Fantastyka

  • Filozofikon 2016 - Konwent i Konferencja Naukowa

    Sama nazwa wydarzenia wywołuje mieszane uczucia. "Ale jak to? Konwent i filozofia? I co jeszcze? Może prelekcje o fantastyce i cosplay?". No i właśnie. Będą prelekcje i będzie cosplay. Zresztą. Zobaczcie jak opisują to sami twórcy:

    „Koło Naukowe Studentów Filozofii UPJPII w Krakowie oraz Krakowska Sieć Fantastyki mają ogromny zaszczyt i przyjemność zaprosić Państwa na „Filozofikon”, poświęcone popkulturze spotkanie o nowatorskiej formie, łączącej konferencję naukową z konwentem.”
    Postanowiliśmy zgodnie, że podejmiemy patronat nad tak niezwykłym wydarzeniem i dołożymy starań, aby każdy zainteresowany się o nim dowiedział. Niniejszym przedstawiamy ponownie - Filozofikon.

  • Program atrakcji trzeciego Smokonu

    Panie i Panowie, program atrakcji konwentu Smokon III! Przepraszamy za drobne opóźnienie, ale część z nas odpowiedzialna za newsy ma urlop ;-).

  • BasConowe atrakcje i turnieje

    BasCon - konwent planszówkowy tuż tuż, bo już 7 - 8 maja. Warto wiedzieć co dla nas przygotowano, dlatego udostępniamy po prostu listę ciekawszych atrakcji :-). Na zachętę powiem, że odbędą się eliminacje do mistrzostw polski w kilku grach planszowych ;-).

  • Recenzja: Dymitry Glukhowsky - „Metro 2034”

    Dymitry Glukhowsky - „Metro 2034”

    insignisWydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 410
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Mimo kolejnego roku w nazwie, Metro 2034 nie jest kontynuacją Metro 2033. Książka opowiada zupełnie inną historię, która dzieje się rok po przygodzie Artema. Akcja oczywiście rozgrywa się w tunelach moskiewskiego metra, około dwudziestu lat po wojnie nuklearnej, która uniemożliwiła mieszkanie na większości powierzchni planety. Być może ostatnia enklawa ludzkości znajduje się właśnie w podziemiach stolicy Rosji.

    Homer – jedna z głównych postaci drugiej części trylogii (obecnie są trzy części powieści Metro) – jest nieco podstarzałym, choć wciąż żwawym człowiekiem poszukującym przygody i bohatera chcącego się jej podjąć. On sam pragnie jedynie zapisać historię na kartach swojej książki. Niespodziewanie bohater pod postacią Huntera, znanego z poprzedniej części powieści, znajduje Homera i zabiera go ze sobą, by ponownie ratować metro przed zagrożeniem z zewnątrz. Jest jeszcze Sasza, która wprowadza niemały zamęt i próbuje zmienić postępowanie Huntera, który po przymusowym pobycie u Czarnych, zmienił się i jest o wiele mroczniejszą postacią niż wcześniej.


    Fabuła jest w zasadzie prosta. Jedna z krańcowych stacji – Sewastopolska – jest nieustannie atakowana przez potwory z powierzchni, wdzierające się do tuneli przez stację sąsiednią. Ludzi wciąż ubywa, a amunicja jest na wyczerpaniu. Ponadto dostawy z głębszych stacji urywają się wraz z kontaktem. Ludzie wysyłani w celu sprawdzenia stanu rzeczy przepadają bez śladu. Sytuacja wydaje się beznadziejna. I wtedy pojawia się Hunter, znany z poprzedniej części powieści. Tyle, że jest… inny. Po tym jak zniknął u Czarnych, nie wiadomo czy to wciąż ten sam człowiek. Jego zadaniem jest zidentyfikować źródło problemu oraz znaleźć rozwiązanie. Pomagać mu w tym będzie wspomniany Homer, kronikarz-amator, a później Sasza, wygnana córka naczelnika jednej ze stacji.


    Książka jest rozwlekła i często cała akcja staje na długie kwadranse, kiedy autor stara się pokazać nam z jakimi problemami wewnętrznymi borykają się bohaterowie. Często w postaci przemyśleń i dialogów z napotkanymi postaciami. Nierzadko są to słowa trafiające czytelnikowi do serca i sprawiające, że zatrzymujemy się na chwilę i zastanawiamy nad tym, co zostało powiedziane. Niestety, równie często takie przestoje są po prostu nużące i nic nie wnoszą do fabuły powieści.


