Fantastyka

  • Recenzja książki: Andriej Diakow - „W mrok”

    w mrokAdriej Diakow - „W mrok”

    insignis Autor: Andriej Diakow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 432
    Cena okładkowa: 34,99 zł

    „W mrok” to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z powieści „Do światła”. Po tym, jak Taran wraz z przybranym synem, Glebem, zostali uratowani przez mieszkańców kompletnie nieskażonej promieniowaniem wyspy Moszczny, mieszkańcy petersburskiego metra zyskali nadzieję na nowe, lepsze życie. Zgodnie z umową, część z nich już przeniosła się do nowego domu lub do pracy na mobilnej platformie wiertniczej. Sielanka nie trwa jednak długo, a przerywa ją... Nie, nie powiem Wam, mimo że to pierwsze trzydzieści stron. Musicie przeczytać sami. Niemniej, kierowani rządzą zemsty wyspiarze przybywają do Pitera i zajmują jedną z niezamieszkanych stacji metra, by następnie postawić ultimatum całej społeczności: albo odnaleziony i wydany zostanie sprawca tragedii, albo system wentylacyjny zostanie skażony.

    Oczywiście, zadanie odnalezienia winnego przypada nikomu innemu, jak Taranowi, który, jako niezależny, znany najemnik o dobrej reputacji wydaje się być najlepszym kandydatem. Niestety, jego osobista tragedia sprawia, że misja zostaje odstawiona na dalszy plan. Gleb, pod nieobecność przybranego ojca, znika.

    Powieść prowadzona jest dwuwątkowo, przeskakując między tą dwójką, wzajemnie próbującą się odnaleźć, jednocześnie przybliżając się do odkrycia pilnie strzeżonych sekretów metra. A tych jest niemało. Wydawać by się mogło, że przewrotny los ma swoje własne plany i prowadzi dwójkę bohaterów w taki sposób, by historia toczyła się zaplanowanym z góry torem. Nic nie jest takie, jakie się wydaje, a najbardziej nieprawdopodobne legendy okazują się mieć w sobie o wiele więcej niż ziarno prawdy.

    Autor położył spory nacisk na rozwój relacji syn-ojciec i pokazał twardego i nieustraszonego najemnika w zupełnie innym świetle: jako rodzica, martwiącego się o swoje dziecko. Było to dla mnie trudne w odbiorze i zupełnie nie potrafiłem wczuć się w jego nowe oblicze. Brzmiało mi to jak fałszywa nuta w piosence, która co jakiś czas przebija przez dźwięki muzyki i burzy cały utwór. Problemem były też sytuacje, gdy, przykładowo, Taran, zgodnie ze swym mianem, przemierzał tunele i powierzchnię przebijając się przez rzesze przeciwników, cudem unikając gradu kul, szponów, zębów i odłamków, kładąc trupem istną armię wrogów. Jednocześnie odniósł w potyczkach tyle ciężkich ran, że nie powinien być w stanie się poruszać, że o poważniejszej walce nie wspomnę, ale jakoś nie przeszkadzało mu to gołymi rękami (z karabinem jako swego rodzaju dźwignią), skręcić kark wielkiemu i umięśnionemu mutantowi. Nie lubię niezniszczalnych bohaterów, a tu mamy z takim do czynienia.

    Postać Gleba jest rozpisana bardzo dobrze, realistycznie, i pomimo przygód i pewnej dawki szczęścia, które kilka razy wyciągnęło bohatera z paszczy śmierci, nie odnosi się wrażenia niezniszczalności. Wręcz przeciwnie. Zaciskając bezwiednie dłonie na kartkach, śledziłem losy młodego stalkera i czułem napięcie w sytuacjach zagrożenia. Podobała mi się również konsekwencja w nieco naiwnym, a jednocześnie prawym charakterze dwunastolatka, jego ciągła walka ze złem tego świata i swoista niewinność, którą, mimo ciężkich przeżyć, Gleb wciąż posiada.

