Fantastyka

  • Przedstawiamy program Elgaconu

    Nie, ta informacja nie będzie z gatunku tych strasznych. Będzie ona miła i sympatyczna, bowiem pojawiła się pełna tabela programowa tegorocznego Elgaconu. Możecie się z nią zapoznać poniżej, a nam pozostaje zaprosić Was do Płocka w dniach 12-13 listopada.

    Program Elgaconu

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #3

    Przełom października i listopada to okres niezwykle bogaty w wydarzenia związane z od zawsze nurtującym nas tematem, jakim jest śmierć i to, co dzieje się później. Nieważne jednak, czy właśnie kończysz swój straszny kostium, stoisz w korku, czy siedzisz przed monitorem, poświęć chwilę na nasz Poniedziałkowy Flash Konwentowy, bowiem w tym tygodniu czeka nas nie lada wydarzenie!

  • Recenzja książki: Steve Parker - „Świat Rynn”

    rynnSteve Parker - „Świat Rynn”

    copernicus corporation Autor: Steve Parker
    Wydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 416
    Cena okładkowa: 44,00 zł

    W czterdziestym pierwszym tysiącleciu Imperium Człowieka jest tylko wojna. A zatem - by nie utonąć w morzu innych relacji z niezliczonych frontów, bitwa musiałaby być wyjątkowo zażarta, mieć rekordową liczbę strat po tej czy innej stronie albo doniosłe konsekwencje. Bitwa o Świat Rynn, główną siedzibę Szkarłatnych Pięści, pomiędzy siłami zakonu a orkowym Waaagh! pod wodzą Snagroda, Arcyzgliszczyciela z Charadon, spełniła wszystkie te trzy warunki. To właśnie to starcie, którego ogień pochłonął prawie cały zakon, dziesiątki tysięcy Orków, a wszystkie ważniejsze miasta Rynn obrócił w zwęglone ruiny, jest tematem pierwszej powieści z cyklu „Bitwy Kosmicznych Marines", wydanego przez Copernicus Corporation w tym roku. Oto „Świat Rynn" Steve'a Parkera.

    Doniesienia o zbliżającym się wrogu docierają na Rynn i do uszu Mistrza Zakonu Pedro Kantora w uroczysty dzień, kiedy Szkarłatne Pięści świętują założenie Zakonu. Uroczystości nie zostają przerwane, ale niezwłocznie po ich zakończeniu kompania pod wodzą kapitana Drakkena wyrusza na pobliski świat – Badlanding - by zbadać pogłoskę o rzekomej inwazji. Misja kończy się fiaskiem, na które składają się niesubordynacja jednego z młodych zwiadowców oraz lekceważenie przeciwnika – Drakken ponosi śmierć, a z osiemdziesięcioosobowej grupy na Rynn wracają niespełna trzy dziesiątki, prawie wszyscy niezdatni do walki. Przynoszą jednak przechwyconą wiadomość: samozwańczy wódz Snagrod zbiera nowe Waaagh!, którego kolejnym celem jest właśnie forteca Astartes...

    Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury „Świata Rynn", to kapitalne opisy. Bardzo obrazowo i trafnie oddano tutaj dostojeństwo i splendor towarzyszące uroczystym ceremoniom i tradycjom Adeptus Astartes, których to cech trudno było szukać u innych autorów piszących na ten temat – choćby u Williama Kinga w jego „Kosmicznym Wilku". Czytając powieść Parkera naprawdę łatwo wsiąknąć w akcję i mieć wrażenie, że jest się właśnie tam, w środku wydarzeń. Znakomicie wypośrodkowano balans pomiędzy szczegółowością opisu a dynamiką akcji, która dzięki temu nie musi ani na chwilę zwalniać. Bo i też nie powinna – w końcu to książka o ogromnej bitwie. I jak na taką przystało, również opisy starć stoją na przyzwoicie wysokim poziomie. Świetnie zbudowany klimat ponurej desperacji, która ogarnia dzielnych wojowników Imperatora, kiedy wszystko wydaje się iść nie po ich myśli jest tak gęsty, że aż namacalny – to dokładnie tak, jak powinno być ze wszystkimi osadzonymi w tym uniwersum powieściami.

    Akcję śledzimy tylko i wyłącznie ze strony ludzi Imperium, nie uświadczymy ani momentu, kiedy dane byłoby czytelnikowi spojrzeć na nią z punktu widzenia jednego z zielonoskórych. To zabieg jak najbardziej odpowiedni, dzięki któremu obcy, barbarzyński najeźdźca pozostaje tym, kim miał być – głupią, zwierzęcą, wiedzioną wyłącznie żądzą krwi bestią. Bohaterów wykreowano dość minimalistycznie, bardziej skupiając się na wydarzeniach wokół nich niż na ich wewnętrznych przeżyciach, a pomimo tego obdarzeni są charakterem i znakomicie pasują do opowiadanej historii. Astartes świetnie wpasowują się w swój archetyp – twardzi, heroiczni, za wszech miar obowiązkowi i honorowi - a jednak każdy z nich przejawia pewne cechy, które sprawiają, że jest inny od reszty. Nawet drobne postaci epizodyczne, jak majordomus czy imperialna szlachta mają w sobie coś, co wnosi tu nieco wyjątkowości, nadając całości posmaku futurystycznego eposu rycerskiego.

