Fantastyka

  • Molly Blackwater powraca

    To nie tak miało wyglądać. Molly Blackwater powinna była bezpiecznie wrócić do domu, do rodziny i wieść spokojne życie, podobnie jak jej rówieśnicy. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z tym planem, a przyszłość Molly nie maluje się w zbyt jasnych barwach. Co przygotował dla dziewczynki przewrotny los? Tego dowiecie się z drugiego tomu cyklu „Blackwater” Nika Pierumowa, który dla Was zrecenzowaliśmy!

  • Relacja z festiwalu Confiction - Echo i pustynne krzaki z westernów

    Od kilku lat na konwentowej mapie Polski pojawia się coraz więcej wydarzeń profesjonalnych: z budżetem, porządnym marketingiem, wykwalifikowaną kadrą organizacyjną oraz z promocją skierowaną nie tylko do samego fandomu, ale i do szerszej publiczności. Imprezy takie są często inne od tych, do których przywykliśmy, co udowodnił m.in. nadarzyński Comic Con. Tym razem, w Krakowie, zorganizowano Confiction – festiwal popkultury.confictionProjekt z założenia ambitny – ale mógł taki być, gdyż zorganizowała go grupa MTP (Międzynarodowe Targi Poznańskie), a jej wielu członków to wygi znane choćby z Coperniconu czy Pyrkonu (z którego zresztą sporo czerpano, o czym napiszę później). Planowano event na około 5000 uczestników. Miesiąc przed konwentem w całym Krakowie pojawiły się bilboardy, a na przystankach także plakaty promujące wydarzenie. Również w mediach społecznościowych i w internecie widziałem trochę płatnych reklam. Czy więc organizatorom udało się osiągnąć cel? Czy rośnie nam drugi Pyrkon? I czy wyłożone pieniądze się zwróciły? Przyjrzyjmy się temu.

  • Recenzja mangi: Haruto Ryo - „Wypaczona"

    Tytuł mangi

    Wypaczona

    Nazwa Wydawnictwa

    Autor: Haruto Ryo
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 1 
    Cena okładkowa: 29,99 zł

    Każdy miłośnik Japonii prędzej czy później zetknie się z legendami wywodzącymi się z Kraju Kwitnącej Wiśni, także tymi miejskimi. Japończycy często wykorzystują motywy baśni w swojej popkulturze. W „Wypaczonej” spotykamy się z mitem o potwornej lolicie. Jest to historia o brudnej, brzydkiej dziewczynie w stroju gotyckiej lolity. Nocą błąka się po ulicach, zaczepiając mężczyzn i ciągle zadając to samo pytanie: „Czy masz siostrzyczkę?”. I w tym momencie wszystko zależy od tego, jakiej odpowiedzi pytany mężczyzna udzieli. Jeśli odpowie twierdząco, to upiorna dziewczyna zacznie go prześladować i dołoży wszelkich starań, aby zostać siostrą zapytanego. Natomiast gdy wymiga się od odpowiedzi, uratuję skórę.

    Głównym bohaterem mangi autorstwa Haruto Ryo jest Kazuki. To zwyczajny chłopak, student, który mieszka sam, ma kumpli i siostrę. W jego życiu nie dzieje się nic niezwykłego. Pewnego wieczoru młodzieniec spotyka przed swoim domem wspomnianą wcześniej lolitę z miejskiej legendy. Chłopak, pomimo niepokoju, na swoje nieszczęście odpowiada jej, że siostrę ma. Tak oto wbija gwóźdź do swojej trumny. Jaki los czeka naszego młodego bohatera? Czy jest sposób, by uwolnił się od swojego prześladowcy? Skoro to horror, to możemy się spodziewać, że happy endem ta historia się nie zakończy.

    Co można rzec o postaciach występujących w mandze? Nie ma ich zbyt wiele. Osoby ze szkoły Kazukiego nie są szczegółowo przedstawione. Główny bohater nie wyróżnia się niczym niezwykłym, nie licząc tego, że nie potrafi utrzymać porządku w wynajmowanym mieszkaniu. Na szczęście posiada bardzo sympatyczną, energiczną siostrę, która angażuje się w domowe porządki. Pierwsza połowa „Wypaczonej” koncentruje się wokół jej osoby. W końcu to rodzona siostra, z którą połączyła Kazukiego silna więź. Na pierwszy plan wysuwa się jeszcze postać negatywna, która nakręca całą historię. Jednak wolałabym nie zdradzać zbyt wiele, ponieważ stanowi ona główną przeszkodę, z którą muszą zmierzyć się bohaterowie. Oprócz wymienionej trójki pojawiają się też postacie poboczne, które nie wnoszą dużo do fabuły. Można rzec, że wypełniają kadry, aby Kazuki nie czuł się osamotniony, i robią za żywe tarcze.

    Jednak manga to nie tylko postacie, ale też elementy artystyczne. Haruto Ryo ma specyficzną kreskę, która zdradza nam od razu: „tu stanie się coś złego”. Normalne postacie rysowane są przeciętnie, choć dość realistycznie, zaś całkowicie inaczej wygląda lolita, która prezentuje się jak zjawa z upiornych filmów. Nie chodzi tutaj tylko o powłokę zewnętrzną, ale też mimikę postaci, jej zachowanie, przybierane pozy. Każdy kadr z nią krzyczy, że to istota oderwana od świata rzeczywistego. Jak wskazuje sam tytuł, jest wypaczona do krwi i kości. Można to oczywiście uznać za zaletę, bo im bardziej przeraża odbiorców, tym lepiej dla ogólnej oceny tomu. Czytelnik musi poczuć niepokój, wręcz obrzydzenie, by z ręką na sercu powiedzieć, że czytał horror. Pełne brutalności kadry dodają pikanterii oraz potrafią wzbudzić niesmak, grozę. Co tu dużo mówić, współczujemy bohaterom, którzy są barbarzyńsko, niehumanitarnie katowani. W mandze znalazły się nawet kadry o charakterze erotycznym, jednak „zatapiają” się one w tej mrocznej części  tomu. Obwoluta książki przedstawia główne zło tej historii i „mówi” prosto z mostu: lolita ma nierówno pod sufitem.

    Podsumowując, moim zdaniem „Wypaczona” jest przeznaczona dla konkretnej grupy czytelników. Dla mnie to tytuł mierny, ponieważ nie jestem zwolennikiem horrorów. Manga nawet mnie nie tyle przeraziła, co zniesmaczyła. Jeśli ktoś lubi horrory, powinien chociaż do niej zajrzeć i sprawdzić, czy przypadnie mu do gustu. To tylko jeden tomik, więc w razie czego dużo się nie straci. Miłośnicy krwawych tortur w ciasnych pomieszczeniach, gotowi przymknąć oko na brak realizmu, mogą kupować w ciemno. W tomiku dodano też dwie niezwiązane z główną historią opowieści, również dotyczące japońskich legend miejskich. Stanowią one miły bonus od autora.