    Po przeczytaniu Metro 2034, odniosłem wrażenie, że jest to tak naprawdę opowieść Homera, a nie Dmitrija Głuchowskiego. To właśnie kronikarza możemy zrozumieć najlepiej i to on kreuje nasze postrzeganie podziemnego świata. Przedstawiona też została jego tęsknota do czasów przed wojną, kiedy ludzie żyli na powierzchni w warunkach, które obecnie uważane są za niedostępne luksusy. Motyw legendarnej i pięknej przeszłości przewija się wiele razy i zaraża kolejne postacie jak wirus. Poza tym sama książka sporo traci na swoim ciężkim i trudnym klimacie serii. Jest o wiele łagodniejsza i wszystko jest jakieś nieco piękniejsze. Nie prześladuje nas już tak mocno poczucie ciągłego zagrożenia i śmierci czyhającej za każdym rogiem i w każdym cieniu.


    Niestety, książka mnie zmęczyła. Czytałem ją z mniejszą przyjemnością niż poprzedniczkę i nie jest to już to samo metro. Oczywiście dalej jest to pozycja godna polecenia i uważam ją za część kanonu postapokaliptycznych klimatów, jednak przygotujcie się na kilka zawodów i być może lekki niesmak do tego, co dzieje się z serią. Dużym plusem jest też to, że można ją czytać poza kolejnością. Nie ma dużo nawiązań do wydarzeń z poprzedniej części, a tych które się pojawiają, raczej nie zostawiono bez wyjaśnienia. Jedynie prościej nam będzie zrozumieć Huntera i różnice między tym kim był, a kim się stał. Dałbym jej 6,5 na 10 punktów, ale to dalej moja subiektywna ocena ;-).

  • Pograj w starocie na Geek Expansion

    Tęsknisz za "starymi dobrymi czasami"? Nie chcesz być celem zwrotu "gimby nie znajo"? A może po prostu chcesz pograć w naprawdę fajne gry, w których grafika się nie liczy? Musisz odwiedzić Geek Expansion - konwent gier i fantastyki. W strefie retro gier znajdziemy masę sprzętu i starszych produkcji, w które zagrywali się nasi starsi bracia i siostry oraz ojcowie i matki. Przygotowano 12 stanowisk z Atari 2600, Comnodore 64, Amigą 500, NES (w Polsce znany jako Pegasus), Super Nintendo, Nintendo 64 oraz Nintendo GameCube, na których zagramy między innymi w Doom, Wolfenstein 3D, Prince of Persia, Super Mario, Donkey Kong, Pac Man, Duck Hunt, Contra. Dla chętnych będzie także turniej Mario Cart i Worms Armagedon!

  • Ostatnie chwile przedsprzedaży biletów na Wrocławskie Dni Fantastyki

    Zostały cztery dni! Chodzi o przedsprzedaż biletów na Wrocławskie Dni Fantastyki, dzięki której zaoszczędzicie całe 10 zł (a można za to kupić całkiem sporo fajnych rzeczy). Kupić bilet możecie na stronie: http://www.dnifantastyki.pl/2016/index.php po zalogowaniu się i zarejestrowaniu na konwent.

  • Recenzja: Marta Krajewska - „Idź i czekaj mrozów”

    Marta Krajewska - „Idź i czekaj mrozów”

    Wydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 520
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Słowiańskie motywy w fantastyce nie są czymś, z czego korzysta się rzadko, jednak biorąc pod uwagę książki obecnie uważane za klasykę nie znajdziemy wielu tytułów, które wiązałyby się z tą tematyką bardziej niż pobieżnie. Nie sposób nie docenić tu polskich pisarzy, którym słowiańszczyzna jest w kilku przypadkach szczególnie bliska, a zwłaszcza jej mroczniejsza część. Z całą pewnością jednak w temacie słowiańskich inspiracji nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo. Na wiosnę zwłaszcza wzrasta tęsknota za czymś tak kojarzącym się z rodzimą ziemią, tym milej więc było mi przeczytać „Idź i czekaj mrozów”, debiutancką powieść Marty Krajewskiej, która ukazała się pod koniec marca.

