Fantastyka

  • Recenzja: Dymitry Glukhowsky - „Metro 2033”

    Metro 2033

    Dymitry Glukhowsky - „Metro 2033”

    insignisWydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 592
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Niemało znaleźć można książkowych światów, w których przedstawiona jest wizja apokalipsy spowodowanej przez trzecią wojnę światową z użyciem głowic nuklearnych. Do tego możemy dorzucić całkiem sporo produkcji filmowych i gier. Jednakże chyba żaden nie przedstawia zniszczonego świata i życia w nim tak, jak robi to „Metro 2033” Dmitrija Głuchowskiego.

    Akcja książki toczy się w moskiewskich tunelach metra, około dwudziestu lat po atomowej zagładzie. To właśnie w nich żyją ci, którym udało się w porę uciec po tym, jak zawyły syreny. Niezwykłe podziały na państwa-miasta na stacjach, hodowla grzybów i świń, koalicje poszczególnych przystanków, a nawet wojny między nimi… To wszystko i znacznie więcej jest codziennością mieszkańców podziemi. Całe metro stało się światem znanym sprzed katastrofy w karykaturalnej miniaturze. Świadczą o tym choćby „Linia Czerwona”, znana ze swoich komunistycznych rządów, „Czwarta Rzesza” - walcząca o czystość rasową i główny wróg czerwonych oraz „Linia Okrężna” zwana również „Hanzą”, która kontroluje większość handlu i jest chyba najlepiej zorganizowana ze wszystkich. Istnieją również inne koalicje i stacje niezależne, ale odkrycie ich wszystkich jest zwyczajnie niemożliwe, gdyż nie da się do wszystkich obszarów dotrzeć ani się z nimi skontaktować.

    Powstaje pytanie: skąd mieszkańcy metra biorą materiały, broń i technologię? To stalkerzy, którzy wychodzą czasem na powierzchnię w strojach antyradiacyjnych. W dużej mierze przyczynili się do tego, że ludzkość przetrwała. Rzadko otwierane grodzie, oddzielające napromieniowany świat od podziemi, są jedynymi oficjalnymi punktami, którymi można się wydostać z tuneli.

    Akcja „Metro 2033” zaczyna się w małej stacji słynącej ze swojej „herbaty” z suszonych grzybów. „WOGN”, która jest jednocześnie najbardziej wysuniętą na północ zamieszkałą stacją, zaczęła mieć niemałe problemy. Przerażające stwory, zwane „Czarnymi” powoli i nieustępliwie przychodzą od strony stacji „Ogród Botaniczny”, która to miała pozostać zamknięta. Nikt nie wie, skąd dokładnie przychodzą stwory i jak się ich pozbyć. Amunicja jest na wykończeniu a morale praktycznie nie istnieje, szczególnie że potwory atakują umysł. Wtedy to na „WOGN” przybywa Hunter, który jest kimś w rodzaju strażnika w metrze. Po rozpoznaniu problemu, decyduje się na wyprawę do „Polis”, która jest odległą stacją metra. Postanawia zabrać ze sobą Artema, który jako jedyny wydaje się być odporny na dziwny wpływ Czarnych. Oboje – wojownik i niedoświadczony młodzieniec – wyruszają w szaleńczą podróż przez tunele. Po drodze czyha na nich masa niebezpieczeństw. Od promieniowania, przez zmutowane stwory, a na zupełnie niewytłumaczalnych zjawiskach kończąc. Czy los będzie im sprzyjał? Czy uda im się dotrzeć do „Polis” i rozwiązać zagadkę, czym są czarni i jaki mają cel? Czy poradzą sobie z zagrożeniem dla całej społeczności metra? Odpowiedzi na wszystkie te pytania znajdziecie w książce.