  • Recenzja mangi: Saru Hashino, PSYCHO-PASS Committee - „Psycho - Pass 2"

    Tytuł mangi

    Psycho-Pass 2

    Nazwa Wydawnictwa

    Autor: Saru Hashino, PSYCHO-PASS Committee
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 5
    Cena okładkowa: 19,99 zł

    „Psycho-Pass 2” to kontynuacja tytułu „Inspektor Akane Tsunemori” i adaptacja drugiej serii anime. Powracamy do wydarzeń z zakończenia poprzedniej części – sprawa Makishimy Shougo została oficjalnie zamknięta, chociaż nie wszyscy są z tego powodu zadowoleni. Oddział Pierwszy, do którego należy Akane, przeszedł wielkie zmiany. Kougami odszedł, a zespół stracił dwóch członków. Główna bohaterka dojrzała do roli inspektor oraz dowiedziała się prawdy o Sybilli. Jednakże nowe informacje musi zachować dla siebie. Z tym „świeżym” bagażem doświadczeń przyjmuje pod swoje skrzydła nową inspektor – Mikę Shimatsuki. Młodej dziewczynie już w wieku 17 lat udaje się dostać do Wydziału Dochodzeniowego. Od razu zostaje rzucona na głęboką wodę i przydzielona do nowej sprawy. Oczywiście między nią a Akane dochodzi do spięć, których podłożem jest różnica w dostrzeganiu świata oraz inne metody wykorzystywane w pracy.

    Inspektor Tsunemori nie ma lekko, nie może sobie nawet pozwolić na opłakiwanie poległych przyjaciół. Pojawił się nowy niejednoznaczny przeciwnik – „duch”, którego skanery nie wykrywają. Na dodatek Akane zmaga się ze swoimi wewnętrznymi problemami, a unikający wzroku przeciwnik wykorzystuje to na swoją korzyść.

    Podczas lektury „Psycho-Pass 2” moja początkowa ekscytacja kontynuacją serii z każdym kolejnym tomem zmieniała się stopniowo w obojętność. Główny antagonista to wymyślne indywiduum, które stara przypominać Makishimę, ale z marnym skutkiem. Oddziałowi Pierwszemu także się obrywa, ponieważ nowi członkowie wypadają blado w porównaniu ze stałą obsadą. Są pionkami zastępczymi, nie ma z nimi wiele momentów, które mogłyby sprawić, by czytelnik poznał bliżej ich historię i zapałał do nich gorętszym uczuciem. Nowi bohaterzy zapełniają wolne wakaty w oddziale Tsunemori. Jedynie jedną z tych twarzy możemy poznać bliżej, ponieważ trzyma się blisko Akane. Starzy towarzysze naszej inspektor zostali zepchnięci na dalszy plan. Pominięto także ich rozwój po incydencie z Makishimą. Tak jakby tamte wydarzenia wcale nie miały miejsca i nie zostawiły śladu na ich psychice. Zostało to jedynie jakoś zaprezentowane na przykładzie inspektor Tsunemori, która stara się wyciągnąć wnioski z przeszłości. Całkiem na bok odsunięto sprawę odejścia Kougamiego, tak jakby nic nie znaczył dla całej drużyny (oprócz Akane).

    Fabuła od początku do końca trzyma poziom, a zwrotem akcji zaskakuje zaledwie dwa razy. Detektywistyczne spawy są rozwiązywane jedna po drugiej, a na końcu każda z nich tworzy ogniwo łańcucha wydarzeń zaplanowanych przez jednego bohatera. Dobrym posunięciem jest przedstawienie wątku wewnętrznych zmów w Biurze Bezpieczeństwa, jednak odnoszę wrażenie, że nie został odpowiednio poprowadzony i rozwinięty.

    Niestety, poziom artystyczny mocno się obniżył w porównaniu z pierwszą częścią. Kreska Hikaru Miyoshi w „Inspektor Akane Tsunemori” przyciągała wzrok i nadawała wydarzeniom klimat thrillera. Natomiast Saru Hashino nie utrzymał tego poziomu, a jego częstym zabiegiem jest pozostawianie pustego tła oraz niedopracowanego cieniowania. Kadry autora są chaotyczne, zdecydowanie nie wie, jak przeprowadzić czytelnika przez wydarzenia. Na obwolutach tomów zaprezentowana jest Akane z głównymi postaciami serii. Natomiast pod obwolutą ujrzymy okładkę, która przypomina obraz szumu z telewizora, na który naniesiono logo Wydziału Dochodzeniowego. Pierwsza strona to kolorowa kartka przedstawiająca ważnych dla linii fabularnej bohaterów.

    „Psycho-Pass 2” to obowiązkowy tytuł dla miłośników tej serii, którzy są zainteresowani dalszą drogą głównej bohaterki i polubili futurystyczną Japonię, zdominowaną przez system Sybilla. Jednakże w porównaniu z pierwszą częścią widać wyraźnie spadek poziomu i mocne „odgrzewanie” wykorzystanych schematów. Jeśli ktoś oczekuje wysokiej jakości mangi oraz dobrze połączonych wątków fabularnych, niech zastanowi się przed zakupem. W ten sposób może zaoszczędzić pieniądze, a kontynuację obejrzeć w wersji anime.

  • Mamy program Brzeskich Dni Fantastyki!

    Brzeskie Dni Fantastyki odbędą się 24 sierpnia na terenie Zamku Piastów Śląskich, Amfiteatru Miejskiego i w miejskiej bibliotece. W każdym z tych miejsc będzie można wziąć udział w różnych atrakcjach. Na uczestników czekają m.in.: prelekcje i panele na temat fantastyki, spotkania autorskie z G.F. Darwin, Andrzejem Ziemiańskim, Anną Kłosowską i Robertem Wegnerem, warsztaty tańców dawnych, pokaz fechtunku wikingów, turnieje gier planszowych i karcianych oraz koncert folk-metalowego zespołu Runika. Pełen program znajdziecie poniżej. 

  • Bachanalia Fantastyczne 2019 pod patronatem!

    Kolejna edycja darmowej imprezy w Zielonej Górze zbliża się wielkimi krokami. 33. Ogólnopolski Festiwal Miłośników Fantastyki – Bachanalia Fantastyczne 2019 odbędzie się w dniach 27–29 września. Program imprezy przewiduje mnóstwo atrakcji dla fanów gier planszowych, elektronicznych, komiksów, popkultury i fantastyki oczywiście. Nie zabraknie sesji RPG i LARP-ów. Oprócz tego, będzie można spotkać wielu ciekawych gości. Na imprezie z pewnością pojawią się Łukasz Orbitowski, Michał Gołkowski, Bartek Biedrzycki oraz Cyber Marian.

    Cały czas prowadzona jest rejestracja uczestników. Jest ona opcjonalna, jednak każdy, kto się zarejestruje, może liczyć na spersonifikowany identyfikator oraz będzie mógł zarezerwować koszulkę konwentową.