    Sama akcja nie daje nam wiele momentów wytchnienia. Jak wcześniej wspomniałem, nawet ciężko ranny Taran nie spędza nawet chwili na odpoczynku i kroczy śladem syna niczym... Taran. Książka przez nadmiar akcji zaczyna w pewnym momencie nużyć. Autor nie daje czytelnikowi odpocząć i kiedy tylko w jednym miejscu kończy się szaleńcza ucieczka, walka czy inna ważna akcja, Diakow przerzuca nas do kolejnego, gdzie po krótkiej chwili także dzieje się coś wymagającego od czytelnika pełnej uwagi. Ma to też swoje plusy, gdyż książkę czyta się szybko i ciężko się od niej oderwać, ale prędzej czy później zaczyna to męczyć.

    Druga część trylogii jest napisana nieco doroślej, choć dalej kłuje w oczy naiwnością, która przypadnie do gustu tylko czytelnikom lubującym się w lekkiej literaturze. Fabularnie otrzymujemy spójną, acz chaotyczną opowieść, która nie zostawia nam wiele pola do domysłów. Większość wątków zostaje domknięta i z powodzeniem „W mrok” mogłaby kończyć historię Tarana i Gleba. Ale nie kończy, więc już wkrótce pojawi się recenzja trzeciego tomu, o tytule „Za horyzont”.

  • Recenzja książki: Andriej Diakow - „Do światła”

    Recenzja książki Adnrieja Diakowa Do światłaAndriej Diakow - „Do światła”

    insignis Autor: Andriej Diakow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 328
    Cena okładkowa: 34,99 zł

    Andriej Diakow zrobił w Rosji furorę swoją powieścią „Do światła”. Wyniki sprzedażowe oraz ilość artykułów poświęconych książce mówi sama za siebie. Ale czy jest to sława w pełni zasłużona? Sprawdźmy.

    Na wstępie dostajemy znany z podstawowej trylogii klaustrofobiczny klimat stacji metra, wszechobecne są bieda, brud i głód, ale, mimo tych niedogodności, ludzie jakoś się trzymają. Przetrwali. W Petersburgskim metrze mamy kilka frakcji, z których część oczywiście prowadzi ze sobą boje i utrzymuje wrogie stosunki, ale występują też neutralne stacje kupieckie, Technolożka dbająca o światło i inne „wygody” w podziemnych tunelach oraz kilka stacji niezależnych. Podobieństwo przedstawionego świata do oryginalnej serii jest uderzające. Nie jest to jednak wada, a raczej zaleta, gdyż każdy fan uniwersum z łatwością odnajdzie się w świecie z napisanej przez Diakowa powieści.

    „Do światła” zaczyna się niepozornie. Na małej, niezależnej stacji krańcowej - Moskiewskiej, żyje chłopak o imieniu Gleb. Jego cały majątek stanowi ubranie, które ma na grzbiecie i srebrna zapalniczka Zippo z tłoczonym wizerunkiem dwugłowego orła, stanowiąca jedyną pamiątkę po tragicznie zmarłych rodzicach. Jak każdy mieszkaniec placówki, Gleb ciężko pracuje, żeby dostać posiłek. Jego życie zmienia się, kiedy na stację przybywa najemnik Taran, który dostrzega w chłopcu coś wyjątkowego i kupuje go za kilka kilogramów świńskiego mięsa. Po bardzo szybkim i morderczy szkoleniu Gleb zostaje towarzyszem Taran w jego przygodach...

    Brzmi to trochę naiwnie, prawda? I takie też jest. Chłopak praktycznie w biegu jest uczony jak obchodzić się z bronią, walczyć, wytrzymywać wielogodzinne biegi z obciążeniem i tym podobne. W bardzo krótkim czasie dokonuje się rzecz praktycznie niemożliwa: Gleb zyskuje nawyki i umiejętności, które każdy normalny człowiek nabywałby latami. Ale przecież powieść nie byłaby tak ciekawa, gdybyśmy musieli czekać, aż bohater będzie gotowy do przygody.

