Fantastyka

  • Goście, atrakcje i wydarzenia czyli Falkon atakuje!

    FALKON daje o sobie znać! Wystartowała nowa odsłona strony www, można też zapisać się już do wydarzenia na Facebooku Herosi Falkonu / XVII Festiwal Fantastyki Falkon). Ponadto, jeżeli chcecie mieć realny wpływ na to, co będzie się dziać podczas tegorocznej edycji festiwalu, to zapraszamy do grupy Herosi Falkonu (https://www.facebook.com/groups/130224180723960/).

    Nie jest to wszystko co wiemy. 

    - Podczas festiwalu zostanie zaprezentowany łazik marsjański Orion II, zbudowany przez Politechnikę Lubelską.
    - Firma Parrot Polska zorganizuje... wyścigi dronów! Będziemy mogli także zobaczyć różne modele dronów lądowych Jumper oraz powietrznych minidronów. W tym wszystkim zawarty też będzie pokaz nowego modelu Parrot Disco (ciekawe co kryje się za tą taneczną nazwą).
    - Nie zabraknie również gości. Już teraz wiadomo, że pojawi się Katarzyna Babis oraz Beata Ari Smugaj, profesjonalnie zajmujące się grafiką. W tym roku pojawią się także Youtuberzy, a wśród nich Piotr Kosek, znany z kanału Astrofaza.

    Jak widzicie, nowości i ciekawostek nie brakuje. Nie wiem jak Wy, ale my czekamy na tegoroczny Falkon z niecierpliwością!


  • Relacja z konwentu: FunCon - Gigantyczny potencjał w małej imprezie

    Mimo iż od konwentu Funcon minęły już trzy tygodnie (5-7 sierpnia 2016) i przyciągnął on niewiele ponad 100 uczestników, wciąż gdzieś po głowie kołaczą mi się myśli na jego temat. Nieco przed samym wydarzeniem moje plany nieco się zmieniły i miałem nie jechać do Żywca, jednak w ostatniej chwili los zadecydował inaczej. Nie oczekiwałem, że będzie to wydarzenie, które zapadnie mi w pamięci. Ba, przewidywałem nawet kilka wpadek i wszechobecną nudę. Czy miałem rację? Zobaczmy…

  • Bilety, zgłoszenia atrakcji i sędziowie konkursu cosplay - Druga Ruda Mithrilu

    Wydawałoby się, że do 2017 jeszcze mnóstwo czasu. jak widać, organizatorzy konwentu Drug Ruda Mithrilu: W kopalniach Morii, wcale tak nie uważają. Już teraz można zgłaszać swoje punkty programu, dowiedzieć się co nieco o konkursie cosplay, czy też zarezerwować bilet...

    Ale powoli, podzielmy to. Zacznijmy od najważniejszego, czyli od biletów. Na drugą edycję wydarzenia możemy zaopatrzyć się w wejściówki na dwa dni lub na jeden według poniższego wzorca:
    Bilet dwudniowy z noclegiem = 35 zł
    Bilet dwudniowy bez noclegu = 30 zł
    Bilet na sobotę = 20 zł
    Bilet na niedzielę = 15 zł

    Drugą, nie mniej ważną informacją są zgłoszenia atrakcji, których możecie dokonać pod TYM LINKIEM. Oczywiście standardowo, twórcom atrakcji przysługują zniżki (50% za godzinę).

    Trzeci informacja to skład jury konkursu cosplay. Będą to:
    - Talon z Talon's Cosplay Crusade znany ze swoich świetnych zbroi oraz dość ruchliwych występów.
    - Bish z World of Bishcraft występująca niejednokrotnie z Talonem.
    - Duet Yoru i Yugi z Yoru & Yugi Cosplayland kojarzony z wieloma różnorodnymi strojami z anime i mang (głównie Shingeki no Kyojin)

     

  • Zamość atakuje fantastyką - ZSzeF pod patronatem!

    Zamość po raz kolejny zostanie wypełniony fantastyką już 16-18 września dzięki ZSzeF, czyli XIV Zamojskie Spotkania z Fantastyką 2016! Nie mogliśmy odmówić sobie wsparcia tego wydarzenia poprzez objęcie go patronatem medialnym. Wszystkich okolicznych fanów fantastyki zapraszamy serdecznie do wzięcia udziału. Na pewno warto!

    Wszelkie dostępne informacje znajdują się w naszym kalendarzu wydarzeń w udostępnionym linku.

  • Spis atrakcji Dni Fantastyki Militarnej

    Serdecznie zapraszamy na Fury Player Strike - Dni Fantastyki Militarnej II, które odbędą się już za tydzień! Jeżeli zastanawiacie się co można tam ciekawego robić, możecie zerknąć w rozpiskę atrakcji:
    PROGRAM

  • Recenzja książki „Inwit” Michała Cholewy

    inwit

    Michał Cholewa - „Inwit”

    warbook Autor: Michał Cholewa
    Wydawnictwo: WarBook
    Liczba stron: 512
    Cena okładkowa: 39,90

    „Algorytmy wojny” Michała Cholewy to cykl, w którym wyraźnie można zobaczyć postęp warsztatowy autora. Od wciągającego, ale dość chaotycznego „Gambitu”, przez dobry „Punkt cięcia”, aż po nagrodzoną Zajdlem „Fortę” nie sposób nie zauważyć poprawy w kwestiach technicznych. To jednak nie wszystko: z czasem zawarta w książkach intryga pogłębia się a nastrój staje się poważniejszy. Na część kolejną fani musieli czekać prawie dwa lata. Czy „Inwit” utrzyma poziom i doprowadzi wydarzenia do wyczekiwanego z niecierpliwością finału?