    Link do rejestracji

    logo konwentu fantastyki Bachanalia Fantastyczne 2019

  • Molly Blackwater kontra magia i stal

    magia i stalWiele ciekawych rzeczy zaczyna się od katastrofy. Tym razem Kataklizm przewrócił do góry nogami znany ludziom świat, powodując nieodwracalne zmiany – przekształcił kontynenty, przemodelował całe krainy, przesunął granice państw, a nawet zmienił bieg czasu. A jak wpłynął na życie dwunastoletniej Mollyniard Evergreen Blackwater, bohaterki powieści „Magia i stal” Nika Pierumowa? Między innymi o tym przeczytacie w naszej recenzji!

  • Relacja z konwentu: Nyskon 2019 - Konwent dla każdego?

    Coraz więcej konwentów plenerowych pojawia się w ciągu ostatnich lat. Wydarzenia w zamkach, centrach kultury, parkach czy... fortach. I nie chodzi tu o imprezy LARP-owe, bo w ich przypadku to norma. Mowa o klasycznych konwentach z programem, atrakcjami stałymi i noclegiem. Ostatnio pisałem o Wrocławskich Dniach Fantastyki, które kupiły mnie rodzinnym klimatem festynu, a dziś na tapet weźmiemy Nyskon, który odbył się w starym forcie, blisko kilometr od czegoś, co można nazwać cywilizacją. Czy konwent w takim miejscu może się udać? Gdzie właściwie był nocleg? I skąd tutaj wziąć prąd lub prysznice? wejscie na teren Fortu

  • Fantastyczny weekend w Brzegu – Brzeskie Dni Fantastyki pod patronatem!

    W brzeskim Zamku Piastów Śląskich w województwie opolskim 24 sierpnia odbędą się Brzeskie Dni Fantastyki. Chociaż impreza potrwa tylko jeden dzień, nie zabraknie mnóstwa atrakcji i gości.

    Przygotowany zostanie games room z grami planszowymi, stanowiskami komputerowymi i konsolami oraz biblioteką kultowych gier wideo. Gracze będą mogli spróbować swoich sił w turniejach, a także wziąć udział w różnego typu LARP-ach i sesjach RPG.

    Ci zainteresowani literaturą odnajdą się na spotkaniach autorskich z Robertem M. Wegnerem, Martą Kisiel, Andrzejem Ziemiańskim, Jakubem Ćwiekiem, Mileną Wójtowicz i Tomaszem Duszyńskim. Pisarze będą opowiadać o swoich planach na przyszłość, książkach i rozdawać autografy. Wśród zaproszonych gości znajdzie się także Grupa Filmowa Darwin i prowadzący kanału PoGraMy.

    Tradycyjnie nie zabraknie oczywiście sal prelekcyjnych, wystawców i wydawnictw. Uczestnicy będą mogli wziąć udział w pokazie „kuźni na żywo” i zapoznać się z Grupą Rekonstrukcji Historycznych Wiwerny, którzy zaprezentują dawne sztuki rycerskie i rzemieślnicze oraz poprowadzą warsztaty. Znajdzie się także strefa dla najmłodszych, zapewniająca animacje i warsztaty dla dzieci.

    Konwent zakończy się koncertem muzyki dawnej, a następnie w brzeskim amfiteatrze odbędzie się pokaz kina plenerowego.

    Wstęp na wydarzenie jest bezpłatny.

    Banner Brzeskich Dni Fantastyki

  • Znamy zwycięzców Nagrody im. Janusza A. Zajdla!

    Wczoraj na Polconie rozdano Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za rok 2018. Autorzy rywalizowali w dwóch kategoriach: powieść i opowiadanie.

    W kategorii „Powieść” zwycięzcą został Robert M. Wegner i jego „Każde martwe marzenie”. Za najlepsze opowiadanie uznano „Pierwsze Słowo” autorstwa Marty Kisiel

    Zajdel 2018

  • Między prawdą a fikcją

    ostatni prorokJesteś tylko obserwatorem. Nie istniejesz, a jednak egzystujesz. Nie masz na nic wpływu. Podróżujesz tylko od wspomnień do wspomnień, nie mogąc ani umrzeć, ani w pełni żyć... Niezbyt kusząca perspektywa? Wybierzcie się z nami w czytelniczą podróż po kartach powieści „Ostatni prorok” Marcina Kiszeli i przekonajcie się, co jest prawdą, a co tylko fikcją. Recenzję książki znajdziecie tutaj.

  • Tegoroczny Arkhamer nie odbędzie się!

    Arkhamer to konwent o tematyce fantastycznej odbywający się w Kaliszu od 2015 roku i z każdą kolejną edycją przyciągający coraz więcej fanów fantastyki. Tegoroczna, niezapowiedziana edycja konwentu nie dojdzie jednak do skutku z powodu licznych problemów z organizacją imprezy. Organizatorzy zapewniają, że zeszłoroczna edycja nie była ostatnią i Arkhamer z pewnością powróci w przyszłości.

    Banner konwentu Arkhamer

  • Recenzja książki: Miroslav Żamboch „Bakly. Szukając śmierci. Tom 1”

    Tytuł książki

    Miroslav Żamboch - „Bakly. Szukając śmierci. Tom 1.”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 506
    Cena okładkowa: 44,90 zł

    Wygląda na to, że uniwersum znane z przygód Koniasza ostatecznie rozstało się ze swoim tytułowym bohaterem – „wrażliwy zabijaka” doczekał się wreszcie stanowiska i bez większego zaangażowania steruje wydarzeniami zza kulis, a rezultaty jego działań obserwujemy od kilku powieści oczami kogoś innego. Bakly może i jest dużo prostszą postacią, trzeba jednak przyznać, że traktujące o nim historie potrafiły zaangażować i dać sporo rozrywki komuś, komu odpowiada specyficzny styl Miroslava Żambocha. „Bakly. Szukając śmierci” to kolejna opowieść o „zabijace niewrażliwym” i zarazem okazja, by zanurzyć się w niezwykłym świecie wykreowanym przez pisarza z Moraw. I w samą porę – wydaje się bowiem, że zbliża się coś dużego…

    Grafzatza jest jednym z największych miast Imperium Crambijskiego. To prawdziwy nadmorski klejnot, stolica lokalnego handlu i istny tygiel, w którym sprzeczne dążenia wielu zwaśnionych stronnictw wciąż i wciąż owocują krwawymi konfliktami odbywającymi się pod fasadą dobrobytu i splendoru. Do tego jakże barwnego i malowniczego miejsca przybywa Bakly. Zmęczony życiem awanturnik ma jeszcze jedną rzecz do zrobienia, jedyny cel, który powstrzymuje pragnienie śmierci. Jego przybrana córka jest teraz agentką tajemniczego Księcia, którego wolą jest stworzenie stałego przyczółka w trzewiach miasta – pozując na dziedziczkę bogatego barona z prowincji, Zuzanna narazi się wielu osobom, a jeśli ktokolwiek dowie się o jej prawdziwej misji, grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Bakly nie wcieli się jednak w rolę prostego ochroniarza – zamiast tego, chcąc wywołać nieco zamieszania i odciągnąć uwagę wroga, wypowie właściwie jednoosobową wojnę półświatkowi Grafzatzy.