    To oczywiście nie jest cała akcja książki, ani nawet nie połowa, gdyż głównym zadaniem Tarana szybko zostaje zbadanie tajemniczego światła sygnałowego, które daje się zauważyć w pobliskim Kronsztadzie. Nie rusza on w pojedynkę, a wraz z grupą najemników Aliansu (jedna z frakcji metra w Piterze - jak popularnie nazywa się Petersburg) oraz kapłanem kultu Exodusu. Jak przebiegnie ta niezwykle ciężka wyprawa przez napromieniowane i pełne zmutowanych potworów ruiny? To już musicie sprawdzić sami.

    Tempo nadane przez autora jest niewiarygodne. Podczas czytania odnosi się wrażenie, że przez większą część książki jej bohaterowie nieprzerwanie biegają z miejsca na miejsce, wystrzeliwując całe kilogramy ołowiu w atakujące ich mutanty. Rzadkie chwile odpoczynku, podczas którego akcja choć na chwilę zwalnia, poprzetykane są niezbyt ciekawymi rozmowami, skupiającymi się głównie na minionych wydarzeniach i rozważaniami nad celem podróży. Choć należy dodać dla sprawiedliwości, że nie jest to jakoś specjalnie nużące: miejscami opowieści bohaterów wzbogacają lub uzupełniają ogólną historię. Dzięki nim też możemy nieco lepiej poznać resztę drużyny, gdyż książka mocno skupia się na samym Glebie, jego spojrzeniu i rozumieniu otaczającego go świata.

    „Do światła”, to dosyć zgrabnie nakreślona historia z nieco naiwnym i lekkim podejściem do tematu. Można by rzec, że wręcz dziecinnym. Na pewno przypadnie do gustu młodszym czytelnikom i jest to dobry wstęp do świata Uniwersum Metro 2033. Na szczęście to dopiero pierwsza część trylogii, więc jeszcze wiele przed nami.

  • Regulamin konkursu: „2+2=FALKON”

    REGULAMIN KONKURSU

     § 1

    POSTANOWIENIA OGÓLNE

  • Recenzja książki: Denis Szabałow - „Prawo do życia”

    Recenzja książki Denis Szabałow Prawo do życiaDenis Szabałow - „Prawo do życia”

    insignis Autor: Denis Szabałow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    „Pozamiatane” - to pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy po przeczytaniu „Prawa do życia” Denisa Szabałowa. Kotłuje się we mnie mnóstwo przemyśleń, pytań i emocji, jednak jedna rzecz przeważa nad resztą. Chcę trzeciej części trylogii „Prawo do...”. Teraz, kiedy już z góry wiecie, że moje zdanie o książce jest bardzo dobre, zapraszam do reszty tekstu, w którym - pobieżnie i nie zdradzając szczegółów - opowiem Wam, co mnie tak zachwyciło.

    Odradzam czytanie tej książki bez znajomości pierwszego tomu trylogii. To niestety (lub stety) jest bezpośrednia kontynuacja i niemożliwym jest zrozumienie wielu wątków, zachowań czy postaci, bez przeczytania prequela. Wydawałoby się to oczywiste, jednak po tym, jak Dymitry Glukhovsky napisał główną powieść w formie pozwalającej sięgnąć po dowolny tom trylogii jako pierwszy bez dużego uszczerbku fabularnego, ta informacja jest całkiem istotna. Fabuła opiera się na podróży wojowników ze schronu pod dworcem oraz niedalekiej bazy wojskowej (które to miejsca i żyjące w nich społeczności opisane są dokładniej w „Prawie do użycia siły”) wraz z dobrze wyekwipowanym oddziałem Bractwa. Cel jest jasny, choć wcale niełatwy do osiągnięcia, a w dodatku oddalony o 1200 kilometrów: kombinat miasta Berezowska i jego legendarna Rosrezerwa, zawierająca niemal wszystko co potrzebne jest do przetrwania w świecie zniszczonym atomowym ogniem i to w ilości zapewniającej życie w dostatku dla niewielkiej społeczności. Niestety skarby te są bronione przez uzbrojonych po zęby i dobrze wyszkolonych mieszkańców kombinatu i tamtejszego schronu.

