Fantastyka

  • Program atrakcji konwentu FunCon

    Funcon tuż tuż, więc dobrze by było znać program atrakcji. Nie pozostaje nam nic innego jak go udostępnić :-). Jest on dostępny pod tym linkiem: PROGRAM.

  • Konkurs literacki Coperniconu - Pióro Metatrona

    Masz smykałkę do pisania świetnych tekstów i lubisz jeździć na konwenty? Te dwie rzeczy trudno ze sobą połączyć w sensie praktycznym, chyba, że jest się znanym pisarzem zapraszanym na tenże konwent. No chyba, że mowa o Coperniconie,który postanowił wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom i ogłosił konkurs literacki - Pióro Metatrona! Zapraszamy do przeczytania regulaminu oraz oczywiście do uczestnictwa!

  • Recenzja książki: Michał Cholewa - „Forta”

    Forta

    Michał Cholewa - „Forta”

    warbook Autor: Michał Cholewa
    Wydawnictwo: WarBook
    Liczba stron: 570
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    Książki Michała Cholewy cieszą się niesłabnącą popularnością, którą ugruntowała nagroda Zajdla, przyznana „Forcie” jako najlepszej powieści fantastycznej 2014 roku. Dlaczego jednak „Forta”, a nie świetny, pełen akcji „Gambit” lub trzymający jego poziom „Punkt cięcia”? Co wyróżniło tę książkę wśród innych? Wspomniany „Gambit”, chociaż może debiutem trudno go nazwać, był pierwszą samodzielną powieścią wydaną przez autora, nie był też idealny pomimo wielu zalet, „Forta” natomiast, chociaż warsztatowo już o wiele lepsza od części poprzednich, nadal wzbudza mieszane uczucia. Wiele osób, skuszonych wiadomością o nagrodzie, sięgnie po tę powieść bez zastanowienia, dopiero w trakcie uzmysłowiwszy sobie, że czegoś im brakuje... A będą to informacje z poprzedzających ją dwóch tomów. Czy się nie zrażą? A może, biorąc pod uwagę fakt, że jednak pozycja ta różni się nieco od poprzedniczek, spodoba im się ona tym bardziej? Zanim podejmie się decyzję, należy się zapoznać z kilkoma czynnikami.

    Znana nam z poprzednich tomów ekipa pod dowództwem porucznik Cartwright przebywa w bazie Churchill – punkcie ewakuacji Piątej Dywizji Desantowej. Jednostka poniosła ciężkie straty – spora część żołnierzy nie wróci do domu, a pozostali wymagają hospitalizacji, jednak również medyków pozostało niewielu. Gdy docierają do nich plotki, że w przetrzebionym składzie mają znów wyruszyć na front, postanawiają temu zapobiec, bez wiedzy dowódczyni angażując się w akcję na rzecz enigmatycznego Von Brauna. Ten, w zamian za przysługę, ma im pomóc w uchyleniu się od przykrego obowiązku. Nie wiedzą, że sposób działania oficera będzie daleki od przypuszczeń, a ceną zwolnienia z jednej misji będzie wplątanie się w inną. W ten sposób lądują na Atropos z misją odnalezienia zaginionego Brisbane’a - sytuacja okazuje się być jednak bardziej skomplikowana, bowiem kolonii na planecie zagraża nieznany wróg...

    Jednostka trzyma się dzielnie. Można zaobserwować, że jej członkowie bardziej zżyli się ze sobą, a relację Wierzbowskiego z medyczką, DaSilvą, wyraźnie wykazują tendencję romantyczną, ściśle jednak ukrywaną na służbie. Wierzbie zdarzyło się awansować: jest teraz odpowiedzialny przed Cartwright za resztę towarzyszy, co wyjątkowo daje mu się we znaki. Jest on też osobą, wokół której skupia się akcja – jest to zauważalne w większym stopniu niż choćby w „Gambicie” – więcej tez pojawia się jego dialogów wewnętrznych. Ale na drużynie Wierzbowskiego się nie kończy. Sytuację będziemy obserwować z dwóch punktów widzenia: wyżej wspomnianego, w akcjach na terenie kolonii Nijmegen, oraz komandora Falejczyka, zastępcy dowódcy okrętu EUS „Gdynia”, którym przylecieli do układu, pozostającego na orbicie planety. Obie ekipy czeka wiele niebezpiecznych momentów.