    Jednak to nie wszystko. Znany z poprzednich części czarodziej Janick nieco awansował w szeregach klanu Rumelkowego. Obecnie jako jego Wielki Mistrz bada zapomniane sekrety magii. Po setkach lat od wielkiej wojny, która spustoszyła świat i sprawiła, że tajemna sztuka wydawała się stracona na zawsze, przybywa ludzi obdarzonych zdolnościami jej kształtowania. Gdy kolejny wielki konflikt wstrząśnie posadami świata, młody, ambitny czarownik chce być pewny, że jego klan będzie na to gotowy. Nie jest to jednak łatwe zadanie – wśród doświadczonych magów ledwie wyrostek nie wzbudza szacunku ani lojalności, nie brakuje też takich, którzy chętnie zajęliby jego miejsce.

    Jak sugeruje powyższy opis, fabułę „Szukając śmierci” śledzimy oczami kilkorga bohaterów. Akcja przenosi się od jednego do drugiego naprzemiennie pomiędzy rozdziałami, gdzieniegdzie demonstrując jeszcze wątki poboczne – w tym pracującego na zlecenie Janicka szpiega i zabójcy Grumana, a także dziwną istotę, efekt jakiegoś pokręconego eksperymentu, która stopniowo rozrasta się w podmiejskich kanałach, ucząc się i odkrywając nowe rezerwy świadomości wraz z kolejną upolowaną ofiarą. W powieści dzieje się więc dużo – ani przez chwilę nie miałem jednak wrażenia, że omawiane wątki się ze sobą nie łączą. Przeciwnie, służy to budowaniu wrażenia, że w Grafzatzy rzeczywiście ma miejsce coś, co na zawsze odmieni losy świata.

    Sposób prowadzenia narracji zmienia się w zauważalny sposób w zależności od tego, o kim opowiada dany rozdział. Fragmenty poświęcone Bakly’emu cechuje narracja pierwszoosobowa, podlana typową dla tej postaci dozą wisielczego humoru, których nie uświadczymy, na przykład, w rozdziałach o Janicku. Te utrzymane są w znacznie poważniejszym tonie, a ciągłe snucie przypuszczeń dość skutecznie portretuje tę postać jako niepewnego własnej pozycji paranoika. Zuzanna jest intrygantką – najwięcej opisów związanych z lokalną polityką i zależnościami między poszczególnymi stronnictwami znajduje się właśnie we fragmentach tekstów skupionych na niej. Istnym majstersztykiem były, moim zdaniem, fragmenty poświęcone rzeczy w kanałach. Opis powoli rodzącej się nowej, obcej inteligencji był dokładnie taki, jaki powinien być – to znaczy bardzo, bardzo niepokojący.

    Można powiedzieć, że w „Szukając śmierci” widzimy Żambocha u szczytu formy. Misterna konstrukcja fabuły, ciekawie zaplanowane wątki wraz z ich bohaterami i płynne, ewokatywne opisy sprawiają, że czas spędzony na lekturze płynął mi szybko i przyjemnie. Jak u tego autora bywa, wszystko okraszone zostało przemyślanymi, widowiskowymi sekwencjami starć, które, wraz z okazjonalnym, niewymuszonym humorem sytuacyjnym sprawiły, że napięcie dawkowane było niezwykle umiejętnie. Jedyne, co mi przeszkadzało – to zakończenie.

    Jest ono po prostu frustrujące. Podobnie jak wcześniejsze powieści Żambocha wydane nakładem Fabryki Słów, takie jak „Krawędź żelaza” czy „Wilk samotnik”, również „Szukając śmierci” zaplanowano na co najmniej dwa tomy. Jednak wybór miejsca, w którym kończy się tom pierwszy, wydaje mi się co najmniej dziwny. To pewne, że przy takiej konstrukcji część wątków musiała pozostać niedomknięta – jednak tutaj zwyczajnie nic nie zapowiadało, że zbliżamy się do końca. Nie miało miejsca żadne wielkie wydarzenie, które postawiłoby całą sytuację na głowie, wszyscy bohaterowie nadal wydają się przygotowywać do czegoś dużego… Co zwyczajnie nie następuje. Powieść wydaje się po prostu ucięta, na dodatek nie w jakimś kluczowym momencie, którego rozwiązanie mogłoby podsycać zainteresowanie ciągiem dalszym.

    Ostatecznie nie wiem, co powiedzieć o „Szukając śmierci”. Zdecydowanie jest to bardzo dobry tekst swojego autora, który czyta się przyjemnie – ale pozbawiony puenty wydaje się tracić sens. Z pewnością premiera drugiego tomu w końcu zmaże to przykre wrażenie, jeśli całość utrzyma aktualny poziom, jednak na chwilę obecną ciężko go nazwać satysfakcjonującą lekturą. Z niecierpliwością będę jednak czekać na ciąg dalszy – co chyba świadczy o tym, że mimo wszystko warto.

  • Relacja z Wrocławskich Dni Fantastyki 2019 – Bez szaleństw

    5 sierpnia Centrum Kultury „ZAMEK” mieszczące się w leśnickim pałacyku po raz kolejny uraczyło nas klimatyczną imprezą – Wrocławskimi Dniami Fantastyki 2019. Pierwsza edycja WDF odbyła się w 2004 roku, tak więc tegoroczna była już piętnastą. Jak myślicie, dorównała swoim poprzedniczkom czy może je przebiła? Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów, zapraszam do rozwinięcia.

  • Wstępny plan atrakcji Polconu już dostępny!

    Organizatorzy Polconu, który odbędzie się w dniach 8-11 sierpnia 2019 roku w Białymstoku, udostępnili pierwszą wersję planu imprezy. Przewidziano wiele atrakcji, w tym prelekcje, konkursy oraz warsztaty. Na szczególną uwagę zasługuje Gala Nagrody im. Janusza Zajdla oraz Forum Fandomu.

    Organizatorzy na bieżąco przesyłają e-maile z potwierdzeniem przyjęcia punktów programu. Proszą też o sprawdzanie folderów ze spamem. Informacje o odrzuconych zgłoszeniach pojawią się w przyszłym tygodniu, czyli od dnia 29 lipca 2019

    Program atrakcji związanych z grami komputerowymi, bitewnymi, RPG oraz blokiem dla dzieci, jest nadal w budowie. W ciągu paru tygodni rozkład zostanie rozszerzony o wspomniane elementy oraz godziny dyżurów autografowych.

    logo konwentu fantastyki Polcon

  • Wywiad z pisarzem - Miroslav Žamboch

    miroslaw zamboch

    Miroslav Žamboch

    Rok urodzenia: 1972
    Miasto pochodzenia: Hranice (Czechy)
    Rok pierwszej wydanej książki: 2005
    Fanpage: Miroslav Žamboch

     

     

     

    Wywiad

    Kiedy rozmawialiśmy przed dwoma laty przyznał Pan, że w świecie Koniasza i Bakly'ego zanosi się na wielką wojnę, wielki konflikt. Wywiad odbywał się przed polskim wznowieniem powieści „Czas Żyć, Czas Zabijać”. Teraz polscy czytelnicy otrzymają „Szukając Śmierci”, jednak już poprzednia książka układała te figury na globalnej szachownicy. Proszę zdradzić – czy w najnowszej powieści doczekamy się wybuchu tej zapowiadanej, wielkiej wojny?