    „Metro 2033” buduje niesamowity klimat. Czuć na własnej skórze klaustrofobiczne przestrzenie i wartość światła, którego w podziemiach nie ma zbyt dużo. Poczucie zagrożenia towarzyszy nam bez przerwy i szybko utwierdzamy się w przekonaniu, że nie ma bezpiecznych dróg. Każdy korytarz i każda odnoga mogą oznaczać szybką i przerażającą śmierć. Trasa, którą niegdyś dało się pokonać w godzinę, teraz zajmuje dzień. Na domiar złego ludzie, którzy powinni się jednoczyć w takich sytuacjach, potrafią być tak samo zdradliwi jak same tunele.

    Podczas przygody widać swoistą ewolucję Artema. Jego „dorastanie” i odkrywanie natury moskiewskich podziemi. Metro uczy go rozumieć znaki i swoistą magię, widzieć zagrożenia oraz pokazuje mu różnorodność poszczególnych stacji. A razem z nim jest i czytelnik, idący z bohaterem ramię w ramię. W zrozumieniu wszystkiego pomagały rozbudowane i pełne metafor opisy. Trochę miejscami mogły irytować przemyślenia i dialogi, zajmujące po kilka stron, które mogły prowadzić do jakichś refleksji, ale w żaden sposób nie posuwały fabuły do przodu. Niemniej jeżeli ktoś lubi pozastanawiać się nad światem i zrozumieć, jak postrzegają go jego mieszkańcy, to jest to plus.

    Uniwersum Metro jest wyjątkowe i wyróżnia się na tle innych światów dotkniętych atomową zagładą. Może to właśnie dzięki temu zawdzięcza swoją niemałą popularność. Z czystym sumieniem polecam tę książkę i wystawiam jej dziewięć punktów na dziesięć możliwych.

  • Wrocławskie Dni Fantastyki publikują program atrakcji

    Wrocławskie Dni Fantastyki obfitują we wspaniały program atrakcji. Punkty wyglądają naprawdę zachęcająco! Żeby nie być gołosłownymi, udostępniamy te cudności, żebyście sami mogli zobaczyć!

  • Recenzja: Mariusz Kaszyński - „Przekłuwacze”

Mariusz Kaszyński - „Przekłuwacze”

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 713
Cena okładkowa: 39,90 zł

Literatura młodzieżowa z założenia powinna cechować się pewną lekkością języka bądź tematu, niespotykanej wcale bądź rzadko w powieściach dla starszych czytelników. To rozróżnienie cel ma prosty: uczynić książkę bardziej przystępną nawet dla niewyrobionego jeszcze czytelnika i zachęcić go do dalszego zagłębiania się w świat w niej opisywany. Głównym bohaterem takiej pozycji jest najczęściej nastolatek (bądź nastolatka), przeżywający przy okazji swoją pierwszą miłość i coś z ogromnego wachlarza tragicznych przeżyć wewnętrznych, a dodatek istot fantastycznych bądź magii ma te życiowe sytuacje trochę osłodzić. Nic w tym złego, wiele z powieści przeznaczonych dla młodzieży czyta się bardzo dobrze nawet w późniejszym wieku, wspominając z pewnym sentymentem swoją fascynację nimi. Nie ukrywam, że bardzo rzadko trafia mi się możliwość złapania z ręce przedstawiciela tego typu literatury, dlatego zazwyczaj mam do nich spory dystans, łatwy co prawda do przełamania już jakimś miłym, klimatycznym smaczkiem. W przypadku „Przekłuwaczy” Mariusza Kaszyńskiego sytuacja była jednak odrobinę inna, czego powodem mogła być piękna oprawa graficzna i obiecująca objętość książki, miałam więc co do niej dość spore nadzieje. Co z tego wynikło?

