Całkiem niedawno (stosunkowo) pisaliśmy na temat organizatorów konwentów i imprez popkulturalnych. Szczególnie o tym, ile pracy kosztuje tych ludzi doprowadzenie wydarzenia do stanu, jaki widzicie podczas jego trwania, a nierzadko w ogóle do tego, żeby się ono odbyło. Przy całym tym wysiłku potencjalny zarobek, o ile w ogóle taki jest, prawie nigdy nie wynagradza włożonych sił, czasu, a nierzadko i własnych pieniędzy. Dziś natomiast popatrzymy na to wszystko z innej strony, naszej – medialnej. Bo przecież my także mamy swój, nieskromnie mówiąc, całkiem spory wkład w wiele wydarzeń odbywających się w naszym kraju. Opowiemy Wam też o tym, jakie relacje wiążą nas z organizacjami konwentowymi, co mamy z tej pracy i co właściwie robimy, a czego nie widzicie.
Już od blisko roku nosiłem się z zamiarem napisania tego tekstu, jednak potrzebowałem oficjalnych danych, by móc przygotować materiał merytorycznie, a nie bazując na plotkach bądź informacjach zdobytych z niepewnych źródeł. W tym celu napisałem do organizatorów opisywanych tutaj imprez z prośbą o wyjaśnienie metod zliczania uczestników, na podstawie których powstają dane przedstawiane nam na planszach promocyjnych. I o ile z Pyrkonem nie było żadnych problemów i informacje otrzymałem w ciągu trzech dni, o tyle Warsaw Comic Con ignorował jakiekolwiek próby komunikacji, a musicie wiedzieć, że próbowałem naprawdę wszystkiego: od oficjalnych maili, poprzez wiadomości na fanpage i inne media społecznościowe, aż po pisanie na prywatne konta na Facebooku i dzwonienie na zdobyte numery telefonów do poszczególnych organizatorów. Wreszcie, po niemal roku, udało się uzyskać oficjalną informację i ten tekst może ujrzeć światło dzienne.
Podsumowanie roku to dla mnie trudny tekst, bo jak tu opowiedzieć o wszystkim, co działo się w prężnie rozwijającej się redakcji przez 365 dni i jednocześnie nie zanudzić czytelnika na śmierć? Ale należy Wam się „kilka” słów podsumowujących wszelkie zmiany, ulepszenia czy ogólnie to, co właściwie robiliśmy.
Po pięciu latach pracy w redakcji, jego twórca, właściciel i redaktor naczelny postanowił, że czas na zmiany. Po wytężonych poszukiwaniach, sprawdzeniu niemałej liczby nazwisk i długich przemyśleniach na temat wybranego, decyzja zapadła. Po wielu przygotowaniach, wdrożeniu kilku rozwiązań i długim procesie biurowym, aby wszystko zostało odpowiednio przepisane na nowe nazwisko, proces dokonał się.
Niniejszym ogłaszamy, że Gerard Czekaj nie jest już redaktorem naczelnym Konwentów Południowych, a od kilku dni redakcją zarządza...
Gerard Gabriel Vetinari! Powitajcie proszę nowego redaktora naczelnego!
Tak, tytuł artykułu jest clickbaitem. Nie, nowe dane personalne to nie jest żart, naprawdę zmieniłem nazwisko i mam obowiązek o tym powiadomić. Dziękuję wszystkim czytelnikom, że nadal z nami jesteście i wciąż Was przybywa!
Gerard „Alchelor” Vetinari
Zanim przejdziemy do właściwej części tego tekstu, musimy sobie nakreślić obecną sytuację i odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle wiemy, czym się taki organizator zajmuje. Bo przecież jaki konwent jest, każdy widzi. Organizacja wydarzeń wygląda na prostą rzecz, gdy spoglądamy już na efekt. Zacznijmy więc od podstaw.
W dobie powszechnego dostępu do Internetu, z którego możemy korzystać nawet na górskich szlakach, łatwo wpaść w pułapkę i nadziać się na wirtualne oszustwo. Takich „min” mamy wiele. Istnieją niusy, filmiki czy aplikacje dostępne tylko po podaniu numeru telefonu oraz kodu, jaki nań przyjdzie, a później zasypywani jesteśmy płatnymi wiadomościami z horoskopami czy świadczona jest nam usługa, na którą nie do końca się godziliśmy. podrobione nieraz tak dobrze, że nie do odróżnienia i chwila nieuwagi może nas kosztować wyczyszczenie konta. Nie brakuje także witryn pod rozmaitymi pretekstami zbierających dane, żeby użyć ich w różnych, niecnych celach.