    Do bohaterów dołącza trójka nowych, na którą warto zwrócić uwagę. Khasis, dowódczyni grupy Dowództwa Operacji Specjalnych, w skład której wcielono także jednostkę Cartwright, jest dość przewidywalna, a osobie, która czytała wcześniejsze tomy „Algorytmów wojny” wyda się wręcz znajoma: to Brisbane w spódnicy. Zimna, pozornie obojętna, skupiona na celu i gotowa do wszelakich wyrzeczeń dla dobra misji - nie jest osobą, którą można polubić, chociaż jako dowódca sprawuje się świetnie. Drugą postacią wartą przyjrzenia się jest wspomniany wcześniej Falejczyk, trzecią zaś sam dowódca „Gdyni”, komandor Radchenko. Obaj panowie zostają wystawieni na ciężką próbę, jednak każdy radzi sobie z sytuacją w inny sposób. Wywiązujący się między nimi konflikt, ograniczany przez konieczność zachowania prawidłowych stosunków służbowych, daje wiele do myślenia. Polak jest ostrożny, wyraźnie coś mu nie pasuje w zastanej sytuacji, jego przełożony zaś zaskakuje niefrasobliwością. Ale czy wszystko na pewno jest takie, na jakie wygląda?

    „Forta” w porównaniu do poprzednich części cechuje się nieco innym klimatem. Scen akcji nie braknie, niemniej jednak więcej jest czegoś, co określiłabym mianem podchodów: obie ekipy są świadome zagrożenia, nie wiedzą jednak, z której strony go oczekiwać. Radchenko i Falejczyk mają z pozoru łatwiej: wrogi statek na orbicie, nie odpowiadający na próby nawiązania kontaktu, a wyraźnie zagrażający kolonii, wydaje się być dowodzony przez kogoś niezbyt kompetentnego, kto nie umie się bronić... A może po prostu nie widzą wszystkiego? Niestety, w sytuacji, gdy dowódca nie widzi problemu, a zastępca wyraźnie wyczuwa, że coś jest nie tak, trudno wprowadzić daleko posuniętą ostrożność. A kontakt z powierzchnią planety niemal nie istnieje... Tymczasem na dole grupa OES-ów robi swoje, poszukując sobie tylko znanych artefaktów, osłaniana przez ekipę Wierzby. Tu też warunki wymuszają współpracę pomimo uprzedzeń, jednak w tym konkretnym przypadku efekty są lepsze: misja, podczas prac naprawczych mających na celu przywrócenie komunikacji, natrafia na spory ubytek energii. Gdzie taka ilość prądu może być wyprowadzana i co zasila? Przestarzała, mocno zniszczona infrastruktura kolonii nie da im łatwej odpowiedzi. Podchody będą więc próbą rozwikłania zagadki, jaką jest dziwnie funkcjonująca kolonia Nijmegen, w ciągłym poczuciu zagrożenia o niewiadomym pochodzeniu. Mało tego, „ci drudzy” najwyraźniej przyszli tu w tym samym celu... Ale wyraźnie wiedzą o nim więcej.

    W „Gambicie” często spotykało się przejścia między scenami akcentowane urywkami zdań kończonych wraz z początkiem kolejnego fragmentu. Tutaj takiego zabiegu nie ma. Bitwy, kiedy do nich dochodzi, są opisywane z jednego punktu widzenia, przez co konstrukcja traci nieco na dynamice, zyskuje jednak na ogólnym wrażeniu narastającego napięcia. W tym tomie autor pokusił się – chociaż tylko dwa razy – o krótki urywek widziany oczami wroga, nawet wtedy nie zdradzając wiele. Z tego względu „Fortę” czyta się wolniej, nastrój jest pełen stopniowanego niepokoju, intryga rozwija się bardzo powoli – co może irytować – ale zakończenie wynagradza to z nawiązką. Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy czytać samodzielnie, bez zapoznania się z resztą cyklu? To odradzam. W rozmowach bohaterowie często nawiązują do jakichś minionych wydarzeń, jednak robią to tak enigmatycznie, że nie sposób domyślić się, co właściwie się wtedy stało, a to trochę utrudnia zrozumienie bieżącej sytuacji.

    „Fortę” mogę tylko polecić. Mało która książka tak skłania do myślenia, przekazując pod pozorem szpiegowsko-fantastycznonaukowego zamieszania wiele głębszych myśli. Motywem przewodnim staje się poświęcenie Marcina Wierzbowskiego, młodego człowieka, który został postawiony na pozycji osoby dowodzącej jednostką, zupełnie nie będąc do tego przygotowanym; oraz misja, która wymagać będzie tego poświęcenia o wiele więcej, niż się początkowo zakładało. Intryga wciąga z miejsca i zaskakuje niejednokrotnie drugim i kolejnym dnem, a z bohaterami trudno się rozstać... Na szczęście, nie będzie trzeba, jako że na półkach księgarń czeka już kolejny tom cyklu, „Inwit”.

