Fantastyka

Denis Szabałow - „Prawo do użycia siły”

insignisWydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 477
Cena okładkowa: 39,99 zł

„Prawo do użycia siły” jest kolejną już przeczytaną przeze mnie książką, osadzoną w znanym każdemu fanowi klimatów postapokaliptycznych świecie Uniwersum Metro . Przenosi nas  do małego miasta o nazwie Sierdobsk, położonego w południowo-zachodniej części dawnej Rosji. Opowiada historię mieszkańców schronu pod dworcem kolejowym, w którym około setki osób ukryło się przed nadciągającą zagładą. Autor skupił się na opowieści ze strony jednego ze stalkerów, o imieniu Daniła. To właśnie jego oczami będziemy mogli zobaczyć życie bunkra i powierzchni skażonej promieniowaniem planety.

Akcja książki dzieli się na wydarzenia teraźniejsze (z punktu widzenia bohatera powieści) oraz przeszłe, które uzupełniają brakujące elementy i pozwalają nam dowiedzieć się czegoś o tym, co właściwie działo się na samym początku, zaraz po zejściu do podziemi. Właśnie dzięki tym rozdziałom, poznajemy też młodość głównego bohatera i jego towarzyszy, co pomoże nam zrozumieć jego pobudki i zachowanie w późniejszym życiu.

Na początku właściwie nie ma głównego wątku. Wszystko skupia się na codzienności mieszkańców dworcowego schronu i wprowadzeniu nas w świat. Dosyć płynnie, kolejne wydarzenia doprowadzają do rozwinięcia fabularnego i klaruje się cała historia wojny między Wojskowymi - jak nazywani są mieszkańcy pobliskiej ocalałej bazy wojskowej, a dworcem.

Mimo, że "Prawo do użycia siły" opowiadane jest ze strony stalkera Daniły i autor wielokrotnie wraca do jego przeszłości, do samego końca nie potrafiłem się wczuć w tę postać. Nie wiem czy to ja robiłem coś nie tak, czy pisarz po prostu nie potrafił stworzyć w pełni spójnego charakteru, ale jakoś nie rozumiałem wielu jego wyborów czy akcji. Ponadto kilka razy odniosłem wrażenie, że Denis Szabałow zapomniał o tym, że wcześniej przedstawił pewne cechy Daniły inaczej i jego zachowanie budziło wątpliwości i sprawiało, że postać stawała się nienaturalna. Większość pozostałych bohaterów przedstawionych w książce stanowiła tylko tło i, ich zachowanie było przewidywalne i zawsze dopasowane do czynów głównego bohatera, co potęgowało sztuczność. Na uwagę zasługują tylko najbliżsi, czyli Pułkownik - głównodowodzący schronu i były członek specnazu GRU, Saszka - partner w stalkerstwie oraz dziadek - jedyny żyjący krewny oraz technik. Reszta wyróżnia się tylko posiadaną bronią, umiejętnościami i czasem wyglądem (chińczyk Li).

Tu przejdziemy do głównej i najważniejszej cechy książki, która jest jednocześnie jej największą zaletą i wadą. Powieść wypełniona jest specjalistycznym nazewnictwem broni i wszelakiego sprzętu wojskowego, bądź formacji. Całość przesiąknięta jest militariami i tematyką żołnierską. Sprawia to, że każdy fan militariów będzie z pasją pochłaniać kolejne strony i cieszył się z mnogości wymienionych z dokładnego modelu, broni i pojazdów oraz rozpozna znaki i jednostki bojowe, natomiast ktoś niezaznajomiony z tematem zwyczajnie się pogubiłem, nie odróżniając karabinu snajperskiego od pistoletu, że o wehikułach nie wspomnę. Teoretycznie w stopce są przypisy wyjaśniające wszystko wraz z dokładnym parametrami, zasięgiem rażenia itd. jednak jeżeli kogoś to niezbyt interesuje, to zamiast pomagać, tylko zaszkodzą. Szczególnie kiedy na jednej stronie pojawia się ich pięć, z czego każdy po kilka-kilkanaście linijek tekstu i za każdym razem trzeba się oderwać od akcji tylko po to, by wiedzieć z czego właściwie strzela dana postać... Gdzieś w połowie książki zmęczyło mnie to na tyle, że tylko sprawdzałem pobieżnie o co chodzi i wracałem do wydarzeń.