    Rok 2213, fabularnie minęły więc dwa lata od wydarzeń znanych z „Gambita”. Sytuacja zdążyła się jednak drastycznie zmienić: poszukiwania artefaktów poprzedniej epoki, czasu świetności technologicznej zakończonego brutalnie przez bunt sztucznej inteligencji, przyniosły szokującą wiadomość: SI wcale nie została zniszczona, jak oczekiwano, a co więcej, w wyścigu po zaginioną wiedzę staje na równi z ludzkimi mocarstwami wyposażona w androidy i będąc zawsze o krok przed człowiekiem. Z „Forty” wiemy już, że projekt Dedal, w wyniku którego stworzono hybrydy ludzi z SI został niemal w całości przejęty przez wroga, za wyjątkiem jednej osoby: wśród sił Dowództwa Operacji Specjalnych pozostaje Colette, z wyglądu przypominająca raczej dziewczynkę niż pół-robota. W wojnie Unii ze Stanami Zjednoczonymi o zasoby to właśnie jej postanawia zaufać Brisbane, prowadząc delikatną, pełną zawiłości dyplomatycznych misję na planecie Liberty.

    W poprzednim tomie zostawiliśmy Wierzbowskiego w położeniu dość trudnym: jego decyzja o przyjęciu propozycji Brisbane’a, chociaż z moralnego punktu widzenia nie do przyjęcia i z tego powodu zapewniająca mu utratę bliskiej osoby, wydaje się jednak jedyną słuszną ze względu na dobro ekipy. Część jego towarzyszy poszła za nim, w „Inwicie” nie spotkamy się więc z Kicią, ale Szczeniak, Milla Isaksson, Wunderwaffe Weiss i Soren Thorne pozostają wiernie u boku Polaka. Dorzucono mu z marszu Delaviente i jeszcze kilka osób z OESów, pod względem osobowym nadal będzie więc rozmaicie, żywo i… konfliktowo.

    Zmienia się jednak diametralnie charakter powieści. O ile „Forta” odróżniała się od poprzednich tomów mniejszą ilością otwartych starć, preferując podchody i stopniowanie napięcia, o tyle „Inwit” to czysta gra polityczna. Walki jest tam bardzo niewiele, większość treści stanowią rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy - na różnych szczeblach władzy i w różnym towarzystwie. Sytuacja Liberty jest trudna, a negocjacje wydają się nie mieć końca, nie trzeba też wiele, by pogubić się w tym, kto kogo oszukuje i z kim jest w sojuszu. Gdzieś tam w trakcie lektury zakiełkowało we mnie wręcz przypuszczenie, że to ja jestem robiona w przysłowiowego konia, bo autor miesza mi w głowie jak mu się żywnie podoba, całą frajdę pozostawiając na wielki finał. Tak też jest: poziom zagmatwania fabuły wydaje się wręcz nie mieć końca. Takie spowolnienie akcji jest boleśnie zauważalne po mocnym wstępie, w którym autor wreszcie mówi więcej o magach – wyjątkowo ciekawy i wstrząsający opis ich wyglądu i genezy pewnie na długo zapadnie mi w pamięć – szkoda jednak, że ciąg dalszy nie utrzymuje tego klimatu. Z tego powodu „Inwit” jest książką zdecydowanie trudniejszą w odbiorze, wymagającą od czytelnika większej koncentracji na szczegółach i sporej cierpliwości.

    W czwartej części cyklu Cholewa pokazuje nam też trochę więcej samego świata. Po raz pierwszy pojawiają się opisy miast i życia zwykłych ludzi, z pięknie przedstawionym kontrastem bawiących się wokoło i niezbyt świadomych wydarzeń obywateli z trójką wojskowych na przepustce, którzy mieli odpocząć i pozałatwiać sprawy osobiste, ale chyba nie do końca dobrze czują się w dużym mieście. Widoki są urokliwe, bardzo klimatyczne – przesycone elektroniką otoczenie, „udoskonaleni” ludzie ze wzrokiem utkwionym w różnych urządzeniach, z otaczającą ich zewsząd polityczną propagandą – ale, szczerze mówiąc, nieszczególnie nowatorskie. Jest tu ładnie, neonowo, ale trochę płytko i wtórnie, z ulgą więc wraca się w objęcia akcji w postapokaliptyczny plener.

    Ostatecznie „Inwit” nie zawodzi odbiorcy, chociaż droga do ujawnienia całej zagadki i wyłuskania prawdy z mętnych dyplomatycznych gierek jest daleka i długa. Radzę się na to przygotować, jako że czytelnikowi biorącemu się za tę książkę z rozpędem i entuzjazmem nabytym po świetnej „Forcie” może się odbić czkawką nagła zmiana dynamiki, z jaką rozwija się akcja. Warto jednak dotrwać do zakończenia, by dowiedzieć się, co autor zostawił jako gwóźdź programu, bo jest to rzecz mocna i dobra – jak też cały cykl.

  • Kapitularz 2016 pod patronatem!

    W Łodzi, 23-25 września odbędzie się kolejny już Kapitularz. Konwent swoją pierwszą edycję miał w 2012 roku i od tego momentu nieprzerwanie kroczy naprzód, wciąż się rozwijając i rosnąc. Logicznym krokiem jest więc patronat medialny, którym objęliśmy imprezę. Więcej informacji (choć obecnie kilku jeszcze nie podano) znajdziecie na naszej stronie wydarzenia wraz z linkami.

  • Ian Tregillis - ,,Mechaniczny"

    mechanicznyIan Tregillis - ,,Mechaniczny''

    sqn Autor: Ian Tregillis
    Wydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 455
    Cena okładkowa: 39,90zł

    XVII wiek, Holandia. Zegarmistrz Christiaan Huygens tworzy pierwszego na świecie klakiera – mechanicznego człowieka, powołanego do życia mocą alchemii. Ten rewolucyjny wynalazek przyczynił się do powstania mechanicznej armii, która w krótkim czasie zagwarantowała Niderlandom pozycję supermocarstwa. Przez lata klakierzy wykorzystywani byli w roli niewolników. Jednak po trzech stuleciach nagle coś ulega zmianie...