Marki ma siedemnaście lat i jest synem hrabiego. Zakochany w córce władyki z sąsiedniego Gniazda, Angel, uwielbia zabierać ją na wyprawy w las, wymykając się niezbyt zadowolonym z takiego obrotu sprawy rodzicom. Podczas jednej z takich wycieczek zaskakuję ich burza – jedno z tych charakterystycznych dla świata Strefy zjawisk, odmiennych zupełnie od naszych nawałnic – zmuszając ich do ukrycia się w jaskini. Młodzi nie zdają sobie jeszcze sprawy, że to, jakże częste w tym regionie zjawisko, to początek wielu tragicznych wydarzeń. Wskutek wyładowań ginie pies Markiego, przygodnie spotkany wędrowiec okazuje się mieć określone zamiary wobec chłopaka a rodzina, wraz ze wszystkimi mieszkańcami Gniazda Brzóz po prostu znika… i wszystko wskazuje na to, że już na zawsze. Szymon Wiarołomca, który jakoś nie chce opuścić Markiego, twierdzi, że ludzi z rodzinnej osady chłopaka wytrzebili Przekłuwacze – istoty znane mu jedynie z legend i bajek, i że zrobiły to z określonego powodu…

Uniwersum opisane w książce Kaszyńskiego jest dość specyficzne: ziemia, podzielona na strefy oddzielone od siebie skalistymi barierami i polami magmy. Tą surową krainę przemierzają burze entropiczne, których istotą i jedynym objawem są wyładowania cieplne, uderzające w losowe cele i spalające je. Gdy coś takiego trafi na człowieka, po prostu gotuje do od środka. To dość dramatyczne, i takie są też opisy poszczególnych przypadków (z psem Markiego na czele, niewiele spotkałam w literaturze tak okrutnych opisów śmierci zwierzęcia…), jednak stanowiło jeden z najciekawszych elementów książki i znakomicie sprawdziło się, tworząc podstawy kulturalne społeczeństwa Strefy, którego życie i praca obracały się właśnie wokół nawracających burz. Szczegóły dotyczące sposobów obrony przez  tym niemal niewykrywalnym zjawiskiem są w „Przekłuwaczach” bardzo istotnym elementem, dając całości posmaku ciągłego zagrożenia. Trochę gorzej wypadają sami bohaterowie tytułowi, jeśli można ich nazwać bohaterami – enigmatyczne istoty, których nikt nie widział a wiedza o nich opiera się tylko na mglistych podaniach, z których większość już niemal zapomniano, a chociaż się przecież pojawiają, pozostają niedostrzeżone przez nikogo, kto przeżyłby to spotkanie. Osobiście odebrałam ten szczegół jako irytujący, ponieważ, jako że na nich opiera się fabuła powieści, przedstawiani są w sposób oszczędny i niekonsekwentny, sprawiając wrażenie umykającego gdzieś sensu w całej opowieści.

Marki jako nastoletni bohater skonstruowany został zaskakująco dobrze: nie jest ani zbyt dziecinny, ani też nie wykazuje przejawów zbytniej jak na swój wiek dojrzałości. Kogoś takiego widziałoby się w polskim ogólniaku, gdzie kompletnie nie wyróżniałby się z tłumu: dość bystry, elokwentny, bardzo emocjonalnie podchodzący do otaczających do spraw, ale też chwiejny, kapryśny i pamiętliwy. Z drugiej strony, większość z „dorosłych” nie miała szczęścia być podobnie dopieszczonymi przez autora – wypadają albo podobnie do młodego, z lekkim dodatkiem pewnej pompatyczności i szyderczego humoru, albo po prostu płasko. Szymon Wiarołomca jest jeszcze względnie dobrze napisaną postacią, chociaż jest człowiekiem jednego nastroju, ale marszałek Drewal, będący kolejnym z przygodnych towarzyszy wędrowców, to błędny rycerz w najpłytszej tego zjawiska postaci, bardziej zniechęcający swoją postawą niż budzący sympatię. A co z kobietami? Tych w książce nie jest wiele i stanowią raczej postacie epizodyczne, przysłowiowo: w każdym porcie inna dziewczyna. Miałam trochę nadziei w związku z Moni, buntowniczką, która, chociaż nie wydawała się początkowo zbyt inteligentna, z czasem zyskiwała na charakterze. Niestety została w tyle, pozostawiając po sobie jedynie mgliste wspomnienie, tak jak i wspomniana wcześniej wielka miłość Markiego, Angel. Zjawisko może typowe dla wieku dojrzewania, ale literacko kiepsko się spisuje.

