Fantastyka

  • Relacja z konwentu: CyberKapi 2020 albo czas, kiedy twoje plany się walą, a ty i tak jesteś zadowolony

    Kapitularz był kolejnym ogólnopolskim konwentem, którego organizatorów sytuacja w kraju zmusiła do przeniesienia imprezy do sieci lub odwołania jej. Najważniejsze jednak, że nie zrezygnowano z dostarczenia odwiedzającym dużej ilości rozrywki.

  • Głosowanie na Nagrodę Fandomu Polskiego im. Zajdla rozpoczęte!

    15 czerwca została ogłoszona lista powieści i opowiadań z 2019 roku nominowanych do Nagrody Zajdla.

    Obecnie ruszył proces rejestracji osób uprawnionych do głosowania. Swój głos oddać może każdy, pod warunkiem że od 1 września do 10 listopada zarejestruje się w bazie. Z powodu odwołania Polconu i Opolconu, a co za tym idzie braku funduszy nagrody, wyjątkowo została wprowadzona opłata rejestracyjna w wysokości 20 zł.

    Głosowanie potrwa do 15 listopadai odbędzie się przy pomocy kodów, które zostaną wysłane na adresy mailowe zarejestrowanych osób.

    Tegoroczni zwycięzcy zostaną ogłoszeni online.

    Dokładny proces rejestracji, wszystkie niezbędne dane oraz miejsce do wpisania kodu znajdziecie tutaj.

    Nominacje do Nagrody Zajdla 2019

  • PyrkONline - najbardziej fantastyczne miejsce spotkań w internecie

    Pyrkon 2020 został odwołany w formie stacjonarnej. Organizatorzy nie poddali się jednak tak łatwo i 9-22 października odbędzie się PyrkONline, w dodatku na dość nietypowych warunkach.

  • Jesienne Warszawskie Targi Fantastyki 2020 pod patronatem!

    Kolejne Warszawskie Targi Fantastyki odbędą się 28-29 listopada 2020 roku w warszawskim Domu Towarowym Bracia Jabłkowscy przy ul. Brackiej 25. Bramy budynku będą otwarte dla uczestników od godziny 10.00 do 20.00 w sobotę i niedzielę

  • Program Filozofikonu już dostępny!

    Już w ten weekend (12.09-13.09) odbędzie się kolejny wirtualny konwent – Filozofikon. Tegoroczna edycja wpisuje się w obchody 99. rocznicy urodzin Stanisława Lema, stąd też  przyświeca jej hasło „Podróż piąta” zaczerpnięte z „Dzienników gwiazdowych” tegoż autora. Nie dziwi więc, że program wydarzenia w dużym stopniu nawiązuje do zagadnienia fantastyki naukowej, oczywiście w filozoficznym duchu towarzyszącym imprezie.

  • Recenzja książki: „Mroczny zew" - Maciej Liziniewicz

    Tytuł książki

    Maciej Liziniewicz - „Mroczny zew”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
    Liczba stron: 352
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    Po udanym debiucie, jaki zapewniła mu powieść ,,Czas pomsty”, Maciej Liziniewicz powrócił z kolejną odsłoną przygód szlachcica Nadolskiego. Realia XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej, brutalność, strach, pojedynki, a także znani już bohaterowie po raz kolejny zagościli na kartach powieści przygodowo-historycznej o jakże tajemniczym tytule „Mroczny zew”.

    Żegota Nadolski, który w pierwszej części był miotanym przez los zubożałym szlachcicem, teraz zdołał odzyskać swoje włości i przywrócić im świetność. Ma teraz nowe życie, nową małżonkę, a w dodatku niedługo ma przyjść na świat jego potomek. Przyszłemu ojcu teraz ani w głowie powrót do dawnego awanturniczego życia i dalekich wypraw. W końcu odzyskał spokój. Zło jednak wciąż nie przepadło na dobre. Wraz z nadejściem zimy do dworku przyjeżdżają starzy znajomi z wieścią, że doszło do kilku krwawych morderstw, a winą za nie obarcza się niedawno zmarłą córkę pewnego szlachcica. Dla głównego bohatera jest to duży problem, bo odkąd odzyskał utracone szczęście, a największym lękiem napawa go myśl, że na powrót mógłby wszystko stracić, ale nie godzi się przecież odmówić pomocy ludziom, którym zawdzięcza szczęście. Nie pozostaje mu jednak nic innego, jak wraz z dawnymi towarzyszami ponownie wyruszyć na szlak i wyjaśnić krwawą sprawę która już od samego początku będzie jedynie bardziej się komplikować.

    Istotną rzeczą w kolejnej odsłonie przygód szlachcica jest to, że nie wymaga ona znajomości poprzedniej i równie dobrze można zacząć poznawać twórczość autora od „Mrocznego zewu”. Ci jednak, którzy sięgnęli po „Czas Pomsty”, od początku będą mogli wychwycić pewne smaczki związane z historią przygód głównego bohatera oraz zrozumieją owe enigmatyczne słowa „ale o prawdziwych zdarzeniach wiedzą nieliczni”, które znajdziemy na końcu niektórych opisów. Jest to bardzo pomysłowa i przemyślana strategia, bo rozbudza ciekawość, jednocześnie nie wywołując w nowym czytelniku poczucia zagubienia. Co ciekawe, nie tylko zmienił się główny motyw, bo nie jest to walka z duchami przeszłości, ale też śmiem stwierdzić, że sam Nadolski został zepchnięty na drugi plan przez jego towarzyszy – Stillera i Murraya.