    Venda jest przybraną córką Opiekuna – człowieka, który z własnej woli podjął się obrony wioski przed wszelkiego rodzaju złem. Jako jego podopieczna uczy się wielu rzeczy, a widzi jeszcze więcej, trudno więc się dziwić, że zachowuje dość zdystansowany stosunek do ludzi. Jednak gdy Opiekun znika, trapiony wcześniej przez dziwne objawy niezidentyfikowanej przypadłości, a podobne symptomy zaczynają dręczyć innego mieszkańca wioski, orientuje się, że teraz ona musi przejąć odpowiedzialność swojego protektora i znaleźć odpowiedź na pytanie, co też dręczy osadę. Sprawę komplikuje powrót kilku znaczących, ale nie do końca mile widzianych osób…

    Początkowo można pomyśleć, że „Idź i czekaj mrozów” pisane jest raczej dla młodszej grupy czytelników, nie jest to jednak do końca prawda. Fabuła, pomimo tego, że jest lekka i wciągająca, z wyraźnie kobiecymi motywami, miewa też momenty mroczne i ponure, brutalne, a także dość dobrze rozbudowany i konsekwentnie prowadzony wątek erotyczny, bardzo dobrze więc powinny sobie z tą pozycją poradzić przedstawicielki płci pięknej, zwłaszcza te lubiące historie z romansem w tle. Nie znaczy to jednak, że książka Krajewskiej to tylko słodka powiastka o pierwszych miłościach wiejskiej dzieweczki, nic z tych rzeczy.

    Przede wszystkim, Venda jest postacią dość skomplikowaną i nie tak łatwą w odbiorze, jakby się mogło wydawać. Jest młoda, wyraźnie jeszcze trochę niezdecydowana co do tego, co chce w życiu robić i jak, jednak bardzo dobrze zdająca sobie sprawę z tego, czego robić nie chce. A nie chce być Opiekunką. W przeciwieństwie do chronionych przez jej ojczyma mieszkańców sioła widziała nie raz, co im zagraża. Trudno się dziwić, że poproszona przez członków miejscowej rady o zajęcie tego stanowiska stanowczo się przed nim wzbrania. Tu mamy pierwszy poważny konflikt wewnętrzny młodej bohaterki – świadomość faktu, że tylko ona jedna jest w stanie, za pomocą posiadanej wiedzy, swoją wieś obronić, przy jednoczesnym gorącym pragnieniu posiadania normalnego, spokojnego życia bez ciągłego ryzyka. Z charakteru jest trudna i jako taką odbierają ją jej ziomkowie. Irytować może jej niestabilność w kwestii uczuć i swoista kapryśność, która, będąc „typowo kobiecą” aż do przesady, wyjątkowo mnie, jako czytelnika, drażniła - tym bardziej, że charakter jej wybranków też w niczym nie pomagał. Z drugiej strony, Vendzie nie brakuje inteligencji i bystrości, co w połączeniu z realizmem i ciętym humorem robi ostateczne wrażenie bardzo dobrze skonstruowanej głównej bohaterki, z którą można się identyfikować i kibicować jej.

    Aspektem najbardziej paranormalnym jest DaWern, stworzenie pokrewne wilkołakom, z rasy zwanej Wilkarami. Jako mężczyzna idealnie wpasowuje się w schemat Złego Chłopca O Dobrym Sercu. Momentami aż za bardzo, co bawić może kogoś, kto, tak jak ja, zaczytuje się czasami w książkach dla pań, tych z różowymi okładkami. Na szczęście, jak wspomniałam, na romansach się nie kończy, a dawno zaginione plemię Wilkarów z Wilczą Doliną wiąże przepowiednia, której nasza słodka zielarka wydaje się być częścią.

    Gdyby fabułę książki pozostawić jednak tylko tym dwóm postaciom, byłoby trochę nudno i zdecydowanie zbyt prosto. Słowiański smak pochodzi głównie od postaci pobocznych: miejscowej czarownicy, wędrownej minstrelki, małej wieszczki, ożenionej podczas kupalnocki pary młodych, którzy tak właściwie być razem bardzo by nie chcieli, każde z dobrze opisanych powodów, i wielu innych… Ich wątki przeplatają się z motywem przewodnim prowadząc do rychłego złączenia się w całość. Początkowo taki zabieg powoduje wrażenie lekkiego chaosu, ponieważ, przykładowo, rozpoczęty dość szybko wątek Atry i jej męża z przypadku kontynuowany jest dopiero po dłuższym czasie, kiedy już prawie z żalem porzuca się nadzieję na to, że miał w ogóle jakiekolwiek znaczenie. A miał. Spore. Z drugiej strony, minstrelka Stalka i jej wierny wojownik stanowią dysonans w zamkniętej, hermetycznej społeczności doliny. Zjawisko to, zamierzone zapewne, sprawia, że czytelnik orientuje się nagle, że poza miejscem akcji jest jeszcze reszta świata, w której nastąpił pewien postęp, zwłaszcza w kwestii obyczajowości, nie wiem jednak, czy byłam zadowolona z takiego uświadomienia. Opisy Wilczej Doliny pozwalają łatwo zżyć się z jej mieszkańcami.

