Michał Dąbrowski - „Imię Boga”
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 686
Cena okładkowa: 39,90 zł
Nie powinno się oceniać książki po okładce, prawda? Ale co zrobić, jeśli jej wygląd sprawia, że masz ochotę wziąć ją w swoje ręce i zacząć przerzucać kolejne zadrukowane strony? Co zrobić, gdy opis powieści zachęca do zagłębienia się w treść? Jak walczyć z potrzebą poznania historii, która ma być „wciągająca niczym pilot dobrego serialu”? Nie warto się bronić – trzeba sprawdzić, czy ten ładnie zapakowany cukierek pod tytułem „Imię Boga” nie okaże się przypadkiem trudną do przełknięcia gorzką pigułką.
Już na pierwszych stronach powieści Michał Dąbrowski zabiera czytelnika do swojego niezwykłego świata i przedstawia mu w prologu wizję, która stanie się motywem przewodnim dalszych wydarzeń. Trzeba przyznać, że dziwna jest to wizja, początkowo niezrozumiała, brutalna, pełna symboli, nieznanych nam osób, wymyślnych stworzeń i dziwnych zachowań, nabierająca jednak sensu wraz z rozwojem akcji. Ale to, co dostajemy na początku powieści, znacznie różni się od historii snutej w dalszych rozdziałach. Zaraz po prologu autor „wrzuca” nas do świata wykreowanego w najdrobniejszych szczegółach, a dokładnie do Aazh – stolicy Cesarstwa, nad którym świecą dwa słońca, rozciągającego się na pół kontynentu. To właśnie to miasto pełne skrzydlatych kotów i krwiożerczych koni pociągowych stanie się sceną wielu intryg, dramatów oraz walk o wpływy i władzę. Ukazane z niezwykłą dokładnością Aazh można nawet uznać za dodatkowego bohatera powieści, wpływającego na innych i poprzez swoją infrastrukturę determinującego zachowania i decyzje.
W Aazh w najlepsze trwa walka między władzą świecką a duchową. W samym centrum tej podjazdowej wojny między Cesarzem a Kolegium Kościoła znajdzie się dwóch lekarzy, Ethon oth Oehrlingen i Lheiam Eick. Ci młodzi, ambitni medycy z pomocą swojego mistrza Thanila i jego tajemniczych mocodawców będą próbowali odkryć prawdę na temat śmiertelnej choroby zwanej krwawnicą, rozprzestrzeniającej się w Cesarstwie. Niestety, ponieważ wykorzystywane przez nich metody są zakazane, a nawet uznawane za świętokradcze, lekarze muszą działać w tajemnicy i choć zdają sobie sprawę z konsekwencji, nie przypuszczają, jakie problemy mogą z tego wyniknąć.
Losy Ethona i Lheiama splotą się z losami Loreanzzy Aveanny – współpracowniczki cesarskiego szpiega, pochodzącej z odległej Tirrei. Kobieta ma szukać informacji na temat niejakiego Enrosza, brata jej pracodawcy. Niezwykła sieć powiązań między ludźmi wywodzącymi się zarówno z przestępczego półświatka, jak i kręgów kościelnych zaprowadzi Lori do Ethona i osób wspierających jego zakazane badania. Na ich drodze stanie też pewien zakapturzony mężczyzna wypełniający wolę Boga.
„Imię Boga” to debiut pisarski Michała Dąbrowskiego, który – przyznaję – można uznać za udany. Autor zabiera nas w ciekawą podróż do jakby znajomego, ale bardzo innego świata. Na pierwszy rzut oka ten świat przypomina trochę rzeczywistość, w czasie której działała Święta Inkwizycja, heretyków paliło się na stosach, a wszelkie odstępstwa od doktryny Kościół tępił z całą stanowczością.
Zdecydowaną zaletą tej książki jest akcja, która zawiązuje się długo, ale potem rozwija się szybko i dość płynnie jak na tak rozbudowaną – liczącą blisko siedemset stron – powieść. Zawiłe wątki udaje się prowadzić konsekwentnie do rozwiązania, choć nieraz plączą się ze sobą i zazębiają. Wpływa na to styl pisarza: dojrzały, zwięzły, bez rozbudowanych metafor i opisów, ale dla niektórych być może zbyt współczesny i nieprzystający do okoliczności.