Fabuła „Przekłuwaczy” jest wyraźnie podzielona na części, które stanowią wręcz osobne opowieści. Grupa przelatuje pomiędzy różnymi Strefami (jeśli można je tak określić, w niektórych z nich używa się innych określeń), w każdej przeżywając przygody i odkrywając kolejną porcję wiedzy o tajemnicach, które zostały zapomniane bądź stanową zagrożenie dla każdego z tych obszarów. Dwie części jako formalny podział treści wydają się być co prawda ustalone dobrze, ale niewystarczająco: wydarzenia w każdym z regionów są tak ściśle od siebie oddzielone, że niewiele łączy je z poprzednimi nawet w obrębie jednego rozdziału. W takim przypadku lepiej sprawdziłby się podział na osobne tomy, zamiast jednego zbiorczego. Przechodząc do kolejnych części, czytelnik oczekuje kontynuacji wątków z poprzedniej, nic takiego nie ma jednak miejsca, a wydarzenia przeszłe traktowane są niemal jak nieważne i nieaktualne, chociaż pod względem czasowym zachowano ciągłość, bez większych przerw w fabule. To zjawisko sprawia, że czytelnikowi nie tylko łatwo się zgubić, ale też odczuwa niedosyt i zniecierpliwienie czytaną historią, która okazuje się być pofragmentowana i prowadzona niekonsekwentnie, szybko męcząc.

Ostatecznie trudno mi uznać „Przekłuwaczy” za książkę dobrą. Z założenia jest ona przygotowana i dostosowana do grupy docelowej, nie zniechęciłaby też czytelnika starszego, gdyby nie wspomniane już kwestie „techniczne”. Najlepiej się ją czyta dawkowaną małymi fragmentami, wtedy wrażenie braków w fabule i ogólna naiwność nie są aż tak widoczne; nie należy też specjalnie zagłębiać się w naukowe wątki, gdyż ich tłumaczenie również nie jest kompletne, opierając się na zestawieniu kilku konkretnych informacji z bajkowym klimatem całości. Polecę „Przekłuwaczy” raczej osobom w wieku nastoletnim, bądź takim, którzy nie zwracają uwagi na szczegóły, ceniąc sobie wyłącznie emocjonalną stronę opowiadanej historii, bo pod tym względem powieść ma się w miarę dobrze. Dla osoby o wyrobionym już guście czytelniczym może okazać się jednak mocno problematyczna.

  • Program atrakcji SPOT-kania z larpami 2016

    Już za dziesięć dni SPOT-kanie z larpami, a na nim mnóstwo atrakcji. Ich rozpiskę możecie nawet pobrać TUTAJ ;-).

  • Relacja z konwentu: Pyrkon 2016 - Fantastyczny Poznań

    Największe wydarzenie fantastyczne, czyli Festiwal Fantastyki Pyrkon już za nami. W tym roku tłumy konwentowiczów okupowały Poznań od ósmego do dziesiątego kwietnia. Tradycyjnie już, impreza odbyła się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Tegoroczną edycję odwiedziło 38 tysięcy uczestników. Jak było? Zapraszam do lektury.

  • Smoki się jednoczą pod patronatem zapraszając na BasCon

    Smoki przejmują Bytom! Już 7 - 8 maja w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Bytomu, odbędzie się kolejna edycja BasCon - konwent planszówkowy. Ponownie objęliśmy patronatem wydarzenie organizowane przez Bastylion i serdecznie na nie zapraszamy. Jest to najlepszy konwent gier planszowych na śląsku, a organizatorzy to jedni z najsympatyczniejszych ludzi jakich dane nam było poznać. Zresztą... sami możecie to sprawdzić spotykając ich na BasConie ;-).