    To jednak nie wszystko, gdyż nasi bohaterowie mają zaledwie miesiąc na dotarcie do celu i zdobycie go, zanim zrobią to konkurenci. Przeszkadzać w podróży będą lokalki (mniejsze i większe tereny dotknięte zbyt wysokim promieniowaniem, by przez nie przejechać), nieprzejezdne drogi lub ich brak, bandyci, zmutowane stworzenia, wrogie społeczności czy anomalie, od których może zakręcić się czytelnikowi w głowie. To wszystko poprzetykane jest zręcznie wplecionymi rozmyślaniami nad słusznością misji, wątpliwościami na temat prawdziwych intencji bractwa wobec dworcowych i wojskowych czy opowieściami o przygodach, jakie przeżyli towarzysze podróży.

    Ten zabieg sprawił, że postacie zyskały unikalny charakter i nie stanowiły jedynie pustawego tła dla głównego bohatera, którym niewątpliwie jest tu Daniła. Widać było wyraźne różnice między zachowaniami, językiem czy właśnie osobowościami poszczególnych ludzi, w tym też tych spotykanych po drodze. Powieść była pełniejsza i jakby bardziej realistyczna. Ciężko tu o wyraźny podział na dobrych i złych, nawet zachowania i reakcje Daniły pozostawiają czasem moralnego kaca.

    Ponownie Denis Szabałow postawił mocno na militarną stronę książki, ubarwiając tekst masą nazw różnorodnego sprzętu wojskowego i taktyk bojowych wraz ze szczegółowym opisami. Ucieszy to na pewno fanów militariów, natomiast utrudni nieco odbiór tekstu przez laików. Niemniej jednak jest jeszcze jeden, rzucający się mocno w oczy aspekt: zjawiska paranormalne i próba naukowego wytłumaczenia ich. Osobiście uwielbiam tego typu wątki w fantastyce, szczególnie, kiedy w grę wchodzi zabawa czasem, a tej tutaj nie brakuje. Wraz z kolejnymi stronami, wszystko połączyło się zgrabnie w spójną całość i zostawiło mnie z poczuciem pełnej satysfakcji z domkniętych wątków i wyjaśnionych tajemnic. Szczególnie, że tych ostatnich jest całkiem niemało i nierzadko są to rewelacje wywołujące autentyczny i niekontrolowane opadnięcie szczęki. Materiałów do spojlerów jest tu tyle, że nie powstydził by się ich nawet sam J. R. R. Martin.

    Książkę czytało się lekko, szybko i była na tyle wciągająca, że przegapiłem zachód słońca i zgubiłem gdzieś kilka godzin życiorysu. Przypominam jednak, że wątki militarne i niemała ilość wstawek rodem z science fiction nie każdemu przypadną do gustu. Nie mogę doczekać się zwieńczenia trylogii, choć jednocześnie obawiam się go. Przy takiej ilości zakończonych wątków i odkryciu właściwie wszystkich kart, gdzie pozostaje już tylko jeden cel: eliminacja, ciężko będzie napisać książkę dorównującą „Prawu do życia”. Nie uprzedzając faktów i nie chcąc zdradzać zbyt wiele, powiem, że z pewnością poświęcę choćby i cały dzień na nowe „Prawo do...”, jak tylko się ukaże.

  • Imladris szuka pomocników

    Nie od dziś wiadomo, że organizacja konwentu to nie tylko ładne plakaty, stoiska i ciekawe prelekcje. Za każdym takim wydarzeniem stoi naprawdę duża liczba ludzi, dbających o bezpieczeństwo uczestników i czuwająca, by wszystko działało jak trzeba. Tym razem takich osób poszukują organizatorzy tegorocznego konwentu Imladris, który będzie miał miejsce w Krakowie w dniach 7-9 października.