    Tak właśnie w fabułę swojej książki wprowadza czytelnika Ian Tregillis. „Mechaniczny”, bo o nim mowa, to pierwszy tom trylogii „Wojny alchemiczne”. Akcję powieści śledzimy z perspektywy trzech różnych postaci. Pierwszą jest Jax, tytułowy mechaniczny. Jest on klakierem, który tajemniczym sposobem uwolnił się spod władzy ludzi. Wykorzystując swoją wolność, postanawia wzniecić bunt. Dalej mamy Luuka Vissera, katolickiego księdza działającego w Holandii w ukryciu. Jego historia przeplatana jest wątkami filozoficznymi. Trzecią i ostatnią bohaterką jest Berenice, francuska agentka należąca do siatki szpiegowskiej i próbująca zgłębić tajemnicę klakierów. Jej wątek porwał mnie chyba najmniej.

    Na pierwszy rzut oka historia wydaje się prosta i powtarzalna, mamy tu zniewolony lud pragnący swobody oraz stopniowe przygotowania do buntu. Tym, co wyróżnia dzieło Tregillisa na tle innych produkcji fantasy, są wspomniane już zagadnienia filozoficzne. Autor stawia tu ważne pytanie: czy ludzie i samoświadome maszyny rzeczywiście różnią się między sobą? Jak wspomniałem wcześniej, tego typu kwestie dotyczą głównie osoby Vissera. To właśnie z udziałem duchownego doświadczymy takich scen, jak na przykład świetnie napisana rozmowa bohaterów na temat istnienia duszy.

    „Mechanicznego” mogę zdecydowanie polecić. Powieść wciąga, akcja trzyma w napięciu, ciężko oderwać się od czytania.

  • Fantastyczny patronat nad Bachanaliami 2016

    Bachanalia Fantastyczne, to wydarzenie o długiej tradycji i znane chyba każdemu, aktywnemu konwentowiczowi, który interesuje się dłużej fantastyką. Nie zdziwi więc pewnie nikogo, że objęliśmy patronatem edycję 2016, która odbędzie się jak zwykle w Zielonej Górze, 16-18 września 2016. Jest to konwent (festiwal), którego długo nie zapomnicie, więc po prostu musicie tam pojechać i zobaczyć to na własne oczy! Więcej informacji i linki oczywiście na naszej stronie wydarzenia.



  • Game of Thrones - Cosplay Night

    Impreza cosplayowa i Gra o tron HBO w jednym? Pewnie, czemu nie! Jeżeli nie wiecie jak pożegnać wakacje, to zapraszamy do Krakowa już 10-11 września na Game of Thrones - Cosplay NIGHT. Za najlepsze kreacje oczywiście przewidziane są nagrody.

    Jak organizatorzy zadbają o klimat? Przede wszystkim specjalnym menu oraz muzyką, która będzie wprowadzała nas w odpowiedni nastrój. Jeżeli nie masz stroju, to także nie jest duży problem, gdyż na miejscu będą czuwali charakteryzatorzy, dbający, by wszyscy choć w minimalnym stopniu mogli wczuć się w rolę.

    Postaramy się informować Was na bieżąco o dalszych postępach wydarzenia, jednak już teraz zapowiada się naprawdę dobrze!

  • Recenzja książki: Piotr Langenfeld „Czerwona ofensywa”

    czerwona ofensywa

    Piotr Langenfeld - „Czerwona ofensywa”

    warbook Autor: Piotr Langenfeld
    Wydawnictwo: WarBook
    Liczba stron: 320
    Cena okładkowa: 34,90

    Historia alternatywna ma to do siebie, że daje autorowi spore pole do popisu przy jednoczesnym docenieniu w całej rozciągłości jego własnej wiedzy w temacie. Okresem, który szczególnie inspiruje pisarzy, wydaje się być druga wojna światowa i jej następstwa – w tym czasie, gdy ważyły się losy państw i ras, wiele rzeczy mogło przecież pójść zupełnie inaczej. Jak wtedy byśmy wyglądali, w jakim języku mówili, jak by nam się żyło? Już na podstawie stosunku dwóch najbardziej zaangażowanych w konflikt mocarstw do Polaków można by wysnuć pewne wnioski. Czy jednak dalibyśmy się tak łatwo zniszczyć bądź zniewolić? Historia pokazała już, jak trudne jest to zadanie w przypadku naszego narodu. Swoją wersję wydarzeń ukuł też Piotr Langenfeld w cyklu „Czerwona ofensywa”, którego pierwszą część mam dziś przyjemność przedstawić czytelnikom.

    Rok 1945. Niemcy zostały pokonane, Stany Zjednoczone natomiast nadal poszukują rozwiązania konfliktu z Japonią, w którym ponoszą ogromne straty. Plany stworzenia nowej broni – bomby atomowej – nadal stoją pod znakiem zapytania, wiele wskazuje jednak na to, że uda się je doprowadzić do końca pomimo wielu wypadków oraz podejrzeń o akty sabotażu. Tymczasem na frontach europejskich zaczynają dziać się dziwne rzeczy: żołnierze, przekonani, że wojna się skończyła i niedługo wrócą do domu, dostają przedziwną wiadomość. Otóż Związek Radziecki postanowił zerwać sojusz ze Stanami, przedstawiając je jako kapitalistycznego potwora zagrażającego spokojnemu życiu obywateli. Ludzie muszą znowu ruszyć do boju naprzeciw licznemu, ale nie spodziewającemu się takiej zdrady przeciwnikowi, walcząc i ginąc w imię żądnej władzy nad całą Europą Rosji.

