Podczas gdy większość z Was bawiła się w Poznaniu na Pyrkonie, ja wraz z Dan i wspaniałymi towarzyszami broni udałem się do krainy wielce dalekiej – na Morawy, a dokładniej rzecz ujmując, na Animefest 2018, który jak co roku odbył się w Brnie. Jest on jednym z największych konwentów u naszego południowego sąsiada. Jeśli jesteście ciekawi naszej wyprawy, a przy tym chcecie dowiedzieć się, jak bawią się Czesi i czym różnią się ich konwenty od naszych, to zapraszam do rozwinięcia.

Zacznę od rzeczy najważniejszej, a mianowicie dojazdu. Dla większości z Was to pewnie kłopot wybrać się na zagraniczny konwent. Podejrzewam, że nie jest łatwo uzyskać zgodę danrodziców, a wyprawa na Morawy może wydawać się nieopłacalna ze względu na duże koszty i długą podróż. Swoje w autobusie odsiedzieć trzeba, ale gdy wybierze się nocny kurs, można spokojnie wszystko przespać. Koszty natomiast wcale nie są takie duże. Za podróż z Wrocławia do Brna i z powrotem zapłacimy około 60 zł, oczywiście jeżeli odpowiednio wcześniej zaplanujemy wyjazd, a wszystko dzięki Flixbusowi. Tak dla porównania dodam, że bilet pociągiem relacji Wrocław – Warszawa kosztuje około 50zł. Jak więc możemy zauważyć, wcale nie jest tak drogo, a i przy okazji można zwiedzić dość specyficzne miasto, jakim zdecydowanie jest Brno.

Akreditace

Oficjalnie impreza wystartowała w piątek o godzinie 18:00, jednak sama akredytacja ruszyła około godziny 16:00. Wraz z ekipą przyjechaliśmy na miejsce kilka minut po 17:00. Pomimo wejscietego, że centrum kongresowe położone jest na obrzeżach miasta, to jest bardzo dobrze skomunikowane z centrum, a przystanek znajduje się praktycznie przed samymi drzwiami, więc po wysiadce z tramwaju wchodzi się prosto w kolejkę, która tym razem do krótkich nie należała. Na nasze szczęście była ona przed wejściem dla zwykłych uczestników i pomimo jej długości nikt nie stał dłużej niż godzinę. Tył sprawnie parł naprzód. My weszliśmy bocznym wejściem przewidzianym dla VIP-ów, cosplayerów, wystawców i mediów. Po 10 minutach szybkiej i sprawnej akredytacji byliśmy w środku.
Pomimo bariery językowej nie było większych problemów ze zrozumieniem się. Otrzymaliśmy schludny informator z czytelnym planem atrakcji i mapką eventu (oczywiście po czesku), do tego breloczek i przypinkę. No i coś, czego zabraknąć nie powinno – opaskę, ale nie byle jaką, papierową, tylko solidną materiałową, która była zaciskana blaszką. Dla mnie to nowość, bo nigdy się z taką nie spotkałem, a trochę imprez odwiedziłem.

Vystaviste Brno

Obiekt, w którym odbywała się impreza, wybudowano w 1928 roku i odnowiono po II wojnie światowej, podczas której uległ zniszczeniu. Więcej w jego historię wgłębiać się nie będziemy, ale warto wspomnieć, że budynek wygląda dość ciekawie, a wnętrze robi skrzydlo a1wrażenie. Hala, w której odbył się konwent, składa się z rotundy, w której zlokalizowano główne atrakcje, skrzydeł A1 i A2 oraz korytarzy i łączników między nimi. Wysokie pomieszczenia z łukowatym przeszklonym sklepieniem i do tego balkon wokół – tak mniej więcej prezentowało się wnętrze. Na zewnątrz między pawilonami było dużo wolnej przestrzeni. Krzewy i drzewka robiły za ciekawe tło do sesji fotograficznych, szczególnie przy pogodzie, jaka panowała podczas imprezy (słonecznie z chmurkami), wszystko dobrze się komponowało. Szczególnym punktem na placu była duża fontanna, do której każdy miał dostęp i nikt nie zabraniał wchodzenia do wody. U nas najprawdopodobniej nie byłoby to możliwe.

Dárek z češtiny

Skoro już o budynku mowa, w skrzydle A1 znajdował się raj dla otaku – zlokalizowano tam stoiska wystawców. Było tam wszystko, począwszy od czeskich sklepów zajmujących sięwystawcysprzedażą mang, po wigi, soczewki, kubki, przypinki, poduszki, koszulki, figurki, rękodzieło. Ku naszemu zaskoczeniu spotkaliśmy kilku wystawców z Polski i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby u nas nie odbywał się Pyrkon. Jednak opłacało im się przyjechać, Taiyaki House miało pełne ręce roboty, bo Czesi ustawiali się w kolejce po pyszne przekąski. Porównując ceny gadżetów, to jest podobnie jak u nas, niektóre są trochę droższe, inne tańsze. Skoro mowa o jedzeniu…

ITADAKIMAS!!!