    Autor zachował swój unikalny styl i pomysłowość. Nie zabraknie tu zatem dobrze nakreślonego tła historycznego czy oddania charakteru epoki. Poza awanturniczymi szlachcicami, sporami o ziemię, okrucieństwem XVIII wieku, archaizacją słownictwa i wszystkim tym, co tak przyciągało w pierwszej części, dostaniemy także ukazaną dość szeroko perspektywę konfliktów na tle religijnym oraz metod wykorzystywania wiary do osiągnięcia własnych celów. Rozczaruję jednak tych, którzy oczekiwali od kolejnego tomu większej ilości motywów fantastycznych. Pomimo tego, że trzymamy się motywu upiora i bestii, w której istnienie czytelnik może wierzyć lub nie, to jednak ciężko mówić o fantastyce. Mitów i magii jest tu niewiele, a i te tłumaczy w sposób logiczny i sensowny. To samo wykazuje także śledztwo. Podejście do tematu oddaje jednak sposób myślenia ówczesnego ludu, który jeszcze nie do końca porzucił wiarę przodków i wciąż miał w sobie zakorzeniony strach przed złymi mocami. Ponadto powieść czerpie garściami nie tylko z realiów dawnych czasów, ale i z pełnego tajemnic i opowieści folkloru Bieszczad, na terenie których przyszło bohaterom przebywać.

    W tej powieści pierwsze skrzypce gra wątek dotyczący krwawej zagadki i prób jej rozwiązania. Autor powoli odsłania kolejne fakty, świetnie prowadzi fabułę i do samego końca nie zdradza rozwiązania, które – jak na XVIII- wieczne realia przystało – nie jest w stu procentach dobre. Jednak reszta przygód jest w znacznej mierze przegadana, nieraz pojawiają się fragmenty nie wnoszące nic do fabuły. Ciągnące się gawędy opowiadane przy ognisku czy biesiadzie czasami faktycznie bywają zabawne czy ciekawe przez wzgląd na wplecione anegdoty, ale szybko nudzą i spowalniają rozwój fabuły. Mimo tego „Mroczny zew” to wciąż świetnie napisaną książką w klimatach grozy i z fabułą pełną tajemnic. Bez problemu przypadnie do gustu zarówno zwolennikom powieści kryminalnych, jak i historyczno-przygodowych. Maciej Liziniewicz po raz kolejny udowodnił, że wie, co robi, i nie brakuje mu ani kunsztu, ani ambicji – już zapowiada kolejną część serii.

  • Recenzja książki: „Czas Pomsty" - Maciej Liziniewicz

    Tytuł książki

    Maciej Liziniewicz - „Czas Pomsty”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
    Liczba stron: 416
    Cena okładkowa: 39,90zł

    Można odnieść wrażenie, że polskie powieści z historią w tle przeżywają prawdziwy rozkwit. W dodatku jest też duże zainteresowanie mitologią Słowian. Już niejedni próbowali łączyć te wątki. Spróbowali tego między innymi Komuda, Piekara, Sapkowski. W ostatnim czasie podjęła się tego kolejna osoba i tak oto do księgarni trafiło dzieło Macieja Liziniewicza.

    Już na samym wstępie poznajemy głównego bohatera – mężczyznę o długich szarych włosach, posępnym spojrzeniu i twarzy zdobionej blizną. Nosi na plecach miecz i podróżuje w milczeniu. Zapachniało „Wiedźminem”? Jednak Żegota Nadolski wcale nie jest zabójcą potworów, a żołnierzem i właśnie wraca z wojny. Jego dobytek został zniszczony podczas najazdu Tatarów, a żona wraz z dziećmi zabita. On sam coraz częściej zdaje się myśleć o tym, by dołączyć do nich. Jakby tego wszystkiego było mało, to na zgliszczach jego rodzinnego domostwa osiadł inny szlachcic, nie zważając na to, że Żegota nadal żyje. Do starego żołnierza wracają jednak siły, a w żyłach zaczyna gotować się krew, gdy dowiaduje się, że to wcale nie Tatarzy zabrali mu to, co miał najcenniejsze. Wyrusza więc na poszukiwanie sposobu rozwikłania tajemnicy morderstwa rodziny i sposobu odpędzenia złych mocy, które niczym czarne chmury kłębią się nad nim. To wcale nie jest dla szlachcica łatwe, pomimo legend, jakie o nim krążą, że żadnej walki mieczem nie przegrał, bo jak ma pokonać coś, co nie krwawi?

    Tu też pojawia się ciekawa sprawa, bo książka okazała się bardziej mroczna, niż się tego po niej spodziewałam. Głównie przez zaskakująco lekki stosunek do śmierci wykazywany przez bohaterów oraz dokładne opisy ran i cierpienia, którego przez całą historię nie brakuje. Nawet humor, który pojawia się od czasu do czasu, jest raczej czarny. Dodatkowo sam element fantasy podbija tą mroczną aurę przez obecności potwora, a także wiedźm i tajemniczego czarownika. Trzeba jednak oddać autorowi, że niezwykle sumiennie i wiernie nakreślił realia historyczne XVIII wiecznej Rzeczypospolitej. W tle obserwujemy wojny i konflikty, którymi nękana była ojczyzna, oraz panujące w niej stosunki międzyludzkie. Autor stara się również odtworzyć sposób myślenia ówczesnych ludzi, którzy głęboko wierzyli w istnienie wiedźm i demonów. Dla nich obcowanie z rozmaitymi domniemanymi potworami było codziennością. Współczesny czytelnik poza dosłownym odbiorem ma też możliwość logicznego przeanalizowania zjawisk, zwłaszcza że sam autor podpowiada pewne dość wiarygodne wyjaśnienia istnienia zjawisk nadprzyrodzonych. Poza tym jest też intryga, gonitwy, wędrówka i pojedynki, które najczęściej powodowane są legendarną dumą i awanturnictwem naszej szlachty. Dla mnie stanowiły też pewną perełkę, bo są opisane niezwykle dynamicznie, przyjemnie i w sposób, dzięki któremu nie sposób się od nich oderwać. Z niezwykłą łatwością przychodzi wczucie się w klimat toczonych walk, wręcz gdzieś z tyłu głowy słychać brzęk stali. Powieść ma wszystko to, co powinna mieć dobra pozycja awanturniczo-przygodowa, ten gatunek nawet bardziej pasuje mi do niej niż fantastyka czy powieść historyczna.