Bolał mnie też trochę fakt, że to już nie to sam klimat co w większości książek uniwersum. Zbyt dużo specjalistycznego sprzętu wojskowego, brak problemów z prądem, wodą czy jedzeniem. Jakimś cudem wciąż jedzono przedwojenne zapasy i znajdowano nowe, mimo, że od 20 lat, nikt nic nie produkuje, amunicji wszędzie było pełno, a znalezione mleko w proszku czy lekarstwa, mimo wszechobecnego promieniowania i co najmniej kilkunastu lat po terminie, wciąż nadawały się do spożycia. To niszczyło całą otoczkę trudów przetrwania i zrobiło z książki luźną powieść o żołnierzach.

Wbrew pozorom, „Prawo do użycia siły” czytało mi się przyjemnie. Nie nudziło, nie ciągnęło się, a opisy akcji były skonstruowane bardzo profesjonalnie i w tych momentach przewracałem kartki jedna za drugą, nie mogąc się zatrzymać. Ponadto sam jestem fanem militariów, choć nie w takim stopniu, żeby mnie interesowały dokładne parametry techniczne konkretnego modelu czołgu. Polecam gorąco książkę każdemu, kto interesuje się podobną tematyką, natomiast bardzo odradzam, osobom, dla których karabin to tylko takie co robi dużo hałasu  i strzela wieloma pociskami.

  • Przedłużone przedpłaty na Fornost 2016

    Fornost wyciąga rękę do uczestników, przedłużając preakredytacje do 15 maja. Oznacza to 20% zniżki (80 zł zamiast 100 zł). Został jednak niecały tydzień, więc radzę się pospieszyć. Więcej informacji (numer konta itd) znajduje się TUTAJ.

  • Zgłoszenia na konkurs cosplay - Filozofikon

    Konwent tworzą ludzie, a cosplay... cosplayerzy? Bez nich (Was) nie byłoby żadnego konkursu i nie byłoby też tyle różnorodnych postaci z kreskówek, filmów, seriali, komiksów, książek czy gier i to w zasięgu ręki. Przechodząc do rzeczy, zostało już tylko 7 dni, żeby zgłosić chęć uczestnictwa w konkursie cosplay na Filozofikon 2016. Konwent i Konferencja Naukowa. Nie zawiedziecie nas, prawda?

  • Filozofikon 2016 - Konwent i Konferencja Naukowa

    Sama nazwa wydarzenia wywołuje mieszane uczucia. "Ale jak to? Konwent i filozofia? I co jeszcze? Może prelekcje o fantastyce i cosplay?". No i właśnie. Będą prelekcje i będzie cosplay. Zresztą. Zobaczcie jak opisują to sami twórcy:

    „Koło Naukowe Studentów Filozofii UPJPII w Krakowie oraz Krakowska Sieć Fantastyki mają ogromny zaszczyt i przyjemność zaprosić Państwa na „Filozofikon”, poświęcone popkulturze spotkanie o nowatorskiej formie, łączącej konferencję naukową z konwentem.”
    Postanowiliśmy zgodnie, że podejmiemy patronat nad tak niezwykłym wydarzeniem i dołożymy starań, aby każdy zainteresowany się o nim dowiedział. Niniejszym przedstawiamy ponownie - Filozofikon.

  • Program atrakcji trzeciego Smokonu

    Panie i Panowie, program atrakcji konwentu Smokon III! Przepraszamy za drobne opóźnienie, ale część z nas odpowiedzialna za newsy ma urlop ;-).

  • BasConowe atrakcje i turnieje

    BasCon - konwent planszówkowy tuż tuż, bo już 7 - 8 maja. Warto wiedzieć co dla nas przygotowano, dlatego udostępniamy po prostu listę ciekawszych atrakcji :-). Na zachętę powiem, że odbędą się eliminacje do mistrzostw polski w kilku grach planszowych ;-).

  • Recenzja: Dymitry Glukhowsky - „Metro 2034”

    Dymitry Glukhowsky - „Metro 2034”

    insignisWydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 410
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Mimo kolejnego roku w nazwie, Metro 2034 nie jest kontynuacją Metro 2033. Książka opowiada zupełnie inną historię, która dzieje się rok po przygodzie Artema. Akcja oczywiście rozgrywa się w tunelach moskiewskiego metra, około dwudziestu lat po wojnie nuklearnej, która uniemożliwiła mieszkanie na większości powierzchni planety. Być może ostatnia enklawa ludzkości znajduje się właśnie w podziemiach stolicy Rosji.