Nie powinno się chodzić „na głodnego”, gdyż wzmaga się agresja i zmęczenie, tym bardziej gdy pod nosem taki wybór. Bufety należące do brneńskiej hali wystawowej zaopatrywały w tosty, zapiekanki i coś ciepłego do picia. Automaty pełne były przekąsek, które na bieżąco uzupełniano, bo dość szybko ich zasoby się kończyły. Bistro oferowało taiyaki, ramen, ciasto, tosty i gorące napoje. Było też polskie Taiyaki House i duża strefa ze stolikami, by spokojnie usiąść i zjeść. ostatnia wieczerzaPrzed halą mieściły się trzy kolejne stoiska z jedzeniem i każde z nich serwowało ramen, przebijając się cenami. Muszę przyznać, że było smacznie, tak normalnie, bez szaleństw, a wybór duży – w piątek swobodnie i więcej, w sobotę mniej. Część punktów gastro dość szybko ogołocono z jedzenia i w rezultacie zostały zamknięte. Dla nas mniejszy wybór, a dla właścicieli piękny zysk. No i standardowo, komu nie odpowiadało jedzenie konwentowe (wcale nie takie drogie, mimo że płaciło się setkami… oczywiście koron), miał do wyboru miasto.
Ach, prawie bym zapomniał o jednej ze wspanialszych rzeczy konwentowych, uwielbiane chyba przez wszystkich monster bubble tea. 14 zł za duży kubek to nie tak drogo, zważywszy na wybór syropów, podstaw, kulek smakowych i żelek.

Pełny profesjonalizm

Tak, o cosplayu tutaj mowa. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to godzina rozpoczęcia konkursu. cosplayJeszcze tylko dodam, że odbyły się dwa – jeden debiutów i drugi główny. Otóż konkurs debiutantów wystartował o godzinie 12:30. Odbył się w rotundzie, okrągłej sali z dużą, przestronną sceną, dobrze oświetloną i nagłośnioną, wokół której znajdowały się trybuny. Liczba miejsc była ograniczona, a ci, którzy się nie dostali, mogli spokojnie obejrzeć transmisję konkursu na żywo w pawilonie A1 i A2 w specjalnych strefach. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby cosplay był nagrywany kamerą-pajączkiem (tak jak na polskich wydarzeniach e-sportowych typu IEM). Wracając do przebiegu, było 13 uczestników (mocna selekcja), całość trwała 1,5 godziny. Po każdym występie uczestnik zostawał na scenie wraz z konferansjerem, aby wysłuchać opinii jury i odpowiedzieć na ich pytania. Humor i forma prowadzenia konkursu zaskoczyła mnie, pozytywnie oczywiście. Stroje w konkursie debiutów wprawiały w zachwyt, a scenki dopracowane były do perfekcji. Dystans do siebie i humor Czechów szczególnie obrazuje specjalna wersja gangnam style puszczona przed rozpoczęciem – kto był, ten widział. Na zakończenie cała trzynastka wyszła na scenę i ustawiła się w okręgu przodem do publiczności i wtedy stało się! Scena ruszyła. Był to idealny czas na robienie zdjęć. Po kilku wolnych obrotach zakończyła się pierwsza część konkursu.
Główny konkurs cosplay rozpoczął się z lekkim opóźnieniem o godzinie 16:00, przebieg był taki sam jak podczas debiutu, jednak z tą różnicą, że tutaj było 15 uczestników i zmienił się skład jury. Jedną z osób w komisji była uwielbiana przez wielu Reika.
Według mnie tak wczesne godziny rozpoczęcia konkursów to dobry pomysł. Cosplayerzy bez obaw o swoje stroje, że coś się uszkodzi przed występem, mogą spokojnie spacerować po konwencie. Wyniki konkursów zostały ogłoszone na drugi dzień, a Wy znajdziecie je tutaj:
http://souteze.animefest.cz/contests/cosplay-soutez-2018/details

Cudze chwalicie…

No tak, możecie sobie pomyśleć, że ich wychwalam, ale fakty są następujące: wzorcowy porządek pomimo około 6 000 ludzi na obiekcie, czyste sanitariaty, ogólnodostępne pianino (i nawet przeżyło, a każdy mógł na nim zagrać, u nas bym się o to obawiał), fontanna, uczestnicyo której wspominałem wcześniej, i nikt się w niej nie utopił, wielu ludzi w strojach robionych własnoręcznie, jak i kupnych i nikt nikogo palcami nie wytykał, no chyba że miał genialny strój, to przykuwał uwagę innych. Ponadto akredytacja działała bez zarzutu. Miło było też usłyszeć dobre słowa od Czechów na temat naszych konwentów, ale nie spoczywajmy na laurach i pokażmy, że nasze mogą być jeszcze lepsze i rozwijajmy się dalej, bo wiecie co? Oni mówią, że wzorowali się na naszych konwentach, chcieli nam dorównać, a w tym momencie w znacznej części imprez nas przewyższyli.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy

To był mój pierwszy zagraniczny konwent i nie żałuję. Świetni ludzie, miła atmosfera i sprzyjająca pogoda. Warto wybrać się na weekend do Brna, szczególnie gdy ma się tak wspaniałą ekipę, jaką ja miałem zaszczyt mieć. Dziękuję Wam za udany konwent.
Do zobaczenia już wkrótce na Wrocławskich Dniach Fantastyki.

Sabat