Fantastyka

  • Recenzja książki: Anna Lange - „Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu"

    clovisAnna Lange - „Clovis LaFay. Magiczne Akta Scotland Yardu"

    sqn Autor: Anna Lange
    Wydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 448
    Cena okładkowa: 36,90

    Wraz z coraz większą popularnością prozy steampunkowej wzrasta w czytelnikach zamiłowanie do wiktoriańskiej estetyki. Przebrzmiewają w niej nie tylko echa gotyckich powieści grozy, ale i elegancji znanej z „Opowieści wigilijnej” czy dowolnej z powieści Juliusza Verne’a. Jakby tego było mało, przyprawione są kryminalną nutką niezwykłości, jaką oferował nam Doyle, pisząc o przygodach Sherlocka Holmesa. Właśnie przez nich zamglony Londyn niezmiennie kojarzy nam się z tajemnicami, a jeśli dodamy do tego odrobinę magii, otrzymamy coś naprawdę intrygującego.

    XIX-wieczna Anglia. Magia staje się tak powszechna wśród ludzi z niższych klas, że wzbudza to niepokój elit. Coraz częstsze są nadprzyrodzone wykroczenia, których nie sposób wyjaśnić. Pojawiają się też zagwozdki moralne, bo czy można skazać za morderstwo kogoś, kto został opętany? Utworzenie Podwydziału Spraw Magicznych Londyńskiej Policji Metropolitarnej – funkcjonariuszy, którzy byliby w stanie uporać się ze wszelkimi magicznymi problemami - było tylko kwestią czasu. Jednak nowej jednostce brakuje nie tylko ludzi i funduszy, ale i poparcia społecznego. Żeby rozwiązać choć jeden z tych problemów, nadinspektor John Dobson werbuje do oddziału swojego dawnego podopiecznego i przyjaciela Clovisa LaFaya – członka jednej z bardziej wpływowych rodzin w Londynie. Przełożeni nigdy nie zrozumieliby, jak bardzo jest im potrzebny dobry nekromanta. Dobson w swej prostolinijności zapomina jednak, że ze starymi i potężnymi rodami się nie igra, a już na pewno nie przez wciąganie dżentelmena w sprawy plebsu, tym bardziej że niektórzy z nich bywają pamiętliwi aż do bólu.

    Anna Lange wprowadza nas w tak uwielbiany przez wszystkich brytofilów XIX-wieczny Londyn, gdzie dystyngowani dżentelmeni mieszają się z mętami z EastEndu (a czasem niewiele się od nich różnią), najlepszą przyszłością dla kobiety jest dobrze wyjść za mąż, a wszystkim rządzą konwenanse i pieniądze. Urozmaiciła ten świat jedynie (i aż) przez dodanie magii opartej na glyfach – tajemnych znakach pozwalających rzucać zaklęcia piromanckie, kinemanckie czy też niepokojące czary nekromanckie. Oczywiście panoszenie się mocy po wiktoriańskim Londynie wiąże się z pewnymi, niezwykle ciekawymi implikacjami, jak chociażby umagicznioną odmianą bilarda. Do tego mamy zabójcze trio niezwykle sympatycznych bohaterów: Johna i Alicję Dobson – rodzeństwo, które pójdzie za sobą w ogień niezależnie od konwenansów, oraz młodego Clovisa, wokół którego toczy się większość opisanych w książce wydarzeń.

    Sama fabuła nie opiera się na jednym wielkim śledztwie, lecz na kilku mniejszych, wprowadzających nas w świat magii i nowych obowiązków pana LaFay (wszelkie skojarzenia z Morganą z legend arturiańskich wydają mi się jak najbardziej na miejscu). Jest też on pośrednio przyczyną najbardziej trzymającej w napięciu akcji w książce i posiadaczem specyficznych poglądów na temat praw zmarłych i duchów. Cała intryga poprzetykana jest krótkimi retrospekcjami, pozwalającymi nam na lepsze poznanie bohaterów, a także motywacji ich działań. Fragmenty te same w sobie opisują dość nietuzinkowe przygody, od których ciężko się oderwać, nie mówiąc o reszcie fabuły.