    Gdybym miał określić, gdzie na osi czasu znajduje się „Szukając Śmierci”, byłoby to zaraz przed rozpoczęciem Wielkiej Wojny. Tajne stowarzyszenia, klany skrytobójców i komanda partyzantów walczą ze sobą w ukryciu, ale armie nie przekroczyły jeszcze granic.

    Bakly i Koniasz towarzyszą polskim czytelnikom już od ponad dekady i przez ten czas mieliśmy okazję podziwiać ewolucję tych postaci. Koniasz przestał być tylko zabijaką, wiemy z pośrednich źródeł, że objął pewną, powiedzmy, polityczną funkcję. Z kolei Bakly'ego poznaliśmy jako mordercę-pijaka, marzącego tylko o samobójstwie. Teraz jednak wiemy, że ten osiłek ma po co żyć. Czy ewolucja tych bohaterów nastąpiła naturalnie czy też od początku miał Pan plan właśnie na taki rozwój wypadków?

    Szczerze mówiąc, na początku nie miałem dla nich konkretnego planu. Zacząłem pisać o nich w pewnym konkretnym momencie ich życia, wyposażonych w bagaż doświadczeń, które ukształtowały ich i uczyniły wyjątkowymi. W toku każdej historii Bakly i Koniasz zmieniali się i rozwijali. Mam nadzieję, że czytelnicy również zauważyli ewolucję tych postaci w powieściach i opowiadaniach. Oczywiście niektóre wydarzenia, które ich zmieniły, nigdy nie zostały opisane…

    W każdej kolejnej powieści nakreśla Pan coraz większy obszar prezentowanego świata, nie tylko geograficznie, ale też gospodarczo i politycznie. Skąd taka potrzeba jak największego kształtowania realiów? Czy są to elementy, które uznaje Pan za niezbędne dla fabuły, czy też kreśli je Pan po to, by czytelnik miał poczucie wiarygodności, realizmu tego świata?

    Mówię (czy raczej piszę) o świecie tylko dlatego, że wymaga tego opowieść. Wszystko, co się wydarzy, jest konsekwencją politycznej i społecznej interakcji grup , jednostek i ich osobistych wyborów. Osobiście nie lubię (lub po prostu nie czytam) historii, w które nie mogę uwierzyć. Moje muszą być choć trochę prawdopodobne… nawet kiedy ich częścią jest magia. Próbuję więc dzielić się tym podejściem z moimi czytelnikami.

    Każda z opowieści o Koniaszu i Baklym jest zamkniętą całością, włącznie ze zbiorami opowiadań, z których można wybrać dowolne i cieszyć się prezentowaną fabułą bez znajomości pozostałych. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na taki zabieg?

    Według mnie to kwestia gustu. Sam wolę opowieści złożone i tworzące zamkniętą całość. Kiedy istnieją w nich nawiązania do innych historii, są one tylko dodatkiem w postaci związków między postaciami, powiązań z innymi czasami, opowieściami i ludźmi w moim świecie. Tak właściwie bardzo podobają mi się takie powiązania między odrębnymi historiami.

    Na sam koniec, proszę wybaczyć ale polscy czytelnicy nie darowaliby mi, gdybym nie zadał tego pytania: czy można się spodziewać kontynuacji „Łowców”? Jest to jedna z najpopularniejszych Pańskich powieści w naszym kraju i czytelnicy przy każdym wznowieniu o nią dopytują. A może są inne historie, które chciałby Pan pociągnąć dalej? Opowieść o R.C.? „Wojna Absolutna”?

    Napisałem już ponad sto stron drugiej części „Łowców”, jednakże jest to kompletnie inna historia o wojnie między dinozaurami a ludzkością. Pierwsza część była lekka, optymistyczna. Druga byłaby znacznie mroczniejsza, zabójcza. Nie jestem pewien, czy powinienem łączyć dwa tak odmienne podejścia. Obecnie pracuję nad powieścią o roboczym tytule „Living Weapons”, której akcja rozgrywa się w świecie „Sierżanta”. Jest ona znacznie bardziej złożona, jeśli chodzi o zawartą w niej informację o świecie, więc jeszcze nie wiem, jak się skończy. Ale myślę, że fajnie będzie czytać o walkach między czarodziejami a magicznymi stworzeniami z użyciem amunicji przeciwpancernej i materiałów wybuchowych… :-)

    Wydane dotychczas pozycje (w chwili publikacji wywiadu):

    Pojedyncze powieści:

    • Sierżant (czes. Seržant) (2005)
    • Mroczny zbawiciel t. I (2008) i II (2009)
    • Wylęgarnia. Śmierć zrodzona w Pradze (czes. Líheň Smrt zrozená v Praze) (2009)
    • Wylęgarnia 2. Królowa śmierci (czes. Líheň 2 královna smrtí) (2009)
    • Łowcy (czes. Predátoři) (2010)
    • Percepcja (2013)
    • W służbie klanu (czes. Ue Službách Klanu) (2014)
    • Wojna absolutna (2016)
    • Ostatni bierze wszystko (2017)
    • Zakuty w stal (2017)

    Cykl o Baklym:

    • Bez litości (czes. Bez slitováni) (2006)
    • Czas żyć, czas zabijać (czes. Čas žít, čas zabíjet) (2012)

    Cykl o Koniaszu:

    • Na ostrzu noża, t. I i II (2007)
    • Krawędź żelaza t. I (2007) i II (2008)
    • Koniasz. Wilk samotnik t. I i II (2010)

    Cykl o agencie JFK:

    • JFK 1 - Przemytnik (czes. Pašerák ), (wspólnie z Jiřím Procházką)
    • JFK 2 - Nie ma krwi bez ognia (czes. Není krve bez ohně), (wspólnie z Jiřím Procházką)
    • JFK 3 - Miecz i tomahawk (czes. Meč a tomahawk), (wspólnie z Jiřím Procházką)
    • JFK 4 - Armie Nieśmiertelnych (czes. Armády nesmrtelných), (wspólnie z Jiřím Procházką)
    • JFK 6 - Ze śmiercią za plecami (czes. Se smrtí v zádech)
    • JFK 7 - Płonące Anioły (czes. Hořící andělé)

    Źródło: Wikipedia

  • Recenzja książki: „Ja, legenda"

    ja legenda

    ,,Ja, legenda"

    fantazmatyWydawnictwo: Fantazmaty
    Liczba stron: 800
    Cena okładkowa:  0 zł

    „Ja, legenda” to zbiór dwudziestu pięciu opowiadań, które są antologią zamykająca konkurs przeprowadzony pod okiem redakcji Fantazmaty na portalu fantastyka.pl. Wszystkie opowiadania łączy tylko jedno słowo: legenda. Bo w końcu co innego mogłoby łączyć człowieka, który zniknął, barda, czarodzieja uzdrowiciela i kolonię Marsjan, jeśli nie krążące o nich legendy?