  • Czarne chmury nad Baltikonem

    Czy Baltikon się odbędzie? Mamy nadzieję, że tak, jednak na razie organizacja szuka innego terminu, żeby nie kolidować z dwoma innymi imprezami - Animatsuri oraz Światowymi Dniami Młodzieży. Brany pod uwagę jest 12-14 lub 26-28 sierpnia.Ponadto, poszukiwana jest też inna lokalizacja. Jak tylko będziemy coś wiedzieć, to na pewno o tym napiszemy. Bądźcie czujni!

  • Pyrkon Dance 2016 - cosplay version [VIDEO]

    Widzieliście kiedyś filmiki "Pyrkon Dance"? Jeżeli nie, to wyszukajcie sobie na YouTube, bo warto. Nasz naczelny dzięki nim pojechał na swój pierwszy Pyrkon. Jako, że projekt trochę leży od zeszłego roku, postanowiliśmy nakręcić własny, inspirowany poprzedniczkami. Może nie jest tak dobry jak te z poprzednich lat, ale i tak warto obejrzeć :-).

  • Relacja: Pyrkon 2016 - Festiwal Fantastyki, od fanów, dla fanów

    Pyrkon jest największą Polską imprezą związaną z tematyką naszego portalu. W tym roku Poznań odwiedziło z tej okazji około 40 tysięcy ludzi. Organizatorzy (Druga Era) obstają przy nazywaniu go festiwalem fantastyki, co podkreślane jest gdzie się tylko da. Tak samo jak hasło „od fanów dla fanów”, którym wciąż szafuje klub. 8-10 kwietnia odbyła się już XVI edycja tego eventu, który nie sposób porównać do żadnego innego, a lokalizacją ponownie zostały Międzynarodowe Targi Poznańskie. Jako że to już mój czwarty festiwal ziemniaka, postanowiłem pokusić się o nawiązania do edycji poprzednich...

  • Oświadczenie w sprawie list pomocniczych Nagrody Janusza A. Zajdla

    Nie mogło być inaczej. Jest oficjalne oświadczenie w sprawie list pomocniczych do nagrody Zajdla. Pełną jego treść w formacie PDF znajdziecie w TYM LINKU.

  • Piosenka o Pyrkonie 2016 [VIDEO]

    No cóż. Taka forma relacji z konwentu przebija chyba wszystko, co do tej pory widzieliśmy. Wielkie brawa dla NanoKarrin! Szczególnie, że w tekście pojawiło się wiele odniesień do ważnych wydarzeń tegorocznego Pyrkonu! I to z humorem ;-).

     
    Pyrkonowa Piosenka 2016

    HA! HA! HA! Któż by inny jak nie NanoKarrin mogło zapanować nad panelem "Pyrkonowa Piosenka" przygotowanym przez Nicole "Aryę" Rimpler!! #BrawoMy! Dziękujemy za świetną zabawę i pozdrawiamy!Uczestnicy: Pani Prowadząca Nicole "Arya" Rimpler, członkowie NanoKarrin oraz gość Specjalny!P.S. Serek obiecuje, że za tydzień na naszym kanale pojawi się porządna wersja do ściągnięcia#Pyrkon #PyrkonowaPiosenka #Pyrkon2016

    Opublikowany przez NanoKarrin na 11 kwietnia 2016
  • Recenzja: Marcin Jamiołkowski - „Keller”

    Marcin Jamiołkowski - „Keller”

    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Liczba stron: 291
    Cena okładkowa: 34,90 zł