    „Magiczne Akta Scotland Yardu” to powieść bardzo wciągająca, oplatająca czytelnika przygodą i specyficznym poczuciem humoru tak mocno, by nawet na chwilę nie pozwolić mu się nudzić. Może nie opisuje olbrzymiego, wielopoziomowego śledztwa, nad którego rozwikłaniem muszą trudzić się bohaterowie, czego można by się spodziewać po tytule, ale nadrabia innymi aspektami. Jest pełna rodzinnych tajemnic i nie mniej ciekawych gier pozorów, morderczych prób i konfliktów, dodających fabule pikanterii, do tego dorzucono kapkę „duchowych” rozważań o istocie życia i delikatny romans z mezaliansem w tle. Nic, tylko czytać!

    Muszę przyznać, że wybór lektury był świetny. Anna Lange bawi, wciąga, mota i już nie puszcza, a przy tym, tuż obok Gartha Nixa, przyczynia się do znacznego ocieplenia wizerunku nekromantów. Pozycja naprawdę warta przeczytania, by nie rzec obowiązkowa, dla wszystkich miłośników wiktoriańskiej estetyki.

  • Relacja z konwentu: Kapitularz 2016 - Piąty rok z rzędu

    Przyznam, że od dwóch edycji byłam bardzo negatywnie nastawiona do tego konwentu. Bywałam tam tylko z powodu mojej działalności w Tanzaku i robienia atrakcji w bloku mangowym na tymże wydarzeniu. Gdy usłyszałam, że ogłoszono już piątą edycję, skręciło mnie automatycznie. Jednak...

  • SpaceCon odwołany

    Jakiś czas temu informowaliśmy Was o kłopotach gliwickiego SpaceCon. Wszyscy, włącznie z organizatorami, mieli nadzieję, że uda się jeszcze uratować wydarzenie, jednak niestety mamy dla Was złą wiadomość. Z powodu niezbyt sprzyjającej aury, jak również innych problemów, tegoroczna edycja konwentu nie odbędzie się. Czekamy zatem na przyszły rok.



  • Uratuj ludzkość z Bebokiem!

    Bebok - to postać z wierzeń słowiańskich, zazwyczaj zamieszkująca okolice ludzkich zabudowań, która karała niegrzeczne dzieci niewykonujące poleceń rodziców. Bebok to także dwudniowy konwent, skupiający się na grach planszowych i fabularnych, odbywający się w dniach 22-23 października w Bytomiu. To już siódma edycja tego wydarzenia, gdzie tym razem będziecie mieli okazję wziąć udział w zabawie typu “escape room”. Jeżeli ratowanie resztek ludzkości ze zniszczonej planety to Wasz chleb powszedni, koniecznie zajrzyjcie pod link poniżej. 

    Bebok Escape Room

  • Znamy pełen program tegorocznego Falkonu

    W dniach 4-6 listopada w stolicy województwa lubelskiego już po raz XVII odbędzie się Festiwal Fantastyki Falkon, który wczoraj opublikował pełen program.

    Tegoroczna edycja obfitować będzie w ponad 600 atrakcji, takich jak prelekcje, pokazy, warsztaty, konkursy, LARPy i RPG...uff, długo by wymieniać, dlatego zachęcamy do zapoznania się z tabelą programową, którą możecie zobaczyć pod poniższym linkiem.

    Tabela programowa

    Przypominamy jednak, iż jest to pierwsza wersja planu i może ona jeszcze ulec zmianie.



  • Recenzja książki: Andriej Diakow - „W mrok”

    w mrokAdriej Diakow - „W mrok”

    insignis Autor: Andriej Diakow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 432
    Cena okładkowa: 34,99 zł

    „W mrok” to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z powieści „Do światła”. Po tym, jak Taran wraz z przybranym synem, Glebem, zostali uratowani przez mieszkańców kompletnie nieskażonej promieniowaniem wyspy Moszczny, mieszkańcy petersburskiego metra zyskali nadzieję na nowe, lepsze życie. Zgodnie z umową, część z nich już przeniosła się do nowego domu lub do pracy na mobilnej platformie wiertniczej. Sielanka nie trwa jednak długo, a przerywa ją... Nie, nie powiem Wam, mimo że to pierwsze trzydzieści stron. Musicie przeczytać sami. Niemniej, kierowani rządzą zemsty wyspiarze przybywają do Pitera i zajmują jedną z niezamieszkanych stacji metra, by następnie postawić ultimatum całej społeczności: albo odnaleziony i wydany zostanie sprawca tragedii, albo system wentylacyjny zostanie skażony.