    Na dobry początek dostajemy informację, po której trudno jest nie przetrzeć oczu z niedowierzaniem: Rosja chce więcej, wysyła więc do walki swoje mocno przetrzebione przecież siły, ludzi dawno zmęczonych kilkuletnią wojaczką. Wszystko to obserwujemy z różnych punktów widzenia: od zwykłego szeregowego, przez dowódców, do generałów i polityków z obu stron frontu. Obie relacje różnią się diametralnie, ale są jednakowo przejmujące: z jednej strony mamy osoby u władzy, rozdarte między potrzebą działania a naciskami społeczeństwa mającego dość strat, z drugiej żołnierzy obu stron konfliktu, jednakowo zmęczonych i będących pod stałą presją. Wszystkich łączy szok i zdumienie spowodowane takim rozwojem wydarzeń. Fabularnie dostajemy więc twardy kawałek historycznej fikcji, a że po pierwszym zaskoczeniu z powodu takiego obrotu spraw napięcie tylko rośnie, trudno będzie się oderwać. „Czerwona ofensywa” nie jest jednak jedynie sensacyjnym czytadłem – wojna przedstawiona jest w niej w bardzo brutalny sposób, zarówno w warstwie opisowej, jak i w przypadku zagadnień natury moralnej, z których wiele nie chce opuścić głowy czytelnika nawet po odłożeniu książki na bok.

    Kreacja bohaterów jest jedną z mocniejszych stron „Czerwonej ofensywy”. Przede wszystkim, poznajemy ich bardzo dobrze, mogąc śledzić ich tok myślenia, gdy to oni są akurat „w centrum uwagi” autora. Te spojrzenia często się zmieniają, przeskakując z jednego miejsca na drugie – początkowo może to sprawiać wrażenie lekkiego chaosu, do którego jednak łatwo się przyzwyczaić gdy już wiadomo, kto jest kim i po czyjej stronie walczy. Każda z tych osób przedstawiona jest w sposób bardzo żywy, „ludzki”, nie ma wśród nich kogoś, kto tylko reprezentuje swoją pozycję nie wnosząc nic do akcji. Warstwa opisowa obejmuje wiele niuansów dotyczących bohaterów: nie tylko ich uczucia i wspomnienia, ale i lekki zarys przeszłości, powiązań, osobistych sympatii i antypatii czy też życia poza wojną. Wszyscy mają dylematy. Wszyscy są zrozumiali, z kompletnie wytłumaczonymi motywami działania – nawet Niemcy, przedstawieni jako nacja pokonana i złamana tym, do czego została doprowadzona, okazują swoją ludzką, choć głównie przerażoną stronę. Znacznie większe wrażenie robi to po stronie ZSRR – indoktrynacja połączona z całkowitą inwigilacją, niemożność zaufania komukolwiek, bo wszędzie mogą być donosiciele, a na konsekwencje „niewłaściwego” myślenia wcale nie trzeba długo czekać.

    Bardzo podnoszący na duchu jest aspekt Polski. Z jednej strony Patton i Anders, widzący dokąd zmierzają knowania Rosjan i stanowczo stający po stronie radykalizacji działań, choć ciągle pętani decyzjami sojuszników, z drugiej przebywający na froncie polscy żołnierze, zobowiązani do walki w nie swojej sprawie. Trudno opisać to, jak wiele satysfakcji dawało mi czytanie o ich niesłabnącym duchu niepoddającym się naciskom, wreszcie zbuntowanym i rwącym się do walki o swoje miejsce do życia. Jedni i drudzy mają świadomość, że ryzykują wiele, a ich klęska oznacza ostateczny koniec Polski w ogóle. Ich wola walki wnosi fantastyczny powiew świeżości i dynamizmu do tej książki.

    „Czerwona ofensywa” to znakomity wstęp do cyklu – bo trzeba powiedzieć, że akcja części pierwszej urywa się w bardzo znaczącym momencie, pozostawiając po sobie niedosyt i chęć natychmiastowego sięgnięcia po kolejny tom. Bardzo angażuje czytelnika, skłania do własnych przemyśleń, dociera do ukrytych pokładów wrażliwości i empatii, niejednokrotnie przy tym zaskakując nagłymi zwrotami akcji. Pozostaje mi tylko polecić tę pozycję każdemu, kto czuje sympatię do tak specyficznego gatunku, jakim jest historia alternatywna.

  • Przedsprzedaż biletów na Copernicon

    Na Toruński konwent Copernicon dostępne są już bilety w przedpłacie. Żeby się w taki zaopatrzyć, należy przejść na udostępnioną przez nas stronę, zalogować/zarejestrować się oraz złożyć odpowiednią ofiarę w ciężko zarobionych/otrzymanych/zdobytych pieniądzach. Im wcześniej, tym lepiej, ponieważ w preakredytacji zyskujemy różnorakie bonusy.

  • Dziewiąty Świdkon pod patronatem Konwentów Południowych

    Świdkon jest konwentem fantastyki, który odbędzie się 23-25 września w Świdniku. Nie jest to pierwsza, ani nawet nie druga edycja tego wydarzenia,l a w dodatku została objęta naszym patronatem medialnym, dlatego nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Was do uczestnictwa. Więcej informacji znajdziecie jak zawsze na naszej stronie www, gdzie podane są dalsze linki (o ile w ogóle będą Wam potrzebne ;-)).

  • Cennik biletów festiwalu Twierdza

    Znamy już ceny biletów giżyckiego festiwalu Twierdza, który odbędzie się w dniach 9-11 września 2016, więc szykujcie sakiewki!
    Zakupu można dokonać TUTAJ.

