Mokon, Love i Japanicon. Ostatnia nazwa pewnie jest znana czytelnikom, jednak dwie pierwsze będą pamiętali tylko ci, którzy swoją przygodę z konwentami zaczęli przynajmniej w 2015 lub 2016 roku, bo właśnie wtedy odbyły się ostatnie edycje tych wydarzeń – Mokon 6 oraz Love Anime!. W 2019 roku zabrakło także Japaniconu, organizowanego nieprzerwanie od dziewięciu lat. Spośród organizowanych przez MiOhi konwentów, został jedynie Magnificon, który najprawdopodobniej odbędzie się w czerwcu, ale i o nim nie mówi się ostatnio za dobrze i tegoroczna edycja może okazać się niezadowalająca. Co właściwie się stało? Dlaczego tyle negatywnych opinii zaczęło pojawiać się w internecie na temat firmy organizującej powyższe eventy? I przede wszystkim: czego może to nauczyć inne grupy robiące konwenty?
Zniknięcie Mokonu i Love
Zacznijmy od początku. Od końcówki roku 2016. Do tej pory mniej warszawskie Mokony odbywały się pomiędzy końcem listopada a początkiem grudnia. MiOhi często zapowiadało swoje konwenty od dwóch do pięciu miesięcy przed ich terminem (a ostatni Love dostał oficjalną datę zaledwie miesiąc przed samym eventem), więc i teraz cierpliwie czekano. Sporadycznie na fanpage’u firmy i na facebookowych stronach wydarzeń pytano o to, kiedy spodziewać się ogłoszenia daty. Tak samo nasza redakcja dostawała wiadomości prywatne na fanpage’a oraz maile z podobnymi pytaniami. Im bliżej listopada, tym więcej ich było, jednak wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. I tak upłynął rok 2016 i zaczęto pytać o kolejny konwent firmy. Tym razem było to walentynkowe Love odbywające się w okolicach 14 lutego. Sytuacja się powtórzyła i zarówno media MiOhi, jak i nasze zapełniły się pytaniami. Wtedy to, jako że posiadałem częściowe informacje, postanowiłem napisać krótki artykuł z wyjaśnieniem sytuacji – Publicystyka: Co z Magnificonem 2017, czyli czego MiOhi nam nie mówi.
Wyjaśniam w nim, że Magnificon się odbędzie, oraz na ile tylko mogłem, tłumaczę, dlaczego nie ma ani Mokonu, ani Love. Niestety, były to czasy, kiedy Konwenty Południowe borykały się z problemami wizerunkowymi, i część czytelników odebrała tekst jako personalny atak na organizatorów, co w ogóle nie było moim celem. Nie zamierzam pisać tutaj o tym, kto jest winny – jestem tylko człowiekiem i jak najbardziej mogłem popełnić błąd w ocenie sytuacji. Niemniej, w późniejszym czasie wiele osób dziękowało mi za ten artykuł, więc z perspektywy czasu uważam, że było warto. Szczególnie że samo MiOhi ani razu nie wystosowało oświadczenia w sprawie swoich konwentów i nie czuło się w obowiązku, by odpowiedzieć uczestnikom. My musieliśmy w efekcie permanentne zakończyć wieloletnią współpracę z firmą. Mimo prób załagodzenia sytuacji, rozmów z organizacją i wielokrotnego wyciągania ręki na zgodę nie udało się powrócić do dobrych stosunków. A to tylko dlatego, że odpowiedzieliśmy na zadane pytania. Co ciekawsze, ostatnie próby kontaktu spotykały się z jawnym oczernianiem mnie, jako redaktora naczelnego. Wówczas i my zdecydowaliśmy się na zaniechanie prób kontaktu.
Konwenty ważne dla cosplayerów
Tutaj, zanim przejdę do dalszej części, warto wyjaśnić, czym w ogóle wyróżniały się konwenty firmy MiOhi. Nie dość, że były to jedne z największych eventów mangowych w kraju, to jeszcze – pierwsze i do dziś jedyne wydarzenia mające taki rozmach w kwestii zapraszania gości. Często organizowano koncerty znanych azjatyckich artystów. Ponadto tylko tutaj odbywały się eliminacje do międzynarodowych konkursów cosplay, takich jak EuroCosplay (EC), European Cosplay Gathering (ECG) czy Clara Cow's Cosplay Cup (CCCC), więc dla cosplayerów były to właściwie najważniejsze konwenty w roku.