    Homer – jedna z głównych postaci drugiej części trylogii (obecnie są trzy części powieści Metro) – jest nieco podstarzałym, choć wciąż żwawym człowiekiem poszukującym przygody i bohatera chcącego się jej podjąć. On sam pragnie jedynie zapisać historię na kartach swojej książki. Niespodziewanie bohater pod postacią Huntera, znanego z poprzedniej części powieści, znajduje Homera i zabiera go ze sobą, by ponownie ratować metro przed zagrożeniem z zewnątrz. Jest jeszcze Sasza, która wprowadza niemały zamęt i próbuje zmienić postępowanie Huntera, który po przymusowym pobycie u Czarnych, zmienił się i jest o wiele mroczniejszą postacią niż wcześniej.


    Fabuła jest w zasadzie prosta. Jedna z krańcowych stacji – Sewastopolska – jest nieustannie atakowana przez potwory z powierzchni, wdzierające się do tuneli przez stację sąsiednią. Ludzi wciąż ubywa, a amunicja jest na wyczerpaniu. Ponadto dostawy z głębszych stacji urywają się wraz z kontaktem. Ludzie wysyłani w celu sprawdzenia stanu rzeczy przepadają bez śladu. Sytuacja wydaje się beznadziejna. I wtedy pojawia się Hunter, znany z poprzedniej części powieści. Tyle, że jest… inny. Po tym jak zniknął u Czarnych, nie wiadomo czy to wciąż ten sam człowiek. Jego zadaniem jest zidentyfikować źródło problemu oraz znaleźć rozwiązanie. Pomagać mu w tym będzie wspomniany Homer, kronikarz-amator, a później Sasza, wygnana córka naczelnika jednej ze stacji.


    Książka jest rozwlekła i często cała akcja staje na długie kwadranse, kiedy autor stara się pokazać nam z jakimi problemami wewnętrznymi borykają się bohaterowie. Często w postaci przemyśleń i dialogów z napotkanymi postaciami. Nierzadko są to słowa trafiające czytelnikowi do serca i sprawiające, że zatrzymujemy się na chwilę i zastanawiamy nad tym, co zostało powiedziane. Niestety, równie często takie przestoje są po prostu nużące i nic nie wnoszą do fabuły powieści.


    Po przeczytaniu Metro 2034, odniosłem wrażenie, że jest to tak naprawdę opowieść Homera, a nie Dmitrija Głuchowskiego. To właśnie kronikarza możemy zrozumieć najlepiej i to on kreuje nasze postrzeganie podziemnego świata. Przedstawiona też została jego tęsknota do czasów przed wojną, kiedy ludzie żyli na powierzchni w warunkach, które obecnie uważane są za niedostępne luksusy. Motyw legendarnej i pięknej przeszłości przewija się wiele razy i zaraża kolejne postacie jak wirus. Poza tym sama książka sporo traci na swoim ciężkim i trudnym klimacie serii. Jest o wiele łagodniejsza i wszystko jest jakieś nieco piękniejsze. Nie prześladuje nas już tak mocno poczucie ciągłego zagrożenia i śmierci czyhającej za każdym rogiem i w każdym cieniu.


    Niestety, książka mnie zmęczyła. Czytałem ją z mniejszą przyjemnością niż poprzedniczkę i nie jest to już to samo metro. Oczywiście dalej jest to pozycja godna polecenia i uważam ją za część kanonu postapokaliptycznych klimatów, jednak przygotujcie się na kilka zawodów i być może lekki niesmak do tego, co dzieje się z serią. Dużym plusem jest też to, że można ją czytać poza kolejnością. Nie ma dużo nawiązań do wydarzeń z poprzedniej części, a tych które się pojawiają, raczej nie zostawiono bez wyjaśnienia. Jedynie prościej nam będzie zrozumieć Huntera i różnice między tym kim był, a kim się stał. Dałbym jej 6,5 na 10 punktów, ale to dalej moja subiektywna ocena ;-).