    Oczywiście, zadanie odnalezienia winnego przypada nikomu innemu, jak Taranowi, który, jako niezależny, znany najemnik o dobrej reputacji wydaje się być najlepszym kandydatem. Niestety, jego osobista tragedia sprawia, że misja zostaje odstawiona na dalszy plan. Gleb, pod nieobecność przybranego ojca, znika.

    Powieść prowadzona jest dwuwątkowo, przeskakując między tą dwójką, wzajemnie próbującą się odnaleźć, jednocześnie przybliżając się do odkrycia pilnie strzeżonych sekretów metra. A tych jest niemało. Wydawać by się mogło, że przewrotny los ma swoje własne plany i prowadzi dwójkę bohaterów w taki sposób, by historia toczyła się zaplanowanym z góry torem. Nic nie jest takie, jakie się wydaje, a najbardziej nieprawdopodobne legendy okazują się mieć w sobie o wiele więcej niż ziarno prawdy.

    Autor położył spory nacisk na rozwój relacji syn-ojciec i pokazał twardego i nieustraszonego najemnika w zupełnie innym świetle: jako rodzica, martwiącego się o swoje dziecko. Było to dla mnie trudne w odbiorze i zupełnie nie potrafiłem wczuć się w jego nowe oblicze. Brzmiało mi to jak fałszywa nuta w piosence, która co jakiś czas przebija przez dźwięki muzyki i burzy cały utwór. Problemem były też sytuacje, gdy, przykładowo, Taran, zgodnie ze swym mianem, przemierzał tunele i powierzchnię przebijając się przez rzesze przeciwników, cudem unikając gradu kul, szponów, zębów i odłamków, kładąc trupem istną armię wrogów. Jednocześnie odniósł w potyczkach tyle ciężkich ran, że nie powinien być w stanie się poruszać, że o poważniejszej walce nie wspomnę, ale jakoś nie przeszkadzało mu to gołymi rękami (z karabinem jako swego rodzaju dźwignią), skręcić kark wielkiemu i umięśnionemu mutantowi. Nie lubię niezniszczalnych bohaterów, a tu mamy z takim do czynienia.

    Postać Gleba jest rozpisana bardzo dobrze, realistycznie, i pomimo przygód i pewnej dawki szczęścia, które kilka razy wyciągnęło bohatera z paszczy śmierci, nie odnosi się wrażenia niezniszczalności. Wręcz przeciwnie. Zaciskając bezwiednie dłonie na kartkach, śledziłem losy młodego stalkera i czułem napięcie w sytuacjach zagrożenia. Podobała mi się również konsekwencja w nieco naiwnym, a jednocześnie prawym charakterze dwunastolatka, jego ciągła walka ze złem tego świata i swoista niewinność, którą, mimo ciężkich przeżyć, Gleb wciąż posiada.

    Sama akcja nie daje nam wiele momentów wytchnienia. Jak wcześniej wspomniałem, nawet ciężko ranny Taran nie spędza nawet chwili na odpoczynku i kroczy śladem syna niczym... Taran. Książka przez nadmiar akcji zaczyna w pewnym momencie nużyć. Autor nie daje czytelnikowi odpocząć i kiedy tylko w jednym miejscu kończy się szaleńcza ucieczka, walka czy inna ważna akcja, Diakow przerzuca nas do kolejnego, gdzie po krótkiej chwili także dzieje się coś wymagającego od czytelnika pełnej uwagi. Ma to też swoje plusy, gdyż książkę czyta się szybko i ciężko się od niej oderwać, ale prędzej czy później zaczyna to męczyć.