  • Recenzja książki: Dan Abnett - „Czyste Srebro"

    czyste srebro

    Dan Abnett - „Czyste Srebro"

    copernicus corporation Autor: Dan Abnett
    Wydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 368
    Cena okładkowa:39 zł 

    Duchy Gaunta – a właściwie, Pierwszy i Ostatni z Tanith – to elitarny regiment sił Imperium, słynący z najlepszych zwiadowców, snajperów i dywersantów w całej Gwardii. To grupa zgorzkniałych straceńców, którzy nie mają już dokąd wrócić po zagładzie swojego rodzinnego świata, pozbawionych skrupułów i bezgranicznie lojalnych swojemu nieustraszonemu przywódcy, komisarzowi-pułkownikowi Ibramowi Ganutowi. To przede wszystkim ludzie, którym przyszło doświadczać wojny, najgorszego koszmaru czterdziestego pierwszego millenium. Targani wątpliwościami, prześladowani przez widma poległych towarzyszy i rozdzierani przez tęsknotę za utraconym domem rzucają się w bój z nadludzką wręcz zaciętością, jakby walka była jedynym sensem życia, jaki im pozostał. Niedawno nakładem wydawnictwa Copernicus Corporation ukazał się szósty już tom serii o regimencie Komisarza Gaunta, "Czyste Srebro".

    Tłem wydarzeń jest Aexe Cardinal – planeta na obrzeżach Segmentum Pacificus, jeden ze Światów Sabbat. Niegdyś słynąca z malowniczych krajobrazów i wspaniałego, zabytkowego budownictwa, dzisiaj Aexe jest ledwie cieniem dawnej chwały. Wszystko to za sprawą trwającej od czterdziestu lat wojny domowej pomiędzy siłami Przymierza a sąsiadującą z nimi Republiką Shadik. Impas nie będzie jednak trwać w nieskończoność – oto okazuje się, że Shadik kolaborują z Arcywrogiem. Naczelne dowództwo rozkazuje więc Pierwszemu i Ostatniemu z Tanith wspomóc siły sprzymierzone. Będzie to dla nich prawdziwy sprawdzian zdolności przetrwania – zamiast podchodów, walki partyzanckiej i misji zwiadowczych czeka ich bowiem piekło walk pozycyjnych, w ciasnych, zatopionych w wodzie i krwi okopach, pod nieustającym ogniem dział, haubic i moździerzy. Wielu zginie – a ci, którzy przeżyją, odejdą z Aexe odmienieni na zawsze.

    Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę kogoś, kto wcześniej nie miał styczności z twórczością Dana Abnetta jest bez wątpienia łatwość, z jaką, pozornie bez wysiłku, z pomocą ledwie kilku słów kreuje on ciekawe, zapadające w pamięć i oryginalne postaci. W "Czystym Srebrze" jest to widoczne bardzo wyraźnie – już po kilku scenach szczerze nie trawiłem zbira Lijaha "Pewne, pewniutkie" Cuu i byłem przekonany, że będzie sprawiał kłopoty, a jednocześnie trzymałem kciuki, by Larkinowi i Muril udało się przeżyć. Komisarz Gaunt we własnej osobie wzbudził zarówno moją sympatię, jak i respekt, podobnie jak mistrz zwiadowców Mkvenner... Długo by wymieniać ich wszystkich. Chociaż regiment z Tanith ma wielu żołnierzy, których można by uznać za ważne postaci i siłą rzeczy każdemu z nich poświęcono niewiele miejsca, to jakimś cudem wystarczy autorowi, by do jednych wzbudzić sympatię, do drugich niechęć, ale zarazem sprawić, by czytelnik siedział jak na szpilkach w obawie o ich dalsze losy.

    Należy wspomnieć, że chociaż "Czyste Srebro" osadzone jest w uniwersum Warhammera 40000 i traktuje o tym, czego w tymże świecie jest najwięcej, czyli o wojnie, nie jest to jej wątek przewodni. Bardziej niż "military sci-fi" pasuje tu termin "dramat wojenny" – na pierwszym planie wyeksponowane są przede wszystkim losy żołnierzy. Działania wojenne stanowią tu ledwie tło akcji, dylematów, wzajemnych przyjaźni czy wrogości. Z tego powodu szósty tom serii o Duchach Gaunta (nie potrafię powiedzieć, czy jest to reguła dla całości serii) bardzo mocno przypominał mi początki uwielbianej przeze mnie "Czarnej Kompanii": to trafny i poruszający obraz żołnierskiej doli, ukazany przez filtr jednego z najbardziej znanych światów fantastycznych.

    Pomimo tego może nieco nietypowego dla realiów podejścia do tematu, Abnett ani na chwilę nie daje nam zapomnieć, że to nadal Warhammer – za sprawą fenomenalnych opisów świata zruinowanego trwającą prawie pół wieku wojną totalną. Klimat budowany jest drobnymi szczegółami: płytkie, błotniste mokradła, które setki salw artylerii temu były korytem rzeki, wnętrze szpitala polowego przesiąknięte fetorem krwi i śmierci czy stodoła, gdzie odbywają się nielegalne walki kogutów, na które żołnierze rezerwy marnują swój czas i żołd to być może rzeczy niezbyt istotne dla fabuły, ale w intrygujący sposób na nowo odkrywają przed czytelnikiem świat znany przede wszystkim ze splendoru i przepychu, z monumentalnych statków kosmicznych i zdobionych pancerzy wspomaganych.