    Świat Rynn" jest solidną powieścią, nie tylko jak na książkę o akcji osadzonej w znanym z gier świecie, ale jak na fantastykę w ogóle. Mogę go z czystym sumieniem polecić każdemu, kto ceni sobie militarystyczne science fiction o dużym rozmachu, nawet jeśli z Warhammerem 40 000 nie miał wcześniej większej styczności. Jako że jest do dopiero pierwszy tom bardzo długiego cyklu, już teraz wiem, że nie będę mógł doczekać się kolejnych.

  • Przedstawiamy pełny program FALKONU

    No i jest! Mamy dla Was pełny, oficjalny i finalny program tegorocznego FALKONU. Zapraszamy do zapoznania się z nim, wchodząc pod poniższy link. Dość powiedzieć, że będzie się działo. Jednocześnie informujemy, iż od tego momentu wszelkie ewentualne zmiany dostępne będą w formie papierowej przy kasach i w punktach info.

    Tabela programowa



  • Cronica w Kopalniach Morii

    Druga Ruda Mithrilu "W Kopalniach Morii" i same góry zatrzęsą się w posadach, gdy w skalnych komnatach zabrzmią melodie pochodzącego z Jaworzna zespołu folkowego Cronica, który potwierdził swój udział w wydarzeniu. Grupa zagra w sobotę, 28 stycznia, a wstęp na koncert nie wymaga uiszczania żadnych dodatkowych opłat. Krasnoludy to jednak potrafią się bawić, prawda?

  • Larpy Najwyższych Lotów odwołane

    FALKON coraz bliżej i już nie możemy się doczekać, dlatego też tym bardziej przykro nam oznajmić, iż tegoroczna edycja konkursu Larpów Najwyższych Lotów nie odbędzie się. Jak podają organizatorzy, powodem takiej decyzji jest zbyt mała ilość zgłoszeń, co uniemożliwia wyrównaną rywalizację między twórcami. FALKON to jednak wciąż ponad 600 punktów programu, dlatego mamy nadzieję, że ta informacja nie ostudzi Waszego zapału.



  • Recenzja książki: Dawid Kain - „Fobia”

    fobiaDawid Kain - „Fobia”

    genius creations Autor: Dawid Kain
    Wydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 268
    Cena okładkowa: 29,99 zł

    Czego boisz się najbardziej? Pająków, ciemności, a może otwartych przestrzeni? Statystyki mówią, że już około jedna czwarta społeczeństwa przeżywa w życiu jakieś poważne lęki, a liczba ta sukcesywnie wzrasta. Pewne jest, że taka przypadłość potrafi skutecznie uniemożliwić prowadzenie normalnego życia. Część osób podejmuje próby, by jakoś z tego stanu wyjść, zapisuje się na terapię, zażywa środki farmakologiczne, inni stopniowo usuwają się z towarzystwa, chcąc odizolować się od tego, co wywołuje w nich strach. Jednak w końcu zawsze przychodzi moment, w którym konieczne staje się podjęcie decyzji: poddać się i stracić coś ważnego, czy spróbować przełamać się, by to uratować.

    Magdalena Kordowa cierpi na batofobię – paniczny lęk przed głębią. Jej przypadłość zaczęła się dość niedawno, a nasiliła znacznie po tym, jak zamieszkała z ojcem, również uważanym za człowieka chorego. Ten sam siebie skazał na izolację i coraz bardziej zamyka się w sobie – a także w swoim pokoju, gdzie czas spędza na bezowocnych próbach dokończenia pisania powieści. Pewnego dnia jednak jej podopieczny po prostu znika. Wyszedł, jak co rano, by zjeść w milczeniu śniadanie i już nie wrócił do swojego azylu, pozostawiając po sobie tylko ciszę… i fragment tekstu. Magda dość szybko orientuje się, że jego zniknięcie nie jest przypadkowe, a powieść, którą po sobie zostawił, zawiera wskazówki dotyczące miejsca, do którego się udał - ale też stanowi dla niej wyzwanie, by spróbowała poradzić sobie z własnym lękiem.