     Do obowiązków pomocników należeć będzie przede wszystkim wykonywanie poleceń szefa obsługi, a na co możemy liczyć w zamian?

    • Darmowe wejście na konwent
    • Zapewniony nocleg
    • Ciepłe posiłki podczas konwentu
    • Szkolenie przed konwentem
    • Upominki w postaci np. koszulki konwentowej
    • Zaświadczenie o pełnieniu roli wolontariusza



  • Zgłoś program lub poprowadź spotkanie z gościem Falkonu!

    Już tylko do niedzieli można zgłaszać propozycje programowe na FALKON. Jest o co walczyć, gdyż na tak prestiżowej imprezie wcale niełatwo jest się przebić przez tłumy zgłaszających. Mamy jednak nadzieję, że to Was nie zniechęci.

    Ponadto, trwa zbiórka chętnych do poprowadzenia paneli dyskusyjnych z gośćmi festiwalu. Jest to jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby usiąść tuż obok swojego idola i poczuć się niczym Kuba Wojewódzki w swoim programie ;-). W tym celu należy napisać na adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


  • Igrzyska na dziewiątym Świdkonie!

    Na Świdkonie nie brakuje konkursów. Nie od parady obecna, dziewiąta już edycja wydarzenia nazywa się "Świdkon 9: Igrzyska". W planie są między innymi rozgrywki w Magic: The Gathering, Gwint, Neuroshima Hex czy FIFA 2016. To oczywiście nie wszystkie tytuły. Poniżej zamieszczamy pełną listę:

  • Sabat Fiction-Fest ponownie pod patronatem!

    Nigdy nie jest za późno, żeby napisać o dobrym konwencie. Najlepszym przykładem jest Sabat Fiction-Fest, który odbędzie się już w ten weekend (23-25 września) i jest pod naszym patronatem medialnym. Jest to już trzecia edycja Kieleckiego konwentu, o tematyce bynajmniej nie związanej z wiedźmami czy innymi czarownicami (choć kto wie...). Zapraszamy i mamy nadzieję Was tam zobaczyć. My będziemy na pewno!


  • Tabela programowa piętnastego Imladrisu

    >Tabela programowa<. No dobrze, ale czyja? Mowa o Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką, które odbędą się 7-9 października. Właściwie to już za niecałe trzy tygodnie, więc warto zerknąć. Widzicie tam coś dla siebie?


  • Recenzja książki: Konrad Kuśmirak - "S.Q.U.A.T. Eksperyment"

    squat eksperymentKonrad Kuśmirak - „S.Q.U.A.T. Eksperyment”

    czwarta strona Autor: Konrad Kuśmirak
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Liczba stron: 384
    Cena okładkowa: 34,90

    Wydany prawie rok temu „S.Q.U.A.T.” wzbudził dość mieszane uczucia: jednych zachwycił dobrze oddanym postapokaliptycznym klimatem, brutalnością, okrucieństwem świata przedstawionego bez żadnych upiększeń, innych zniechęcił postacią głównego bohatera. Część druga, „Eksperyment”, w założeniu miała zejść jeszcze stopień niżej: w miarę pogarszania się sytuacji Polski po Rozbłysku nękanej wojną, chorobami i głodem, ludzkość wyzbywa się uczuć na korzyść czystej woli przetrwania. Nie brakło jednak ludzi, którzy w zaistniałej sytuacji odnaleźli się doskonale, prowadząc własne, często niegodziwe interesy. Zobaczmy więc, ile z tych założeń udało się zrealizować i jak szokujące będzie to, co przygotował dla czytelnika autor w drugim tomie swojego cyklu.

