Animowana wersja „Głosów z odległej gwiazdy”, stworzona przez Makoto Shinkaia, znanego z filmów „5 centymetrów na sekundę” oraz „Kimi no na wa”, spotkała się z ciepłym przyjęciem zarówno w Japonii, jak i na świecie. Manga, którą dla Was zrecenzowaliśmy (recenzję znajdziecie tutaj), to adaptacja tego trwającego dwadzieścia pięć minut OVA.
Komachi Takamura to uczennica idealna – przestrzega szkolnego regulaminu i zawsze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Dzięki tym cechom zwraca na siebie uwagę Enry, syna Króla Piekieł, który postanawia sprowadzić ją na złą drogę i zaciągnąć do piekła. Co z tego wyniknie? Sprawdźcie razem z nami! Recenzję mangi „Enra z piekła rodem” znajdziecie na naszej stronie.
Dzisiaj w siedzibie studia Kyoto Animation doszło do podpalenia, w wyniku którego co najmniej 30 osób zostało poważnie rannych, 13 zginęło, a u kilkunastu stwierdzono zatrzymanie akcji serca. W całym budynku w momencie wybuchu pożaru znajdowało się około 70 osób.
Głównym podejrzanym jest 40-letni Japończyk, którego dane osobowe nie zostały jeszcze upublicznione. Mężczyzna rozlał wewnątrz budynku łatwopalną substancję, najprawdopodobniej benzynę. Aktualnie przebywa w areszcie.
Studio Kyoto Animation zostało założone w 1981 roku i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych na świecie. Na swoim koncie ma zarówno filmy pełnometrażowe (np. „Suzumiya Haruhi no shōshitsu”, „Koe no Katachi”), jak i serie („Violet Evergarden”, „Free!”, „Clannad”, „K-On!!”).
Źródło grafiki: sankei.com
Yuzu przeprowadziła się i zmieniła szkołę. Niestety, zamiast do urokliwego liceum, dostała się do rygorystycznej placówki. W dodatku już pierwszego dnia naraziła się surowej przewodniczącej samorządu. Jakby tego było mało, okazuje się, że owa przewodnicząca, Mei, jest nową przyrodnią siostrą Yuzu! Czy może być gorzej? Oczywiście! Jakie atrakcje los przygotował na dziewczyny? Między innymi o tym w naszej recenzji mangi „Citrus”.
Pewnego dnia Sakura Kinomoto odkryła w bibliotece swojego ojca książkę, po otwarciu której dowiedziała się trzech rzeczy. Po pierwsze, że ma magiczną moc. Po drugie, że przy okazji uwolniła z księgi tzw. karty Clowa, które od tej chwili będą siały na świecie zło i zniszczenie. Po trzecie zaś, że musi wyłapać wspomniane karty. Czy Sakurze uda się zebrać wszystkie karty? Tego Wam nie zdradzimy, ale z naszej recenzji dowiecie się, czy warto sięgnąć mangę „Card Captor Sakura”.
Ach, te stare dobre czasy, kiedy wracało się biegiem ze szkoły, by zdążyć na popołudniową ramówkę RTL 7. Wielu z nas z pewnością z nostalgią wspomina to pierwsze spotkanie z „Czarodziejką z księżyca” czy „Dragon Ball”. Ale czy ktoś pamięta jeszcze „Magic Knight Rayearth”? Może warto odświeżyć swoją pamięć i sięgnąć po mangę, na podstawie której powstał serial animowany? Naszą recenzję tego tytułu znajdziecietutaj.
Odrodzony jako Yamcha
Autor: dragongarow LEE i Akira Toriyama
Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica
Ilość tomów: 1
Cena okładkowa: 18,90 zł
Pewnie każdy, kto spędził z mangą lub serialem „Dragon Ball” (w jednej z jego licznych wersji) chociaż ze sto kilkadziesiąt odcinków, kojarzy takie postacie jak Son Gokū czy Vegeta. Takich bohaterów się nie zapomina! A Yamcha? Właśnie, kim jest tytułowy bohater mangi „Odrodzony jako Yamcha”? Zapytałem o to będącego większym znawcą ode mnie kuzyna, który odrzekł: „Yamcha? To taki frajer”. Ale nadchodzi czas, kiedy Yamcha przestaje być pośmiewiskiem.
„Odrodzony jako Yamcha” to manga autorstwa dragongarow LEE i spin-off serii „Dragon Ball”, której wielkim fanem jest mangaka. Została ona zamówiona i wydana przez wydawnictwo Sueisha. Mnie przywodzi ona na myśl typowy fan fiction.