    Podsumowując: czytając "Czyste Srebro", bawiłem się znakomicie, a po zakończeniu lektury odczuwałem ogromny niedosyt. Z pewnością sięgnę po pozostałe książki z tej serii – wam natomiast, drodzy czytelnicy, radzę to samo, szczególnie jeśli lubicie powieści które, chociaż fabularnie może i są proste, ale niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny.

  • Atrakcje na Dniach Jakuba Wędrowycza

    Dni Jakuba Wędrowycza tuż tuż, więc dobrze by było znać program atrakcji. I tutaj wchodzi organizacja wydarzenia, a następnie my, którzy przekazujemy spis dóbr umysłowych, jakimi będzie można napchać głowę drogą słuchową i wzrokową.

  • Recenzja książki: William King - „Wilcze Ostrza”

    wilcze ostrza

    William King - „Wilcze Ostrza”

    copernicus corporation Autor: William King
    Wydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 334
    Cena okładkowa:39 zł 

    Polscy fani Warhammera 40 000 zdecydowanie nie mieli szczęścia, jeśli chodzi o cykl o Ragnarze Czarnogrzywym – „Wolfblade”, bo taki tytuł nosi czwarta jego część w oryginale, został wydany za granicą już w 2003 roku, do nas jednak nie dotarł w ogóle. Aż do teraz, bo oto trzynaście lat po światowej premierze dzięki uprzejmości Copernicus Corporation możemy wreszcie poznać kolejny epizod z życia Ragnara i dowiedzieć się, czy zgubienie włóczni Russa aby wyszło mu na zdrowie. Czy warto było czekać? Przekonajmy się. Oto „Wilcze Ostrza”, czwarty tom przygód najmłodszego z Wilczych Lordów.

    Tytułowe Wilcze Ostrza to elitarna formacja strażników domu Nawigatorów Belisarius (tłumacz podpowiada: Belizariuszy) na świętej Terrze. Do obowiązków tejże formacji należy, oprócz ochrony członków domu, także trzymanie pieczy nad wyszkoleniem jego sił zbrojnych, stanowią również elitarną jednostkę uderzeniową, zajmując się zarówno otwartą walką, jak i akcjami z pogranicza szpiegowskich i skrytobójczych. Wilcze Ostrza rekrutują się wyłącznie spośród szeregów jednego tylko zakonu Adeptus Astartes, Kosmicznych Wilków. Wbrew temu, co można by sądzić, mimo że Dom i Zakon łączy pradawny pakt, służba w Ostrzach nie jest uważana za zaszczyt wśród wojowników z Fenrisa – główny bohater cyklu, Ragnar, trafia tam w ramach kary. Jego bohaterski zryw może i powstrzymał powtórne przyjście Magnusa, upadłego prymarchy Tysiąca Synów, ale spowodował utratę przez Zakon jednego z jego najświętszych artefaktów. Nie sposób się dziwić, że głowa zakonu postanowiła odesłać go tak daleko – chociaż po cichu zgadza się z decyzją, jaką podjął młody wtedy Ragnar, chce uchronić go przed gniewem współbraci. Tak oto wychowany na dzikim Fenrisie wojownik musi zstąpić w obcy dla siebie świat niewyobrażalnego bogactwa, dworskich intryg i wielkiej polityki…

    Jak przystało na powieści osadzone w tym uniwersum, dwie rzeczy zdecydowanie trzymają w „Wilczych Ostrzach” przyzwoity poziom. Pierwsza to opisy starć – te są dynamiczne, brutalne i zdecydowanie dobrze wpasowują się w nastrój ponurego świata odległej przyszłości, w której liczy się tylko wojna, niczego innego jednak nie spodziewałbym się po Williamie Kingu. Druga zaś – to całkiem przyzwoita, poprawna, choć może niekoniecznie oryginalna intryga, wokół której skonstruowana jest fabuła książki. Nie zrozumcie mnie źle – ostatnia część cyklu o Ragnarze może nie zadziwi ani nie poruszy kogoś, kto wychował się na „Diunie”, rozgrywki polityczne mające miejsce na świętej Terrze zostały jednak przedstawione w sposób godny funkcji, jaką planeta ta sprawuje we wszechświecie czterdziestego pierwszego millenium, świetnie ilustrując zepsucie, które trawi święte serce Imperium Człowieka.

    Dla mnie jednak tym, co „robi” tę książkę jest postać samego Ragnara – prostego woja pochodzącego z Fenrisa, cywilizacyjnie niezbyt zaawansowanego, tkwiącego nadal w stadium plemiennym, nieprzyjaznego mieszkańcom i turystom kosmicznego zadupia – który nagle staje w obliczu rzeczywistości zupełnie innej niż ta, która go ukształtowała, którą dobrze zna i rozumie. Różnego rodzaju wątpliwości czy zdziwienie lokalnymi obyczajami, przepychem czy rozpasaniem mieszkańców Terry towarzyszą mu na każdym kroku – i to przedstawienie tego „szoku kulturowego” na kosmiczną skalę jest, moim zdaniem, najmocniejszą cechą całości.