    Druga część trylogii jest napisana nieco doroślej, choć dalej kłuje w oczy naiwnością, która przypadnie do gustu tylko czytelnikom lubującym się w lekkiej literaturze. Fabularnie otrzymujemy spójną, acz chaotyczną opowieść, która nie zostawia nam wiele pola do domysłów. Większość wątków zostaje domknięta i z powodzeniem „W mrok” mogłaby kończyć historię Tarana i Gleba. Ale nie kończy, więc już wkrótce pojawi się recenzja trzeciego tomu, o tytule „Za horyzont”.

  • Recenzja książki: Andriej Diakow - „Do światła”

    Recenzja książki Adnrieja Diakowa Do światłaAndriej Diakow - „Do światła”

    insignis Autor: Andriej Diakow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 328
    Cena okładkowa: 34,99 zł

    Andriej Diakow zrobił w Rosji furorę swoją powieścią „Do światła”. Wyniki sprzedażowe oraz ilość artykułów poświęconych książce mówi sama za siebie. Ale czy jest to sława w pełni zasłużona? Sprawdźmy.

    Na wstępie dostajemy znany z podstawowej trylogii klaustrofobiczny klimat stacji metra, wszechobecne są bieda, brud i głód, ale, mimo tych niedogodności, ludzie jakoś się trzymają. Przetrwali. W Petersburgskim metrze mamy kilka frakcji, z których część oczywiście prowadzi ze sobą boje i utrzymuje wrogie stosunki, ale występują też neutralne stacje kupieckie, Technolożka dbająca o światło i inne „wygody” w podziemnych tunelach oraz kilka stacji niezależnych. Podobieństwo przedstawionego świata do oryginalnej serii jest uderzające. Nie jest to jednak wada, a raczej zaleta, gdyż każdy fan uniwersum z łatwością odnajdzie się w świecie z napisanej przez Diakowa powieści.

    „Do światła” zaczyna się niepozornie. Na małej, niezależnej stacji krańcowej - Moskiewskiej, żyje chłopak o imieniu Gleb. Jego cały majątek stanowi ubranie, które ma na grzbiecie i srebrna zapalniczka Zippo z tłoczonym wizerunkiem dwugłowego orła, stanowiąca jedyną pamiątkę po tragicznie zmarłych rodzicach. Jak każdy mieszkaniec placówki, Gleb ciężko pracuje, żeby dostać posiłek. Jego życie zmienia się, kiedy na stację przybywa najemnik Taran, który dostrzega w chłopcu coś wyjątkowego i kupuje go za kilka kilogramów świńskiego mięsa. Po bardzo szybkim i morderczy szkoleniu Gleb zostaje towarzyszem Taran w jego przygodach...

    Brzmi to trochę naiwnie, prawda? I takie też jest. Chłopak praktycznie w biegu jest uczony jak obchodzić się z bronią, walczyć, wytrzymywać wielogodzinne biegi z obciążeniem i tym podobne. W bardzo krótkim czasie dokonuje się rzecz praktycznie niemożliwa: Gleb zyskuje nawyki i umiejętności, które każdy normalny człowiek nabywałby latami. Ale przecież powieść nie byłaby tak ciekawa, gdybyśmy musieli czekać, aż bohater będzie gotowy do przygody.

    To oczywiście nie jest cała akcja książki, ani nawet nie połowa, gdyż głównym zadaniem Tarana szybko zostaje zbadanie tajemniczego światła sygnałowego, które daje się zauważyć w pobliskim Kronsztadzie. Nie rusza on w pojedynkę, a wraz z grupą najemników Aliansu (jedna z frakcji metra w Piterze - jak popularnie nazywa się Petersburg) oraz kapłanem kultu Exodusu. Jak przebiegnie ta niezwykle ciężka wyprawa przez napromieniowane i pełne zmutowanych potworów ruiny? To już musicie sprawdzić sami.