    Wedle powszechnej opinii my, Polacy, nie jesteśmy narodem, który szczególnie słynąłby z dystansu do swojej tożsamości i przeszłości. Dlatego też to jest ciut niebezpieczna sprawa - pisać fantastykę, nawet naukową, która byłaby naprawdę polska. Z jednej strony mamy przecież całą masę narodowych kompleksów, a z drugiej z nabożną czcią odnosimy się do ważnych historycznych figur z kraju nad Wisłą, szafując na lewo i prawo oskarżeniami o brak poszanowania dla naszych przodków. Nie przeszkadza nam to jednak w robieniu maślanych oczu pod adresem kultury zachodu i czerpaniu z niej pełnymi garściami jeśli chodzi o literaturę, film, a nawet sposób ubierania się na co dzień. Dlatego też, słysząc o "space operze z narodowymi akcentami", podszedłem do "Kellera" ze sporą dozą ostrożności, spodziewając się albo naiwnej wizji wielkiego a niezwyciężonego kosmicznego imperium pod biało-czerwonym sztandarem, albo tworu na typowo amerykańską modłę, w którym ktoś najwyżej bąknie coś nieśmiało o swoich nadwiślańskich korzeniach, żeby – Boże, chroń! - nie zranić czyichś uczuć patriotycznych. Szczęśliwym trafem okazało się, że żaden dystans zdecydowanie nie był tu potrzebny.

    Nowa książka Marcina Jamiołkowskiego rzuca czytelnika od razu w rwący nurt wydarzeń: rekreacyjna wizyta na Marsie kończy się dla Iana Kellera i reszty załogi "Truposza", bandy przemytników, najemników i ogółem raczej niesympatycznych typów spod ciemnej gwiazdy, przymusową ucieczką przed patrolem kosmicznej policji. O dobrowolnym poddaniu się rewizji nie może być mowy – załoganci "Truposza" nie tylko przemycają akurat grupkę prostytutek (koncesjonowanych, co prawda, tylko ciut niepewnych płciowo) z Ziemi, w ładowni statku znajduje się także pewien przedmiot tak nielegalny, jak również istotny jest dla wykonywanej przez nich misji. Misji, od której powodzenia zależeć będzie sytuacja polityczna układu Polonusa oraz losy przytulnej posiadłości Kellera, która pechowo wpadła w oko członkom wywiadu. Jakież to zadanie? Mówiąc wprost – polecieć do układu Pontifeksa, jednej z dwóch siedzib Stolicy Piotrowej po wielkiej schizmie, po to, by wykraść stamtąd cenną relikwię. Relikwią tą okazują się papieskie kości... I to nie byle które, bo należące wcześniej do papy Jana Pawła II.

    No właśnie. Jak widać, Marcin Jamiołkowski w swojej powieści kompletnie nie przejmuje się głosami oburzenia ze strony "lepszego sortu Polaków", w przepyszny sposób bawiąc się kliszami, które każdy z nas ogląda na co dzień – i pokazując je nam przez zgrabny filtr przyszłości, w której ludzkość sięgnęła gwiazd. Kontrowersyjne? Być może. Zaskakujące i ciekawe? Z całą pewnością! Nareszcie ktoś się odważył przełamać strach przed dyskusją tych naszych nienaruszalnych świętości, dotąd stawianych na piedestale, ale nie dotykanych w strachu przed ich kruchością i tak pozostawionych na pastwę kurzu – a to, jak się okazuje, zdecydowanie wychodzi to na dobre tak im, jak i powieści. Odświeżone, zobaczone w nowym świetle będą przecież zapamiętane lepiej niż przez powtarzanie wciąż i znowu tej samej mantry...

    Jednak przede wszystkim "Keller" jest książką pełną charakteru – tekst z okładki cytuje Pawła Majkę mówiącego o "klasycznej awanturniczej space operze". Sprzeczać się z nim nie sposób: akcja nie ustaje ani na chwilę, a całość czyta się jednym ciągiem, z zapartym tchem. Doświadczymy tu wszystkiego, co w ramach gatunku najlepsze – scen kosmicznych pościgów i batalii, niebezpiecznych romansów, zuchwałych kradzieży. Będzie i bezlitosna zemsta, i chwila na nostalgiczną refleksję, a całość okraszona solidną dawką rubasznego, swojskiego humoru. "Keller" jest jednak klasyczny także z innego powodu – po drobnych zmianach dekoracji mógłby przejść nie jako space opera, ale jako powieść przygodowa osadzona w czasach rozbiorów. Pełnymi garściami czerpie z dorobku romantyzmu, ukazując jednak te same motywy w oryginalny, unikalny sposób. Przebrzmiewa w nim ta sama tęsknota za lepszymi dniami drogiej ojczyzny – podana na rozgrzanych lufach laserowych dział, wśród ryku silników i blasku eksplozji.

