D: Tu Daneł i kolejny niecodzienny wywiad. Tym razem gościmy Anię znaną jako Arashi. Witaj, moja droga. Spodziewałaś się kiedyś wywiadu?
A:Hej, ja i wywiad? Nie, skądże. Jestem takim cichym cosplayerem, coś uszyję, coś zmontuję i jest frajda. Wywiad? No, to już grubsza sprawa.
D: A jednak. Niektórych czytelników będzie zastanawiało, czemu zostałaś wybrana do Hall of Fame. „Nie pasuje tu”, „co to za ceraciara”. Sprostuję, że Arashi zdobyła pierwsze miejsce w kategorii Solowy Występ na Ryuconie 2016 *a tutaj macie*. Arashi. Nie będę ukrywać. Jesteś kawałem baby. Kawałem baby która pokazała, że można wygrać w konkkursie cosplay, nie mając rozmiaru XXS. Czy twoje początki były trudne? Opowiedz nam, jak to się zaczęło u Ani, a skończyło u Arashi.
A: O, do Hall of Fame to jeszcze daleko. Co do rozmiaru, zawsze byłam "przy kości", z kolei tworzenie strojów dla osoby mojej postury to wyzwanie. A ja lubię wyzwania. Zaczęło się od pewnego B-XmassConu, kiedy zafascynowana Burtonem postanowiłam zrobić cosplay Sally z „Miasteczka Halloween”. Byłam jeszcze wtedy całkiem zielona, nie znałam się na makijażu, wiele rzeczy robiłam "na czuja", ale ogólnie bardzo spodobał mi się fakt, że mogę być tym, kim chcę, że mogę zagrać na jeden dzień kogoś innego. A fakt, że dzięki temu mogę wystąpić na scenie, tylko zachęcał mnie do działania. Na początku zawsze jest trudno, wielu rzeczy się nie ogarnia, co opisać, co wymyślić, co dobrze wygląda na scenie, jakie materiały wybrać. Wiele dylematów i pytań zostało do dziś, nie ma tak łatwo, ale nigdy się nie bałam zaryzykować. Mam do siebie duży dystans i to bardzo pomaga.
D: Czy uważasz, że wielu cosplayerom brak tego dystansu? Różne rzeczy czyta się na grupach czy tumblrze. I różnie wychodzi, np. blackfacing albo właśnie postura danej osoby.
A: Myślę, że tak, zwłaszcza w Polsce, gdzie konstruktywna krytyka znika na rzecz hejtu i poniżania. Z drugiej strony jestem świadoma tego, że nie każdy cosplay będzie mi pasował, uważnie oglądam refki i się zastanawiam, czy da radę to zrobić tak, żeby przynajmniej było ładnie i estetycznie. Ale nie jestem ideałem, popełniam błędy, a jeśli bardzo chcę zrobić daną postać, to ją zrobię, i tyle. Wielu z nas zapomina, że cosplay to przede wszystkim dobra zabawa i sprawdzanie swoich umiejętności w różnych dziedzinach.
D: Więc jesteś z tych, co jak się uprą, to zrobią. Uważam, że to dobre podejście, jako tako zmusza ludzi do sięgania po nowe techniki i rozwija. Wiem, że twój fanpage nie jest tak do końca twój. Wraz z siostrą tworzysz duet. Czy robienie czegoś razem bardzo podnosi cię na duchu? Jak wygląda wasza współpraca?
A: Upór jest kluczowy przy tworzeniu strojów. Pamiętam, jak robiłam pierwszy wykrój sukienki i przy zszywaniu niemal się poddałam. Dałam sobie chwilę przerwy i znowu zabrałam do roboty. Duet z siostrą to niemal najlepsza rzecz pod słońcem (oprócz sorbetu z mango), rozumiemy się doskonale, dzielimy wspólną pasję i nawzajem się wspieramy. Czasem jedna drugiej „daje kopa" do roboty, Shirei nieraz pomagała mi z wszywaniem rękawów, a ja rzucam pomysłami do występów na scenie i obrabiam muzykę. Ona jest tą spokojniejszą częścią naszego duetu, a ja wręcz przeciwnie, i myślę, że to sprawia, że się potrafimy zgrać. A nic nie pomaga tak, jak osoba na której można polegać.