    Jedno z całą pewnością można powiedzieć o „Idź i czekaj mrozów”: czyta się je świetnie, lekko i przyjemnie. Blaski cienie małej społeczności opartej w całości na strachu przez wieloma mniejszymi lub większymi bogami, nawiedzanej przez sporą gromadę potworów i demonów, ale mimo wszystko żyjącej pełnią napędzanego przez naturę życia mają swój urok. A tej przyjemności dostajemy aż 520 stron, ale to przecież jeszcze nie koniec historii, nie wszystko zostało wyjaśnione a pora część wątków prosi się o ciąg dalszy. Od siebie powiem jeszcze, że polecam, bo książka ta warta jest każdej minuty spędzonej przy niej i że proszę wszystkich bogów słowiańskich – i autorkę – o więcej!

  • Kolejny smoczy patronat - Smokon III

    Każdy smok, to dobry smok. Szczególnie jeżeli jest dobrym konwentem fantastycznym w Krakowie i nazywa się Smokon III. Jak po nazwie można się domyślić, jest to już trzecia edycja, która odbędzie się już 7 maja! Z przyjemnością objęliśmy go patronatem medialnym i postaramy się zapewnić Wam fotorelację, a może i więcej z wydarzenia Emotikon wink. Kto wpada? A jeżeli nie jesteście pewni, to zostawimy Wam zwyczajowo kilka linków.

  • Goście konwentu Smokon III

    Konwent Smokon stał się stałym punktem na konwentowej mapie fantastycznej Polski. Ten Krakowski mini konwent z roku na rok przyciąga coraz większą ilość uczestników, gości i prelegentów, przez co traci swój kameralny wydźwięk. Ale czy to źle? Spójrzmy choćby na listę gości. W 2016, Kraków odwiedzi Paweł Majka, Anna Kańtoch, Jakub Ćwiek i Andrzej Pilipiuk. Jak widzicie, jest z czego się cieszyć więc wybaczamy organizacji haniebne rozrastanie się wydarzenia ;-).

  • Relacja z konwentu: Pyrkon 2016 - Od strony zwykłego uczestnika

    W dniach 8-10 kwietnia odbyła się kolejna edycja Festiwalu Fantastyki Pyrkon w Poznańskich Halach Targowych - w sumie to już szesnasty raz, a dla mnie po raz drugi. Począwszy od pierwszej edycji wiele się zmieniło, gdyż z czterystuosobowego konwentu Pyrkon urósł do imprezy na skalę europejską. W tegorocznym wydarzeniu wzięło udział około czterdziestu tysięcy uczestników. Jak było tym razem? Zapraszam do krótkiej lektury.

  • Grill pełen fantastyki w Rudzie Śląskiej

    A co gdyby tak zamiast konwentu zrobić... wielkiego fantastycznego grilla? Takiego z kiełbaskami i na świeżym, śląskim powietrzu*... Marzenie, prawda? A gdzie tam! To tylko FESTnik czyli festyno-piknik z Fantastyką po Śląsku! Już 26 czerwca czeka Was masa różnych atrakcji, w tym między innymi:

    • Występy zespołów muzycznych – podczas FESTniku na scenie „Druida” zaprezentują się trzy zespoły, których muzyka będzie nam towarzyszyć i uprzyjemniać spotkanie.
    • Występ taneczny na zakończenie FESTniku.
    • Gry i zabawy terenowe – nie tylko dla dzieci.
    • Gry planszowe – games-room na świeżym powietrzu.
    • Malowanie twarzy.
    • Warsztaty taneczne dla dzieci.
    • Stoiska z pop-cornem i watą cukrową.
    • Stoisko z grillem i napojami.

  • Pierwsi goście Kaliskiego Arkhamera!