    Batofobia faktycznie jest lekiem przed głębokością, ale bardziej namacalną, fizyczną, niż zostało to ujęte w książce - chociaż internetowe źródła podają różne informacje. Przełożenie pojęcia „głębi” na „głębię myśli” pozwoliło na dokładny wgląd w psychikę głównej bohaterki, całkowicie świadomej swojego stanu i w pełni pogodzonej z losem. Zamknięcie się w domu, restrykcyjne filtry w przeglądarkach internetowych (oraz immersjonetowych), odsiewających wszystko, co mogłoby wywołać bardziej złożone emocje bądź skłonić do myślenia, grupy wsparcia, konieczność oglądania tylko rzeczy płytkich i głupich, na których powoli wypracowują się nowe upodobania – to wszystko daje obraz egzystencji ograniczonej w tak skrajny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Dość szybko okazuje się, że będziemy mieli do czynienia z przenikaniem się dwóch sfer: rzeczywistej i powieściowej, gdy osobą, która może pomóc Magdzie w poszukiwaniach, jest bohater pisanej przez jej ojca książki. Trudno to opisać, ale moment, w którym nastąpiło pierwsze takie zetknięcie sfer, może być dla czytelnika sporym zaskoczeniem, nie ze względu na sam motyw, bo nie jest on wcale niczym nowym, ale przez całkowitą bezpośredniość, z jaką nakreślona została wspomniana scena. Łatwo domyślić się, co musiała przechodzić bohaterka przeczytawszy, że właściwie stoi w obliczu faktu dokonanego i musi tylko dopełnić formalności.

    Z Magdą bardzo łatwo jest się utożsamić. Jest „swojska”, wprowadza z początku klimat rezygnacji i bierności, z którego szybko się otrząsa, rozwijając się w postać bardzo zdeterminowaną i świadomą tego, co chce osiągnąć. Naprzemienne z jej wątkiem przedstawiane są czytelnikowi fragmenty powieści przez nią odnajdywane. Te pisane są w podobny sposób, potęgując wrażenie przenikania się światów. Adam Remiecki (ad rem – jak miło!) właśnie rozstał się z dziewczyną, a jego kwitnącą jak dotąd karierę dziennikarską zaczyna mu utrudniać pewna przypadłość, stopniowo odbierająca mu możliwość komunikowania się z ludźmi. W jego sytuacji można znaleźć wiele analogii do Magdy, a wraz z rozwojem akcji – i jeszcze mocniejszego splatania obu płaszczyzn – będzie się robiło tylko ciekawiej. I dziwniej.

    Przyszłość, bardzo bliska zresztą, nakreślona została w „Fobii” w sposób szczegółowy, chociaż nie od razu można się zorientować, że rzecz wcale nie dzieje się w „chwili obecnej”. Po roku 2017 nastąpił wielki boom na technologię VR, komunikatory internetowe niemal całkowicie zastąpiły tradycyjne metody rozmów (nawet twarzą w twarz), nawet internet już lekko trąci myszką, zastępowany nowocześniejszym immersjonetem. Na niefrasobliwego człowieka na każdym rogu czychają pop-upy z reklamami wszystkiego, co tylko można kupić, jedno nieostrożnie wypowiedziane słowo powoduje atak okienek nakłaniających do skorzystania z odpowiednio otagowanych usług. Tylko komunikacja miejska pozostała na znanym nam poziomie (znamienne, prawda?), przejedziemy się więc wraz z Magdą po Krakowie klasycznym miejskim autobusem. Nie powiem, żeby wizja takiej zmiany w ciągu następnego roku mnie w jakiś sposób kusiła, raczej przeraża swoją agresywnością i wyrachowaniem – nie dziwię się też, że i rożnego typu problemy psychiczne są w takich okolicznościach rzeczą powszechną.

    Kaina znam jak dotąd tylko z bardzo specyficznego „Kotku, jestem w ogniu” (nie licząc opowiadań z antologii „Geniusze fantastyki”), a w porównaniu z tą pozycją „Fobia” jest książką zdecydowanie lżejszą i przystępniejszą. Jest jednak z całą pewnością dziełem robiącym na czytelniku ogromne wrażenie klimatem, szczegółowością charakterów postaci, konsekwentnie prowadzoną fabułą i wreszcie – zaskakującymi w tym nowoczesnym, uwirtualnionym aż do przesytu otoczeniu scenami zwykłego, zdawałoby się, zachwytu nad dostrzeżonym nagle realnym otoczeniem. Choćby ten klimat i zaskoczenie sprawiają, że „Fobia” jest po prostu świetna i warto ją przeczytać.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #2

    I znów nastał poniedziałek. Jaki jest każdy widzi, choć dziś nie wygląda tak źle. Mało tego, może wyglądać jeszcze lepiej, bowiem mamy dla Was kolejny Poniedziałkowy Flash Konwentowy. A co ciekawego czai się w nim tym razem?