„Imię Boga” to powieść mroczna, brutalna, pełna przemocy fizycznej i psychicznej, niekiedy trudna w odbiorze, wymagająca skupienia i przeanalizowania faktów. Dzieje się tak także za sprawą narracji – trzecioosobowej, ale z ukazaniem perspektywy kilku osób.
Niestety, nie udało się uniknąć kilku rzeczy, które działają na niekorzyść tej książki. Bohaterów powieści „Imię Boga” poznajemy w konkretnym momencie, ale wiemy o nich niewiele. Informacje o ich motywacjach czy ważnych wydarzeniach z ich życia, które odcisnęły na nich piętno, musimy sami „składać” ze strzępów, które autor dawkuje nam z iście aptekarską precyzją. Krótkie wzmianki, fragmenty dialogów – to wszystko, na co możemy liczyć. Niekiedy może to irytować, zwłaszcza gdy bohater zachowuje się w nieoczekiwany sposób, a my nie wiemy dlaczego. Domyślamy się, że miało na to wpływ jakieś istotne wydarzenie z przeszłości, ale nikt nie wyjaśnia nam jakie. Irytujące pytanie „dlaczego?” towarzyszyć nam będzie nieustannie, a odpowiedzi znajdziemy zdecydowanie później niż wcześniej i często okażą się one niezbyt satysfakcjonujące. Niektóre kwestie nie zostaną wyjaśnione w ogóle.
Na tym chyba polega problem z powieścią Michała Dąbrowskiego – pisarz wykreował niezwykły, interesujący świat i ciekawych bohaterów, ale zdecydowanie nie ułatwił czytelnikowi zrozumienia, co i jak działa. Mamy dużo tajemnic do odkrycia, zagadek do rozwiązania, lecz mało faktów. Wielu rzeczy możemy się domyślać. Ale czy domyślamy się dobrze?
Ciekawie natomiast Michał Dąbrowski rozwiązał kwestię magii. Jeśli ktoś będzie chciał, na pewno tę magię dostrzeże. Ten, kto stąpa twardo po ziemi, uzna, że magia w tej książce to tylko wytwór wyobraźni bohatera, słyszącego obce głosy schizofrenika, czy efekt znacznej utraty krwi.
„Imię Boga” to też na pewno „męska” powieść. Nie znajdziemy tu nadmiernej egzaltacji czy uczuciowości. Emocji jest tyle, by wystarczyło do zrozumienia bohaterów i ich motywacji – jeśli trzeba zabijać, to się zabija, gdy trzeba leczyć, to się leczy, gdy trzeba uciekać, to się ucieka, bez zbędnego roztrząsania problemu i filozoficznych rozważań.
Te „męskie” cechy bardzo widoczne są także wtedy, gdy spojrzy się na kobiece postaci pojawiające się w powieści – są silne, pewne siebie, znają swoją wartość. Można się tylko zastanawiać, czy nie brakuje im jednak tej delikatności i uczuciowości przypisywanej kobiecej naturze.
Jeśli chodzi o stronę techniczną, to – jak wspomniałam – książka prezentuje się naprawdę ładnie. Grafika na okładce zdecydowanie zachęca do tego, by sięgnąć po powieść. Na wewnętrznych stronach znajdziemy mapki prezentujące topografię miasta Aazh oraz fragmentu kontynentu, na którym leży Cesarstwo. Znacznie ułatwia to orientację w przestrzeni miasta i podążanie za bohaterami. Jedyną wadą mojego egzemplarza książki były niepodocinane brzegi, co sprawiało, że niektóre strony były ze sobą połączone. Próba ich rozdzielenia skutkowała przeważnie rozdarciem kartki.
Otrzymaliśmy więc smacznego cukierka czy niedobrą pigułkę? Myślę, że cukierka z delikatnie gorzkim posmakiem. Jeśli ktoś szuka interesującej, powieści szpiegowsko-kryminalnej osadzonej w niebanalnym świecie, pełnej wartkiej akcji i ciekawych zagadek powinien sięgnąć po tę książkę – na pewno się nie zawiedzie. Jeśli natomiast poszukuje pełnego magii fantasy, może poczuć się zawiedzony – ale „Imię Boga” jest na tyle interesującą pozycją, że warto dać jej szansę.