    Dużym plusem jest tu też archaizacja słownictwa nie tylko w dialogach, ale i narracji. Autor zrobił to przyjemnie dla oka, nie szarżował z wyrażeniami, oddał ducha powieści, a ponad wszystko uczynił to łatwym w odbiorze, nawet dla ludzi niemających wcześniej do czynienia z tym typem słownictwa. Do minusów za to zaliczę z pewnością niektóre wątki, które albo są przepełnione nazwiskami, o których i tak po minucie się zapomina, albo ciągną się niemiłosiernie długo, czasami wręcz nudząc. Nawet jeżeli są to tylko poboczne perypetie mające stworzyć tło dla głównego wątku, to pomimo tego mogły być lepiej dopracowane.

    Powieść sama w sobie nie jest jakimś wielkim odkryciem, nie wnosi też nic zaskakującego i odkrywczego do gatunku. Czuć w niej wpływ prac Komudy, a nawet Sapkowskiego. Jest mroczna, brutalna i owiana pogańską wiarą naszych przodków. Zdecydowanie nie jest to coś pisane ku pokrzepieniu serc, jak to czynili dawni wieszcze i Nadolski nowym Kmicicem nie zostanie. Maciej Liziniewicz wykreował jednak bardzo wiarygodny i powodujący dreszcze świat, a nawet zdołał poprowadzić w nim historię z naszą rodzimą mitologią w tle. Moim zdaniem autor ma zadatki na to, by odnieść sukces i sama z chęcią to sprawdzę, sięgając po kolejny tom.

  • Filozofia, Lem i fantastyka - piąta edycja Filozofikonu pod patronatem!

    Filozofikon jest konwentem i konferencją naukową, który łączy ludzi o różnym stopniu wtajemniczenia w dziedzinie filozofii (studentów, doktorantów, doktorów itd.) z pasjonatami popkultury. Co roku poruszane są zagadnienia filozoficzne w grach wideo, mangach, anime, książkach i innych.

    Tegoroczna, piąta już edycja Filozofikonu odbędzie się 12-13 września w formie streamingu na Facebooku i Zoomie. Zbiega się ona z obchodami 99. urodzin Stanisława Lema i to jemu zostanie poświęcona część konwentu, chociaż organizatorzy zastrzegają, że nie będą ograniczać się tematycznie.

    Poznaliśmy już pierwszych gości Filozofikonu. Będą nimi dr Łukasz Kucharczyk, autor rozprawy doktorskiej pt. „Granice ciała. Somapoetyka w twórczości Stanisława Lema i przygotowywanej książki pod tym samym tytułem”, publicysta w „Rocznikach Humanistycznych KUL”, „Ruchu Literackim”, recenzent współpracujący z „Toposem”.
    Drugim gościem jest natomiast Szymon Kloska, krytyk i aktywista literacki. Prowadził programy telewizyjne i audycje o literaturze, od 2017 roku związany z programem „Kraków Miasto Literatury UNESCO”.

    Konwentu nie tworzą jednak sami goście. Do 15 sierpnia przyjmowane są zgłoszenia posterów reflektujących nad sposobem, w jaki filozofia może analizować popkulturę oraz filozoficznych treściach jakie się w popkulturze pojawiają.

    Wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie pod tym linkiem.

    Tego samego dnia mija również termin wysyłania zgłoszeń prelekcji. Zgłosić może się tutaj każdy, niezależnie, czy posiada stopień naukowy, czy jest studentem, czy pasjonatem. W poniższym linku znajdziecie listę przykładowych tematów oraz formy.

    Znajdzie się również coś dla mistrzów gry, artystów, rzemieślników, rękodzielników i innych twórców, którzy zarażają swoją pasją i miłością do popkultury lub filozofii. Wystarczy wysłać wypełniony formularz.

    22 sierpnia to ostatni gwizdek dla cosplayerów – bo czymże byłby konwent bez konkursu cosplay? To wtedy właśnie wtedy zamykane są zgłoszenia do Marvellous Cosplay, w którym bardzo łatwo jest wziąć udział. Wystarczy wypełnić formularz i na podanego w poniższym linku maila wysłać przynajmniej jeden link do posta na Facebooku, Instagramie, TikToku lub innym portalu społecznościowym.

    A może... artykuł? Prowadzony jest nabór tekstów do monografii wydawniczej w otwartym dostępie, będącej drugim tomem serii wydawniczej „PhilosophyPulp”. Seria ma ukazać się tej jesieni, a wyda ją Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie. Teksty przyjmowane będą do 26 września - link.