  • Recenzja gry karcianej: Munchkin: Edycja jubileuszowa

    Munchkin: Edycja jubileuszowa

    Recenzja gry planszowej karcianej Munchkin Jubileusz

    black monk

    Wydawca: Black Monk
    Autor: Steve Jackson
    Rodzaj: Karciana
    Poziom skomplikowania rozgrywki: Średni
    Losowość: Duża
    Gra składa się z: 
    - 165 kart Drzwi i Skarbów
    - Kość sześciościenna
    - Instrukcja

    Reedycje wychodzą różnie, niektóre są lepsze, inne gorsze. Czasem też nie ma między nimi żadnej różnicy. Dużo też zależy od tego, jaki był produkt początkowy. Bo co w przypadku, kiedy mamy do czynienia z reedycją czegoś bardzo dobrego? No cóż, wtedy możemy mieć do czynienia z jubileuszową reedycją pierwszego „Munchkina”.

    W tym roku obchodzimy XV lecie „Munchkina” i z tego powodu doświadczamy różnych dobroci w znanym już, karcianym uniwersum. Choć ciężko tu mówić o jednym świecie, kiedy gra czerpie pełnymi garściami zewsząd, ukazując każdy możliwy aspekt popkulturalny w krzywym zwierciadle. Reedycja jest niemal dokładną kopią debiutu, z jedną różnicą: ilustracje zostały całkowicie zmienione. Ich autorem jest Ian McGinty, podczas kiedy oryginalne wykonał John Kovalic. Na tym właściwie moglibyśmy zakończyć recenzję, ale przecież nie wszyscy są w posiadaniu pierwotnej gry, a to idealna okazja, żeby ją zakupić. Czy warto? Zobaczmy.

    munchkin2

    Jak to „Munchkin”, także i ta część ma jakiś motyw przewodni. W tym wypadku do czynienia mamy z szeroko pojętą fantastyką, natrafimy więc na elfy, krasnoludów, niziołków, wojowników, magów i kapłanów oraz smoki, jednorożce czy pegazy. A to wszystko w nieprawdopodobnie groteskowym ujęciu. Gra potrafi rozbawić do łez i wywołać nielichą konsternację na twarzy. Trzeba pamiętać, że zarówno zasady, jak i prześmiewczy charakter gry, to sedno „Munchkina”.

    Pod względem samej rozgrywki, pochwały godny jest balans między poszczególnymi elementami. Wydaje mi się, że szczególną wagę przyłożono do wzmocnień potworów i innych uprzykrzaczy, dzięki czemu gra nie kończy się tak szybko i nie jest łatwo pozostać długo na prowadzeniu. Nierzadko zdarza się, że nawet z przewagą nad resztą graczy wynoszącą kilka poziomów oraz munchkinprzy byciu o krok od zwycięstwa, reszta zawodników jest w stanie dogonić, a nawet wykończyć finalistę. Trzeba się też ciągle pilnować, gdyż dróg do zwycięstwa jest tyle, ile pomysłów i dobrych taktyk. A wciąż jeszcze liczy się szczęście. Nigdy nie wiesz kiedy Kapłan zyska zwycięski poziom, wyciągając ze stosu odpowiednią kartę.

    Nowe ilustracje wprowadzają mocny powiew świeżości i cieszą oko. Zdecydowanie widać różnicę, szczególnie kiedy już zdążyło się przyzwyczaić do pierwotnej wersji. A jeżeli zaczyna się swoją przygodę z „Munchkinem” dopiero teraz, jest to idealna okazja do zakupu.

    Dodatkowo zamieszczam zdjęcia przykładowych kart z obu wersji podstawowego „Munchkina”:

  • Ruszyła oficjalna strona ComicCon Warszawa

    Po Kielcach czas na Warszawę! Wczoraj bowiem ruszyła oficjalna strona ComicCon Warszawa, czyli wielkiego święta fanów komiksów i ogólnie pojętej popkultury. Co prawda 10 i 11 czerwca to daty wciąż odległe, ale już teraz możecie na niej znaleźć choćby ceny biletów lub godziny otwarcia. Więcej szczegółów znajdziecie w linku poniżej, a my trzymamy rękę na pulsie i jeżeli tylko pojawi się tam coś nowego, damy Wam znać.

  • Patronat nad Drugą Rudą Mithrilu

    Chyba wszystkim dobrze znany jest fakt, że krasnoludy i smoki nie zawsze żyją w dobrej komitywie. Wiele jest przekazów dokumentujących tę niełatwą historię dwóch ras, ale...od każdej zasady istnieją wyjątki. Dlatego też jest nam niezmiernie miło poinformować, iż objęliśmy swoim patronatem konwent Druga Ruda Mithrilu: W Kopalniach Morii, który odbędzie się w dniach 28-29 stycznia w Miejskim Centrum Kultury im. Henryka Bisty w Rudzie Śląskiej. Obiecujemy, że nie zniknie nawet jedna bryłka!