    Jeżeli czekacie na wieści o Kaliskim konwencie fantastyki Arkhamer, a wierzymy, że tak właśnie jest, spieszymy powiadomić Was o pierwszych gościach, którzy odwiedzą wydarzenie. Rafał W. Orkan znany z cyklu Paramythia Vakkerby i pracy jako scenarzysta przy grach Techlandu, Simon Zack, który jest e-pisarzem (chociaż ostatnio jego nazwisko pojawiło się w dwóch zbiorach opowiadań), Anna "Mysza" Piotrowska prowadząca blog Mysza Movie czy Michał "Baniak" Bańka mający swój kanał na YouTube (Baniak Baniaka). Najlepsze, że to jeszcze nie wszyscy! Lista wciąż się powiększa.

  • Nowa lokacja Baltikonu?

    Ledwie Baltikon musiał zrezygnować z daty i miejscówki, a już raczeni jesteśmy zdjęciami nowej (choć chyba jeszcze nie wszystko jest przyklepane). Wygląda to... Dobrze! Nie podano jeszcze adresu ani nowej daty, ale to nie problem dla nas ;-). Krótkie śledztwo wykazało, że chodzi o Wyższą Szkołę Bankową w Gdańsku (Aleja Grunwaldzka 238A). Na końcu rzucono zajawką o e-sportowych atrakcjach. To kolejny konwent mangowy, który zaczyna myśleć i kombinować w stronę elektronicznej rozgrywki. Szykuje się duża zmiana w konwentach?

  • Patronujemy na GRART 4 (GR4RT)

    4 edycja konwentu GRART, który odbędzie się w dniach 19 - 21 maja w Krakowskiej Artetece Biblioteki Publicznej, została objęta patronatem! Dla tych, którzy nie wiedzą, tłumaczymy. GR4RT jest wydarzeniem przeznaczonym przede wszystkim dla miłośników wszelkich form rozrywki elektronicznej, gier planszowych, RPG, larpów, konsolowych, komputerowych czy komórkowych. A to dalej nie wszystko. Będziecie mogli uczestniczyć w prelekcjach, warsztatach praktycznych i konkursach. Po prostu musicie tam być!

  • Recenzja: Dymitry Glukhowsky - „Metro 2033”

    Metro 2033

    Dymitry Glukhowsky - „Metro 2033”

    insignisWydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 592
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Niemało znaleźć można książkowych światów, w których przedstawiona jest wizja apokalipsy spowodowanej przez trzecią wojnę światową z użyciem głowic nuklearnych. Do tego możemy dorzucić całkiem sporo produkcji filmowych i gier. Jednakże chyba żaden nie przedstawia zniszczonego świata i życia w nim tak, jak robi to „Metro 2033” Dmitrija Głuchowskiego.

    Akcja książki toczy się w moskiewskich tunelach metra, około dwudziestu lat po atomowej zagładzie. To właśnie w nich żyją ci, którym udało się w porę uciec po tym, jak zawyły syreny. Niezwykłe podziały na państwa-miasta na stacjach, hodowla grzybów i świń, koalicje poszczególnych przystanków, a nawet wojny między nimi… To wszystko i znacznie więcej jest codziennością mieszkańców podziemi. Całe metro stało się światem znanym sprzed katastrofy w karykaturalnej miniaturze. Świadczą o tym choćby „Linia Czerwona”, znana ze swoich komunistycznych rządów, „Czwarta Rzesza” - walcząca o czystość rasową i główny wróg czerwonych oraz „Linia Okrężna” zwana również „Hanzą”, która kontroluje większość handlu i jest chyba najlepiej zorganizowana ze wszystkich. Istnieją również inne koalicje i stacje niezależne, ale odkrycie ich wszystkich jest zwyczajnie niemożliwe, gdyż nie da się do wszystkich obszarów dotrzeć ani się z nimi skontaktować.

    Powstaje pytanie: skąd mieszkańcy metra biorą materiały, broń i technologię? To stalkerzy, którzy wychodzą czasem na powierzchnię w strojach antyradiacyjnych. W dużej mierze przyczynili się do tego, że ludzkość przetrwała. Rzadko otwierane grodzie, oddzielające napromieniowany świat od podziemi, są jedynymi oficjalnymi punktami, którymi można się wydostać z tuneli.