    Tempo nadane przez autora jest niewiarygodne. Podczas czytania odnosi się wrażenie, że przez większą część książki jej bohaterowie nieprzerwanie biegają z miejsca na miejsce, wystrzeliwując całe kilogramy ołowiu w atakujące ich mutanty. Rzadkie chwile odpoczynku, podczas którego akcja choć na chwilę zwalnia, poprzetykane są niezbyt ciekawymi rozmowami, skupiającymi się głównie na minionych wydarzeniach i rozważaniami nad celem podróży. Choć należy dodać dla sprawiedliwości, że nie jest to jakoś specjalnie nużące: miejscami opowieści bohaterów wzbogacają lub uzupełniają ogólną historię. Dzięki nim też możemy nieco lepiej poznać resztę drużyny, gdyż książka mocno skupia się na samym Glebie, jego spojrzeniu i rozumieniu otaczającego go świata.

    „Do światła”, to dosyć zgrabnie nakreślona historia z nieco naiwnym i lekkim podejściem do tematu. Można by rzec, że wręcz dziecinnym. Na pewno przypadnie do gustu młodszym czytelnikom i jest to dobry wstęp do świata Uniwersum Metro 2033. Na szczęście to dopiero pierwsza część trylogii, więc jeszcze wiele przed nami.

  • Regulamin konkursu: „2+2=FALKON”

    REGULAMIN KONKURSU

     § 1

    POSTANOWIENIA OGÓLNE

  • Recenzja książki: Denis Szabałow - „Prawo do życia”

    Recenzja książki Denis Szabałow Prawo do życiaDenis Szabałow - „Prawo do życia”

    insignis Autor: Denis Szabałow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    „Pozamiatane” - to pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy po przeczytaniu „Prawa do życia” Denisa Szabałowa. Kotłuje się we mnie mnóstwo przemyśleń, pytań i emocji, jednak jedna rzecz przeważa nad resztą. Chcę trzeciej części trylogii „Prawo do...”. Teraz, kiedy już z góry wiecie, że moje zdanie o książce jest bardzo dobre, zapraszam do reszty tekstu, w którym - pobieżnie i nie zdradzając szczegółów - opowiem Wam, co mnie tak zachwyciło.

    Odradzam czytanie tej książki bez znajomości pierwszego tomu trylogii. To niestety (lub stety) jest bezpośrednia kontynuacja i niemożliwym jest zrozumienie wielu wątków, zachowań czy postaci, bez przeczytania prequela. Wydawałoby się to oczywiste, jednak po tym, jak Dymitry Glukhovsky napisał główną powieść w formie pozwalającej sięgnąć po dowolny tom trylogii jako pierwszy bez dużego uszczerbku fabularnego, ta informacja jest całkiem istotna. Fabuła opiera się na podróży wojowników ze schronu pod dworcem oraz niedalekiej bazy wojskowej (które to miejsca i żyjące w nich społeczności opisane są dokładniej w „Prawie do użycia siły”) wraz z dobrze wyekwipowanym oddziałem Bractwa. Cel jest jasny, choć wcale niełatwy do osiągnięcia, a w dodatku oddalony o 1200 kilometrów: kombinat miasta Berezowska i jego legendarna Rosrezerwa, zawierająca niemal wszystko co potrzebne jest do przetrwania w świecie zniszczonym atomowym ogniem i to w ilości zapewniającej życie w dostatku dla niewielkiej społeczności. Niestety skarby te są bronione przez uzbrojonych po zęby i dobrze wyszkolonych mieszkańców kombinatu i tamtejszego schronu.

    To jednak nie wszystko, gdyż nasi bohaterowie mają zaledwie miesiąc na dotarcie do celu i zdobycie go, zanim zrobią to konkurenci. Przeszkadzać w podróży będą lokalki (mniejsze i większe tereny dotknięte zbyt wysokim promieniowaniem, by przez nie przejechać), nieprzejezdne drogi lub ich brak, bandyci, zmutowane stworzenia, wrogie społeczności czy anomalie, od których może zakręcić się czytelnikowi w głowie. To wszystko poprzetykane jest zręcznie wplecionymi rozmyślaniami nad słusznością misji, wątpliwościami na temat prawdziwych intencji bractwa wobec dworcowych i wojskowych czy opowieściami o przygodach, jakie przeżyli towarzysze podróży.