    Banner Filozofikonu

  • Recenzja książki: Jacek Piekara – „Ja, Inkwizytor. Przeklęte Przeznaczenie”

    Tytuł książki

    Jacek Piekara - „Ja, Inkwizytor. Przeklęte Przeznaczenie”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: 
    Liczba stron: 420
    Cena okładkowa: 43,90 zł

    Dzięki wysiłkom inkwizytora Mordimera Madderdina oraz jego cudownej wybranki Nataszy wyprawa wojenna Ludmiły, ruskiej księżnej z Peczory, dobiega wreszcie końca, kiedy armie uzurpatora złożyły broń i zaczęły błagać prawowitą władczynię o zmiłowanie. Upojona łatwym zwycięstwem Ludmiła zdaje sobie sprawę ze straszliwej ceny, jaką będzie musiała ponieść – o czym jednak nie wie, prawdziwe zagrożenie jeszcze nie zostało zażegnane. Ukrywa się znakomicie – tam, gdzie wszyscy mogą je zobaczyć. Nikt nie spodziewa się tragicznego finału wydarzeń na Rusi, a na pewno nie spodziewa się ich Mordimer – ani czytelnik sięgający po zaskakujące zwieńczenie przygód inkwizytora w dzikiej, wschodniej krainie. Oto przed wami „Ja, Inkwizytor. Przeklęte przeznaczenie”.

    Pamiętacie, jak przy okazji recenzji „Przeklętych kobiet” wspominałem, że przestanę czytać kolejną część przygód inkwizytora Madderdina przy kolejnym widowiskowym (i powtarzalnym) opisie łóżkowych igraszek Mordimera z jego ruską wybranką? Z pewną dumą, ale i z pewną ulgą pragnę donieść, że „Przeklęte przeznaczenie” przeczytałem od początku do końca. Nie było tragicznie, choć nawet tutaj zdarzały się fragmenty, od których mój zgryz sam zazgrzytał boleśnie. Przykładem jest opis bluźnierczego rytuału mającego przypieczętować pakt, jaki Ludmiła zawarła z mateczką Olgą – nie jest wyjaśnione, gdzie tutaj pojawia się „straszliwa cena”, jaką musiała ponieść władczyni, po całej imprezie nawet zadowolona – a co ma do tego Mordimer, występujący w roli głównej atrakcji wieczoru, mogę tylko zgadywać. W trzeciej i ostatniej części tego cyklu dzieje się jednak odczuwalnie więcej niż w pozostałych dwóch, dzięki czemu przynajmniej jest o czym czytać.

    To nie jest jedyna rzecz, która się poprawiła. Odniosłem wrażenie, że „Przeklęte przeznaczenie” jako tekst jest dużo solidniejsze – i pod względem literackim, i rozplanowania fabuły. Pojawiają się nagłe, dość mocno zaskakujące zwroty akcji oraz z dawna wyczekiwane poczucie zagrożenia, szczególnie w drugiej połowie powieści, kiedy całość nabiera niewiarygodnego jak na tę serię rozpędu. Doszło nawet do tego, że przez chwilę czułem się zaangażowany w lekturę.

    Największym zarzutem, jaki wysnułem przeciwko „Przeklętym kobietom”, był ten, że zakończenie jest urwane i kompletnie niczego nie wyjaśnia. Dla odmiany, finał „Przeklętego przeznaczenia” wyjaśnia bardzo dużo, jednak nadal mam wobec niego bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia. Rozwiązanie akcji może się wydawać mocno naciągane – nawet sam Mordimer zauważa, że miało miejsce deus ex machina, a jeśli on był w stanie dostrzec coś takiego, to znaczy, że sprawa jest, mówiąc oględnie, poważna.

    Pojawia się również uzasadnienie, dla którego protagonista zachowywał się w czasie „trylogii ruskiej” (określenie samego autora, nie moje) inaczej niż mogliby się tego spodziewać długoletni fani cyklu, a także dlaczego wśród późniejszych wydarzeń nie znajdziemy choćby słowa wzmianki o tym, co się tu stało. I chociaż spełnia ono wszelkie warunki, aby te zjawiska logicznie wytłumaczyć, jednocześnie uderza w kolosalną sztampę. Nie chcę zdradzić za dużo, zapytam więc delikatnie – widzieliście może „Facetów w Czerni”?

    Fragmentem tekstu, który w „Przeklętym przeznaczeniu” podobał mi się najbardziej, było posłowie. Jacek Piekara potrafi w fascynujący sposób opowiadać o swojej pracy, a chociaż moje odczucia z całości cyklu są, by nazwać rzecz delikatnie, mierne, poznawanie szczegółów jego powstawania, czytanie o różnych niewykorzystanych motywach oraz zamiarach autora na ciąg dalszy było… dziwnie satysfakcjonujące. Na tyle, by zachęcić mnie do przyglądania się jego kolejnym posunięciom.

    Jako zakończenie trylogii „Przeklęte przeznaczenie” wypada nieźle. Nie jest wybitnie, ale widać pewien postęp w stosunku do poprzednich części. Pozostaje mieć więc nadzieję, że mamy tu do czynienia z początkiem tendencji wzrostowej. Jak będzie naprawdę – pokaże czas.

  • Czas poznać to najważniejsze imię

    imie bogaNie powinno się oceniać książki po okładce, prawda? Ale co zrobić, jeśli jej wygląd sprawia, że masz ochotę wziąć ją w swoje ręce i zacząć przerzucać kolejne zadrukowane strony? Co zrobić, gdy opis powieści zachęca do zagłębienia się w treść? Warto jednaj wcześniej sprawdzić, czy ten ładnie zapakowany cukierek pod tytułem „Imię Boga” nie okaże się przypadkiem trudną do przełknięcia gorzką pigułką.

    Recenzję powieści Michała Dąbrowskiego znajdziecie tutaj.