Ostatnie dni dały mi sporo do myślenia. To, co się dzieje wokół mojej osoby i inicjatyw, które prowadzę, przekroczyło pewne granice i najwyższy czas uzmysłowić Wam… Że jestem tylko człowiekiem.
Nie uprzedzajmy jednak faktów. Tekst będzie podzielony na kilka części. Część oficjalna, do której przejdę za chwilę oraz coś, na co nie mogłem zdecydować się na tym portalu od wielu lat. Część osobista. Możecie przeczytać tylko tą oficjalną, jeżeli interesuje Was los CtC i wyjaśnienie pewnych spraw, które w ostatnich dniach miały miejsce. Część osobistą zostawiam tym, których obchodzi coś więcej.
Wczoraj, jak co roku, działy się rzeczy niewyobrażalne. Powstawały nowe, wielkie projekty, inne upadały, odwołując swoje inicjatywy. W tym jednym dniu dzieje się dużo więcej niż zwykle, dlatego warto podsumować, na jakie to ciekawe pomysły wpadli organizatorzy konwentów, wydawcy i inne podmioty związane z tematyką naszego portalu.
Rok 2017 był dla redakcji Konwentów Południowych czwartym rokiem funkcjonowania. Sam początek tej działalności to relacja z ostatniego (przynajmniej w tamtej chwili) Krakonu, którą tworzyliśmy jeszcze jako fanpage, bez żadnej strony www oraz planów rozwojowych. W cztery i pół roku osiągnęliśmy pozycję lidera wśród portali informacyjnych o wydarzeniach popkulturalnych z dziedzin fantastyki, mangi i anime, komiksu, gier planszowych i karcianych, LARP-ów i e-sportu. Współpracuje z nami już blisko 60 osób, z czego większość jest w stałej redakcji. To właśnie te wszystkie osoby dostarczają Wam codziennie informacje, relacje, recenzje, fotorelacje, nagrania i mnóstwo innych materiałów, które można u nas znaleźć. Redakcja to nie jedna osoba, a spora grupa, która tworzy wspólnie dla Was, poświęcając swój czas i wciąż pracując nad tym, żeby być w tym, co robią, jeszcze lepszymi. Ale to przecież nie wszystko, bo jesteście jeszcze Wy, odbiorcy, którzy wielokrotnie już nas wspieraliście, wytykając nam nasze potknięcia, pisząc czasem słowa wsparcia, czy po prostu będąc tu milcząco z nami, czytając nasze teksty i zostawiając swoją wirtualną aprobatę w postaci lajków. Dzięki temu wiemy, że to, co robimy, naprawdę ma sens i dzięki Waszym uwagom możemy być jeszcze lepsi i pracować na jeszcze wyższym poziomie. Dziękujemy!
Niektóre podgatunki literackie już w chwili swoich narodzin obciążone są piętnem nieuchronnej stagnacji. Weźmy, na przykład, cyberpunk – od jego początków w latach 80. ubiegłego stulecia aż do niedawna powstało bardzo mało motywów, których nie przewidzieli nieliczni twórcy uznawani za ojców tego nurtu literatury science fiction. U Gibsona, Brunnera czy Dicka pojawiło się niemal wszystko, na czym pasły się prawie cztery dekady popkultury: zdegenerowane, pozbawione wyższych dążeń społeczeństwo podzielone na licznych biednych i nielicznych bogatych bez stanów pośrednich, owładnięte poczuciem zagubienia wśród zaawansowanej, coraz trudniejszej do zrozumienia technologii, wszechpotężne megakorporacje dzierżące niemal nieograniczoną władzę nad mieszkańcami świata, buntujący się przeciwko nim nieliczni idealiści, złodzieje, najemnicy i hackerzy. Rzeczywistość wirtualna przenikająca każdą dziedzinę ludzkiego życia, dążenia najbogatszych do nieśmiertelności poprzez utrwalenie świadomości w cyberprzestrzeni lub powielanie własnego ciała na drodze klonowania, zacierająca się granica między człowiekiem, żywą, czującą i myślącą istotą, a maszyną, rzeczą, przedmiotem mającym tylko pewne cechy podobne do życia – wszystko to już gdzieś przecież było. Nieustająco jednak bawi i inspiruje kolejne pokolenia tęskniące za romantycznym, skąpanym w deszczu nastrojowym półmrokiem nadchodzącej epoki, ostatnio jednak bardziej przez sentyment i sympatię do nieco naiwnej i kiczowatej kultury masowej lat osiemdziesiątych niż z aktualnych wtedy przyczyn, fascynacji gwałtownym rozwojem techniki i spekulacjami, dokąd nas on zaprowadzi. Moda na retro zwykle jest jednak zjawiskiem chwilowym i niszowym – aby tchnąć nowe życie w zaśniedziały chrom, potrzebne jest coś jeszcze.