D: Jak to właściwie jest mieć siostrę, z którą dzielisz się pasją, fanpagem...a nawet projektami?
A: Genialnie! Każda ma inne pomysły, więc jest w czym wybierać. Czasami zarażamy się nawzajem miłością do rożnych serii, podrzucamy sobie nawzajem linki, filmiki czy pomysły. Poza tym, jesteśmy blisko siebie, więc łatwiej przećwiczyć np. układ czy wymyśloną scenkę do cosplayu. To, że mamy wspólne zainteresowania, też nas scala jako siostry i przyjaciółki. Obie też śpiewamy, co też jest mega fajną sprawą. Czasami osoby nie wierzą, że jesteśmy siostrami, co nas zawsze rozbawia.
D: To dość niesamowite. Najczęściej słyszy się, że siostry drą koty zamiast się jednoczyć. Co na to twoi znajomi, którzy w temacie nie siedzą?
A: Wielu się dziwi i szybo o sprawie zapomina, czasem rzucając jakimś zbywającym komentarzem, ale są tacy, którzy zachęcają do dalszych działań. Mam to szczęście, że obracam się w gronie ludzi kreatywnych i otwartych, więc moja pasja nie jest taka dziwna. Traktuję cosplay bardziej jako odkrywanie czegoś nowego, nowych technik, nowych materiałów i sposobów ich wykorzystania, co często przydaje się w codziennym życiu i pracy.
D: Niestety nie każdy ma tyle szczęścia co ty. Wróćmy jeszcze do Ryuconu, gdzie zawitałaś jako...?
A: Sułtanka Hurrem z serialu „Wspaniałe Stulecie”.
D: Ano właśnie. Sułtanka zabrana z rodzinnych stron by służyć u boku Sulejmana. Ze scenki, jaką pokazałaś na scenie z siostrą, wynikało, że łatwo z nią nie miał. Czemu ona?
A: Powodów było wiele, zafascynował mnie turecki serial (oglądany przez moja mamę i babcię), stroje i biżuteria aktorek, choć najważniejszą z nich jest sama Hurrem, wzorowana na postaci historycznej, Roksolanie. Wybrałam ją, ponieważ była uparta i dążyła do swojego celu, no, po trupach. Wiele przecierpiała, ale nie poddała się i miała odwagę sprzeciwić się nawet sułtanowi. Uznaje się, że pochodzi z Rohatynia, leżącym na ówczesnym terenie Królestwa Polskiego (obecnie Ukrainy), a ten fakt sprawił, że sułtanka wydała mi się bardziej swojska, nasza. Poza tym, uznałam, że nie jest to seria popularna wśród konwentowiczów, zatem jeżeli ktoś rozpozna strój, to radość i satysfakcja będzie większa.
D: Fakt, serial może nie jest na miarę „Gry o Tron”, ale jednak zebrał grono wielbicieli. Miałaś jakieś obawy związane z tym, że Ty i Hurrem macie inne kształty? A może przyjęłaś to na *ekhemn* niemałą klatę i ruszyłaś do boju niczym sama bohaterka?
A: Bardziej niż na figurę zwróciłam uwagę na jej włosy i biżuterię. Wtedy byłam jeszcze fajnym rudzielcem jak Hurrem, a mam też sentyment do rudych postaci i lubię tworzyć biżuterię. Stwierdziłam, że nie najgorzej jest z moimi kształtami, coś uwydatnić, coś zakryć, tak, żeby ogólne proporcje zostały zachowane. Trochę się obawiałam, ale bardziej tego, czy zostanę rozpoznana. Więc wzięłam strój na próbę, na Love Anime! we Wrocławiu. I odzew był pozytywny, więc stwierdziłam, że mogę zaryzykować wystąpienie na scenie.
D: I nikt nie będzie ukrywał, że to była dobra decyzja. Czy poza Ryu występowałaś na scenie?
A: Dla stroju Hurrem to był debiut, ale nie dla mnie. Cosplayem interesuję się od 4 lat i wiele razy występowałam na scenie. W kategorii solowej brałam udział dwa razy, częściej jednak biorę udział w scenkach grupowych. Wiadomo - więcej ludzi, więcej zabawy, ale też i więcej pracy, a zatem większa radość z sukcesu. A i taki mam w swoim dorobku.