     

  • Zgłoś się jako cosplayer lub twórca atrakcji na Sabat Online-Fest!

    Sabat Online-Fest zbliża się wielkimi krokami. Na stronie konwentu pojawiają się nowe informacje – m.in. o zmianie godzin, w których odbędzie się konwent. Początkowo Sabat Online-Fest miał trwać nieprzerwanie od godz. 10:00 w sobotę do godz. 20:00 w niedzielę. Obecnie godziny trwania konwentu to 10:00-21:00 w sobotę oraz 10:00-21:00 w niedzielę.

    Dodano także formularze zgłoszeniowe dla twórców atrakcji i cosplayerów.

    Uwielbiasz tworzyć stroje, wcielanie się w ulubionych bohaterów sprawia Ci frajdę, a występ przed publicznością to dla Ciebie bułka z masłem? Zgłoś się na konkurs cosplay!

    A może masz nietypowe hobby lub obszerną wiedzę, którą lubisz dzielić się z ludźmi? Wypełnij formularz i dołóż własną cegiełkę do stworzenia konwentu jako twórca atrakcji!

    Banner Sabat Online-Fest

  • Premiera „Krwi Imperium” Briana McClellana już 7 sierpnia!

    7 sierpnia 2020 roku ukaże się „Krew Imperium” – trzecia, finałowa część trylogii „Bogowie Krwi i Prochu” pióra Briana McClellana.

    Trylogia Bogów Krwi i Prochu dzieje się w uniwersum Magów Prochu. Opowieść o młodym narodzie, rewolucji, magii i walce z pradawnymi siłami uwodzi całkiem świeżym podejściem do magii, niespodziewanymi zwrotami akcji i nietuzinkowymi postaciami.  Po spokojniejszej drugiej części przyszedł czas na burzliwy finał historii o rewolucji w Fatraście. Najazd Bena Styke’a na Imperium Dynizyjskie przerywa potężny sztorm, Michael Bravis próbuje uniemożliwić wrogom wykorzystanie artefaktu, a lady Krzemień prowadzi adrańską armię na Landfall. Zbliża się ostateczna bitwa, bohaterowie, , by ją wygrać, muszą podjąć trudne decyzje, przezwyciężyć swoje słabości i zawiązać sojusze. Jedno jest pewne – w „Krwi Imperium” nie zabraknie emocji i akcji!

    Brian McClellanjest amerykańskim pisarzem fantastyki. Mieszka w Cleveland z żoną, kotem i dwoma psami. Jest pszczelarzem, pasjonatem opowieści historycznych, lubi też gry wideo. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczął już jako nastolatek. Ukończył kurs kreatywnego pisania na Uniwersytecie Brigham Young, gdzie poznał Brandona Sandersona. Jego wsparcie pozwoliło McClellanowi rozwinąć skrzydła. W 2013 roku ukazała się jego pierwsza książka z trylogii „Magów Prochowych” – „Obietnica Krwi” – która sprawiła, że popularność autora zaczęła rosnąć. W Polsce ukazała się jego trylogia „Magów Prochowych”, trylogia „Bogów Krwi i Prochu”, a także zbiór opowiadań z tego uniwersum – „Sługa Korony”.

    Krew Imperium - okładka

  • Książka „Ja, inkwizytor. Przeklęte przeznaczenie” już w księgarniach!

    „Życie warto poświęcać tylko dla Boga. Bo kiedy Bóg woła, to odpowiadam: jestem!, nie zważając czy wzywa mnie dla chwały, czy dla męczeństwa”.

    „Przeklęte przeznaczenie” to ostatni tom „ruskiej trylogii”. Inkwizytor, walcząc o wszystko, co mu drogie i bliskie, oraz o wypełnienie Bożego planu, musi posuwać się do najgorszych czynów i zaplatać coraz ciaśniejszy węzeł zdrad.

    „Ruska trylogia” jest dziełem niezależnym od pozostałych tomów cyklu inkwizytorskiego, opowiadającego o losach Mordimera Madderdina, i może być czytana bez znajomości głównej historii. Wydanie zostało wzbogacone o ilustracje Pawła Zaręby.

    Książka już dostępna.

    Przeklęte Przeznaczenie

  • Inkwizytor powraca – „Przeklęte przeznaczenie” pod patronatem Konwentów Południowych!


    przeklete przeznaczenieJak wiele granic można przekroczyć w imię wyższego dobra?

    W „Przeklętym przeznaczeniu” inkwizytor będzie zmuszony znaleźć odpowiedź na to pytanie. Życie, jakie udało mu się ułożyć, uczucie ukochanej kobiety, a nawet samo przeżycie staną pod znakiem zapytania. W wirze intryg, zagrożeń i wyzwań, by uratować wszystko, co dla niego ważne, bohater będzie musiał podejmować kroki, które poprowadzą go na ścieżkę bardzo odległą od chrześcijańskiego ideału. Bo Boży Plan, którego wszyscy są częścią, nie jest planem łatwym – i wymaga niekiedy dokonywania tego, od czego sam Stwórca najchętniej odwróciłby wzrok.

    Objęte naszym patronatem zakończenie „ruskiej trylogii”, w której wyjaśnią się wątki z „Przeklętych krain” i „Przeklętych kobiet”, trafi do księgarń już 17 lipca.

  • Amazon wyprodukuje serial na podstawie serii „Fallout”!

    Studio Amazon zamówiło adaptację serii gier „Fallout”. Za produkcję serialu odpowiedzialni będą Jonathan Nolan i Lisa Joy, reżyserzy „Westworld” we współpracy z Kilter Films. Producentem wykonawczym będzie natomiast Todd Howard. Zarówno Jonathan, jak i Lisa uważają się za fanów uniwersum i zapalonych graczy.