    Ceny biletów w przedsprzedaży (do 08.09.2016):
    35 zł - karnet normalny trzydniowy
    25 zł - karnet ulgowy trzydniowy

    Bilety normalne w dniu imprezy (do kupienia tylko na miejscu):
    45 zł - karnet trzydniowy (tylko taki upoważnia do bezpłatnego miejsca w sleepromie!)
    20 zł - bilet na piątek
    30 zł - bilet na sobotę
    20 zł - bilet na niedzielę

    Bilety ulgowe (osoby niepełnoletnie między 12 a 18 rokiem życia):
    30 zł - karnet trzydniowy
    15 zł - bilet na piątek
    20 zł - bilet na sobotę
    15 zł - bilet na niedzielę

    Dzieci do 12 roku życia wchodzą na imprezę za darmo pod warunkiem bycia pod stałą opieką rodzica lub opiekuna.

  • Program atrakcji konwentu FunCon

    Funcon tuż tuż, więc dobrze by było znać program atrakcji. Nie pozostaje nam nic innego jak go udostępnić :-). Jest on dostępny pod tym linkiem: PROGRAM.

  • Konkurs literacki Coperniconu - Pióro Metatrona

    Masz smykałkę do pisania świetnych tekstów i lubisz jeździć na konwenty? Te dwie rzeczy trudno ze sobą połączyć w sensie praktycznym, chyba, że jest się znanym pisarzem zapraszanym na tenże konwent. No chyba, że mowa o Coperniconie,który postanowił wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom i ogłosił konkurs literacki - Pióro Metatrona! Zapraszamy do przeczytania regulaminu oraz oczywiście do uczestnictwa!

  • Recenzja książki: Michał Cholewa - „Forta”

    Forta

    Michał Cholewa - „Forta”

    warbook Autor: Michał Cholewa
    Wydawnictwo: WarBook
    Liczba stron: 570
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    Książki Michała Cholewy cieszą się niesłabnącą popularnością, którą ugruntowała nagroda Zajdla, przyznana „Forcie” jako najlepszej powieści fantastycznej 2014 roku. Dlaczego jednak „Forta”, a nie świetny, pełen akcji „Gambit” lub trzymający jego poziom „Punkt cięcia”? Co wyróżniło tę książkę wśród innych? Wspomniany „Gambit”, chociaż może debiutem trudno go nazwać, był pierwszą samodzielną powieścią wydaną przez autora, nie był też idealny pomimo wielu zalet, „Forta” natomiast, chociaż warsztatowo już o wiele lepsza od części poprzednich, nadal wzbudza mieszane uczucia. Wiele osób, skuszonych wiadomością o nagrodzie, sięgnie po tę powieść bez zastanowienia, dopiero w trakcie uzmysłowiwszy sobie, że czegoś im brakuje... A będą to informacje z poprzedzających ją dwóch tomów. Czy się nie zrażą? A może, biorąc pod uwagę fakt, że jednak pozycja ta różni się nieco od poprzedniczek, spodoba im się ona tym bardziej? Zanim podejmie się decyzję, należy się zapoznać z kilkoma czynnikami.

    Znana nam z poprzednich tomów ekipa pod dowództwem porucznik Cartwright przebywa w bazie Churchill – punkcie ewakuacji Piątej Dywizji Desantowej. Jednostka poniosła ciężkie straty – spora część żołnierzy nie wróci do domu, a pozostali wymagają hospitalizacji, jednak również medyków pozostało niewielu. Gdy docierają do nich plotki, że w przetrzebionym składzie mają znów wyruszyć na front, postanawiają temu zapobiec, bez wiedzy dowódczyni angażując się w akcję na rzecz enigmatycznego Von Brauna. Ten, w zamian za przysługę, ma im pomóc w uchyleniu się od przykrego obowiązku. Nie wiedzą, że sposób działania oficera będzie daleki od przypuszczeń, a ceną zwolnienia z jednej misji będzie wplątanie się w inną. W ten sposób lądują na Atropos z misją odnalezienia zaginionego Brisbane’a - sytuacja okazuje się być jednak bardziej skomplikowana, bowiem kolonii na planecie zagraża nieznany wróg...

    Jednostka trzyma się dzielnie. Można zaobserwować, że jej członkowie bardziej zżyli się ze sobą, a relację Wierzbowskiego z medyczką, DaSilvą, wyraźnie wykazują tendencję romantyczną, ściśle jednak ukrywaną na służbie. Wierzbie zdarzyło się awansować: jest teraz odpowiedzialny przed Cartwright za resztę towarzyszy, co wyjątkowo daje mu się we znaki. Jest on też osobą, wokół której skupia się akcja – jest to zauważalne w większym stopniu niż choćby w „Gambicie” – więcej tez pojawia się jego dialogów wewnętrznych. Ale na drużynie Wierzbowskiego się nie kończy. Sytuację będziemy obserwować z dwóch punktów widzenia: wyżej wspomnianego, w akcjach na terenie kolonii Nijmegen, oraz komandora Falejczyka, zastępcy dowódcy okrętu EUS „Gdynia”, którym przylecieli do układu, pozostającego na orbicie planety. Obie ekipy czeka wiele niebezpiecznych momentów.

    Do bohaterów dołącza trójka nowych, na którą warto zwrócić uwagę. Khasis, dowódczyni grupy Dowództwa Operacji Specjalnych, w skład której wcielono także jednostkę Cartwright, jest dość przewidywalna, a osobie, która czytała wcześniejsze tomy „Algorytmów wojny” wyda się wręcz znajoma: to Brisbane w spódnicy. Zimna, pozornie obojętna, skupiona na celu i gotowa do wszelakich wyrzeczeń dla dobra misji - nie jest osobą, którą można polubić, chociaż jako dowódca sprawuje się świetnie. Drugą postacią wartą przyjrzenia się jest wspomniany wcześniej Falejczyk, trzecią zaś sam dowódca „Gdyni”, komandor Radchenko. Obaj panowie zostają wystawieni na ciężką próbę, jednak każdy radzi sobie z sytuacją w inny sposób. Wywiązujący się między nimi konflikt, ograniczany przez konieczność zachowania prawidłowych stosunków służbowych, daje wiele do myślenia. Polak jest ostrożny, wyraźnie coś mu nie pasuje w zastanej sytuacji, jego przełożony zaś zaskakuje niefrasobliwością. Ale czy wszystko na pewno jest takie, na jakie wygląda?