  • Recenzja książki: Łukasz Orbitowski - „Wigilijne psy i inne opowieści”

    wigilijne psyŁukasz Orbitowski - „Wigilijne psy i inne opowieści"

    sqn Autor: Łukasz Orbitowski
    Wydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 476
    Cena okładkowa: 36,90 zł

    Łukasz Orbitowski, będący autorem coraz bardziej popularnym i docenianym w ostatnich latach, w swoim dorobku literackim ma naprawdę pokaźną liczbę opowiadań. Część z nich została zebrana w zbiór "Wigilijne psy" i po raz pierwszy wydana w 2005 roku. Tymczasem, po jedenastu latach, w nasze ręce trafia drugie, odnowione wydanie "Psów", wzbogacone o trzy dodatkowe opowiadania i zredagowany przez autora wstęp. Biorąc pod uwagę fakt, że o Orbitowskim wiele ostatnio słyszymy, niejeden czytelnik zobaczywszy "Wigilijne psy i inne opowieści" na półce sklepowej, postanowi po nie sięgnąć i bliżej zapoznać się z autorem. Dobrze jednak zadać sobie pytanie – czy rzeczywiście warto?

    "Wigilijne psy" zawierają w sobie jedenaście opowiadań, z których tylko jedno powstało po premierze pierwszego wydania zbioru. Mamy więc do czynienia z dorobkiem artystycznym młodego, dwudziestoparoletniego pisarza, który we wstępie określił samego siebie z tamtego okresu jako "młodego, wściekłego Orbitowskiego", którego jedynym marzeniem było to, "żeby świat spłonął". W rzeczy samej, to właśnie czuje się podczas lektury – że czyta się opowiadania napisane przez młodego, wręcz nieporadnego w swojej niepokorności pisarza.

    Oprawa graficzna "Psów" może posłużyć za metaforę jej treści. Na okładce i pomiędzy kolejnymi opowiadaniami widzimy szary, ponury blok mieszkalny. Stanowi on swoiste streszczenie klimatu wszystkich opowiadań zawartych w tym zbiorze – są one osadzone w niepokojącym uniwersum polskich blokowisk, w marazmie ciemnego, brudnego miasta. Czytając "Wigilijne psy", zaglądamy przez okna tych bloków do życia zarówno niezwykłych, jak i zupełnie przeciętnych bohaterów. Znajdujemy wśród nich bardzo nieliczne postacie wzbudzające sympatię i wiele sylwetek, które każdemu kojarzą się raczej nieprzyjemnie – są wśród nich ojcowie topiący szczenięta w rzekach, rewizorzy-mordercy, zaćpani dresiarze i zapici młodzieńcy mający w głowach tylko jedno.

    O Orbitowskim mówi się, że prezentuje specyficzny, w pewien sposób niepokojący styl. Trzeba przyznać, że faktycznie jest w tym stwierdzeniu trochę racji – sposób jego pisania jest charakterystyczny. Autor dosyć zręcznie łączy wątki fantastyczne z elementami grozy i czarnym humorem, co nie jest łatwą sztuką. Niepokojący? Zależy od kontekstu oceny. Jeśli weźmiemy pod uwagę samą aurę opowiadań – owszem, niepokoi, ale uczucie to towarzyszy tylko pierwszym dwóm, może trzem opowiadaniom. Potem powszednieje, zaczyna nudzić i irytować powtarzającym się bez końca schematem. Jeśli natomiast uznamy, że proza Orbitowskiego niepokoi, ponieważ wskazuje na czarne chmury zbierające się nad poziomem polskiej literatury współczesnej - ja zgodzę się w pełni i entuzjastycznie przytaknę.

    Jeśli rozważacie przeczytanie "Wigilijnych psów", powinniście odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekujecie. Jeśli interesuje was bardzo ambitna, nasycona licznymi kontekstami kulturowymi pozycja albo jeśli preferujecie bogaty, zawiły styl i lekturę wnoszącą coś do waszego życia – nie jest to książka dla was. Jeśli natomomiast jesteście zwolennikami prostego, okrojonego wręcz pisarstwa i nie przeszkadza wam pewna przewidywalność i schematyczność opowiadań, bardzo zróżnicowanych jakościowo, ale niestety nie treściowo – "Czytajcie. A świat niech spłonie".

  • Kto odwiedzi tegoroczny Opolcon?

    Wiecie, co odbywa się w Opolu w dniach 18-20 listopada? Czwarta edycja Opolconu, czyli corocznego konwentu wszystkich miłośników fantastyki. A wiecie może, jacy goście pojawią się tym razem? My wiemy i poniżej prezentujemy obecną listę potwierdzonych osób. Oczywiście, nie jest ona ostateczna.