Magnificon Expo 2019 – wizerunkowa katastrofa
Przez kolejne lata według uczestników jakość konwentów wyraźnie spadała. Pojawiało się coraz więcej głosów, że to jest odgrzewanie tego samego kotleta, który za każdym razem coraz mniej nadaje się do jedzenia. Jednak wciąż Magnificon oraz Japanicon przyciągały rzesze uczestników i mimo wszystko głosy niezadowolonych uczestników były pojedyncze i nie musiały oznaczać rzeczywistego pogorszenia się warunków panujących na tych imprezach – tak można było bronić MiOhi aż do ostatniego Magnificonu, na którym obnażono, jak wygląda to w rzeczywistości.
Zaczęło się od posta jednego z jurorów eliminacji do EuroCosplayu – Shappi Workshop. Jurorka zarzuca organizacji kompletny chaos, okropne warunki przy ocenianiu, niedopuszczalne błędy w tłumaczeniu regulaminu EuroCosplayu. Spowodowało ono zdyskwalifikowanie jednego z uczestników samych eliminacji, o czym nieco niżej. Teraz natomiast sam post Shappi poniżej (należy kliknąć by powiększyć), a dyskusję pod nim znajdziecie >>>TUTAJ<<<.
Wspomniany zdyskwalifikowany uczestnik eliminacji – Cyperian Workshop – swoje trzy grosze dorzucił nieco później. W poście na fanpage’u pisał o nieprawidłowościach w interpretacji regulaminu i scenki, która została przygotowana. Post wyglądał tak:
Pod postem oczywiście trwała burzliwa dyskusja, którą możecie przeczytać pod >>>TYM LINKIEM<<<. I oczywiście można by powiedzieć, że wina leżała po stronie samego Cyperiana, który nie dopilnował warunków opisanych w regulaminie – gdyby nie to, że pisał do organizacji z konkretnym pytaniem i dostał konkretną odpowiedź, a sam regulamin zezwalał na podobne działanie.
Na tym jednak się nie skończyło. Kilka godzin później jedna z sędziów konkursu Standard napisała post o tym, jak organizacja nie dopilnowała sprawy z nagrodami, jak główny organizator, który miał być w jury, w ostatniej chwili zrezygnował z tego stanowiska i o warunkach panujących na backstage'u, gdzie stroje są oceniane. A to zaledwie część zarzutów, wszystkie zobaczycie w zrzucie poniżej. Warunki zapewnione zarówno jury, jak i uczestnikom konkursu, były skandaliczne. Cała dyskusja na ten temat jest nadal dostępna pod >>>TYM LINKIEM<<<, a sama wypowiedź Anuszki – w zrzucie poniżej.
Jak widać, kompletna katastrofa. Organizator powinien podjąć odpowiednie kroki przy tak dużej wpadce PR-owej, prawda? Przeprosić, zreflektować się i obiecać poprawę. Niestety, stało się inaczej. Przede wszystkim część zarzutów przemilczano i już na wstępie pisano o tym, że to same oszczerstwa i kłamstwa. Ale to nie koniec. W komentarzach wybuchło kilka ognisk dyskusyjnych, w których organizator wprost zrzuca winę na wszystkich innych i bardzo nieprofesjonalnie tłumaczy się z wpadek. Ignoruje dowody w postaci nagrań z występu czy zrzutów z wymiany maili. Dyskusję możecie przeczytać >>>TUTAJ<<<, a poniżej zrzut ekranu z samego posta MiOhi.
A jak jest dzisiaj?
W zeszłym roku zniknął trzeci z konwentów organizowanych przez firmę MiOhi. Japanicon po swojej dziewiątej edycji już się nie odbył. Eliminacje do ECG (European Cosplay Gathering) zostały przejęte przez Drugą Erę i odbędą się tym razem na Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Jak podaje Zofia „Zula” Skowrońska, ECG samo zrezygnowało ze współpracy z MiOhi, a Pyrkon był polecany przez wielu cosplayerów, toteż organizatorzy międzynarodowego konkursu sami odezwali się w tej sprawie do Drugiej Ery. Co więcej, Druga Era zgodziła się na zorganizowanie eliminacji tylko pod warunkiem wyjaśnienia sytuacji z MiOhi, więc nic nie działo się bez wiedzy dotychczasowego partnera. Sam Magnificon EXPO 2020 odbędzie się prawdopodobnie w czerwcu, ale nie wiadomo jeszcze, czy eliminacje do EuroCosplayu oraz Clara Cow's Cosplay Cup zostaną przeprowadzone.