    Akcja „Metro 2033” zaczyna się w małej stacji słynącej ze swojej „herbaty” z suszonych grzybów. „WOGN”, która jest jednocześnie najbardziej wysuniętą na północ zamieszkałą stacją, zaczęła mieć niemałe problemy. Przerażające stwory, zwane „Czarnymi” powoli i nieustępliwie przychodzą od strony stacji „Ogród Botaniczny”, która to miała pozostać zamknięta. Nikt nie wie, skąd dokładnie przychodzą stwory i jak się ich pozbyć. Amunicja jest na wykończeniu a morale praktycznie nie istnieje, szczególnie że potwory atakują umysł. Wtedy to na „WOGN” przybywa Hunter, który jest kimś w rodzaju strażnika w metrze. Po rozpoznaniu problemu, decyduje się na wyprawę do „Polis”, która jest odległą stacją metra. Postanawia zabrać ze sobą Artema, który jako jedyny wydaje się być odporny na dziwny wpływ Czarnych. Oboje – wojownik i niedoświadczony młodzieniec – wyruszają w szaleńczą podróż przez tunele. Po drodze czyha na nich masa niebezpieczeństw. Od promieniowania, przez zmutowane stwory, a na zupełnie niewytłumaczalnych zjawiskach kończąc. Czy los będzie im sprzyjał? Czy uda im się dotrzeć do „Polis” i rozwiązać zagadkę, czym są czarni i jaki mają cel? Czy poradzą sobie z zagrożeniem dla całej społeczności metra? Odpowiedzi na wszystkie te pytania znajdziecie w książce.

    „Metro 2033” buduje niesamowity klimat. Czuć na własnej skórze klaustrofobiczne przestrzenie i wartość światła, którego w podziemiach nie ma zbyt dużo. Poczucie zagrożenia towarzyszy nam bez przerwy i szybko utwierdzamy się w przekonaniu, że nie ma bezpiecznych dróg. Każdy korytarz i każda odnoga mogą oznaczać szybką i przerażającą śmierć. Trasa, którą niegdyś dało się pokonać w godzinę, teraz zajmuje dzień. Na domiar złego ludzie, którzy powinni się jednoczyć w takich sytuacjach, potrafią być tak samo zdradliwi jak same tunele.

    Podczas przygody widać swoistą ewolucję Artema. Jego „dorastanie” i odkrywanie natury moskiewskich podziemi. Metro uczy go rozumieć znaki i swoistą magię, widzieć zagrożenia oraz pokazuje mu różnorodność poszczególnych stacji. A razem z nim jest i czytelnik, idący z bohaterem ramię w ramię. W zrozumieniu wszystkiego pomagały rozbudowane i pełne metafor opisy. Trochę miejscami mogły irytować przemyślenia i dialogi, zajmujące po kilka stron, które mogły prowadzić do jakichś refleksji, ale w żaden sposób nie posuwały fabuły do przodu. Niemniej jeżeli ktoś lubi pozastanawiać się nad światem i zrozumieć, jak postrzegają go jego mieszkańcy, to jest to plus.

    Uniwersum Metro jest wyjątkowe i wyróżnia się na tle innych światów dotkniętych atomową zagładą. Może to właśnie dzięki temu zawdzięcza swoją niemałą popularność. Z czystym sumieniem polecam tę książkę i wystawiam jej dziewięć punktów na dziesięć możliwych.

  • Wrocławskie Dni Fantastyki publikują program atrakcji

    Wrocławskie Dni Fantastyki obfitują we wspaniały program atrakcji. Punkty wyglądają naprawdę zachęcająco! Żeby nie być gołosłownymi, udostępniamy te cudności, żebyście sami mogli zobaczyć!

  • Recenzja: Mariusz Kaszyński - „Przekłuwacze”

Mariusz Kaszyński - „Przekłuwacze”

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 713
Cena okładkowa: 39,90 zł

Literatura młodzieżowa z założenia powinna cechować się pewną lekkością języka bądź tematu, niespotykanej wcale bądź rzadko w powieściach dla starszych czytelników. To rozróżnienie cel ma prosty: uczynić książkę bardziej przystępną nawet dla niewyrobionego jeszcze czytelnika i zachęcić go do dalszego zagłębiania się w świat w niej opisywany. Głównym bohaterem takiej pozycji jest najczęściej nastolatek (bądź nastolatka), przeżywający przy okazji swoją pierwszą miłość i coś z ogromnego wachlarza tragicznych przeżyć wewnętrznych, a dodatek istot fantastycznych bądź magii ma te życiowe sytuacje trochę osłodzić. Nic w tym złego, wiele z powieści przeznaczonych dla młodzieży czyta się bardzo dobrze nawet w późniejszym wieku, wspominając z pewnym sentymentem swoją fascynację nimi. Nie ukrywam, że bardzo rzadko trafia mi się możliwość złapania z ręce przedstawiciela tego typu literatury, dlatego zazwyczaj mam do nich spory dystans, łatwy co prawda do przełamania już jakimś miłym, klimatycznym smaczkiem. W przypadku „Przekłuwaczy” Mariusza Kaszyńskiego sytuacja była jednak odrobinę inna, czego powodem mogła być piękna oprawa graficzna i obiecująca objętość książki, miałam więc co do niej dość spore nadzieje. Co z tego wynikło?