    Ku mojemu zaskoczeniu, jak na książkę z uniwersum Warhammera akcja w „Wilczych Ostrzach” rozwijała się cokolwiek wolno – po mocnym wstępie, który rzuca nas w sam środek bitwy, następuje spory fragment sprawiający wrażenie po prostu suchego, kiedy Ragnar zostaje osądzony, skazany na służbę Belizariuszom i wysłany na Terrę, gdzie próbuje się powoli zaklimatyzować. Powieść traci wtedy trochę ze swojego impetu, na szczęście jednak odzyskuje go przyzwoicie, kiedy intryga zaczyna zataczać coraz szersze kręgi.

    Jak prezentują się pozostali bohaterowie? Nieźle, choć bez rewelacji. Chociaż drugoplanowe postaci Wilczych Ostrzy przejawiają dokładnie takie cechy, jakie przejawiać powinny – pozostałe Wilki są bezpośrednie, skore do bitki i chętnie przechwalają się swoim męstwem, prześcigając w drobnych słownych złośliwostkach, zaś na przykład członkowie Terrańskiej arystokracji odpowiednio wyniośli i dystyngowani – podczas lektury przyłapywałem się na tym, że raz na jakiś czas kogoś ze sobą myliłem. Brak im indywidualności, odrębności od reszty członków grup, które reprezentują – a to, niestety, jest spora wada. Jedyną osobą, która jako-tako odróżniała się od reszty, była Gabrielle, córka Belizariuszy i Nawigator, którą powierzono opiece Ragnara. Dialogi pomiędzy nią i Ragnarem bardzo fajnie oddają niezręzność całej sytuacji – on jest Kosmicznym Wilkiem, czyli kimś o parę oczek wyżej od przeciętnej ludzkiej istoty, zaś ona (może nie do końca "przeciętna", w końcu to Nawigator – ale wciąż trochę poniżej Ragnara w złożonej hierarchii Imperium)... jego przełożoną.

    „Wilcze Ostrza” są pozycją solidną, choć bez rewelacji – warsztatowo przeciętną, ale porządną w swojej przeciętności. Fani Warhammera pewnie sięgną po nią z ochotą, szczególnie zaś ci, którzy zakon Kosmicznych Wilków cenią ponad wszystkie inne. Jeśli zaś chodzi o pozostałych... Myślę, że nie stracą wiele, jeśli postanowią przeczytać w tym czasie coś innego, ale równie mało stracą, jeśli zechcą jednak po nią sięgnąć.

  • Toporiada odwołana...

    Dawno nie musieliśmy informować o odwołaniu konwentu, jednak ten smutny czas nadszedł. W tym roku nie zobaczymy się na konwencie Toporiada. Z różnych powodów, organizatorzy musieli odwołać wydarzenie...

  • Recenzja książki: Michał Cholewa - „Gambit”

    gambit

    Michał Cholewa - „Gambit”

    warbook Autor: Michał Cholewa
    Wydawnictwo: WarBook
    Liczba stron: 320
    Cena okładkowa/wydawcy: 34,90 zł

    Fantastyka militarystyczna zajmuje specjalną niszę na książkowym rynku. Czasem nie przekonuje do siebie nowych czytelników, nieprzygotowanych na specyficzny, ciężki klimat, słownictwo szczodrze okraszone technologiczną terminologią, a także często, choć nie zawsze, brutalność opisów, ale grono jej stałych fanów pozostaje zazwyczaj wierne i niezmiennie, niecierpliwie oczekując na każdą kolejną pozycję. Ostatnimi czasy wydaje się, że owa nisza się powiększa. Można powiedzieć, że czytelnicy fantastyki są coraz bardziej ciekawi naukowych nowinek, siedzących póki co jeszcze w szufladce „może kiedyś”, ale już wyglądających prawdopodobnie, jakby do ich zrealizowania wystarczyło nawet i kilka lat rozwoju... Jednocześnie budząc sporą dawkę niepokoju, czy to wszystko czasem nie zwróci się przeciwko nam - bo w książkach zazwyczaj jednak tak się dzieje. Nie inaczej było u Michała Cholewy, twórcy serii „Algorytmy wojny”, rozpoczętej przez „Gambit”, który właśnie trafił do mnie, czytelnika niezbyt jeszcze obytego z gatunkiem, a jednocześnie bardzo zainteresowanego bliższym kontaktem z nim.