    Fallout jest jedną z najwspanialszych serii wszech czasów. Każdy rozdział tej niesamowitej historii kosztował nas niezliczoną liczbę godzin, które moglibyśmy spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Jesteśmy więc niezwykle podekscytowani współpracą z Toddem Howardem i resztą genialnych wariatów z Bethesdy w celu powołania od życia tego ogromnego, burzliwego, mrocznego i zarazem zabawnego uniwersum wraz z Amazon Studios.

    Na razie nie znamy szczegółów dotyczących fabuły ani przybliżonej daty premiery, ale na Twitterze Bethesdy pojawił się teaser zapowiadający serial.

     

  • Recenzja książki: Jacek Piekara – „Ja, Inkwizytor. Przeklęte kobiety”

    Ja, inkwizytor - przeklęte kobiety

    Jacek Piekara - „Ja, Inkwizytor. Przeklęte Kobiety”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 407
    Cena okładkowa: 43,90 zł

    Dzięki wysiłkom młodego wysłannika Inkwizycji, Mordimera Madderdina, oraz jego towarzyszki, wieszczki Nataszy, udało się pokonać zło nawiedzające knieje i bagniska otaczające Peczorę. O ile jednak nadnaturalne zagrożenie zostało powstrzymane, unicestwione i rozebrane na małe, przenośne kawałki, z których powstaną niechybnie ciekawe pamiątki tych szalonych kilku dni, o tyle niewielka domena księżnej Ludmiły nadal nie jest wolna od gróźb zupełnie zwyczajnych. Jak na przykład takich, kiedy nie jeden, a dwóch lokalnych władyków jednocześnie dochodzi do wniosku, że będzie rządzić Peczorą lepiej niż uzurpatorka, która skazała swojego męża na powolną, brutalną śmierć w klatce na zamkowej bramie… Oto kolejna część znaku rozpoznawczego Jacka Piekary, cyklu o Mordimerze Madderdinie: „Ja, Inkwizytor. Przeklęte kobiety”.

    Cóż więc pozostaje czynić w obliczu takiego zagrożenia? Mordimer czule żegna się z Nataszką (autor, jak zwykle, nie szczędzi nam szczegółów tego „czułego pożegnania”, w czasie którego dowiadujemy się, że Mordimer i Natasza już się więcej nie zobaczą – o tym później!) i razem z Ludmiłą oraz jej świtą wyrusza na wyprawę wojenną, by pokonać rebeliantów. Czynią to z łatwością na pierwszych stu stronach powieści. Później jednak okazuje się, że kiedy peczorscy wojacy byli zajęci pacyfikowaniem jednego powstania, drugi z buntowników wszedł i zajął Peczorę, gród spalił, ludzi wybił, a Nataszę zrzucił z murów. We wszystko wmieszani są jeszcze posłańcy od samego moskiewskiego księcia, przybywający do księżnej w niewiadomym celu. Towarzyszy im na dodatek pewna stara znajoma…

    Obserwujemy tutaj niewielki skok jakościowy w stosunku do poprzednich powieści – poczucie zagrożenia, którego wiecznie brakowało, oparte głównie o niejasną przesłankę o rzekomej śmierci Nataszy. Zanim jednak zdążymy się ucieszyć, że tocząca się gra zaczęła mieć jakąś stawkę, wszystko wraca do normy… W samą porę – jeszcze kilka stron i opowiadana historia mogłaby się stać angażująca. Podobnie jak wtedy, kiedy nasz inkwizytor wyrusza w samobójczą misję pozbycia się najeźdźcy, wykorzystując do tego podziemne przejście, które odkrył nie dalej jak jedną książkę temu. Koncept jest emocjonujący przez całe pięć stron, po których misja kończy się zupełnym fiaskiem, jednak zamiast zginąć, niedoszły asasyn zostaje bardzo uprzejmie ugoszczony i… wypuszczony z powrotem. To bez wątpienia wyraz tej słynnej słowiańskiej gościnności, nie natomiast braku pomysłu, jak skończyć rozpoczęty wątek.

    To jednak nie wszystko. Skoro Natasza przewidziała, że nie zobaczy się więcej z Mordimerem – a potem jednak się widzą, i na dodatek w pełnej krasie, więcej niż raz – czy to oznacza, że jej jasnowidzenie to jedna wielka bujda? Czy poprzednie wizje, jakie miała, też były podobnie obciążone? Fabuła powieści tętni od podobnych nielogiczności. Zaczynają się od samego pomysłu wyprawy wojennej, na którą Ludmiła zabiera wszystkie siły zbrojne, jakimi dysponuje, choć już na samym początku jest powiedziane, że spodziewa się ataku z obu stron – a kończą na pojawieniu się „starej znajomej”, której obecność na Rusi nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia, a która ostatecznie zostaje wykorzystana jako wihajster do popchania fabuły naprzód. Co następuje po tym, jak dwie powieści temu sporo wysiłku włożono w wykreowanie jej jako potężnej, znaczącej postaci w tym uniwersum.

    Sam Mordimer też chyba zapomniał, o co mu w tym wszystkim chodzi. Jego plan zmienia się w toku powieści co najmniej cztery razy, raz zakładając, że przeznaczona mu wiedźma jest „tylko narzędziem do osiągnięcia celu”, innym razem zaś deklarując niesłabnącą miłość do niej i planując nawet porzucenie swojej służby Officjum, aby razem z nią spędzić resztę życia. Naprawdę? Czy to nadal ta sama postać?