Marki ma siedemnaście lat i jest synem hrabiego. Zakochany w córce władyki z sąsiedniego Gniazda, Angel, uwielbia zabierać ją na wyprawy w las, wymykając się niezbyt zadowolonym z takiego obrotu sprawy rodzicom. Podczas jednej z takich wycieczek zaskakuję ich burza – jedno z tych charakterystycznych dla świata Strefy zjawisk, odmiennych zupełnie od naszych nawałnic – zmuszając ich do ukrycia się w jaskini. Młodzi nie zdają sobie jeszcze sprawy, że to, jakże częste w tym regionie zjawisko, to początek wielu tragicznych wydarzeń. Wskutek wyładowań ginie pies Markiego, przygodnie spotkany wędrowiec okazuje się mieć określone zamiary wobec chłopaka a rodzina, wraz ze wszystkimi mieszkańcami Gniazda Brzóz po prostu znika… i wszystko wskazuje na to, że już na zawsze. Szymon Wiarołomca, który jakoś nie chce opuścić Markiego, twierdzi, że ludzi z rodzinnej osady chłopaka wytrzebili Przekłuwacze – istoty znane mu jedynie z legend i bajek, i że zrobiły to z określonego powodu…

Uniwersum opisane w książce Kaszyńskiego jest dość specyficzne: ziemia, podzielona na strefy oddzielone od siebie skalistymi barierami i polami magmy. Tą surową krainę przemierzają burze entropiczne, których istotą i jedynym objawem są wyładowania cieplne, uderzające w losowe cele i spalające je. Gdy coś takiego trafi na człowieka, po prostu gotuje do od środka. To dość dramatyczne, i takie są też opisy poszczególnych przypadków (z psem Markiego na czele, niewiele spotkałam w literaturze tak okrutnych opisów śmierci zwierzęcia…), jednak stanowiło jeden z najciekawszych elementów książki i znakomicie sprawdziło się, tworząc podstawy kulturalne społeczeństwa Strefy, którego życie i praca obracały się właśnie wokół nawracających burz. Szczegóły dotyczące sposobów obrony przez  tym niemal niewykrywalnym zjawiskiem są w „Przekłuwaczach” bardzo istotnym elementem, dając całości posmaku ciągłego zagrożenia. Trochę gorzej wypadają sami bohaterowie tytułowi, jeśli można ich nazwać bohaterami – enigmatyczne istoty, których nikt nie widział a wiedza o nich opiera się tylko na mglistych podaniach, z których większość już niemal zapomniano, a chociaż się przecież pojawiają, pozostają niedostrzeżone przez nikogo, kto przeżyłby to spotkanie. Osobiście odebrałam ten szczegół jako irytujący, ponieważ, jako że na nich opiera się fabuła powieści, przedstawiani są w sposób oszczędny i niekonsekwentny, sprawiając wrażenie umykającego gdzieś sensu w całej opowieści.

Marki jako nastoletni bohater skonstruowany został zaskakująco dobrze: nie jest ani zbyt dziecinny, ani też nie wykazuje przejawów zbytniej jak na swój wiek dojrzałości. Kogoś takiego widziałoby się w polskim ogólniaku, gdzie kompletnie nie wyróżniałby się z tłumu: dość bystry, elokwentny, bardzo emocjonalnie podchodzący do otaczających do spraw, ale też chwiejny, kapryśny i pamiętliwy. Z drugiej strony, większość z „dorosłych” nie miała szczęścia być podobnie dopieszczonymi przez autora – wypadają albo podobnie do młodego, z lekkim dodatkiem pewnej pompatyczności i szyderczego humoru, albo po prostu płasko. Szymon Wiarołomca jest jeszcze względnie dobrze napisaną postacią, chociaż jest człowiekiem jednego nastroju, ale marszałek Drewal, będący kolejnym z przygodnych towarzyszy wędrowców, to błędny rycerz w najpłytszej tego zjawiska postaci, bardziej zniechęcający swoją postawą niż budzący sympatię. A co z kobietami? Tych w książce nie jest wiele i stanowią raczej postacie epizodyczne, przysłowiowo: w każdym porcie inna dziewczyna. Miałam trochę nadziei w związku z Moni, buntowniczką, która, chociaż nie wydawała się początkowo zbyt inteligentna, z czasem zyskiwała na charakterze. Niestety została w tyle, pozostawiając po sobie jedynie mgliste wspomnienie, tak jak i wspomniana wcześniej wielka miłość Markiego, Angel. Zjawisko może typowe dla wieku dojrzewania, ale literacko kiepsko się spisuje.