    Kreacja bohaterów zasługuje na osobną wzmiankę. Zarówno załoga "Truposza", ich sojusznicy, jak i przeciwnicy to okazy jakich mało, mimo pobieżnej prezentacji aż kipiące od charakteru i ikry. To istna galeria osobliwości: bohater wojenny po poważnych przejściach (przyznaję – mimo woli wyobrażałem sobie Bogusława Lindę w roli Kellera, werbalizując w głowie jego kwestie głosem tego aktora) i jego wierny towarzysz - efekt zaawansowanej inżynierii genetycznej, tajemniczy obcy zdolny na życzenie dowolnie zmieniać kształt, czarnoskóry medyk pokładowy, koszmarny lubieżnik i pasjonat odlotów swobodnych. Jest miejsce dla diabolicznego generała o stalowej ręce i akcencie rodem zza Buga, są kobiety fatalne jak wyrwane z "Neuromancera" oraz niemal baśniowe damy w opresji, nie zabraknie też zdeprawowanych hierarchów kościelnych... Wszechświat wykreowany przez Jamiołkowskiego pełen jest ludzi z duszami, zapadających w pamięć i wyjątkowych.

    Podsumowując – "Kellera" przeczytać warto. Nie tylko stanowi fenomenalną odtrutkę na trapiące nas narodowe przywary, jest po prostu i przede wszystkim kawałem porządnej fantastyki naukowej, ze świetnie ukazaną wizją przyszłości, bohaterami, których nie sposób nie lubić oraz akcją tak wartką, że porwie najmocniej stąpające po ziemi przypadki. Polecam - nawet tym, którzy uważają, że space opera to nie ich gatunek.

  • Nominacje do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla

    Niedawno ruszyły nominacje do Nagroda Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Zgłaszać swoje propozycje możecie pod tym linkiem: http://zajdel.art.pl/nominacje/index.php. Tam też, możecie przejrzeć wszystkie tytuły posiadające numer ISBN, będące wydane w odpowiednim przedziale czasowym. Przy tej okazji niestety miał miejsce mały incydent, ponieważ Pan Rafał Dębski (jeden z autorów), zaprotestował przeciwko obecności utworów wydanych za pomocą vanity press (w przeciągu najbliższych tygodni pojawi się też stosowny artykuł o podobnych praktykach). Cytując jego oświadczenie:

  • Zdjęcia z Pyrkonu 2016! [FOTO]

    Mamy już trzy galerie/fotorelacje z Festiwalu Fantastyki Pyrkon w Poznaniu. Możecie je przejrzeć na naszym Fanpage. Tutaj natomiast znajdziecie guziczki do rzeczonych materiałów. Zapraszamy serdecznie! Jest cosplay, stoiska i wszystko inne, a będzie znacznie więcej zdjęć!

    Pyrkon 2016. 8-10 kwietnia - Sabat CzarownicPyrkon 2016 by Traxus Pyrkon by Alchelor
  • Felieton: Fotorelacje na kilkaset zdjęć - dlaczego?

    Od czasu do czasu pojawia się ktoś, kto pyta nas, dlaczego nasze galerie z konwentu są tak obszerne. Ba, czasem nawet oskarża się nas o brak profesjonalizmu, ponieważ prawdziwa fotorelacja powinna mieć raptem kilkanaście lub kilkadziesiąt zdjęć. Dlaczego więc my (i inne portale, grupy itd.) produkujemy aż tyle materiału fotograficznego z konwentów i innych wydarzeń pokrewnych? Postaram się na to i kilka innych kwestii odpowiedzieć w tym luźnym felietonie.   