    „Forta” w porównaniu do poprzednich części cechuje się nieco innym klimatem. Scen akcji nie braknie, niemniej jednak więcej jest czegoś, co określiłabym mianem podchodów: obie ekipy są świadome zagrożenia, nie wiedzą jednak, z której strony go oczekiwać. Radchenko i Falejczyk mają z pozoru łatwiej: wrogi statek na orbicie, nie odpowiadający na próby nawiązania kontaktu, a wyraźnie zagrażający kolonii, wydaje się być dowodzony przez kogoś niezbyt kompetentnego, kto nie umie się bronić... A może po prostu nie widzą wszystkiego? Niestety, w sytuacji, gdy dowódca nie widzi problemu, a zastępca wyraźnie wyczuwa, że coś jest nie tak, trudno wprowadzić daleko posuniętą ostrożność. A kontakt z powierzchnią planety niemal nie istnieje... Tymczasem na dole grupa OES-ów robi swoje, poszukując sobie tylko znanych artefaktów, osłaniana przez ekipę Wierzby. Tu też warunki wymuszają współpracę pomimo uprzedzeń, jednak w tym konkretnym przypadku efekty są lepsze: misja, podczas prac naprawczych mających na celu przywrócenie komunikacji, natrafia na spory ubytek energii. Gdzie taka ilość prądu może być wyprowadzana i co zasila? Przestarzała, mocno zniszczona infrastruktura kolonii nie da im łatwej odpowiedzi. Podchody będą więc próbą rozwikłania zagadki, jaką jest dziwnie funkcjonująca kolonia Nijmegen, w ciągłym poczuciu zagrożenia o niewiadomym pochodzeniu. Mało tego, „ci drudzy” najwyraźniej przyszli tu w tym samym celu... Ale wyraźnie wiedzą o nim więcej.

    W „Gambicie” często spotykało się przejścia między scenami akcentowane urywkami zdań kończonych wraz z początkiem kolejnego fragmentu. Tutaj takiego zabiegu nie ma. Bitwy, kiedy do nich dochodzi, są opisywane z jednego punktu widzenia, przez co konstrukcja traci nieco na dynamice, zyskuje jednak na ogólnym wrażeniu narastającego napięcia. W tym tomie autor pokusił się – chociaż tylko dwa razy – o krótki urywek widziany oczami wroga, nawet wtedy nie zdradzając wiele. Z tego względu „Fortę” czyta się wolniej, nastrój jest pełen stopniowanego niepokoju, intryga rozwija się bardzo powoli – co może irytować – ale zakończenie wynagradza to z nawiązką. Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy czytać samodzielnie, bez zapoznania się z resztą cyklu? To odradzam. W rozmowach bohaterowie często nawiązują do jakichś minionych wydarzeń, jednak robią to tak enigmatycznie, że nie sposób domyślić się, co właściwie się wtedy stało, a to trochę utrudnia zrozumienie bieżącej sytuacji.

    „Fortę” mogę tylko polecić. Mało która książka tak skłania do myślenia, przekazując pod pozorem szpiegowsko-fantastycznonaukowego zamieszania wiele głębszych myśli. Motywem przewodnim staje się poświęcenie Marcina Wierzbowskiego, młodego człowieka, który został postawiony na pozycji osoby dowodzącej jednostką, zupełnie nie będąc do tego przygotowanym; oraz misja, która wymagać będzie tego poświęcenia o wiele więcej, niż się początkowo zakładało. Intryga wciąga z miejsca i zaskakuje niejednokrotnie drugim i kolejnym dnem, a z bohaterami trudno się rozstać... Na szczęście, nie będzie trzeba, jako że na półkach księgarń czeka już kolejny tom cyklu, „Inwit”.

  • Recenzja książki: Dan Abnett - „Czyste Srebro"

    czyste srebro

    Dan Abnett - „Czyste Srebro"

    copernicus corporation Autor: Dan Abnett
    Wydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 368
    Cena okładkowa:39 zł 

    Duchy Gaunta – a właściwie, Pierwszy i Ostatni z Tanith – to elitarny regiment sił Imperium, słynący z najlepszych zwiadowców, snajperów i dywersantów w całej Gwardii. To grupa zgorzkniałych straceńców, którzy nie mają już dokąd wrócić po zagładzie swojego rodzinnego świata, pozbawionych skrupułów i bezgranicznie lojalnych swojemu nieustraszonemu przywódcy, komisarzowi-pułkownikowi Ibramowi Ganutowi. To przede wszystkim ludzie, którym przyszło doświadczać wojny, najgorszego koszmaru czterdziestego pierwszego millenium. Targani wątpliwościami, prześladowani przez widma poległych towarzyszy i rozdzierani przez tęsknotę za utraconym domem rzucają się w bój z nadludzką wręcz zaciętością, jakby walka była jedynym sensem życia, jaki im pozostał. Niedawno nakładem wydawnictwa Copernicus Corporation ukazał się szósty już tom serii o regimencie Komisarza Gaunta, "Czyste Srebro".