Opowieść zaczyna się we współczesnej Japonii. Pewien uczeń liceum, prywatnie wielki fan „Dragon Ball”, ulega wypadkowi, w wyniku którego traci przytomność i odradza się w ciele jednego z bohaterów swojej ukochanej mangi, tytułowego Yamchy. Dlaczego jednak się odrodził i czy stoją za tym zamierzenia jakiejś siły wyższej?
Odrodzony jako Yamcha chłopak nie ma nieziemskich mocy, z czego zresztą doskonale zdaje sobie sprawę. Jednak będąc znawcą tematu wie, jak może nie tylko podnieść swoją siłę, ale i wziąć aktywny udział w nadchodzących starciach. Realizuje też własne plany ubiegnięcia Vegety w ożenku z piękną Bulmą.
Manga, co oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę jej objętość, składa się z krótkich epizodów, nie jest próbą ponownego opowiedzenia całej historii znanej z „Dragon Ball” tylko z Yamchą w roli głównej. Z czasem akcent zostaje przeniesiony z prostego odtwarzania pewnych starć w kierunku problemów uwięzionego w ciele wojownika chłopaka. Przypuszczam, że gdyby nie konieczność zamknięcia się w jednym tomiku, historia mogłaby się ciągnąć jeszcze długo, doprowadzając być może nawet do stworzenia własnego uniwersum. Konieczna jest choćby pobieżna znajomość świata „Dragon Ball” (także jej najnowszej odsłony, czyli „Dragon Ball Super”), aby nie tylko wyłapać jak najwięcej nawiązań, ale też by w ogóle wiedzieć, co się dzieje. Nie trzeba jednak pamiętać wszystkich szczegółów z życia Yamchy, gdyż bohater na bieżąco wyjaśnia, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej i jak pierwotnie potoczyły się wypadki. Cóż, taki już urok fan fiction.
Styl rysunków wyraźnie się różnicuje, gdy akcja dotyczy naszego świata i w momencie, gdy przenosi się do uniwersum „Dragon Ball”, w którym głównie rozgrywa się akcja komiksu. Widać to przede wszystkim w sposobie rysowania postaci – nieco bardziej realistycznym w przypadku oryginalnego „projektu” głównego bohatera przed odrodzeniem jako Yamcha. Jednak w obu przypadkach można dostrzec podobieństwa w rysowaniu detali twarzy (np. otarcia czy zadrapania). O tłach nie trzeba się rozpisywać, bo poza mało charakterystycznymi blokowiskami z naszego świata będziemy widzieć głównie rozbijane i niszczone potężnymi uderzeniami wojowników skały. Na ogół style dragongarow LEE i Akiry Toriyamy są na tyle zbliżone, że trzeba włożyć nieco wysiłku, by odróżnić spin-off od oryginału.
Jak podsumować mangę „Odrodzony jako Yamcha”? Chyba najlepsze będzie określenie, że jest to komiks od fana dla fanów. Jeśli nie lubisz tej serii, nie ma sensu po nią sięgać. Ale trzeba przyznać, że nawet ja, osoba, która nie aspiruje do bycia fanem „Dragon Ball”, bawiłem się z tym tytułem naprawdę dobrze.
Odór śmierci, zgnilizna, robactwo i ogarniające uczucie niepokoju – fani twórczości Junjiego Ito dobrze to znają. „Wyjące rury” to kolejny tytuł, który powinien przypaść do gustu miłośnikom rysunkowych opowieści wychodzących spod ręki niekwestionowanego mistrza mangowego horroru. Recenzję mangi, na którą składa się osiem interesujących historii, znajdziecie pod tym linkiem.
Kaori Yuki przez wiele osób uznawana jest za mistrzynię mrocznych historii. Na polskim rynku wydawniczym ukazały się ostatnio dwie mangi stworzone przez tę autorkę. Jedną z nich jest „Królestwo żwiru” – zbiór czterech niezwykłych opowieści pełnych magii, klątw, smoków i demonów. Zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po ten zbiorek? Nasza recenzja z pewnością zaspokoi Waszą ciekawość.
Osierocona w dzieciństwie Dia Canto jest osobą obdarzoną nadnaturalnymi zdolnościami, tzw. miotaczem pocisków. Przez swe moce wpadła w kłopoty, z których wybawił ją niejaki Cid Leon, dziedzic fortuny najpotężniejszej w świecie korporacji zbrojeniowej. Dzięki niemu dziewczyna trafiła do Królewskiej Akademii Parco i została ochroniarzem Cida. I wszystko byłoby pięknie, gdyby „podopieczny” Dii nie był psychopatą erotomanem... Zaintrygowani? Zapraszamy zatem do naszej recenzji „Siesty”.
Strona 3 z 5