    W ukrytym głęboko w lesie wojskowym ośrodku karnym panuje... nuda. Strażnicy powoli zaczynają odpuszczać sobie dyscyplinę, wiedząc, że nie zrobi to żadnej różnicy i bez zahamowań oddają się plotkom na temat dowództwa. Sielankę przerywa nagłe wtargnięcie sił GROMu – na mocy nakazu od samego prezydenta przejmują władzę w obiekcie, angażując miejscowych do pomocy, nie zdradzają im jednak celu swojej wizyty. Jak się okazuje, w podziemiach placówki prowadzone są eksperymenty na ludziach. Pani kapitan Ewa Ostrowska, jako jedyna dopuszczona do grona nowo przybyłych żołnierzy, ma przed sobą trudne zadanie… Tymczasem grupa rzezimieszków ściga pewną pozornie zwykłą, młodą dziewczynę. Sytuacja komplikuje się, gdy zauważają, że nie jedynymi ścigającymi w tej grze.

    Książkę rozpoczynają krótkie sceny pełne akcji, opisywane bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły dotyczące bohaterów czy otoczenia. Warstwa opisowa ogranicza się do jednego - dwóch słów określających daną rzecz czy człowieka. Autor skupia się przeważnie na czynnościach i dialogach, tworząc wrażenie ciągłego ruchu i sprawiając, że cały czas czuje się pewien nie do końca uzasadniony niepokój. Za chwilę coś się wydarzy – wydaje się być to oczywiste, a jednak wywołanie takiego odczucia nie jest rzeczą łatwą. Sama fabuła, chociaż dość prosta i momentami przewidywalna, nie jest trudna w odbiorze, w jej odkrywaniu zachowano odpowiednią dynamikę, a obraz pełnej nędzy, przemocy i chaosu Polski został nakreślony dość realistycznie. Autor jednak nie przebiera w środkach wyrazu, posuwając się do opisów bardzo wulgarnych w wydźwięku, bądź nieco przesadzając z brutalnością. Jednym przypadnie do gustu taki opis bez upiększeń, wrażliwszym odbiorcom stanowczo utrudni czytanie.

    Podstawowym problemem, występującym niestety nagminnie w powieści, są błędy logiczne. Próbkę dostajemy już na samym początku, gdy jeden z bohaterów kopie dół,w celu pochowania w nim czterech ciał, a robi to… kolbą karabinu, poświęcając na to dziwnie mało czasu. Wykopanie tak grobu dla jednej osoby byłoby tylko odrobinę, jeśli w ogóle, łatwiejsze od zrobienia tego łyżką i pewnie zajęłoby całe wieki, a co dopiero dla czterech. Takich nieścisłości jest sporo i dziwne, że redakcja nie zainteresowała się nimi w trakcie swojej części pracy nad książką, bo naprawdę jest co poprawiać. Nie wspominając już o koszmarkach w stylu „Zapach jego palców – miękki i słodki – obudził w niej jakieś wspomnienia”. To dość obleśne, prawda?

    „S.Q.U.A.T. Eksperyment” z całą pewnością czyta się dobrze, jeśli tylko komuś nie przeszkadzają pewne potknięcia w logice. Okładka głosi, iż jest to „Doskonały materiał na grę wideo!” i pod tym względem mogę się zgodzić, jako że sposób kreacji głównego bohatera stanowczo wygląda tak, jakby była konstruowana na podstawie postaci z którejś z gier. Jeśli kiedyś pojawi się więc pozycja na komputery, stworzona na podstawie tej książki, będzie można powiedzieć, iż egzemplarz papierowy jest całkiem dobrym uzupełnieniem świata znanego z gry. Jako samodzielna powieść pozostaje nadal odrobinę w tyle za innymi pozycjami gatunku fantastyki postapokaliptycznej, mam jednak nadzieję, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym temacie i będzie z książki na książkę lepszy warsztatowo.

  • Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką - warto przyjechać!

    Co można robić w październiku, w Krakowie? Na przykład przyjechać na Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką, które odbędą się 7-9 października! Obejmując patronatem ten konwent, zobowiązaliśmy się do jego promocji i wiecie co? Robimy to z najwyższą przyjemnością. Tamtejsze prelekcje co roku zaskakują nas swoim świetnym poziomem, a i sama oprawa jest niczego sobie. Po prostu warto się wybrać. Poważnie.