    Najgorsze jest to, że chyba nie tylko pomysły musiały się na pewnym etapie skończyć, ale również nowe słowa, których można by użyć. Aby nadać moim słowom wagi, niniejszym uroczyście obiecuję wam, drodzy czytelnicy: jeżeli przy okazji lektury kolejnej pozycji z tego cyklu natknę się choć raz na „zapasy spoconych ciał” albo wzmiankę o „zarzucaniu nóg na ramiona w czasie miłosnych uniesień”, przestanę czytać w tamtym momencie i napiszę swoją recenzję na podstawie tekstu, który przeczytam do tamtego momentu. Zakładam przy tym, że nie ominie mnie wiele, jeżeli utrzyma się ta tendencja do powtarzania w kółko tego samego.

    Mógłbym w tym momencie moją recenzję zakończyć – i byłoby to zakończenie tak samo eleganckie, jak finał „Przeklętych kobiet”, urwany, pozbawiony konkluzji, sprawiający wrażenie, jakby dłuższy tekst został po prostu przecięty na dwoje. Autor także musiał zdawać sobie z tego sprawę, bo zaraz potem możemy przeczytać fragment kolejnej planowanej powieści, który natychmiast daje odpowiedzi na kilka z pytań, na które nie odpowiedział epilog. Dziwny to zabieg. Skoro i tak został napisany, czy nie miałoby więcej sensu uczynienie tego fragmentu częścią czytanej właśnie książki?

    Pora na apel. Fabryko Słów! Proszę, wypuśćcie Jacka Piekarę z piwnicy, w której go przetrzymujecie i zmuszacie do produkowania kolejnych prequeli Cyklu Inkwizytorskiego. To pisarz, który wielu z nas swoimi książkami zapewnił masę dobrej zabawy przez mnóstwo dni, kiedy je czytaliśmy. Pozwólcie mu napisać coś innego. Mówię poważnie – z takiego okładania martwego konia może wyniknąć co najwyżej czyjeś wypalenie zawodowe, nie natomiast coś, co warto czytać, nawet z braku lepszych zajęć.

  • Elektroniczny sabat czarownic - Sabat Fiction-Fest Online pod patronatem!

    Sabat Fiction-Fest miał odbyć się 21-23 sierpnia w Kielcach. Mimo że do fizycznego spotkania na terenie kieleckich targów nie dojdzie, nie oznacza to jednak całkowitego odwołania imprezy.

    22-23 sierpnia na serwerach Twitch oraz Discordodbędzie się Sabat Fiction-Fest Online. Wszyscy chętni będą mieli okazję uczestniczyć w konkursach, prelekcjach, turniejach, sesjach RPG, a także konkursie cosplay.

    Konwent będzie trwać nieprzerwanie od godz. 10:00 22 sierpnia, do godz. 20:00 23 sierpnia.

    Większość atrakcji będzie odbywać się na trzech kanałach tematycznych na Twitchu:

    • Kanał 1 poświęcony zostanie prelekcjom nt. anime, mangi, literatury, filmu, komiksu i szeroko pojętej fantastyki
    • Kanał 2 będzie miejscem przeznaczonym na rozmowy z gośćmi, koncerty oraz konkurs cosplay
    • Kanał 3 w całości skupi się na esporcie, głównie rozgrywkach w Leauge of Legends i CS:GO.

    Discord z kolei będzie głównym miejscem do rozmów między uczestnikami oraz do prowadzenia sesji RPG.

    Sabat Fiction Fest Online

  • Nowa książka J.R.R. Tolkiena o Śródziemiu!

    Portal dla fanów Tolkiena „Tolkien’s Collectors Guide” podał informację o planowanym wydaniu nowej książki o naturze Śródziemia – „The Nature of Middle-earth”. Harper Collins i Houghton Mifflin planują opublikować ją w 2021 r. Wzmianki na ten temat po raz pierwszy pojawiły się w katalogu na Targach Książki we Frankfurcie w 2019 roku. Edycją publikacji zajmuje się Carl F. Hostetter, który otrzymał kserokopie materiałów od Christophera Tolkiena przed jego śmiercią.

    „The Nature of Middle-earth” ma zawierać wcześniej niepublikowane pisma J. R. R. Tolkiena o Śródziemiu z lat 1959-1973, między innymi dość szczegółowe teksty o ziemiach, florze i faunie Númenor oraz życiu Númenóreanów. Przybliży też poglądy samego autora na temat Śródziemia i opowie o naturze świata w aspektach przyrodniczo-historycznych i metafizycznych.

    Czytelników i fanów Tolkiena zachęcamy do przyjrzenia się tej publikacji, zwłaszcza jeśli spodobały Wam się „Niedokończone opowieści”.

    Numenor - mapa

  • Recenzja książki: Robert Jordan - „Wojownik Altaii"

    Tytuł książki

    Robert Jordan - „Wojownik Altaii”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Zysk i S-ka
    Liczba stron: 364
    Cena okładkowa: 49,90

    Robert Jordan kojarzony jest głównie, jeśli nie wyłącznie, ze swym monumentalnym dziełem literatury fantasy, cyklem „Koło Czasu”. Co bardziej obeznani w temacie skojarzą też jego nazwisko z serią o Conanie, w tworzeniu której ten autor brał czynny udział, który można przeliczyć na siedem powieści. Jednak to nie wszystko – a o tym, że Jordan ma na koncie trochę więcej książek, nie wie niestety nawet polska Wikipedia. Wspaniałą okazję do odświeżenia nie tylko „Koła Czasu” (które notabene doczekało się także nowego wydania, wreszcie w twardej oprawie), ale i innych pozycji autora, dają plany platformy Amazon Prime związane z serialem na motywach cyklu – a wydawnictwo Zysk i S-ka uznało to za świetną okazję, by po raz pierwszy dać polskiemu czytelnikowi możliwość przeczytania pierwszej książki Jordana, czyli „Wojownika Altaii”.