    Ten zabieg sprawił, że postacie zyskały unikalny charakter i nie stanowiły jedynie pustawego tła dla głównego bohatera, którym niewątpliwie jest tu Daniła. Widać było wyraźne różnice między zachowaniami, językiem czy właśnie osobowościami poszczególnych ludzi, w tym też tych spotykanych po drodze. Powieść była pełniejsza i jakby bardziej realistyczna. Ciężko tu o wyraźny podział na dobrych i złych, nawet zachowania i reakcje Daniły pozostawiają czasem moralnego kaca.

    Ponownie Denis Szabałow postawił mocno na militarną stronę książki, ubarwiając tekst masą nazw różnorodnego sprzętu wojskowego i taktyk bojowych wraz ze szczegółowym opisami. Ucieszy to na pewno fanów militariów, natomiast utrudni nieco odbiór tekstu przez laików. Niemniej jednak jest jeszcze jeden, rzucający się mocno w oczy aspekt: zjawiska paranormalne i próba naukowego wytłumaczenia ich. Osobiście uwielbiam tego typu wątki w fantastyce, szczególnie, kiedy w grę wchodzi zabawa czasem, a tej tutaj nie brakuje. Wraz z kolejnymi stronami, wszystko połączyło się zgrabnie w spójną całość i zostawiło mnie z poczuciem pełnej satysfakcji z domkniętych wątków i wyjaśnionych tajemnic. Szczególnie, że tych ostatnich jest całkiem niemało i nierzadko są to rewelacje wywołujące autentyczny i niekontrolowane opadnięcie szczęki. Materiałów do spojlerów jest tu tyle, że nie powstydził by się ich nawet sam J. R. R. Martin.

    Książkę czytało się lekko, szybko i była na tyle wciągająca, że przegapiłem zachód słońca i zgubiłem gdzieś kilka godzin życiorysu. Przypominam jednak, że wątki militarne i niemała ilość wstawek rodem z science fiction nie każdemu przypadną do gustu. Nie mogę doczekać się zwieńczenia trylogii, choć jednocześnie obawiam się go. Przy takiej ilości zakończonych wątków i odkryciu właściwie wszystkich kart, gdzie pozostaje już tylko jeden cel: eliminacja, ciężko będzie napisać książkę dorównującą „Prawu do życia”. Nie uprzedzając faktów i nie chcąc zdradzać zbyt wiele, powiem, że z pewnością poświęcę choćby i cały dzień na nowe „Prawo do...”, jak tylko się ukaże.

  • Imladris szuka pomocników

    Nie od dziś wiadomo, że organizacja konwentu to nie tylko ładne plakaty, stoiska i ciekawe prelekcje. Za każdym takim wydarzeniem stoi naprawdę duża liczba ludzi, dbających o bezpieczeństwo uczestników i czuwająca, by wszystko działało jak trzeba. Tym razem takich osób poszukują organizatorzy tegorocznego konwentu Imladris, który będzie miał miejsce w Krakowie w dniach 7-9 października.

     Do obowiązków pomocników należeć będzie przede wszystkim wykonywanie poleceń szefa obsługi, a na co możemy liczyć w zamian?

    • Darmowe wejście na konwent
    • Zapewniony nocleg
    • Ciepłe posiłki podczas konwentu
    • Szkolenie przed konwentem
    • Upominki w postaci np. koszulki konwentowej
    • Zaświadczenie o pełnieniu roli wolontariusza



  • Zgłoś program lub poprowadź spotkanie z gościem Falkonu!

    Już tylko do niedzieli można zgłaszać propozycje programowe na FALKON. Jest o co walczyć, gdyż na tak prestiżowej imprezie wcale niełatwo jest się przebić przez tłumy zgłaszających. Mamy jednak nadzieję, że to Was nie zniechęci.

    Ponadto, trwa zbiórka chętnych do poprowadzenia paneli dyskusyjnych z gośćmi festiwalu. Jest to jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby usiąść tuż obok swojego idola i poczuć się niczym Kuba Wojewódzki w swoim programie ;-). W tym celu należy napisać na adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


  • Igrzyska na dziewiątym Świdkonie!