Fabuła „Przekłuwaczy” jest wyraźnie podzielona na części, które stanowią wręcz osobne opowieści. Grupa przelatuje pomiędzy różnymi Strefami (jeśli można je tak określić, w niektórych z nich używa się innych określeń), w każdej przeżywając przygody i odkrywając kolejną porcję wiedzy o tajemnicach, które zostały zapomniane bądź stanową zagrożenie dla każdego z tych obszarów. Dwie części jako formalny podział treści wydają się być co prawda ustalone dobrze, ale niewystarczająco: wydarzenia w każdym z regionów są tak ściśle od siebie oddzielone, że niewiele łączy je z poprzednimi nawet w obrębie jednego rozdziału. W takim przypadku lepiej sprawdziłby się podział na osobne tomy, zamiast jednego zbiorczego. Przechodząc do kolejnych części, czytelnik oczekuje kontynuacji wątków z poprzedniej, nic takiego nie ma jednak miejsca, a wydarzenia przeszłe traktowane są niemal jak nieważne i nieaktualne, chociaż pod względem czasowym zachowano ciągłość, bez większych przerw w fabule. To zjawisko sprawia, że czytelnikowi nie tylko łatwo się zgubić, ale też odczuwa niedosyt i zniecierpliwienie czytaną historią, która okazuje się być pofragmentowana i prowadzona niekonsekwentnie, szybko męcząc.

Ostatecznie trudno mi uznać „Przekłuwaczy” za książkę dobrą. Z założenia jest ona przygotowana i dostosowana do grupy docelowej, nie zniechęciłaby też czytelnika starszego, gdyby nie wspomniane już kwestie „techniczne”. Najlepiej się ją czyta dawkowaną małymi fragmentami, wtedy wrażenie braków w fabule i ogólna naiwność nie są aż tak widoczne; nie należy też specjalnie zagłębiać się w naukowe wątki, gdyż ich tłumaczenie również nie jest kompletne, opierając się na zestawieniu kilku konkretnych informacji z bajkowym klimatem całości. Polecę „Przekłuwaczy” raczej osobom w wieku nastoletnim, bądź takim, którzy nie zwracają uwagi na szczegóły, ceniąc sobie wyłącznie emocjonalną stronę opowiadanej historii, bo pod tym względem powieść ma się w miarę dobrze. Dla osoby o wyrobionym już guście czytelniczym może okazać się jednak mocno problematyczna.

  • Program atrakcji SPOT-kania z larpami 2016

    Już za dziesięć dni SPOT-kanie z larpami, a na nim mnóstwo atrakcji. Ich rozpiskę możecie nawet pobrać TUTAJ ;-).

  • Relacja z konwentu: Pyrkon 2016 - Fantastyczny Poznań

    Największe wydarzenie fantastyczne, czyli Festiwal Fantastyki Pyrkon już za nami. W tym roku tłumy konwentowiczów okupowały Poznań od ósmego do dziesiątego kwietnia. Tradycyjnie już, impreza odbyła się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Tegoroczną edycję odwiedziło 38 tysięcy uczestników. Jak było? Zapraszam do lektury.

  • Smoki się jednoczą pod patronatem zapraszając na BasCon

    Smoki przejmują Bytom! Już 7 - 8 maja w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Bytomu, odbędzie się kolejna edycja BasCon - konwent planszówkowy. Ponownie objęliśmy patronatem wydarzenie organizowane przez Bastylion i serdecznie na nie zapraszamy. Jest to najlepszy konwent gier planszowych na śląsku, a organizatorzy to jedni z najsympatyczniejszych ludzi jakich dane nam było poznać. Zresztą... sami możecie to sprawdzić spotykając ich na BasConie ;-).