    Rok 2211. Ludzkość jest już w zaawansowanej fazie eksploracji kosmosu, ale rozwój technologiczny w swojej szczytowej fazie został szybko ukrócony przez same jego owoce. Sześć lat temu nastąpił bowiem Dzień - tak właśnie określa się czas, kiedy sztuczna inteligencja zwróciła się przeciwko swoim twórcom, niszcząc największe ich skupiska i doprowadzając do śmierci znacznej części populacji. W przestrzeni kosmicznej porusza się niszczyciel „Kania”, dowodzony przez porucznika Brisbane’a. Za zadanie ma przechwycić „Słowika”, statek przewożący na pokładzie zahibernowanych żołnierzy – pierwsze udane próby stworzenia Hybryd, żołnierzy idealnych, wręcz kolejnego szczebla ewolucji. Pierwsze i ostatnie, jako że po Dniu wszelka wiedza na temat tego projektu przepadła, a sam statek wykryto przez przypadek, uszkodzony, z od dawna martwą załogą na pokładzie – pozostali tylko uśpieni żołnierze. Jednostkę czeka więc po prostu utylizacja. Jak zniesie to obudzony z kriosnu i poproszony o meldunek komandor James A. Stray? Czy można powiedzieć mu prawdę o wydarzeniach, które nastąpiły w trakcie kilku lat od momentu, w którym jego jednostka poddana została hibernacji?

    Wspomniana sytuacja stanowi jedynie wstęp do wydarzeń, podczas którego czytelnik może poznać kilku z bohaterów, którzy będą pojawiać się później. Właściwa akcja dzieje się na planecie New Quebec, gdzie Czterdziesty Regiment Unijny zostaje wysłany z misją zabezpieczenia terenu i odzyskania danych z położonych na niej pozostałości baz i wraków. Jeśli dobrze zrozumiałam, najistotniejsze w całym tym zamieszaniu są właśnie dane – wszelakie zapisy pochodzące z czasów poprzedzających Dzień, a mające ogromne znaczenie w toczącej się wojnie. Sytuacja wydaje się napięta, jako że unijnym depczą po piętach jankesi, najwyraźniej polujący na to samo, ale posiadający znaczną przewagę liczebną. Sedno zamieszania pozostaje jednak niejawne nawet dla czytelnika. „Gambit” będzie więc historią z pozoru prostą – ot, zabawa w wojnę na małej, ponurej planecie, misja, zagrożenie, wyścig - z dziwnym, niepokojącym drugim dnem, intrygą szpiegowską, tajnymi rozkazami i polityką, której szczegóły autor zdradza bardzo oszczędnie. Najważniejsza jest akcja, a tej w książce nie brakuje. Dynamikę potęguje zastosowany przez autora specyficzny zabieg – w momencie starcia, kończąc scenę widzianą z jednej strony, urywa zdanie w kawałku, dopowiadając resztę wraz z początkiem partii już z perspektywy przeciwnika. Wspaniale buduje to napięcie i potęguje wrażenie zagrożenia, jednocześnie zupełnie nie pomagając czytelnikowi opowiedzieć się jednoznacznie po jednej ze stron konfliktu.

    Wspomniany wcześniej Brisbane nie jest jednak w żadnym wypadku głównym bohaterem. W „Gambicie” pełni raczej rolę epizodyczną, działając gdzieś w tle. Jest też postacią najbardziej nieokreśloną w kwestii odbioru, bo chociaż w części przypadków da się zrozumieć jego motywację i sposób działania, o tyle jest on skrajnym przypadkiem służbisty, nie bardzo więc daje się go lubić. Ale bohaterów jest więcej, dużo więcej. Początkowo trudno wręcz określić, kto tu gra główną rolę. Po jakimś czasie wyłania się na tle jednostki postać Marcina Wierzbowskiego, młodego Polaka, który z kolei jest przykładem drużynowego głosu rozsądku, skutecznie kontrowanego przez okoliczności, nie zawsze pozwalające to podejście zachować. Wierzba jest z kolei postacią, którą lubi się niemal od pierwszego wejrzenia. Nie inaczej jest z resztą jednostki: to miszmasz charakterów i narodowości, początkowo trudny do ogarnięcia przez swoją liczebność, jednak doskonale wyważony i barwny. Trzeba zaliczyć autorowi na plus to, jak poradził sobie z taką ilością osób, dając każdej z nich unikalny charakter. Niektórzy z nich są może stereotypowi (względem przypisywanych danej nacji cech charakterystycznych), zupełnie nie czyni ich to jednak mniej ciekawymi czy żywymi – w „Gambicie” nie ma postaci niedopracowanej. Nawet ci przemykający się gdzieś w tle dostają swoją porcję opisu.

    Motywem, który szczególnie zapadł mi w pamięć, są wspomniane już na początku Hybrydy. W takim połączeniu nie mogły przetrwać, ale przecież funkcjonują w powieści ludzie będący czymś im pokrewnym – posiadający neurozłącza, przez które podpinają się do centrów dowodzenia, sterując maszynami, magowie oraz szperacze. Ci pierwsi niestety tylko okazyjnie wspomniani w książce, za to z przedstawicielką drugich spotkamy się w czasie trwania akcji. Maya Knight pełni rolę kogoś w rodzaju nawigatora przy skokach nadprzestrzennych, ma to jednak swoją cenę – szperacze narażają się nie tyle na uszkodzenia ciała, co poważne problemy z psychiką. W tej kwestii powiem jedno: mało! Stanowczo za mało informacji na tak interesujący temat daje nam Cholewa w pierwszym tomie cyklu, mam nadzieję więc, że w kolejnych nadrobi te braki. Pozostaje też kwestia nielubianych już SI – i z nimi spotkamy się w trakcie opisywanych wydarzeń, a będą to momenty pozostawiające po sobie wiele mieszanych uczuć.

