania i wyjściu z dworca od razu udałem się na targi. Ktoś, kto nigdy wcześniej nie był na terenie MTP nie miałby problemu ze znalezieniem go. Po pierwsze jest to największy budynek zaraz po wyjściu z dworca głównego, po drugie — ściany spowijał wielki bilboard reklamujący, a jakże, PGA. Akredytacja jak zwykle przebiegła w miły sposób, co było zasługą radośnie uśmiechniętych Pań, później tylko wsunąć kod kreskowy do kołowrotka (przy których to stali helperzy na wypadek, gdyby ktoś miał problem z przejściem, a uwierzcie mi na słowo — niestety wiele osób go miało) i voila, jestem na terenie największych targów w Polsce! Dodam jeszcze dla osób niezorientowanych w sprawie, że piątkowy dzień PGA jest tak zwanym „vip day'em”. Nie oznacza to, że wejście mają wtedy jedynie ludzie z branży. Także zwykły uczestnik może kupić bilet właśnie na sam „vip day” za cenę 120 złotych. Dużo? Prawdę mówiąc, to tak, ale nie będę ukrywać, że to właśnie wtedy panują najbardziej komfortowe warunki, a co obrotniejsi, odrobią sobie tę sumę, biorąc udział w przeróżnych konkursach (gdzie oczywiście w piątek konkurencja jest mniejsza). Według mnie lepiej jest przyjechać na sam piątek niż na sobotę i niedzielę. Jednak wracając do samej imprezy — budynki targów wynajęte przez organizatorów PGA były identyczne jak w zeszłym roku, plus jedna hala. Obecny był “krzyż” znany uczestnikom Pyrkonów, czyli budynki 7, 7A, 8 i 8A, to w trzech ostatnich umieszczono stoiska wszelkiej maści — pozytywne wrażenie szczególnie wywarło na mnie stoisko Alienware’u oraz Symulatora Farmy, obok którego stał najprawdziwszy ciągnik. Warto dodać, że MediaMarkt stworzyło nawet w tym roku swój mini sklep, gdzie można było kupić najrozmaitsze peryferia dla graczy po – jak zawsze – wygórowanych cenach. Mogliby się postarać i obniżyć na PGA chociaż trochę ich ceny. Za to hala nr 7 przeznaczona była na strefę Indie. W budynku 6A zorganizowano główną scenę Twitcha, która prezentowała się zdecydowanie bardziej okazale niż rok temu, ale można było znaleźć tam także parę innych scen oraz strefę Play, którzy to postawili piętrową, metalową konstrukcję – na dole można było pograć m.in. w Overwatcha i Counter-Strike oraz zrobić sobie zdjęcie w 360 stopniach z ulubionym youtuberem (super sprawa, to znaczy zdjęcie, bo jeśli chodzi o youtuberów to jakoś nie szaleję za nimi), a u góry odpocząć w chill zonie. W budynku 5 natomiast było wszystko — sceny, fotościanka dla cosplayerów, ciężarówka ELC Gaming (Big Betty reklamowana jako “pierwsza mobilna arena e-sportowa”, uwierzcie mi, że robi piorunujące wrażenie! Jakby tego było mało non-stop był stamtąd stream), Laser Tag, czy stoisko Crunchipsów gdzie rozdawali za darmo ich małe paczki. W piątek było jeszcze spokojnie, za to w sobotę ludzie niemalże bili się o nie. Kojarzycie bitwę o karpia? Jeśli tak, to z łatwością zobrazujecie sobie bitwę o Crunchipsy. Sprawa trochę lepiej miała się z darmowym Spritem w hali nr 8A, ale to było wynikiem tego, że puszki dostawało się już otwarte — rok temu dawali zamknięte, również wtedy ludzie rzucali się na to jak jakaś swołocz. Ponadto, na głodnych i spragnionych czekały umieszczone w różnych miejscach strefy gastronomiczne, w tej największej widziałem, że można było zamówić sobie burgera wyglądającego całkiem w porządku. Ja skusiłem się jedynie na nachosy, które okazały się podłej jakości. Nie polecam. Na tym zakończę opis budynków, jeśli chodzi o jakieś szczegóły — można było pograć we wszystkie nowe produkcje, do tego VR’y były dosłownie wszędzie, co jest bardzo fajną opcją, biorąc pod uwagę, że na Oculusa czy HTC Vive mało kogo stać, a tak przynajmniej można było sobie sprawdzić, jak to wygląda. Playstation VR także było obecne, jednak jest on już trochę tańszy w porównaniu do konkurencji, i z tego co wiem, wyniki sprzedażowe wyglądają bardzo dobrze. Tradycyjnie urzekła mnie także strefa gier Indie — to tam można znaleźć najwięcej perełek, bezpośrednio porozmawiać z developerami danej gry, a jeszcze i czasami zgarnąć fajne fanty. Nie mówiąc już o dużej pomysłowości w wystroju stoisk. Jeśli ktoś z was zagości w przyszłości na PGA — strefa Indie aż się prosi, by ją odwiedzić. Youtuberzy byli wszędzie, szczególnie w sobotę przechadzali się targami ze swoimi fanami niczym król z orszakiem. Sobotni tłok był momentami nie do zniesienia, kolejki do jakichkolwiek stanowisk były na tyle duże, że więcej się czekało niż grało. Do tego dochodzą ludzie, którzy egoistycznie nie chcieli dać pograć drugiej osobie, tylko siedzieli sami jak najdłużej. Myślę, że sobotni dzień targów może być fajny w momencie, kiedy jedziemy z jakąś większą grupką znajomych. Można wtedy usiąść i obejrzeć jakiś mecz albo postać razem pod sceną i spróbować wyrwać jakąś nagrodę. W niedzielę także było tłoczno, ale już zauważalnie mniej. W ten sam dzień odbył się konkurs cosplay, był on poprzedzony eliminacjami, w związku z czym poziom strojów prezentowanych już w głównym konkursie stał na bardzo wysokim poziomie. Według mnie prowadzący mógłby być troszkę mniej żenujący, ale być może spowodowane to było stresem związanym z występowaniem na scenie, natomiast jeśli chodzi o prowadzącą — oprócz tego, że jej mikrofon nie był wyłączany i na twitchowej transmisji było słychać jej komentarze czy ustalenia przed ogłoszeniem wyników, to było okej. Główną nagrodą był sponsorowany przez LG monitor, a dodatkowo każdy z uczestników dostał sprzęt komputerowy o wartości około 600zł, co chyba pobiło budżet nagród wszystkich polskich konwentów.
Jeśli chodzi o samą organizację oraz poziom stoisk — naprawdę nie ma do czego się przyczepić. Wartym wspomnienia faktem jest to, że w porównaniu z rokiem poprzednim, tym razem według mnie było nie dość, że więcej hostess, to i zdecydowanie ładniejszych – niektóre z nich można, by powiedzieć, że były po prostu urocze, dziewczęce, a nie jak typowe hostessy, do których przywykliśmy. Biorąc za porównanie zeszłoroczną edycję, to w tym roku bawiłem się odrobinę gorzej. Jednak w momencie, kiedy się nad tym zastanawiam — nie mam jasnego powodu, by to wytłumaczyć, wręcz na odwrót — wszystko było lepsze, większe i ładniejsze. Być może po prostu się starzeję :P
Makku