  • Pograj w starocie na Geek Expansion

    Tęsknisz za "starymi dobrymi czasami"? Nie chcesz być celem zwrotu "gimby nie znajo"? A może po prostu chcesz pograć w naprawdę fajne gry, w których grafika się nie liczy? Musisz odwiedzić Geek Expansion - konwent gier i fantastyki. W strefie retro gier znajdziemy masę sprzętu i starszych produkcji, w które zagrywali się nasi starsi bracia i siostry oraz ojcowie i matki. Przygotowano 12 stanowisk z Atari 2600, Comnodore 64, Amigą 500, NES (w Polsce znany jako Pegasus), Super Nintendo, Nintendo 64 oraz Nintendo GameCube, na których zagramy między innymi w Doom, Wolfenstein 3D, Prince of Persia, Super Mario, Donkey Kong, Pac Man, Duck Hunt, Contra. Dla chętnych będzie także turniej Mario Cart i Worms Armagedon!

  • Ostatnie chwile przedsprzedaży biletów na Wrocławskie Dni Fantastyki

    Zostały cztery dni! Chodzi o przedsprzedaż biletów na Wrocławskie Dni Fantastyki, dzięki której zaoszczędzicie całe 10 zł (a można za to kupić całkiem sporo fajnych rzeczy). Kupić bilet możecie na stronie: http://www.dnifantastyki.pl/2016/index.php po zalogowaniu się i zarejestrowaniu na konwent.

  • Recenzja: Marta Krajewska - „Idź i czekaj mrozów”

    Marta Krajewska - „Idź i czekaj mrozów”

    Wydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 520
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Słowiańskie motywy w fantastyce nie są czymś, z czego korzysta się rzadko, jednak biorąc pod uwagę książki obecnie uważane za klasykę nie znajdziemy wielu tytułów, które wiązałyby się z tą tematyką bardziej niż pobieżnie. Nie sposób nie docenić tu polskich pisarzy, którym słowiańszczyzna jest w kilku przypadkach szczególnie bliska, a zwłaszcza jej mroczniejsza część. Z całą pewnością jednak w temacie słowiańskich inspiracji nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo. Na wiosnę zwłaszcza wzrasta tęsknota za czymś tak kojarzącym się z rodzimą ziemią, tym milej więc było mi przeczytać „Idź i czekaj mrozów”, debiutancką powieść Marty Krajewskiej, która ukazała się pod koniec marca.

    Venda jest przybraną córką Opiekuna – człowieka, który z własnej woli podjął się obrony wioski przed wszelkiego rodzaju złem. Jako jego podopieczna uczy się wielu rzeczy, a widzi jeszcze więcej, trudno więc się dziwić, że zachowuje dość zdystansowany stosunek do ludzi. Jednak gdy Opiekun znika, trapiony wcześniej przez dziwne objawy niezidentyfikowanej przypadłości, a podobne symptomy zaczynają dręczyć innego mieszkańca wioski, orientuje się, że teraz ona musi przejąć odpowiedzialność swojego protektora i znaleźć odpowiedź na pytanie, co też dręczy osadę. Sprawę komplikuje powrót kilku znaczących, ale nie do końca mile widzianych osób…

    Początkowo można pomyśleć, że „Idź i czekaj mrozów” pisane jest raczej dla młodszej grupy czytelników, nie jest to jednak do końca prawda. Fabuła, pomimo tego, że jest lekka i wciągająca, z wyraźnie kobiecymi motywami, miewa też momenty mroczne i ponure, brutalne, a także dość dobrze rozbudowany i konsekwentnie prowadzony wątek erotyczny, bardzo dobrze więc powinny sobie z tą pozycją poradzić przedstawicielki płci pięknej, zwłaszcza te lubiące historie z romansem w tle. Nie znaczy to jednak, że książka Krajewskiej to tylko słodka powiastka o pierwszych miłościach wiejskiej dzieweczki, nic z tych rzeczy.

    Przede wszystkim, Venda jest postacią dość skomplikowaną i nie tak łatwą w odbiorze, jakby się mogło wydawać. Jest młoda, wyraźnie jeszcze trochę niezdecydowana co do tego, co chce w życiu robić i jak, jednak bardzo dobrze zdająca sobie sprawę z tego, czego robić nie chce. A nie chce być Opiekunką. W przeciwieństwie do chronionych przez jej ojczyma mieszkańców sioła widziała nie raz, co im zagraża. Trudno się dziwić, że poproszona przez członków miejscowej rady o zajęcie tego stanowiska stanowczo się przed nim wzbrania. Tu mamy pierwszy poważny konflikt wewnętrzny młodej bohaterki – świadomość faktu, że tylko ona jedna jest w stanie, za pomocą posiadanej wiedzy, swoją wieś obronić, przy jednoczesnym gorącym pragnieniu posiadania normalnego, spokojnego życia bez ciągłego ryzyka. Z charakteru jest trudna i jako taką odbierają ją jej ziomkowie. Irytować może jej niestabilność w kwestii uczuć i swoista kapryśność, która, będąc „typowo kobiecą” aż do przesady, wyjątkowo mnie, jako czytelnika, drażniła - tym bardziej, że charakter jej wybranków też w niczym nie pomagał. Z drugiej strony, Vendzie nie brakuje inteligencji i bystrości, co w połączeniu z realizmem i ciętym humorem robi ostateczne wrażenie bardzo dobrze skonstruowanej głównej bohaterki, z którą można się identyfikować i kibicować jej.