    Ostatecznie, pomimo początkowych problemów wynikających z pewnej chaotyczności prowadzenia fabuły i zdecydowanie zbyt wielu wprowadzonych już na starcie postaci, szybko można dać się porwać akcji i twardemu, żołnierskiemu klimatowi książki. Ułatwia to bardzo ludzkie podejście do opisywanych wydarzeń: misja nie przesłania autorowi faktu, iż wykonują ją ludzie mający uczucia, swoje sympatie i antypatie, każdy z bohaterów traktowany jest z należytą uwagą, a konflikty między nimi oraz – częściej - te wewnętrzne nie umykają nigdzie w natłoku akcji. W rezultacie dostajemy książkę nie tylko sensacyjną, ale i melancholijną w nastroju, pokazującą, jak bardzo cierpi psychika ludzka w obliczu nie zawsze dobrze umotywowanych i zrozumiałych rozkazów, skazujących najczęściej część jednostki na poświęcenie w imię sprawy, a upragniona ewakuacja nie oznacza końca problemów ani tak wytęsknionego poczucia bezpieczeństwa. Po zakończeniu lektury pozostało we mnie poczucie głębokiego smutku – ale i niedosytu, zapowiadając szybkie przejście do czytania kolejnej części.

  • Zgłoszenia gżdaczy na Polcon 2016

    Polcon 2016 Wrocław poszukuje chętnych d pomocy. Dokładniej mówiąc - gżdaczy. Zgłoszeń dokonywać można za pomocą formularza w udostępnieniu. Ciekawi jesteśmy ile wpłynie zgłoszeń, skoro jedyne co zyskuje chętna osoba, to tańsza wejściówka (50 zł za całość konwentu po 8 godzinach dyżuru), koszulka (po 12 godzinach) i przypinki (w zależności od długości dyżuru). Pełne informacje i formularz znajdują się tutaj: http://polcon2016.pl/gzdacz-zgloszenie/

  • Zgłoś program na Copernicon

    Już we wrześniu czeka nas Toruński Copernicon. Jakich atrakcji doświadczymy na konwencie? To zależy od Was! Możecie już zgłaszać swoje propozycje programowe za pośrednictwem TEJ strony. Macie już pomysły?

  • FALKON pod medialnym patronatem

    FALKONu nikomu raczej przedstawiać nie trzeba. Jest to przecież drugi największy festiwal fantastyki w naszym kraju. Dlatego też miło jest nam ogłosić, że ponownie objęliśmy go patronatem medialnym! Nie może Was zabraknąć w Lublinie, już 4-6 listopada. Prawdopodobnie już wkrótce będziemy Wam podawać szczegóły dotyczące FALKONu. Bądźcie z nami!

  • Rezerwacje biletów na konwent FunCon

    Było już o programie, zgłoszeniach na helpera oraz ogólnie o Funconie. Teraz natomiast kierujemy Was do otwartej dziś rezerwacji biletów. Możecie jej dokonać, rejestrując się na stronie konwentu pod adresem: https://rezerwacje.funcon.eu/

  • Druga Ruda Mithrilu (2017) ma stronę www!

    Ci ludzie się nie... obijają. Ruda Mithrilu, a dokładniej druga edycja tego konwentu, który odbędzie się w styczniu 2017 roku, ma już swoją stronę internetową (!), na której możecie zgłaszać propozycje swoich punktów programu (!!!). WOW! To się nazywa tempo :-).

  • Kolejne opcje noclegowe na Polconie 2016

    Polcon 2016 Wrocław wychodząc naprzeciw potrzebom uczestników, zapewnia kolejną opcję noclegową. Będzie to pole namiotowe, w koszcie 16 zł za osobę za każdą noc. Ponadto będzie można skorzystać z dodatkowo płatnego prysznica, w cenie 5 zł za użycie. Żeby skorzystać z tej opcji, należy drogą mailową zgłosić rodzaj i ilość noclegów: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

    Wkrótce powinny być też wieści o noclegu w szkole (także dodatkowo płatnym). Brzmi to jak najdroższy konwent roku 2016, a może i nawet ostatniego dziesięciolecia. Oby było warto!

  • Recenzja: Jakub Ćwiek - ,,Grimm City. Wilk!"

    grimmcity

    Jakub Ćwiek - ,,Grimm City. Wilk!"

    sqn Autor: Jakub Ćwiek
    Wydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 377
    Cena okładkowa: 36,90 zł

    Jakuba Ćwieka nie trzeba nikomu przedstawiać – w końcu to jeden z najbardziej rozpoznawalnych autorów polskiej fantastyki. Na swoim koncie ma już kilka serii, m.in.: „Kłamca”, „Chłopcy” czy „Dreszcz”. Jednak to, co serwuje nam tym razem, znacznie różni się od poprzednich dokonań pisarza.