    Sięgając po zbiór, otrzymujemy prace dwudziestu pięciu autorów i dwadzieścia pięć różnych stylów pisarskich. Taki układ bardzo urozmaica czytanie. Oznacza to cały wachlarz postaci, światów i tematów w jednej książce. Opowiadania różnią się od siebie często wręcz skrajnie, co sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są tu bowiem opowieści będące typowym science fiction, na przykład „Zakrzywienie czasozefiru Kamili Kulig , jak i te, które przenoszą czytelnika w świat szeroko pojętego fantasy – „Nowy gracz na rynku many” Sylwii Finklińskiej czy „Siódmy dzień” Michała Woźnego.

    Urozmaicony jest też charakter dzieł. Znajdziemy tu takie pozycje, przez które dreszcze przebiegają po plecach, jak i wywołujące uśmiech na twarzy. Wiele z opowiadań czyta się bardzo przyjemnie i z przekonaniem mogę powiedzieć, że czas spędzony przy nich nie był stracony. Łatwo zrozumieć bohaterów i utożsamić się z nimi. Poziom kreacji postaci jest bardzo wysoki. Nie są oni płytcy, mają swój charakter, problemy, a ich dalsze losy wywołują ciekawość. Jest to dobra pozycja do czytania w tzw. międzyczasie. Opowiadania są stosunkowo niedługie i podzielone na części, nie jest zatem problemem przerwanie lektury. W pewnych momentach wręcz musiałam ją przerwać, by poukładać sobie w głowie wszystkie wydarzenia. Nie tak łatwo jest skakać pomiędzy rozmaitymi światami bez tej chwili wytchnienia, która między innymi sprawi, że nie będziemy mylić postaci i wątków. Przy dłuższym czytaniu zdarzało mi się łapać na tym, że nie wiedziałam już, który bohater pochodzi z której historii. Co prawda można poznać zaledwie fragmenty rzeczywistości, ale dalszy bieg zdarzeń wzbudzał we mnie ciekawość i niekiedy było mi naprawdę przykro, że to już koniec.

    Dla mnie największy urok posiadają opowiadania „Szósta minuta na językach” Krzysztofa Matkowskiego i „Babel z moich snów” Alicji Janusz, w których głównym motywem jest magia. Pierwsze z opowiadań przedstawia historię czarodzieja, który szuka pomocy u dawnego druha po tym, jak ktoś próbował wrobić go w serię zabójstw. Przyjemny styl pisarski, ciekawa fabuła i kryminał w tle sprawiły, że ta pozycja momentalnie stała się moją ulubioną i pozostała nią do końca. Podobnie było z dziełem Alicji Janusz. „Babel z moich snów” przeczytałam z zapartym tchem. Główna bohaterka, będąca uczennicą barda, stara się wykorzystać swój talent do iluzji, by uratować starego kupca przed przemianą w demona. W tym przypadku narracja prowadzona jest z perspektywy młodej uczennicy, więc wraz z nią odkrywamy początkowo tuszowane fakty i łączymy ze sobą w zupełnie nowe wątki. Jest to świetny przykład na to, że każda sytuacja może mieć drugie dno.

    Trzeba przyznać, że uczestnicy konkursu dali z siebie wszystko. Każde opowiadanie skłania do zastanowienia się nad tym, kim lub czym dla czytelnika jest owa „legenda”, co tak naprawdę trzeba zrobić, by się nią stać i jak ona powstaje. Nie zabrakło tu mrocznych wizji i przemyśleń, które zaprezentował chociażby Michał Brzozowski w opowiadaniu „Dzwoneczek i Klub Solipsystów”. Laureaci starali się pokazać swój punkt widzenia w jak najoryginalniejszy sposób i wpletli w dzieła cząstki siebie, co można odczuć podczas czytania. Kilku z nich pokusiło się o nawiązanie do współczesnych czasów w sposób bardziej lub mniej otwarty. Wyszukiwanie takich smaczków dodatkowo umila czytanie.

    Minusem jest, że to prace konkursowe, co oznacza, że autorzy musieli zmieścić się w określonym limicie słów. W związku z tym niektórzy z nich mocno spłycili historię. Coś, co mogłoby być ładnie i ciekawie rozpisane na jeszcze kilka stron, zamknięte zostało w dziesięciu ostatnich zdaniach, jak to miało miejsce w „Clean up & Go” Michała Pięty. To odbierało satysfakcję z czytania i sprawiało, że zakończenie okazywało się rozczarowujące. Ponadto tak szybkie zamknięcie akcji zostawiało za sobą kilka niedomówień, których nie dało rady nie zauważyć. Zdarzały się też pozycje stworzone przez pisarzy z ciężkim piórem. Niekiedy odnosiłam również wrażenie, że autor usilnie stara się wydłużyć tekst, dorzucając tyle „zapychaczy”, ile tylko mógł. Wówczas czytanie zdawało mi się niezwykle męczące.

    Uważam, że „Ja, legenda” zalicza się do tych z kategorii średnich. Wciągające historie przeplatają się z tymi męczącymi, napisane z lekkością z tymi cięższymi, pięknie prowadzona fabuła następuje po takiej zupełnie zagmatwanej. Mam nadzieję, że debiutujących tu autorów jeszcze spotkamy, być może już w dłuższych formach.

  • Sabat Fiction-Fest pod patronatem!

    Góry Świętokrzyskie znane są z licznych historii i legend. Słowianie oddawali tu cześć bogom, a czarownice spotykały się w trakcie sabatów na Łysej Górze. 16-18 sierpnia już nie na terenie gór, ale w budynkach Targów Kielce wszystkie słowiańskie podania i legendy ożyją dzięki Sabat Fiction-Fest, ponieważ to właśnie one będą motywem przewodnim festiwalu.

  • Recenzja książki: Arkady Saulski - „Serce Lodu”

    Serce Lodu

    Arkady Saulski - „Serce Lodu”

    Fabryka SłówWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 341
    Cena okładkowa: 39,30 zł

    Muszę przyznać, że darzę szczególną sympatią książki, które już z zarysu fabuły z czymś mi się kojarzą. Czasem nie jest to nawet jakiś konkretny motyw, wystarczy wrażenie, że jest w tym coś, co gdzieś już zostawiło po sobie przyjemne wspomnienia – i czytanie od razu zaczyna się milej. Coś było takiego w „Sercu Lodu” Arkadego Saulskiego, co przywiodło mi na myśl parę elementów z lubianych, ale już zapomnianych dzieł fantastycznych, raczej filmowych niż książkowych, i chociaż żadne z tych skojarzeń nie było zapewne intencją autora, to zadziałały bardzo dobrze. Resztę zrobiła ciekawość tego, jak autor znany dotąd z powieści utrzymanych w klimacie science fiction poradził sobie z przeskokiem do przeciwnej strony spektrum fantastycznego.