    Aspektem najbardziej paranormalnym jest DaWern, stworzenie pokrewne wilkołakom, z rasy zwanej Wilkarami. Jako mężczyzna idealnie wpasowuje się w schemat Złego Chłopca O Dobrym Sercu. Momentami aż za bardzo, co bawić może kogoś, kto, tak jak ja, zaczytuje się czasami w książkach dla pań, tych z różowymi okładkami. Na szczęście, jak wspomniałam, na romansach się nie kończy, a dawno zaginione plemię Wilkarów z Wilczą Doliną wiąże przepowiednia, której nasza słodka zielarka wydaje się być częścią.

    Gdyby fabułę książki pozostawić jednak tylko tym dwóm postaciom, byłoby trochę nudno i zdecydowanie zbyt prosto. Słowiański smak pochodzi głównie od postaci pobocznych: miejscowej czarownicy, wędrownej minstrelki, małej wieszczki, ożenionej podczas kupalnocki pary młodych, którzy tak właściwie być razem bardzo by nie chcieli, każde z dobrze opisanych powodów, i wielu innych… Ich wątki przeplatają się z motywem przewodnim prowadząc do rychłego złączenia się w całość. Początkowo taki zabieg powoduje wrażenie lekkiego chaosu, ponieważ, przykładowo, rozpoczęty dość szybko wątek Atry i jej męża z przypadku kontynuowany jest dopiero po dłuższym czasie, kiedy już prawie z żalem porzuca się nadzieję na to, że miał w ogóle jakiekolwiek znaczenie. A miał. Spore. Z drugiej strony, minstrelka Stalka i jej wierny wojownik stanowią dysonans w zamkniętej, hermetycznej społeczności doliny. Zjawisko to, zamierzone zapewne, sprawia, że czytelnik orientuje się nagle, że poza miejscem akcji jest jeszcze reszta świata, w której nastąpił pewien postęp, zwłaszcza w kwestii obyczajowości, nie wiem jednak, czy byłam zadowolona z takiego uświadomienia. Opisy Wilczej Doliny pozwalają łatwo zżyć się z jej mieszkańcami.

    Jedno z całą pewnością można powiedzieć o „Idź i czekaj mrozów”: czyta się je świetnie, lekko i przyjemnie. Blaski cienie małej społeczności opartej w całości na strachu przez wieloma mniejszymi lub większymi bogami, nawiedzanej przez sporą gromadę potworów i demonów, ale mimo wszystko żyjącej pełnią napędzanego przez naturę życia mają swój urok. A tej przyjemności dostajemy aż 520 stron, ale to przecież jeszcze nie koniec historii, nie wszystko zostało wyjaśnione a pora część wątków prosi się o ciąg dalszy. Od siebie powiem jeszcze, że polecam, bo książka ta warta jest każdej minuty spędzonej przy niej i że proszę wszystkich bogów słowiańskich – i autorkę – o więcej!

  • Kolejny smoczy patronat - Smokon III

    Każdy smok, to dobry smok. Szczególnie jeżeli jest dobrym konwentem fantastycznym w Krakowie i nazywa się Smokon III. Jak po nazwie można się domyślić, jest to już trzecia edycja, która odbędzie się już 7 maja! Z przyjemnością objęliśmy go patronatem medialnym i postaramy się zapewnić Wam fotorelację, a może i więcej z wydarzenia Emotikon wink. Kto wpada? A jeżeli nie jesteście pewni, to zostawimy Wam zwyczajowo kilka linków.