  • Konkursy rodem z Falkonu

    Na tegorocznym Falkonie i tym razem nie zabraknie dwóch konkursów, które na stałe wpisały się już w krajobraz tego lubelskiego konwentu. A skoro ów konwent coraz bliżej, warto powiedzieć o nich słów kilka.

    Larpy Najwyższych Lotów to konkurs, w którym oceniana jest nie tylko oryginalność scenariusza, ale również przygotowanie postaci i sposób prowadzenia rozgrywki. Tegoroczny motyw przewodni to: Najlepsze kasztany są na placu Pigalle! – czyli spiski, tajne stowarzyszenia i agenci wywiadu, a twórcy mają za zadanie stworzyć tajną siatkę powiązań, która w równym stopniu angażowałaby wszystkich uczestników.

    NERD z kolei oceni Wasz sposób prowadzenia sesji RPG. Tutaj punktowane będą takie aspekty, jak współpraca z innymi, gra aktorska, czy zrozumienie konwencji gry. Musicie się jednak szybko decydować, bowiem liczba uczestników jest ograniczona!

     



  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #1

    Poniedziałek to taki wspaniały dzień! Nowy tydzień, nowe możliwości, świeża energia...i nowe wydarzenia. Z tej okazji prezentujemy Wam nasz mały Poniedziałkowy Flash Konwentowy, czyli krótkie zestawienie tego, co w tym tygodniu piszczy w trawie. A co piszczy?

  • Recenzja książki: Anna Karnicka - „Paradoks marionetki. Sprawa Klary B.”

    paradoks marionetkiiAnna Karnicka - „Paradoks marionetki. Sprawa Klary B.”

    genius creations Autor: Anna Karnicka
    Wydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 268
    Cena okładkowa: 29,90

    Teatr lalek kojarzy się ogólnie z rodzajem sztuki, którego grupą docelową są przeważnie młodsi widzowie. Same marionetki, wraz z lalkarzami, wywarły jednak ogromny wpływ na kulturę i zapisały się w codziennym słownictwie ze względu bardzo metaforyczny wydźwięk tego zjawiska. Marionetką jest więc ktoś, kto łatwo poddaje się manipulacji, często nie zdając sobie z tego sprawy, kukiełką losu jest osoba, która nie ma wiele wpływu na własne życie, a poruszający nimi człowiek – wyrachowanym manipulatorem, używającym innych ludzi do własnych, zazwyczaj mrocznych celów. Wpływ ten zauważa się także w literaturze, chociaż w niej zjawisko to zyskało zdecydowanie mroczniejszą wymowę. Tak też zdaje się być w przypadku powieści „Paradoks marionetki. Sprawa Klary B.” Anny Karnickiej.

    Martin Lubovic chce zostać lalkarzem. To specyficzne pragnienie jak na syna pary doktorów, ale w życiu nic nie pasjonowało go bardziej niż marionetki, ich tworzenie, poruszanie nimi, przedstawienia... Kiedy dostaje informację, że Praska Szkoła Lalkarzy skłonna jest przyjąć go w szeregi swoich studentów, nie posiada się ze szczęścia, ale musi też spełnić jeden warunek: zdobyć swoją własną lalkę, i to nie byle jaką! Takie przyjemności niestety sporo kosztują, w poszukiwaniu pracy Martin trafia więc do pewnego sklepu ze starociami. Nie rozumie tylko, dlaczego jego wieloletnia przyjaciółka, Klara, jest tak bardzo przeciwna jego planom i dlaczego nagle zrywa z nim kontakt… Wiadomość o jej tragicznej śmierci będzie tylko początkiem dziwnych wydarzeń.

    Książka już od samego początku sugeruje, że marionetka, którą obiecano Martinowi jako wynagrodzenie za pracę, jest w jakiś sposób niezwykła. Scena wprowadzająca do historii jest bardzo enigmatyczna, a na rozwinięcie zawartych w niej informacji będziemy musieli poczekać trochę dłużej. Początkowo wręcz wydaje się, że dwie istoty obserwujące sklep i rozprawiające o dość dramatycznie (ale i niezbyt wyszukanie) brzmiącej przepowiedni nie są zbytnio powiązane z właściwą fabułą książki, a Daimon, marionetka, o której zapewne mowa, jedynie delikatnie daje znać o tym, że nie jest wyłącznie martwym przedmiotem. To dopiero początek, zawiązanie akcji, przyczynek do właściwych wydarzeń - w nim główny bohater dowiaduje się, na co właściwie się porwał oraz że rezygnacja z raz podjętej decyzji kompletnie nie wchodzi w grę. Wiele zostawiono do wyjaśnienia w kolejnych tomach, a zapowiada się, że będzie ich więcej niż jeden.