  • Atrakcje na Kapitularzu 2016

    Czekacie na Kapitularz? To już za tydzień! Możecie już teraz przejrzeć pełen program atrakcji i zdecydować, gdzie i o której godzinie postawicie swoją stopę podczas trwania wydarzenia.

  • Relacja z konwentu: Dni Fantastyki Militarnej

    Tegoroczna, druga edycja „Dni Fantastyki Militarnej” już za nami. Miejsce i konwencja nie uległy zmianie. Po raz kolejny był to konwent skierowany dla fanów ASG z domieszką fantastyki, w cieniu murów Muzeum Miejskiego Sztygarka. W tym roku impreza została zorganizowana 26-27 sierpnia. Zapraszam do relacji!

  • Konwent gier planszowych i fabularnych - Bebok - powraca!

    Znacie Beboka? Tylko spróbujcie powiedzieć, że nie... Ja bym na Waszym miejscu nie ryzykował, bo kopalniany stwór z Bytomia powraca! 22-23 października będziecie mogli wziąć udział w tej wyjątkowej imprezie dla fanów fantastyki, sesji RPG i gier planszowych. Przygotujcie się na przywitanie babeczkami i gorącą herbatą ;-).

  • Zostań wolontariuszem FALKONu!

    Podczas kiedy burza, która rozpętała się w sprawie rekrutacji grafików na Pyrkon powoli cichnie, my zachęcamy Was do zgłoszenia swojego wolontariatu dla FALKONu. Zapewniamy, że warto!

  • Zgłoszenia twórców programu - Falkon 2016 po raz drugi!

    Nie samymi wystawcami konwent żyje... Czy jakoś tak. Ważną atrakcją (jeżeli nie najważniejszą) są... atrakcje! Za pomocą formularza z tego linku, możecie zgłaszać swoje propozycje punktów programu. Pokażcie co potraficie!

  • Gdzie kupić bilety na FALKON 2016? Na Biletin!

    Komu bilet na FALKON? Można je już zakupić w systemie Biletin, a opłaca się choćby z tego względu, że są o 5 złociszy tańsze niż na miejscu ;-).

  • „Jak ja nie lubię fantastyki”, czyli fantasta kontra reszta świata

    „Czytasz fantastykę? Przecież tego nie da się przełknąć! Co z tobą jest nie w porządku?” – tak w przybliżeniu wyglądają reakcje nowo poznanych przeze mnie ludzi, gdy dowiadują się, że nałogowo czytam i preferuję książki z gatunku, który jakimś dziwnym trafem jest uważany w naszym kraju za niszowy i niemal niegodny osoby parającej się czytelnictwem. No bo jakże to tak czytać o elfach, czarach i smokach, kiedy tyle poważnych książek czeka na to, by z dostojeństwem zagłębić się w ich treści. Zazwyczaj wybaczam tego typu komentarze. Ludzie ci przeważnie nie znają ani jednej powieści fantasy czy science fiction, co stanowiłoby jakąkolwiek podstawę do tego, by mogli swobodnie wrażać swoją opinię – więc jak tu się liczyć z ich zdaniem. Jednak trafiają się jednostki, które pod tym względem potrafią być wyjątkowo irytujące.

    syncaidia

    Autor: Synpai; Żródło: http://synpai.deviantart.com/art/Imagination-297373770

  • Program atrakcji Coperniconu 2016

    Copernicon 2016 za pasem, a przecież szykuje się niemałe wydarzenie. W związku z tym, warto zapoznać się z programem atrakcji, który znajdziecie TUTAJ.


  • Największy konwent Opola - Opolcon - pod patronatem Konwentów Południowych

    Znacie Opolcon? No oczywiście, że tak! Jest to przecież największy i bodaj najstarszy konwent odbywający się w Opolu! Już 18-20 listopada będziecie mogli wziąć udział w jego kolejnej edycji, która także została objęta naszym patronatem medialnym. Zapraszamy tym bardziej, że ponownie jest to impreza całkowicie darmowa!