    Tłem wydarzeń jest Aexe Cardinal – planeta na obrzeżach Segmentum Pacificus, jeden ze Światów Sabbat. Niegdyś słynąca z malowniczych krajobrazów i wspaniałego, zabytkowego budownictwa, dzisiaj Aexe jest ledwie cieniem dawnej chwały. Wszystko to za sprawą trwającej od czterdziestu lat wojny domowej pomiędzy siłami Przymierza a sąsiadującą z nimi Republiką Shadik. Impas nie będzie jednak trwać w nieskończoność – oto okazuje się, że Shadik kolaborują z Arcywrogiem. Naczelne dowództwo rozkazuje więc Pierwszemu i Ostatniemu z Tanith wspomóc siły sprzymierzone. Będzie to dla nich prawdziwy sprawdzian zdolności przetrwania – zamiast podchodów, walki partyzanckiej i misji zwiadowczych czeka ich bowiem piekło walk pozycyjnych, w ciasnych, zatopionych w wodzie i krwi okopach, pod nieustającym ogniem dział, haubic i moździerzy. Wielu zginie – a ci, którzy przeżyją, odejdą z Aexe odmienieni na zawsze.

    Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę kogoś, kto wcześniej nie miał styczności z twórczością Dana Abnetta jest bez wątpienia łatwość, z jaką, pozornie bez wysiłku, z pomocą ledwie kilku słów kreuje on ciekawe, zapadające w pamięć i oryginalne postaci. W "Czystym Srebrze" jest to widoczne bardzo wyraźnie – już po kilku scenach szczerze nie trawiłem zbira Lijaha "Pewne, pewniutkie" Cuu i byłem przekonany, że będzie sprawiał kłopoty, a jednocześnie trzymałem kciuki, by Larkinowi i Muril udało się przeżyć. Komisarz Gaunt we własnej osobie wzbudził zarówno moją sympatię, jak i respekt, podobnie jak mistrz zwiadowców Mkvenner... Długo by wymieniać ich wszystkich. Chociaż regiment z Tanith ma wielu żołnierzy, których można by uznać za ważne postaci i siłą rzeczy każdemu z nich poświęcono niewiele miejsca, to jakimś cudem wystarczy autorowi, by do jednych wzbudzić sympatię, do drugich niechęć, ale zarazem sprawić, by czytelnik siedział jak na szpilkach w obawie o ich dalsze losy.

    Należy wspomnieć, że chociaż "Czyste Srebro" osadzone jest w uniwersum Warhammera 40000 i traktuje o tym, czego w tymże świecie jest najwięcej, czyli o wojnie, nie jest to jej wątek przewodni. Bardziej niż "military sci-fi" pasuje tu termin "dramat wojenny" – na pierwszym planie wyeksponowane są przede wszystkim losy żołnierzy. Działania wojenne stanowią tu ledwie tło akcji, dylematów, wzajemnych przyjaźni czy wrogości. Z tego powodu szósty tom serii o Duchach Gaunta (nie potrafię powiedzieć, czy jest to reguła dla całości serii) bardzo mocno przypominał mi początki uwielbianej przeze mnie "Czarnej Kompanii": to trafny i poruszający obraz żołnierskiej doli, ukazany przez filtr jednego z najbardziej znanych światów fantastycznych.

    Pomimo tego może nieco nietypowego dla realiów podejścia do tematu, Abnett ani na chwilę nie daje nam zapomnieć, że to nadal Warhammer – za sprawą fenomenalnych opisów świata zruinowanego trwającą prawie pół wieku wojną totalną. Klimat budowany jest drobnymi szczegółami: płytkie, błotniste mokradła, które setki salw artylerii temu były korytem rzeki, wnętrze szpitala polowego przesiąknięte fetorem krwi i śmierci czy stodoła, gdzie odbywają się nielegalne walki kogutów, na które żołnierze rezerwy marnują swój czas i żołd to być może rzeczy niezbyt istotne dla fabuły, ale w intrygujący sposób na nowo odkrywają przed czytelnikiem świat znany przede wszystkim ze splendoru i przepychu, z monumentalnych statków kosmicznych i zdobionych pancerzy wspomaganych.

    Podsumowując: czytając "Czyste Srebro", bawiłem się znakomicie, a po zakończeniu lektury odczuwałem ogromny niedosyt. Z pewnością sięgnę po pozostałe książki z tej serii – wam natomiast, drodzy czytelnicy, radzę to samo, szczególnie jeśli lubicie powieści które, chociaż fabularnie może i są proste, ale niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny.

  • Atrakcje na Dniach Jakuba Wędrowycza

    Dni Jakuba Wędrowycza tuż tuż, więc dobrze by było znać program atrakcji. I tutaj wchodzi organizacja wydarzenia, a następnie my, którzy przekazujemy spis dóbr umysłowych, jakimi będzie można napchać głowę drogą słuchową i wzrokową.

  • Recenzja książki: William King - „Wilcze Ostrza”

    wilcze ostrza

    William King - „Wilcze Ostrza”

    copernicus corporation Autor: William King
    Wydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 334
    Cena okładkowa:39 zł 

    Polscy fani Warhammera 40 000 zdecydowanie nie mieli szczęścia, jeśli chodzi o cykl o Ragnarze Czarnogrzywym – „Wolfblade”, bo taki tytuł nosi czwarta jego część w oryginale, został wydany za granicą już w 2003 roku, do nas jednak nie dotarł w ogóle. Aż do teraz, bo oto trzynaście lat po światowej premierze dzięki uprzejmości Copernicus Corporation możemy wreszcie poznać kolejny epizod z życia Ragnara i dowiedzieć się, czy zgubienie włóczni Russa aby wyszło mu na zdrowie. Czy warto było czekać? Przekonajmy się. Oto „Wilcze Ostrza”, czwarty tom przygód najmłodszego z Wilczych Lordów.