D: Masz kogoś, z kim chętnie występujesz? No, siostra się nie liczy.
A: Szkoda, bo to z nią zdobyłam pierwszą nagrodę za występ grupowy. A poza tym mam kilku dobrych znajomych, ale raczej zależy to od serii, z której robimy stroje. Na pewno do takich osób mogę zaliczyć Lui, której to nawet przypadł zaszczyt grać w jednej z naszych scenek postać... drzwi. Razem wystąpiłyśmy co najmniej 3 razy. Ale ogólnie jestem otwarta na nowe osoby i znajomości.
D: Od dawna się znacie?
A: Hmm ponad rok, a poznałyśmy się właśnie dzięki wspólnemu występowi. Cieszyłyśmy się strasznie, bo była ona z serii „Avatar: Ostatni Władca Wiatru”, jak nam się wtedy wydawało, mniej popularnej. Dobrze się rozumiałyśmy na scenie jako fani serii i od tamtej pory zdarza się nam mieć wspólne projekty.
D: Planujecie coś razem jeszcze w tym roku?
A: Na chwilę obecną nie, ze względu na moją pracę i inne życiowe plany.
D: Czym zajmujesz się po za cosplayem i konwentowaniem? Czy to coś artystycznego?
A: Poza cosplayem wyżywam się artystycznie w chórze, a do tego skończyłam studia i pora na przygodę z pracą. Temat kreatywności i sztuki pozostaje, bo jestem pedagogiem z wykształcenia.
D: Oj, do tego trzeba nie lada artystycznego umysłu. Czy jeśli jest to pedagog typowo szkolny, u maluchów, to czy będziesz chciała im jakoś przekazać swoje hobby choćby w małej części?
A: Zawsze staram się zarazić moją pasją ludzi wokół, a przynajmniej chęcią tworzenia i poznawania. Moja specjalizacja jako pedagoga obejmuje dzieci niepełnosprawne umysłowo, z trudnościami, także dzieci z klas 1-3 i przedszkolaki w tzw. normie. Jednakże nie chcę poprzestawać wyłącznie na tym, mam zamiar kształcić się dalej. Skoro istnieje taka możliwość, to z chęcią z niej skorzystam.
D: Może uda ci się wyhodować nową generację cosplayerów? Kto to wie? Zapewne jak każdy cosplayer masz jakiś wymarzony strój. Zdradzisz nam, jaki czai się w twojej głowie?
A: Może nie cosplayerów, ale ludzi z pasją i otwartych na innych. Co do strojów, to mam kilka takich wymarzonych, ale na chwilę obecną jest jeden, do którego się przymierzam i chcę go zrobić porządnie. Jest to lady Oriana z dodatku do gry „Wiedźmin 3: Krew i Wino”. Deadline'u sobie nie wyznaczyłam, ale może przyszły rok, a może i później. Marzy mi się też cosplay z gry „Zanzarah”, ale tutaj postaci jest więcej i ciężko mi się zdecydować. Wiem, że na pewno z robienia strojów nie zrezygnuję.
D: Jeśli ludzie będą chcieli z tobą fotkę, to gdzie cię przy najbliższej okazji szukać?
A: Na chwilę obecną planuję być na Tsuru Japan Festival w Rybniku, gdzie będę również prowadzić część atrakcji. A potem nie wiem, gdzie mnie poniesie. Może znowu do Krakowa, kto wie?
D: Czy masz jakąś radę dla innych? Wielu naszych czytelników to cosplayerzy.
A: Przede wszystkim bądźcie sobą, próbujcie nowych technik, nie bójcie się zabierać za stroje, które uważacie za awykonalne. Kto wie, może jednak się okaże, że to wykonywanie zbroi wychodzi lepiej niż szycie? A może robienie podkładów i wymyślanie prezentacji. Nie bójcie się też pytać, jasne, zawsze ktoś się znajdzie, kto was odeśle do pewnego wujka, ale są i tacy, którzy chętnie wspomogą radą.
D: Dziękuję raz jeszcze. To była Arashi, której poczynania znajdziecie na fanpage'u prowadzonym przez nią i siostrę.