    Konstrukcja postaci w „Paradoksie…” jest całkiem przyzwoita. Co prawda chociaż jak na dziewiętnaście (i więcej) lat są oni zadziwiająco wręcz niewinni w zachowaniu i sposobie wyrażania się, to już charaktery większości postaci podobały mi się bardzo. Martin jest osobą, która, pomimo lekkiego zagubienia i niepewności raczej wie, czego chce, w trakcie opowieści wyraźnie widać też, że dokonał idealnego wyboru zawodu. Canelle, moja ulubienica, wielbicielka kryminałów z kulinarnymi tytułami, kryje w sobie większy potencjał, niż mogłoby się to wydawać, a jej umiejętności i charakter wyjątkowo do mnie przemawiają. Wszyscy w trakcie wydarzeń w widoczny i interesujący sposób rozwijają się, poważnieją, dorośleją, nie ma wśród nich osoby, która odstawałaby poziomem i irytowała irracjonalnym zachowaniem – to z jednej strony dobrze. Z drugiej zaś może być odbieranie jako zbyt prostolinijne i monotonne, na szczęście mamy jeszcze postacie drugoplanowe i epizodyczne. Tych jest całkiem sporo: od innych uczniów wspomnianej szkoły, przez pracowników magicznych miejsc, aż po istoty w stylu ożywionej lalki czy Widmokota. Każda z nich nakreślona została oszczędnie, ale obrazowo, wspaniale współgrając z nastrojem chwili. I tylko biednej Klary szkoda… bardzo zwracała uwagę specyficznym sposobem wypowiadania się, a jej postępowanie, chociaż z początku bardzo skryte, szybko okazało się być celowe i w pełni uzasadnione.

    Lekki styl pisania Karnickiej sprawia, że „Paradoks marionetki” czyta się szybko. Pewien dysonans odczułam jedynie między stosowanym językiem a tematyką: prosto i subtelnie autorka mówi o rzeczach, które bywają mroczne i tragiczne, przez co książka trochę wytraca mroczny klimat na rzecz baśniowości. W efekcie trudno jest określić grupę docelową dla tej pozycji: najbliżej byłoby temu chyba do bardziej subtelnego new adult, gładko połączonego z urban fantasy. Nie znaczy to jednak, że brak w niej nastroju! Opisy Pragi, jej zakamarków, magicznych przejść na „drugą stronę”, teatralne nawiązania i wszechobecne spiski to coś, co intryguje i działa na wyobraźnię.

    Czy warto przeczytać książkę Anny Karnickiej? Pewnie. Jest tak lekka i wciągająca, że nie zajmie wiele czasu. Zdecydowanie pozostawia po sobie chęć sięgnięcia po kolejny tom, jako że Praska Szkoła Lalkarzy brzmi nawet bardziej ciekawie niż Hogwart – na to przyjdzie nam jednak trochę poczekać. Polecam do jesiennego czytania: wieczorową porą sprawdza się znakomicie. 

  • Fantasmagoria nadciąga!

    Rezerwujcie sobie czas w lutym, bowiem nadchodzi kolejna, już VIII edycja Fantasmagoria Gniezno! Tym razem konwent odbędzie się w dniach 17-19 lutego, zatem po raz pierwszy będzie trwał nie dwa, ale aż trzy dni. Mało tego, ruszył...nabór na punkty programu. Pomysły na atrakcje zgłaszać możecie do 31 grudnia, za pośrednictwem specjalnego formularza, dostępnego w linku poniżej.

    Formularz zgłoszeniowy

  • Atrakcyjna Ruda Mithrilu

    Choć do konwentu Druga Ruda Mithrilu: W kopalniach Morii zostało jeszcze trochę czasu, już teraz możecie stać się jego częścią i zgłaszać swoje propozycje do programu. Zgłoszenia będą przyjmowane do 30 listopada, a każdy uczestnik może liczyć choćby na możliwość bezpłatnego wejścia na wydarzenie oraz korzystania z pozostałych atrakcji, jak również na inne zniżki. Jeżeli zatem chcielibyście wesprzeć organizatorów i współtworzyć Drugą Rudę, odsyłamy do linku poniżej.

    Więcej informacji

     



  • Zostań częścią Elgaconu!

    Elgacon  -  12 edycja Płockich Dni Fantastyki już za miesiąc, w dniach 12-13 listopada. Tym razem konwent będzie odbywał się w klimatach magii i historii, więc jeżeli są to tematy, w których czujecie się jak przysłowiowa ryba w wodzie, macie możliwość pokazać to szerszej publiczności. Elgacon przedłużył bowiem możliwość zgłaszania punktów programu do 23 października. Jest to jednak termin ostateczny.