    Na Świdkonie nie brakuje konkursów. Nie od parady obecna, dziewiąta już edycja wydarzenia nazywa się "Świdkon 9: Igrzyska". W planie są między innymi rozgrywki w Magic: The Gathering, Gwint, Neuroshima Hex czy FIFA 2016. To oczywiście nie wszystkie tytuły. Poniżej zamieszczamy pełną listę:

  • Sabat Fiction-Fest ponownie pod patronatem!

    Nigdy nie jest za późno, żeby napisać o dobrym konwencie. Najlepszym przykładem jest Sabat Fiction-Fest, który odbędzie się już w ten weekend (23-25 września) i jest pod naszym patronatem medialnym. Jest to już trzecia edycja Kieleckiego konwentu, o tematyce bynajmniej nie związanej z wiedźmami czy innymi czarownicami (choć kto wie...). Zapraszamy i mamy nadzieję Was tam zobaczyć. My będziemy na pewno!


  • Tabela programowa piętnastego Imladrisu

    >Tabela programowa<. No dobrze, ale czyja? Mowa o Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką, które odbędą się 7-9 października. Właściwie to już za niecałe trzy tygodnie, więc warto zerknąć. Widzicie tam coś dla siebie?


  • Recenzja książki: Konrad Kuśmirak - "S.Q.U.A.T. Eksperyment"

    squat eksperymentKonrad Kuśmirak - „S.Q.U.A.T. Eksperyment”

    czwarta strona Autor: Konrad Kuśmirak
    Wydawnictwo: Czwarta Strona
    Liczba stron: 384
    Cena okładkowa: 34,90

    Wydany prawie rok temu „S.Q.U.A.T.” wzbudził dość mieszane uczucia: jednych zachwycił dobrze oddanym postapokaliptycznym klimatem, brutalnością, okrucieństwem świata przedstawionego bez żadnych upiększeń, innych zniechęcił postacią głównego bohatera. Część druga, „Eksperyment”, w założeniu miała zejść jeszcze stopień niżej: w miarę pogarszania się sytuacji Polski po Rozbłysku nękanej wojną, chorobami i głodem, ludzkość wyzbywa się uczuć na korzyść czystej woli przetrwania. Nie brakło jednak ludzi, którzy w zaistniałej sytuacji odnaleźli się doskonale, prowadząc własne, często niegodziwe interesy. Zobaczmy więc, ile z tych założeń udało się zrealizować i jak szokujące będzie to, co przygotował dla czytelnika autor w drugim tomie swojego cyklu.

    W ukrytym głęboko w lesie wojskowym ośrodku karnym panuje... nuda. Strażnicy powoli zaczynają odpuszczać sobie dyscyplinę, wiedząc, że nie zrobi to żadnej różnicy i bez zahamowań oddają się plotkom na temat dowództwa. Sielankę przerywa nagłe wtargnięcie sił GROMu – na mocy nakazu od samego prezydenta przejmują władzę w obiekcie, angażując miejscowych do pomocy, nie zdradzają im jednak celu swojej wizyty. Jak się okazuje, w podziemiach placówki prowadzone są eksperymenty na ludziach. Pani kapitan Ewa Ostrowska, jako jedyna dopuszczona do grona nowo przybyłych żołnierzy, ma przed sobą trudne zadanie… Tymczasem grupa rzezimieszków ściga pewną pozornie zwykłą, młodą dziewczynę. Sytuacja komplikuje się, gdy zauważają, że nie jedynymi ścigającymi w tej grze.

    Książkę rozpoczynają krótkie sceny pełne akcji, opisywane bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły dotyczące bohaterów czy otoczenia. Warstwa opisowa ogranicza się do jednego - dwóch słów określających daną rzecz czy człowieka. Autor skupia się przeważnie na czynnościach i dialogach, tworząc wrażenie ciągłego ruchu i sprawiając, że cały czas czuje się pewien nie do końca uzasadniony niepokój. Za chwilę coś się wydarzy – wydaje się być to oczywiste, a jednak wywołanie takiego odczucia nie jest rzeczą łatwą. Sama fabuła, chociaż dość prosta i momentami przewidywalna, nie jest trudna w odbiorze, w jej odkrywaniu zachowano odpowiednią dynamikę, a obraz pełnej nędzy, przemocy i chaosu Polski został nakreślony dość realistycznie. Autor jednak nie przebiera w środkach wyrazu, posuwając się do opisów bardzo wulgarnych w wydźwięku, bądź nieco przesadzając z brutalnością. Jednym przypadnie do gustu taki opis bez upiększeń, wrażliwszym odbiorcom stanowczo utrudni czytanie.