  • Aplikacja mobilna Pyrkonu PyrAtrakcje2016

    Coś dla LARP-owców i graczy sesji RPG. Pyrkon wypuścił specjalną aplikację mobilną do zarządzania programem atrakcji. Wspomina się tu głównie o turniejach gier planszowych oraz wymienionych wyżej. Niestety nie wiemy, na jakie systemy aplikacja będzie dostępna, ani kiedy. Na stronie podana jest data wczorajsza, a poszukiwania w Google Play oraz w sklepie Windows Phone, nie przyniosły żadnych rezultatów.

    Nie jest ona do ściągnięcia. Działa online. Zmyliła nas grafika telefonu oraz brak linku na podanej stronie www.

    PS. Na LARP-y „LARP: Fantastycznie” oraz „Larp: Nie bój się...”, nie trzeba się zapisywać. Wystarczy przyjść. Niemniej jednak, może się okazać, że braknie miejsc dla wszystkich chętnych, dlatego są to aż dwie atrakcje, a nie jedna.

  • Geek Expansion pod patronatem!

    Jak zakończyć wakacje? To pytanie wielu będzie sobie zadawało dopiero pod koniec sierpnia, ale już teraz mamy dla Was odpowiedź. Warto pojechać do Grójca, ponieważ już 26 - 28 sierpnia odbędzie się tam Geek Expansion - konwent gier i fantastyki. Trzy dni pełne turniejów gier planszowych i karcianych, wspólnych rozgrywek na konsolach czy choćby nocne maratony filmowe w 2D i 3D w profesjonalnej sali kinowej, to tylko część atrakcji jakie nas czekają. Przyznacie chyba, że to całkiem niezły sposób na zakończenie wakacji. Nie mogliśmy zrobić nic innego, jak tylko objąć wydarzenie patronatem medialnym.

  • Pyrkon 2016 - Oficjalny Teaser

    Tej imprezy chyba nie trzeba nikomu przedstawiać! Spot promujący tegoroczny Pyrkon.

  • Musical „Wiedźmin” w teatrze w Gdyni!

    Sporo dziś było o popkulturze i kontrowersjach w TVN, dlatego dla równowagi mamy dla Was coś ekstra! Już jesienią 2017 na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni będziemy mogli obejrzeć musical o Geralcie. Brzmi nieprawdopodobnie? A jednak! Zdradzić Wam jeszcze możemy, że, cytując portal Trójmiasto.pl, "znany jest zespół realizatorski „Wiedźmina”. Muzykę do musicalu przygotuje Piotr Dziubek, scenografią zajmie się Damian Styrna, zaś teksty piosenek przygotuje Rafał Dziwisz. To stały zespół współpracowników Wojciecha Kościelniaka, z którym z wielkim powodzeniem zrealizował on w Teatrze Muzycznym "Lalkę" Bolesława Prusa i "Chłopów" Władysława Reymonta."

    Źródło: http://kultura.trojmiasto.pl/Wiedzmin-na-deskach-Teatru-Muzycznego-n90805.html

  • Rozmowy w Toku - Cosplay

    Tym, którzy nie mogli obejrzeć wczoraj słynnego programu Rozmowy w Toku o cosplayu, podrzucamy link do playera online. Wkrótce też pojawi się krótka analiza przebiegu. Dlaczego? Ponieważ przyda się spojrzenie krytycznym, acz nie skażonym emocjami, okiem. Może dzięki temu, nieco inaczej spojrzycie na kontrowersyjny odcinek:-). Zapraszamy także do konstruktywnej dyskusji co sądzicie o programie i występujących. Przypominamy jednak, że obrażanie kogokolwiek, nie jest zbyt dobrym sposobem na wyrażenie swojego zdania.