    Na krańcach znanego świata coś się dzieje. W Cesarstwie Orlanu rządzonym przez młodą cesarzową, dopiero budującą swój autorytet i pozycję, takie informacje budzą szczególny niepokój. Wśród dzikich plemion mają miejsce dziwne zdarzenia – bo jak wytłumaczyć fakt, że te dotąd zaangażowane dotąd w walki między sobą grupy nagle jednoczą się i nacierają z desperacką odwagą na cywilizowane miasta? Mówi się, że prowadzą ich szamani, a w ich szeregach kroczą stworzenia, które nie powstały w sposób naturalny. Mówi się, że magia powróciła, ale w zupełnie niewłaściwe ręce. Stać za tym może tajemniczy artefakt, Serce Lodu, o którym, poza mglistymi wzmiankami, nie ma właściwie żadnych informacji. Wyścig o to, kto pierwszy odnajdzie tajemniczy przedmiot – o ile jest on przedmiotem! – rozpoczyna się, a czytelnik będzie go śledził z punktu widzenia dwójki bohaterów – kapłana Setha oraz Erina Brinora, mordercy uratowanego od śmierci na stryczku właśnie dla tej karkołomnej misji.

    Ksiądz i skazaniec, wplątani w grę o wpływy pomiędzy władzą świecką a kościelną, wysłani zostają na koniec świata, by odnaleźć coś, czego właściwie nikt nie widział, ale wszyscy rwą się, by się o to zabijać. W świecie, w którym magia wygasła dawno temu, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia, powrót mocy ożywiającej wygasłe glify zdecydowanie oznacza zmianę w równowadze sił. Rzecz wydaje się bardzo polityczna, ale nic bardziej mylnego – mija chwila i bohaterowie są już „na miejscu”, w Torvos, gdzie rozpoczyna się właściwa akcja. A zaczyna się szybko, z przytupem i od razu widać, że nie tylko nie będzie łatwo, ale wręcz gorzej, niż obaj panowie mogli przypuszczać. Przyjdzie im spotkać nie tylko hordę magicznie wynaturzonych barbarzyńców, ale i ludzi, którzy nie do końca przyjaciółmi są, choć bardzo chcieliby się nimi nazywać. A na końcu drogi ma czekać przecież skarb o niewyobrażalnej mocy.

    Bardzo podoba mi się to, jak autor poradził sobie z konstrukcją magii w świecie przedstawionym. Jest ona bowiem tak minimalistyczna, jak się tylko da: moc działa, ale nie wiadomo jak. Wszystko sprowadza się do glifów (glif jest czymś w rodzaju złożonego symbolu), które niegdyś straciły moc. W Cesarstwie Orlanu są domeną klasztorów, gdzie bada się i przechowuje pamięć o nich. Podobnie ma się rzecz z rozruchami na południu – właściwie niewiele o nich wiadomo poza tym, że mają miejsce. To dużo niewiadomych jak na jedną książkę, dlatego też początek powieści wydaje się kreślony niepewnie – im dalej jednak, tym lepiej. Chociaż niekoniecznie niewiadome staje się wiadomym, to plotki zastępuje twarda rzeczywistość – a z taką da się już pracować.

    Zdecydowanie lubię obu bohaterów. W tym przypadku widać też postęp warsztatowy autora w stosunku do powieści z „Kronik Czerwonej Kompanii” – panowie są skonstruowani solidnie, posiadają mocno nakreślone osobowości, różnią się w sposobie działania i patrzenia na świat, i chociaż mogą się nie lubić, to jednak stanowią dobry zespół. Bardzo spodobał mi się także wątek Boghny, jej przeszłości i to, jak rozwija się jej relacja z Erinem. Jest ona nakreślona w tak nienachalny, niedosadny sposób, że po prostu wypada naturalnie – o co trudno ostatnimi czasy. Tu nie ma cudów, pierwszych wejrzeń, wyjątkowości „bardziej niż bardziej” czy wzlotów i upadków – jest za to niewypowiedziana nić porozumienia pomiędzy dwojgiem ludzi w ciężkich czasach.

    Czy coś mi się nie podobało? Wspomniałam o niepewnym początku – postać cesarzowej Natalii jawi mi się tutaj jako właśnie element nienaturalny, paradoksalnie bardziej niż glificzna magia. Może to kwestia przedstawienia jej jako osoby posiadającej ogromną władzę pomimo młodego wieku, przez co ona sama nie czuje się jeszcze pewnie w swojej roli – choć zdecydowanie dobrze wychodzi jej utrzymanie pozorów – a może pewien dystans, jako towarzyszy jej rozmowom z innymi bohaterami. Zdecydowanie byłabym chętna te lody przełamać i dowiedzieć się więcej na jej temat, choć oczywiście wiem, że nie ona miała w tej historii grać pierwszych skrzypiec. Natalia Nasena przypomniała mi inną władczynię, również zlecającą bohaterowi podobnie trudną misję – królową z filmu „Źródło” Darrena Aronofsky'ego (The Fountain, 2006) – właśnie ze względu na jej charakterystyczny majestat. Trudny do przełknięcia wydał mi się za to wstęp – scena, sama w sobie bardzo nastrojowa, jednak będąca topornym nawiązaniem do growego Diablo 2, a ściśle: intra do dodatku Lord of Destruction. Czy na pewno była ona potrzebna? Powieść broni się klimatem i bez tego, da się też w niej wyczuć echa tej i paru innych gier, które z pewnością przyniosły niejedną inspirację w trakcie pisania.

    Spośród książek Fabrycznej serii „Polskie Fantasy”, które dane mi było przeczytać, „Serce Lodu” jest jednak najlepszą. Wyróżnia się zdecydowanie lżej prowadzoną narracją i większą dynamiką akcji, choć nadal zachowuje mroczny klimat przystający do reszty tytułów. Piękna oprawa i dwie kolorowe mapy wewnątrz świetnie ją uzupełniają, ilustracje Jana Marka idealnie wpasowują się w nastrój. „Serce Lodu” jest zaś pełną akcji i tajemnic powieścią, w której pobrzmiewają echa Warhammera Fantasy czy nawet wspomnianego Diablo.

  • Recenzja książki: Brandon Sanderson „Do gwiazd”

    Tytuł książki

    Brandon Sanderson - „Do Gwiazd”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Zysk i S-ka
    Liczba stron: 606
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    W odległej przyszłości niedobitki rasy ludzkiej muszą kryć się pod powierzchnią pustynnej planety gdzieś na obrzeżu wszechświata. Detritus, bo taką nazwę nosi glob, otacza imponująca powłoka kosmicznego złomu. Za warstwą szczątków i wszelkiego śmiecia czyha wojenna flota obcych, zwanych przez ludzi Krellami. Krelle od pokoleń już przypuszczają regularne ataki na jedyny obiekt, jaki ludzie zbudowali na powierzchni – bazę myśliwców, postawioną wspólnymi siłami wszystkich klanów. Jeśli jeden bombowiec prześlizgnie się przez ludzkie linie obrony, przepadną wszelkie wysiłki, jakie ludzkość podjęła, by podnieść się z gruzów. Piloci myśliwców uważani są za bohaterów narodu, zaś ci, którzy po raz pierwszy wydali Krellom zwycięską bitwę pięćdziesiąt lat temu, noszą tytuł Pierwszych Obywateli i otaczani są powszechną czcią. Wszyscy oprócz jednego… Panie i Panowie, Brandon Sanderson i jego nowa młodzieżowa powieść science fiction – oto „Do gwiazd”.