  • Goście konwentu Smokon III

    Konwent Smokon stał się stałym punktem na konwentowej mapie fantastycznej Polski. Ten Krakowski mini konwent z roku na rok przyciąga coraz większą ilość uczestników, gości i prelegentów, przez co traci swój kameralny wydźwięk. Ale czy to źle? Spójrzmy choćby na listę gości. W 2016, Kraków odwiedzi Paweł Majka, Anna Kańtoch, Jakub Ćwiek i Andrzej Pilipiuk. Jak widzicie, jest z czego się cieszyć więc wybaczamy organizacji haniebne rozrastanie się wydarzenia ;-).

  • Relacja z konwentu: Pyrkon 2016 - Od strony zwykłego uczestnika

    W dniach 8-10 kwietnia odbyła się kolejna edycja Festiwalu Fantastyki Pyrkon w Poznańskich Halach Targowych - w sumie to już szesnasty raz, a dla mnie po raz drugi. Począwszy od pierwszej edycji wiele się zmieniło, gdyż z czterystuosobowego konwentu Pyrkon urósł do imprezy na skalę europejską. W tegorocznym wydarzeniu wzięło udział około czterdziestu tysięcy uczestników. Jak było tym razem? Zapraszam do krótkiej lektury.

  • Grill pełen fantastyki w Rudzie Śląskiej

    A co gdyby tak zamiast konwentu zrobić... wielkiego fantastycznego grilla? Takiego z kiełbaskami i na świeżym, śląskim powietrzu*... Marzenie, prawda? A gdzie tam! To tylko FESTnik czyli festyno-piknik z Fantastyką po Śląsku! Już 26 czerwca czeka Was masa różnych atrakcji, w tym między innymi:

    • Występy zespołów muzycznych – podczas FESTniku na scenie „Druida” zaprezentują się trzy zespoły, których muzyka będzie nam towarzyszyć i uprzyjemniać spotkanie.
    • Występ taneczny na zakończenie FESTniku.
    • Gry i zabawy terenowe – nie tylko dla dzieci.
    • Gry planszowe – games-room na świeżym powietrzu.
    • Malowanie twarzy.
    • Warsztaty taneczne dla dzieci.
    • Stoiska z pop-cornem i watą cukrową.
    • Stoisko z grillem i napojami.

  • Pierwsi goście Kaliskiego Arkhamera!

    Jeżeli czekacie na wieści o Kaliskim konwencie fantastyki Arkhamer, a wierzymy, że tak właśnie jest, spieszymy powiadomić Was o pierwszych gościach, którzy odwiedzą wydarzenie. Rafał W. Orkan znany z cyklu Paramythia Vakkerby i pracy jako scenarzysta przy grach Techlandu, Simon Zack, który jest e-pisarzem (chociaż ostatnio jego nazwisko pojawiło się w dwóch zbiorach opowiadań), Anna "Mysza" Piotrowska prowadząca blog Mysza Movie czy Michał "Baniak" Bańka mający swój kanał na YouTube (Baniak Baniaka). Najlepsze, że to jeszcze nie wszyscy! Lista wciąż się powiększa.

  • Nowa lokacja Baltikonu?

    Ledwie Baltikon musiał zrezygnować z daty i miejscówki, a już raczeni jesteśmy zdjęciami nowej (choć chyba jeszcze nie wszystko jest przyklepane). Wygląda to... Dobrze! Nie podano jeszcze adresu ani nowej daty, ale to nie problem dla nas ;-). Krótkie śledztwo wykazało, że chodzi o Wyższą Szkołę Bankową w Gdańsku (Aleja Grunwaldzka 238A). Na końcu rzucono zajawką o e-sportowych atrakcjach. To kolejny konwent mangowy, który zaczyna myśleć i kombinować w stronę elektronicznej rozgrywki. Szykuje się duża zmiana w konwentach?

  • Patronujemy na GRART 4 (GR4RT)

    4 edycja konwentu GRART, który odbędzie się w dniach 19 - 21 maja w Krakowskiej Artetece Biblioteki Publicznej, została objęta patronatem! Dla tych, którzy nie wiedzą, tłumaczymy. GR4RT jest wydarzeniem przeznaczonym przede wszystkim dla miłośników wszelkich form rozrywki elektronicznej, gier planszowych, RPG, larpów, konsolowych, komputerowych czy komórkowych. A to dalej nie wszystko. Będziecie mogli uczestniczyć w prelekcjach, warsztatach praktycznych i konkursach. Po prostu musicie tam być!