Książka opowiada o przygodach reportera piszącego dla największego portalu internetowego z wiadomościami na świecie. Timur Denkin – bo tak nazywa się główny bohater – jeździ po świecie odwiedzając strefy i opisując jak wygląda życie w nich. Artykuły nie są specjalnie poczytne, a sam Timur nie wspina się po szczeblach kariery. Nikogo nie obchodzą zniszczone wojną tereny i ludzie, którzy zrobią wszystko, żeby przetrwać. Ogromny dysonans pomiędzy życiem w strefach i poza nimi sprawia, że momentami miałem wrażenie czytania dwóch różnych powieści i gdyby nie postać głównego bohatera łączącego to w całość, nie uwierzyłbym, że to jedna i ta sama planeta.
W ten właśnie sposób dochodzimy do szczegółów świata i przyszłości przedstawionej przez autora. Wojna wywołana przez agresję USA skończyła się dla imperium tragicznie. Pociski nuklearne, poza kilkoma, zostały zestrzelone nad oceanem przez rosyjskie i chińskie systemy antyrakietowe. Niestety, jak wspomniałem wyżej, nie udało się obronić wszystkich. Afryka oraz Władywostok oberwały. Kontrnatarcie nastąpiło błyskawicznie. Najpierw rakiety zniszczyły większość dużych miast i obiektów wojskowych, następnie tysiące chińskich czołgów i setki tysięcy żołnierzy wylądowało w Ameryce, dokańczając dzieła zniszczenia. Szybko utworzono w tych miejscach skażone strefy, do których dostęp został mocno ograniczony, a ruch ze środka do cywilizacji całkowicie odcięty. Promieniowanie, bandyci, brak dostępu do czystej wody czy jedzenia oraz lekarstw sprawił, że śmiertelność znacznie wzrosła, a średnia długość życia zmalała. To jednak nie wszystko, gdyż tak zwani streferzy, bez prądu, infrastruktury czy systemu komunikacji, byli przekonani, że cała Ziemia jest w takim stanie.
70 lat takich warunków zmieniło ludzi. Prawie wszyscy byli w jakiś sposób zdeformowani drobnymi mutacjami i uszkodzeniami genetycznymi, objawiającymi się dużo niższym wzrostem, naroślami czy nienaturalnie zniekształconymi kończynami. Deficyt wody, jedzenia, środków do życia, fabryk i manufaktur zmienił życie mieszkańców stref nie do poznania. Teraz liczy się wszystko. Każda śrubka, kawałek plastiku czy mięsa. Woda, choćby nieważne jak brudna i skażona, nigdy nie jest wylewana. Higiena osobista niemal nie istnieje, a ubiór to tak naprawdę strzępy szmat byle jak połączonych razem. Robactwo w formie wesz i pcheł jest absolutnie normalne i nikt już nie zwraca na to uwagi. Wszystko poddawane jest pełnemu recyklingowi. Nawet ludzkie ciała, z których mięso jest jedzone a z kości powstają narzędzia. Brzmi strasznie? Autor wielokrotnie podkreśla by nie oceniać z góry, ponieważ nie wiemy, co my byśmy zrobili w sytuacji, w jakiej znaleźli się ocaleni...
Kontrast stanowi życie w Europie i Azji, toczące się całkowicie normalnym trybem. Ludzie pracują, zarabiają, oglądają wiadomości, piją kawę w drodze do pracy... Wszechobecny ścisk w komunikacji miejskiej jest czymś normalnym. Nowe technologie powstają nieprzerwanie, a firmy wciąż wypuszczają na rynek kolejne edycje ułatwiających życie zabawek.
Główny bohater nie jest bogaty. Ba, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że żyje z dnia na dzień, choć ma gdzie mieszkać (gigantyczny odpowiednik bloku mieszkalnego z małą kawalerką, gdzieś na obrzeżach miasta), co jeść (głównie papka o odpowiednim smaku, dostarczająca najważniejszych substancji i witamin) i za co się ubrać. Pracuje jako wolny strzelec dla największej na świecie platformy informacyjnej "Szanghaj Ribao", tworząc reportaże z wycieczek do zakazanych stref. Kiedy redakcja proponuje mu serię reportaży filmowych i dłuższy wyjazd, godzi się, choć nie bez wahania. Jeszcze nikt nie był w tych niebezpiecznych miejscach na tak długo. Jednak wysokie zarobki i nieodparta chęć przeżycia przygody kuszą zbyt mocno, by można było się oprzeć.
Marcin Strzyżewski nie cacka się. Opisuje świat brutalnie, prawdziwie i bez uładnień, do których mogliśmy przywyknąć przy filmach (Mad Max) i grach (Fallout). Śmiertelne niebezpieczeństwa czają się na każdym kroku, poczynając od bandytów, przez robactwo, a na chorobach kończąc. Wszystko to nadaje historii pewnej prawdziwości. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że wydawało mi się, iż czytam po prostu reportaż z jakiejś zamkniętej strefy. Niezmiernie podobała mi się też rozmaitość postaci i ich charakterów oraz różnorodność w warunkach życiowych streferów oraz mieszkańców miejsc nieobjętych kataklizmem. Wyłapałem też wiele nawiązań do popkultury i niemało ukrytych żartów na tematy dzisiejsze. Sporo też widać nawiązań do najważniejszych dzieł traktujących o postapokalipsie. Osoba zaznajomiona z tematyką na pewno sama zauważy, czym autor książki mógł się miejscami inspirować.
Czy polecam Transmisję? Z całego serca! Jest to jedna z lepszych książek bazujących na świecie po zagładzie nuklearnej, ale w trochę innym ujęciu. Historia też trzymała nas w napięciu do ostatniej chwili, mimo tych kilku momentów, gdzie akcja zwalniała i skupiała się tylko na próbach przetrwania głównego bohatera, co wcale nie oznacza, że te chwile były nieciekawe. Chciałoby się napisać znacznie więcej, ale nie chcę psuć Wam książki. Ode mnie mocne 9,5!