    Spensa „Spin” Nightshade ma siedemnaście lat, a jej największym marzeniem jest zostać pilotem, tak jak jej ojciec. Marzenie to jest właściwie niemożliwe do spełnienia – stary Zeen Nightshade, najdzielniejszy człowiek, jakiego znała mała Spin, także walczył w bitwie o Altę… i zginął w niej, zestrzelony jako dezerter i tchórz, okrywając hańbą całą rodzinę. Jego córka nie ma jednak zamiaru poddać się bezlitosnemu systemowi, którego narzędzia chętnie dzielą ludzi na lepszych i gorszych. W ostatni dzień szkoły przystępuje do egzaminu, który ma zagwarantować jej miejsce w Akademii. Test okazuje się ustawiony w taki sposób, by uniemożliwić dziewczynie napisanie go. Spensa nie może w to uwierzyć, w oślim uporze zostając w sali egzaminacyjnej aż do nocy. Jej determinacja imponuje Cobbowi, dawnemu towarzyszowi Zeena, obecnie szkolącemu młodych pilotów. Na przekór decyzji pani Admirał, Cobb postanawia dać szansę córce tchórza.

    Brandon Sanderson, oprócz kilku cykli fantasy z ogromnym rozmachem osadzonych w wieloświecie Cosmere, ma na koncie także powieści młodzieżowe („Rytmatysta” czy trylogia „Mściciele”, by wymienić tylko parę z nich). I chociaż we wszystkich jego utworach czuć tę nieskrępowaną niczym radość z tworzenia nowych, interesujących światów i sytuacji, akurat w tej konkretnej kategorii da się dostrzec pewien powielający się schemat. I tutaj mamy nastoletnią bohaterkę, która przeżywa problemy i dylematy typowe dla swojego wieku, choć nieco zniekształcone przez soczewkę niezwykłego świata, który ją otacza. Spensa, podobnie jak bohaterowie pozostałych powieści, jest outsiderką, najbardziej definiującą ją cechą jest jej wielkie marzenie, a jednym z najważniejszych wątków w powieści będzie próba pokonania ograniczeń, które stoją na drodze do jego zrealizowania – osadzona na tle wielkich wydarzeń zmieniających świat wokół. Obowiązkowo musi pojawić się barwna, choć niekoniecznie liczna grupka znajomych i przyjaciół, wśród których, co ciekawe, zawsze można znaleźć co najmniej jedną dziewczynkę o niewyparzonej gębie (w tym wypadku to sama Spensa) oraz jednego geniusza, który niezbyt dobrze radzi sobie w sytuacjach towarzyskich (tutaj Rodge). Koniecznym dodatkiem jest wątek romansowy, choć tutaj raczej zasugerowany w finezyjny sposób niż pokazany otwarcie, w taki sposób, że nie przeszkodzi nawet czytelnikom reagującym alergicznie na wszelkie umizgi. Podobieństwa te nie są zarzutem – gatunek young adult rządzi się przecież pewnymi utartymi prawidłami – zwłaszcza że Sanderson, co też jest w przewrotny sposób typowe dla niego, zawsze znajduje sposób, by twórczo bawić się oczekiwaniami czytelnika.

    Na przestrzeni wielu powieści tego autora widać postępy, które poczynił w kreowaniu ciekawych postaci. W „Do gwiazd” może i dochodzi do odtworzenia pewnych typowych dla gatunku schematów, ani razu nie miałem jednak wrażenia, że bohaterowie ograniczeni są tylko do roli, jaką muszą spełnić w historii – każdy z nich ma przynajmniej jeden element, który czyni go kimś więcej. Jorgen, przywódca paczki i lider eskadry, może i jest typowym chłopczykiem z dobrego domu, ale bardzo przekonująco oddano jego starania, by zasłużyć na rolę, którą z góry mu przydzielono. Entuzjastyczna Kimmalyn na pierwszy rzut oka może się wydawać naiwna ze swoim ciągłym cytowaniem Świętej, później jednak wychodzi na jaw, kim jest naprawdę. Rodge, przyjaciel Spensy z dzieciństwa i młodociany geniusz, także w interesujący sposób wykracza poza ramy wykreślone dla typowego nerda, okazując zaskakująco sporo zdolności do autorefleksji. A to tylko kilkoro z nich. Nie wszyscy otrzymują szansę, by się rozwinąć, ale miałem wrażenie, że zrobiliby to, gdyby dostali swoją szansę.

    No właśnie. Co jest powodem tego rozwijania się bohaterów w nieoczekiwanych kierunkach? „Do gwiazd” nie jest w końcu przeciętną powieścią młodzieżową – nie zapominajmy, że ciągle trwa wojna, a bohaterowie są przecież kadetami w akademii pilotów. Koszmar trwającej bez przerwy walki z przeważającym liczebnie i technologicznie wrogiem jest właśnie tym obcym elementem, który sprawia, że mimo lekkiego, niekiedy humorystycznego wydźwięku całości, mamy tu do czynienia z pozycją zaskakująco mroczną i dojrzałą. Z jednej strony niezwykłą przyjemność sprawia obserwowanie, jak młodzi i naiwni kandydaci na pilotów w ogniu walki hartują się i przekształcają w dorosłych – z drugiej jednak przyjemność ta potrafi mieć głęboko gorzki posmak, zwłaszcza kiedy nie wszystkim udaje się na koniec dnia wrócić do hangaru…

    Spore brawa należą się wydawnictwu za opracowanie i tłumaczenie. Przekład na pewno nie był prostym zadaniem – trudno było, na przykład, oddać sens oryginalnych kryptonimów kadetów albo niektórych gierek słownych. Tutaj zastosowano bardzo ostrożne, oszczędne podejście – rzeczy nieprzetłumaczalnych nie tłumaczono na siłę, resztę zrobiono tak, by zachować choć minimum sensu. Spory postęp w stosunku do cyklu o Mścicielach, również wydanego nakładem Zysku i S-ki.

    Werdykt? Nie mogłem się oderwać od „Do gwiazd”. Akcja prowadzona jest bardzo umiejętnie i trzyma w napięciu, zaś zakończenie przychodzi nieoczekiwanie oraz, jak przystało na tego autora, stawia całą sytuację na głowie, zmuszając czytelnika do zastanowienia się nad tym, co właśnie przeczytał. Na tle całej masy tandetnych, masowo produkowanych młodzieżówek, ta jest istnym arcydziełem – mnóstwo akcji z tendencją do nagłych, ostrych zakrętów, nieco tajemnicy, świetne postaci prowadzące fajne, dowcipne dialogi, humor i powaga w znakomitych proporcjach. Szczerze polecam – i czekam na ciąg dalszy!