Zapytacie pewnie, dlaczego wyciągamy to wszystko dopiero teraz? Otóż sprawa wciąż jest w toku. Jak się okazuje, zwycięska grupa Standard Cosplayu w kategorii „Występ grupowy” (team nazywał się Kaishi) wciąż nie otrzymała swoich, obiecanych jeszcze w lipcu, medali. Miały być zamówione i wysłane blisko osiem miesięcy temu. Jedyne, co otrzymali uczestnicy po kontakcie z organizacją, to dosyć chamskie wiadomości, które możecie zobaczyć W TYM WĄTKU.
Dodatkową nagrodą była tak zwana waluta konwentowa, czyli punkty, za które można kupić rzeczy na specjalnym stoisku. Problem w tym, że według informacji podanych przez różne osoby – w tym samych zwycięzców – było to 100 punktów otrzymanych późnym wieczorem w sobotę (chociaż jury walczyło o to, by osoby te otrzymały 200 punktów). I tutaj zatrzymajmy się na chwilę, żeby wyjaśnić, co właściwie znajduje się w takim sklepiku.
Sklepik konwentowy – jak działa i co w nim dostaniemy?
Wystawcy – oprócz tego, że płacą za przestrzeń, którą zajmują, najczęściej w przeliczniku konkretna kwota za każdą ławkę – często umawiają się z organizatorami na tak zwany barter: oddają do sklepiku konwentowego trochę towaru o określonej wartości. Najczęściej są to rzeczy, które słabo się sprzedają i nie są zbyt popularne. Wystawcy po prostu pozbywają się zbędnego, mało opłacalnego towaru. Oczywiście nie jest to stała praktyka, niemniej nie ma w niej nic dziwnego. Ponadto sam organizator dorzuca gadżety konwentowe, jak przypinki, koszulki czy kubki z bieżącej oraz zeszłych edycji. Punkty konwentowe można zdobyć w konkursach odbywających się podczas konwentu i w czasie różnych aktywności dodatkowych. Te najbardziej wartościowe fanty znikają więc dosyć szybko, a zostają te, których już naprawdę nikt nie chce. Dodatkowo przelicznik przeważnie jest wyceniany 1:1, czyli 1 punkt to jedna złotówka.
Co zatem w rzeczywistości dostało jedenastu zwycięzców z grupki? Mniej więcej po 9 zł do wykorzystania w sklepiku, w którym zostały już praktycznie same śmieci. I medale, których do dziś nie udało się wysłać.
Czy warto pojechać na Magnificon?
Czy więc MiOhi nauczyło się czegoś po tej całej awanturze? Zdecydowanie nie. Brakuje im szacunku do uczestników czy najzwyklejszego podejścia PR-owego. Nie zapominajmy, że MiOhi jest firmą i nie powinno sobie pozwolić na podobne traktowanie klientów. Szczególnie, kiedy w grę wchodzą tak ważne kwestie, jak eliminacje do międzynarodowych konkursów! Wcale nie lepiej jest w innych aspektach – pozakonwentowych. Większość argumentów broniących eventu to powoływanie się na „socjal”, czyli coś, co tworzą ludzie, a nie organizacja. MiOhi pokazało, jak zniesławić dobrą markę kilkoma błędnymi decyzjami i brakiem profesjonalizmu czy refleksji nad własnym zachowaniem. A wystarczyło przecież wyciągnąć wnioski, przeprosić i poprawić to, co od dłuższego czasu wyraźnie nie działało. Czyli od grupy możemy się nauczyć na pewno jednego. Jak nie reagować na sytuacje krytyczne i jak nie odpisywać uczestnikom i (tym bardziej) osobom zaangażowanym w organizację imprezy.
I zdaję sobie sprawę, że znajdą się tacy, którzy powiedzą, że niepotrzebnie w ogóle napisałem ten tekst, że jest to poziom Pudelka, czy w inny sposób wyrażą swoje niezadowolenie, ale czy na pewno ten tekst nie jest potrzebny? Czy dobrym pomysłem jest milczeć i pozwolić zamieść wszystko pod dywan, kiedy organizatorzy działają w taki sposób? Przecież naszą misją jest informowanie o konwentach – nie tylko o tym, że istnieją i są dobre, ale też o tym, że czasem wcale takie nie są.