    Tytułowe Wilcze Ostrza to elitarna formacja strażników domu Nawigatorów Belisarius (tłumacz podpowiada: Belizariuszy) na świętej Terrze. Do obowiązków tejże formacji należy, oprócz ochrony członków domu, także trzymanie pieczy nad wyszkoleniem jego sił zbrojnych, stanowią również elitarną jednostkę uderzeniową, zajmując się zarówno otwartą walką, jak i akcjami z pogranicza szpiegowskich i skrytobójczych. Wilcze Ostrza rekrutują się wyłącznie spośród szeregów jednego tylko zakonu Adeptus Astartes, Kosmicznych Wilków. Wbrew temu, co można by sądzić, mimo że Dom i Zakon łączy pradawny pakt, służba w Ostrzach nie jest uważana za zaszczyt wśród wojowników z Fenrisa – główny bohater cyklu, Ragnar, trafia tam w ramach kary. Jego bohaterski zryw może i powstrzymał powtórne przyjście Magnusa, upadłego prymarchy Tysiąca Synów, ale spowodował utratę przez Zakon jednego z jego najświętszych artefaktów. Nie sposób się dziwić, że głowa zakonu postanowiła odesłać go tak daleko – chociaż po cichu zgadza się z decyzją, jaką podjął młody wtedy Ragnar, chce uchronić go przed gniewem współbraci. Tak oto wychowany na dzikim Fenrisie wojownik musi zstąpić w obcy dla siebie świat niewyobrażalnego bogactwa, dworskich intryg i wielkiej polityki…

    Jak przystało na powieści osadzone w tym uniwersum, dwie rzeczy zdecydowanie trzymają w „Wilczych Ostrzach” przyzwoity poziom. Pierwsza to opisy starć – te są dynamiczne, brutalne i zdecydowanie dobrze wpasowują się w nastrój ponurego świata odległej przyszłości, w której liczy się tylko wojna, niczego innego jednak nie spodziewałbym się po Williamie Kingu. Druga zaś – to całkiem przyzwoita, poprawna, choć może niekoniecznie oryginalna intryga, wokół której skonstruowana jest fabuła książki. Nie zrozumcie mnie źle – ostatnia część cyklu o Ragnarze może nie zadziwi ani nie poruszy kogoś, kto wychował się na „Diunie”, rozgrywki polityczne mające miejsce na świętej Terrze zostały jednak przedstawione w sposób godny funkcji, jaką planeta ta sprawuje we wszechświecie czterdziestego pierwszego millenium, świetnie ilustrując zepsucie, które trawi święte serce Imperium Człowieka.

    Dla mnie jednak tym, co „robi” tę książkę jest postać samego Ragnara – prostego woja pochodzącego z Fenrisa, cywilizacyjnie niezbyt zaawansowanego, tkwiącego nadal w stadium plemiennym, nieprzyjaznego mieszkańcom i turystom kosmicznego zadupia – który nagle staje w obliczu rzeczywistości zupełnie innej niż ta, która go ukształtowała, którą dobrze zna i rozumie. Różnego rodzaju wątpliwości czy zdziwienie lokalnymi obyczajami, przepychem czy rozpasaniem mieszkańców Terry towarzyszą mu na każdym kroku – i to przedstawienie tego „szoku kulturowego” na kosmiczną skalę jest, moim zdaniem, najmocniejszą cechą całości.

    Ku mojemu zaskoczeniu, jak na książkę z uniwersum Warhammera akcja w „Wilczych Ostrzach” rozwijała się cokolwiek wolno – po mocnym wstępie, który rzuca nas w sam środek bitwy, następuje spory fragment sprawiający wrażenie po prostu suchego, kiedy Ragnar zostaje osądzony, skazany na służbę Belizariuszom i wysłany na Terrę, gdzie próbuje się powoli zaklimatyzować. Powieść traci wtedy trochę ze swojego impetu, na szczęście jednak odzyskuje go przyzwoicie, kiedy intryga zaczyna zataczać coraz szersze kręgi.

    Jak prezentują się pozostali bohaterowie? Nieźle, choć bez rewelacji. Chociaż drugoplanowe postaci Wilczych Ostrzy przejawiają dokładnie takie cechy, jakie przejawiać powinny – pozostałe Wilki są bezpośrednie, skore do bitki i chętnie przechwalają się swoim męstwem, prześcigając w drobnych słownych złośliwostkach, zaś na przykład członkowie Terrańskiej arystokracji odpowiednio wyniośli i dystyngowani – podczas lektury przyłapywałem się na tym, że raz na jakiś czas kogoś ze sobą myliłem. Brak im indywidualności, odrębności od reszty członków grup, które reprezentują – a to, niestety, jest spora wada. Jedyną osobą, która jako-tako odróżniała się od reszty, była Gabrielle, córka Belizariuszy i Nawigator, którą powierzono opiece Ragnara. Dialogi pomiędzy nią i Ragnarem bardzo fajnie oddają niezręzność całej sytuacji – on jest Kosmicznym Wilkiem, czyli kimś o parę oczek wyżej od przeciętnej ludzkiej istoty, zaś ona (może nie do końca "przeciętna", w końcu to Nawigator – ale wciąż trochę poniżej Ragnara w złożonej hierarchii Imperium)... jego przełożoną.

    „Wilcze Ostrza” są pozycją solidną, choć bez rewelacji – warsztatowo przeciętną, ale porządną w swojej przeciętności. Fani Warhammera pewnie sięgną po nią z ochotą, szczególnie zaś ci, którzy zakon Kosmicznych Wilków cenią ponad wszystkie inne. Jeśli zaś chodzi o pozostałych... Myślę, że nie stracą wiele, jeśli postanowią przeczytać w tym czasie coś innego, ale równie mało stracą, jeśli zechcą jednak po nią sięgnąć.