    Kiedy Wulfgar, przywódca jednego z barbarzyńskich plemion z Rozłogów, wraz z bratem przybywa do Lanty, nie spodziewa się, że zastanie go zupełnie inne niż zwykle powitanie. W plemieniu mówi się o znakach, omenach, które mają zwiastować jeśli nie katastrofę, to co najmniej niekorzystne zmiany. Wulfgar ma nadzieję uzyskać w mieście rządzonym przez dwie królowe jakąś pomoc – zastaje jednak tylko niechęć i drwiny. Coś wzbudza jego niepokój – i słusznie, jak się okazuje, bo Lanta również została ostrzeżona przez zmianą... I to właśnie w plemniach Altaii widzi dla siebie zagrożenie. Poza nawarstwiającymi się szeregami wrogów Wulfgar znajdzie jednak też zupełnie nieoczekiwanego sojusznika.

    „Wojownik Altaii” czytelnikowi, który nie zapoznał się jeszcze z „Kołem Czasu”, wyda się zapewne powieścią awanturniczo-przygodową pokroju Conana Barbarzyńcy – i czytelnik taki będzie mieć rację, bo ogólna konstrukcja powieści, charakterystyka głównego bohatera i ogólny klimat bardzo przywodzą na myśl dzieje Cymeryjczyka. Mam jednak wrażenie, że Wulfgar jest o wiele bardziej „cywilizowany” – jeśli można tu użyć takiego słowa – od Conana. Potrafi on bowiem wyjść myślami naprzód, planować, rozważać możliwe konsekwencje wydarzeń, ale nie dla siebie, a dla całego plemienia. Jednak jak każdy człowiek mocno przywiązany do tradycji boi się zmian – chociaż rozumie konieczność ich zaistnienia.

    Z drugiej jednak strony, ta książka jest skarbnicą motywów, które potem pojawią się w „Kole Czasu”. Trudno mi było się nie uśmiechnąć, kiedy choćby w Siostrach Mądrości widziałam późniejsze Aes Sedai, razem z ich pewnością siebie i silnymi charakterami. Nie znaczy to jednak, że „Wojownik…” to takie małe „Koło Czasu” – nie, absolutnie nie. Fabułą i klimatem nadal bliżej mu do „Conana” niż do magnum opus Jordana, choć i magię, i miecze (no… gdzieniegdzie) oczywiście się tu znajdzie. Jordan mógł już wtedy wiedzieć, w jakim kierunku rozwinie się jego dalsza pisarska kariera – przedmowa autorstwa Harriet P. McDougal, jego żony i redaktorki, zdaje się to też sugerować.

    „Wojownikowi Altaii” daleko do złożoności powieści z cyklu „Koło Czasu”, jego fabuła jest prosta, miejscami wręcz prostolinijna – ale to dobrze. Dzięki temu książkę czyta się lekko, szybko, bez konieczności pilnowania szczegółów wydarzeń, by nie znaleźć się na rozdrożu z wrażeniem, że coś się przegapiło, jak może się to zdarzyć niektórym już choćby przy „Oku Świata”. Ta książka jest po prostu bardzo przystępna, a że zachowuje też pewne cechy szczególne stylu Jordana, to tym bardziej mogę ją polecić. Trzeba się tylko przygotować na trochę faktycznego „barbarzyństwa” w trakcie wydarzeń – cóż, tytuł i konwencja zobowiązują!

  • Nie żyje Ian Holm – aktor, który zagrał Bilbo Bagginsa w filmie „Władca Pierścieni”

    Sir Ian Holm Cuthbert urodził się 12 września 1931 roku w Goodmayes. W 1953 roku ukończył Royal Academy of Dramatic Art. Swoją aktorską przygodę rozpoczął w jednym z największych brytyjskich zespołów teatralnych – Royal Shakespeare Company, zagrał w serialu „ITV Play of the week”. W 1967 r. Ian Holm dostał nagrodę Tony za rolę Lenny'ego w sztuce „Homecoming”, a także zdobył tytuł najlepszego aktora – Nagrodę im. Laurence'a Oliviera za rolę główną w sztuce „Król Lear”. W 1979 roku zagrał w filmie „Obcy - ósmy pasażer Nostromo”. Wystąpił też między innymi w takich filmach jak „Aviator”, „Szaleństwo Króla Jerzego”, „Piąty element” i „Pan życia i śmierci”. Sir Ian Holm otrzymał nominację do Oscara jako najlepszy aktor drugoplanowy i nagrodę BAFTA za rolę w „Rydwanach ognia”, został również nominowany do Nagrody Akademii Filmowej. Tytuł szlachecki Ian Holm otrzymał w 1998 r.

    Fani fantastyki mogą jednak najbardziej kojarzyć aktora z roli Bilbo Bagginsa w filmach z serii „Władca Pierścieni”, która przyniosła mu międzynarodową sławę. Ian Holm pojawił się również w ekranizacjach powieści o Hobbicie.

    Aktor wygrał walkę z nowotworem prostaty, jednak walczył też z chorobą Parkinsona. Ian Holm zmarł 19 czerwca 2020 roku w londyńskim szpitalu, w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Miał 88 lat. O jego śmierci poinformował agent aktora w wywiadzie dla „The Guardian”.