    Formularz zgłoszeniowy



  • Recenzja książki: Andriej Diakow - „Za horyzont”

    Recenzja książki Za horyzont Andriej DiakowAndriej Diakow - „Za horyzont”

    insignis Autor: Andriej Diakow
    Wydawnictwo: Insignis
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 34,99 zł

    Kiedy zabierałem się do czytania trylogii Adrieja Diakowa, uderzyła mnie niejaka naiwność w kreowaniu postaci, ich zachowaniu i sposobie rozwoju bohaterów. Teraz, kiedy mam za sobą trzecią i ostatnią część o tytule „Za horyzont”, mogę z czystym sercem powiedzieć, że autor rozwinął swój talent i z książki na książkę jest coraz lepiej. Nie wyprzedzając jednak faktów, zapraszam do przeczytania recenzji kończącej cykl Diakowa.

    Na rozwój wydarzeń nie musimy długo czekać. Już po pierwszych stronach akcja rusza z kopyta, kiedy komandosi Imperium Wegan uderzają na dom stalkera Tarana i jego przybranego syna – Gleba. Tyle że zostali oni zawczasu ostrzeżeni, a w schronie nie znajdowali się sami. Towarzyszyła im młoda Aurora – przygarnięta do małej „rodzinki”, przyjaciel Dym (zwany też Giennadijem) – wielki, zielony mutant o niezwykłej sile i gabarytach, były mechanik grabarzy metra – Migałycz, były przywódca gangu Bezbożników – Bezbożnik, oraz były wódz plemienia Ogryzków – Indianin. Do swojej dyspozycji mają przerobioną i potężną mobilną wyrzutnię rakiet ochrzczoną mianem „Maleństwa”. Po tym, jak udaje im się wydostać z potrzasku, dowiadują się od Tarana, który dowodzi grupą, że w petersburskim metrze wybuchła wojna wywołana przez Wegan. Niestety, obie strony konfliktu chcą mieć stalkera po swojej stronie.

    Szybko jednak okazuje się, że to nie wydarzenia w Piterze odgrywają główną rolę. Kompania wyrusza na daleki wschód, do Władywostoku, w poszukiwaniu legendarnego projektu Alfejos, który ma mieć moc wyzwolenia terenów od promieniowania. Niestety dane na ten temat są szczątkowe i wszystko trąci zwykłą legendą. To jednak nie przeszkadza grupie wyruszyć do oddalonego o tysiące kilometrów celu…

    Porzucamy ciasne tunele na rzecz całkowicie otwartego świata, który został barwnie i całkiem szczegółowo opisany przez autora. Malownicze tereny, zniszczone miasta, pokryte śniegiem i lodem połacie lądu… Temu wszystkiemu towarzyszy klimat ciągnącej się podróży, który wbrew pozorom nie nudzi, a jedynie wzmacnia klimat powieści. Z każdym kilometrem bohaterowie, oraz wraz z nimi czytelnik, tracą nadzieję na odbudowanie dawnej chwały ludzkości. Nawet kiedy już spotykają grupy, które jakoś przetrwały w tym nieprzyjaznym środowisku, to rzadko są one nastawione przyjaźnie do kogokolwiek. Nie ma tutaj typowych odcieni szarości ani dylematu moralnego, co właściwie jest dobre, a co nie. Autor podaje nam gotowe informacje, które nie pozostawiają zbyt wielu złudzeń. Świat jest zły. Tak samo jak zamieszkujący go ludzie. Czy to przez wojnę i ciężkie warunki przeżycia, czy też ludzie byli już tacy wcześniej, ale zasłaniali się maską cywilizacji. Faktem jest, że dla własnego przeżycia człowiek zdolny jest do najokrutniejszych czynów. I takim właśnie jest świat książki „Za horyzont”.

    W tej całej beznadziei wciąż tli się pochodnia nadziei niesiona głównie przez młodego Gleba. Jest to na tyle silny płomień, że potrafił on rozpalić tą samą nadzieję we wszystkich uczestnikach ekspedycji. Taran przeszedł wewnętrzną transformację – z człowieka twardego, bez marzeń i nadziei, bezwzględnego i bez oznak jakichkolwiek uczuć, w troskliwego ojca; człowieka, który dzięki odrobince wiary w przywrócenie świata ludzkości potrafi rzucić wszystko i wraz z przyjaciółmi ruszyć w szaloną podróż przez pół kontynentu.

    Opowieść jest spójna, ciekawa, pełna akcji, ale także wyważona, czego brakowało choćby w „W mrok”. Jest to też powieść o wiele doroślejsza i jakby bardziej przemyślana. Jest tu miejsce na smutek po bezpowrotnej stracie, radość odkrycia, żal i wściekłość, a nawet żądza zemsty. Wszystkie elementy wzajemnie się dopełniały i tworzyły przyjemną dla oka powieść, która po skończeniu zostawia pewną pustkę i żal, że to już koniec. Warto było przebrnąć przez dwa poprzednie tomy dla takiego zakończenia trylogii.