    Podstawowym problemem, występującym niestety nagminnie w powieści, są błędy logiczne. Próbkę dostajemy już na samym początku, gdy jeden z bohaterów kopie dół,w celu pochowania w nim czterech ciał, a robi to… kolbą karabinu, poświęcając na to dziwnie mało czasu. Wykopanie tak grobu dla jednej osoby byłoby tylko odrobinę, jeśli w ogóle, łatwiejsze od zrobienia tego łyżką i pewnie zajęłoby całe wieki, a co dopiero dla czterech. Takich nieścisłości jest sporo i dziwne, że redakcja nie zainteresowała się nimi w trakcie swojej części pracy nad książką, bo naprawdę jest co poprawiać. Nie wspominając już o koszmarkach w stylu „Zapach jego palców – miękki i słodki – obudził w niej jakieś wspomnienia”. To dość obleśne, prawda?

    „S.Q.U.A.T. Eksperyment” z całą pewnością czyta się dobrze, jeśli tylko komuś nie przeszkadzają pewne potknięcia w logice. Okładka głosi, iż jest to „Doskonały materiał na grę wideo!” i pod tym względem mogę się zgodzić, jako że sposób kreacji głównego bohatera stanowczo wygląda tak, jakby była konstruowana na podstawie postaci z którejś z gier. Jeśli kiedyś pojawi się więc pozycja na komputery, stworzona na podstawie tej książki, będzie można powiedzieć, iż egzemplarz papierowy jest całkiem dobrym uzupełnieniem świata znanego z gry. Jako samodzielna powieść pozostaje nadal odrobinę w tyle za innymi pozycjami gatunku fantastyki postapokaliptycznej, mam jednak nadzieję, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym temacie i będzie z książki na książkę lepszy warsztatowo.

  • Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką - warto przyjechać!

    Co można robić w październiku, w Krakowie? Na przykład przyjechać na Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką, które odbędą się 7-9 października! Obejmując patronatem ten konwent, zobowiązaliśmy się do jego promocji i wiecie co? Robimy to z najwyższą przyjemnością. Tamtejsze prelekcje co roku zaskakują nas swoim świetnym poziomem, a i sama oprawa jest niczego sobie. Po prostu warto się wybrać. Poważnie.


  • Atrakcje na Kapitularzu 2016

    Czekacie na Kapitularz? To już za tydzień! Możecie już teraz przejrzeć pełen program atrakcji i zdecydować, gdzie i o której godzinie postawicie swoją stopę podczas trwania wydarzenia.

  • Relacja z konwentu: Dni Fantastyki Militarnej

    Tegoroczna, druga edycja „Dni Fantastyki Militarnej” już za nami. Miejsce i konwencja nie uległy zmianie. Po raz kolejny był to konwent skierowany dla fanów ASG z domieszką fantastyki, w cieniu murów Muzeum Miejskiego Sztygarka. W tym roku impreza została zorganizowana 26-27 sierpnia. Zapraszam do relacji!

  • Konwent gier planszowych i fabularnych - Bebok - powraca!

    Znacie Beboka? Tylko spróbujcie powiedzieć, że nie... Ja bym na Waszym miejscu nie ryzykował, bo kopalniany stwór z Bytomia powraca! 22-23 października będziecie mogli wziąć udział w tej wyjątkowej imprezie dla fanów fantastyki, sesji RPG i gier planszowych. Przygotujcie się na przywitanie babeczkami i gorącą herbatą ;-).

  • Zostań wolontariuszem FALKONu!

    Podczas kiedy burza, która rozpętała się w sprawie rekrutacji grafików na Pyrkon powoli cichnie, my zachęcamy Was do zgłoszenia swojego wolontariatu dla FALKONu. Zapewniamy, że warto!