    „Grimm City. Wilk!” to kryminał noir, osadzony w fikcyjnym świecie. Fabuła kręci się wokół tajemniczego morderstwa detektywa Wolfa oraz podobnych zbrodni dokonywanych na miejscowych taksówkarzach. Od początku do końca książka trzyma czytelnika w napięciu; sprawia, że chce się czytać dalej. W parze z dobrą fabułą idąbohaterowie. Mamy tu pokaźny wachlarz postaci: od sympatycznego Alfiego, którego nie da się nie polubić, przez pochłoniętego pracą policyjnego agenta McShane'a, aż do nieco komicznej dziennikarki Palli di Neve.

    Konstrukcja świata przedstawionego zawsze była mocną stroną Ćwieka, nie inaczej jest tutaj. Tytułowe Grimm City to miasto wybudowane na zwłokach obalonego giganta – mieszkańcy czerpią energię z ropiejącej krwi potwora. Niektóre dzielnice miasta, jak chociażby Pępek czy Podpaszka, swoje nazwy zawdzięczają właśnie miejscom na ciele olbrzyma, na których się znajdują. Wizja małych ludzi mieszkających na ciele giganta może przywołać skojarzenie z ,,Podróżami Guliwera" – jest to jak najbardziej trafne porównanie. Ćwiek czerpie bowiem garściami z klasycznych baśni i bajek, zachowując jednak przy tym mroczny, ponury klimat. W kwestii baśniowych zapożyczeń Ćwiek poszedł nawet o krok dalej i nakreślił czytelnikom obraz religii panującej w Grimm City. Mieszkańcy wyznają kult Bajarza i wierzą, że życie każdego człowieka jest opowieścią, którą każdy z nas sam pisze. W dodatku świętymi księgami obowiązującej wiary są właśnie klasyczne baśnie.

    „Grimm City. Wilk!” ukazało się wiele lat po powstaniu wstępnego projektu i wyszło mu to na dobre (co przyznaje sam autor w notce na końcu książki). To mroczna, dojrzała historia, napisana w dosadny, tak charakterystyczny dla Jakuba Ćwieka sposób. Zdecydowanie warto przeczytać.

  • Tomasz Knapik na Animatsuri 2016!

    Jak już robić konwent, to z przytupem. Stowarzyszenie Animatsuri ogłosiło zbiorcze info dotyczące flagowej imprezy. Jedną z najciekawszych wieści jest to, że występy na konkursie cosplay będzie zapowiadał Tomasz Knapik - profesjonalny lektor telewizyjny.

    Zapowiedziano też drugi koncert, tym razem grupy Odaxelagnia, grającej muzykę "eksperymentalną i elektroniczną". Czyżby szykował się nam jakiś niezwykły performance?

  • Zapraszamy na Medalikon do Częstochowy!

    Wszyscy wiedzą, że w Częstochowie odbywa się Medalikon, prawda? W tym roku odbędzie się on już w ten weekend (8-10 lipca) i sygnowany jest tytułem "Ziemia Obiecana". Czy będzie to raj dla fanów fantastyki? Myślimy, że tak, gdyż zeszłe edycje wypadły bardzo dobrze, o czym możecie się przekonać, przeglądając choćby nasze zeszłoroczne galerie. W tym roku także jest to impreza pod naszym patronatem medialnym.

  • FunCon Cię potrzebuje!

    Funcon wreszcie daje o sobie znać! A zapowiada się całkiem ciekawa opcja konwentowa w Żywcu. Został już tylko miesiąc, więc warto skorzystać z formularza zgłaszania atrakcji. Jeżeli czujesz chęć bycia helperem czy też po prostu chcesz wspomóc wydarzenie przez wypożyczenie sprzętu w zamian za darmową wejściówkę, to na TEJ STRONIE możecie zrobić także i to.

  • PlanSówki - Krakowskie Dni z Grami Planszowymi za darmo!

    Uwaga, uwaga! PlanSówki - Krakowskie Dni z Grami Planszowymi, które odbędą się 16-17 lipca w Krakowie są DARMOWE! Tak, dokładnie. Nie wydacie ani złotówki za wstęp. Każdego, kto chce pograć w dobrym towarzystwie, serdecznie zapraszamy!

  • Zgłaszanie programu na Polcon 2016 przedłużone

    Wciąż można zgłaszać program na Polcon 2016 Wrocław. Czas macie do 10 lipca, bo właśnie do tej daty przedłużono zgłoszenia punktów atrakcji. Jest to idealny prezent dla spóźnialskich, którzy chcą zabłysnąć wiedzą na tak prestiżowym wydarzeniu. Jedyne co musicie zrobić, to skorzystać z TEGO formularza.