Fantastyka

  • Sabat Fiction-Fest pod patronatem!

    Góry Świętokrzyskie znane są z licznych historii i legend. Słowianie oddawali tu cześć bogom, a czarownice spotykały się w trakcie sabatów na Łysej Górze. 16-18 sierpnia już nie na terenie gór, ale w budynkach Targów Kielce wszystkie słowiańskie podania i legendy ożyją dzięki Sabat Fiction-Fest, ponieważ to właśnie one będą motywem przewodnim festiwalu.

  • Recenzja książki: Arkady Saulski - „Serce Lodu”

    Serce Lodu

    Arkady Saulski - „Serce Lodu”

    Fabryka SłówWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 341
    Cena okładkowa: 39,30 zł

    Muszę przyznać, że darzę szczególną sympatią książki, które już z zarysu fabuły z czymś mi się kojarzą. Czasem nie jest to nawet jakiś konkretny motyw, wystarczy wrażenie, że jest w tym coś, co gdzieś już zostawiło po sobie przyjemne wspomnienia – i czytanie od razu zaczyna się milej. Coś było takiego w „Sercu Lodu” Arkadego Saulskiego, co przywiodło mi na myśl parę elementów z lubianych, ale już zapomnianych dzieł fantastycznych, raczej filmowych niż książkowych, i chociaż żadne z tych skojarzeń nie było zapewne intencją autora, to zadziałały bardzo dobrze. Resztę zrobiła ciekawość tego, jak autor znany dotąd z powieści utrzymanych w klimacie science fiction poradził sobie z przeskokiem do przeciwnej strony spektrum fantastycznego.

    Na krańcach znanego świata coś się dzieje. W Cesarstwie Orlanu rządzonym przez młodą cesarzową, dopiero budującą swój autorytet i pozycję, takie informacje budzą szczególny niepokój. Wśród dzikich plemion mają miejsce dziwne zdarzenia – bo jak wytłumaczyć fakt, że te dotąd zaangażowane dotąd w walki między sobą grupy nagle jednoczą się i nacierają z desperacką odwagą na cywilizowane miasta? Mówi się, że prowadzą ich szamani, a w ich szeregach kroczą stworzenia, które nie powstały w sposób naturalny. Mówi się, że magia powróciła, ale w zupełnie niewłaściwe ręce. Stać za tym może tajemniczy artefakt, Serce Lodu, o którym, poza mglistymi wzmiankami, nie ma właściwie żadnych informacji. Wyścig o to, kto pierwszy odnajdzie tajemniczy przedmiot – o ile jest on przedmiotem! – rozpoczyna się, a czytelnik będzie go śledził z punktu widzenia dwójki bohaterów – kapłana Setha oraz Erina Brinora, mordercy uratowanego od śmierci na stryczku właśnie dla tej karkołomnej misji.

    Ksiądz i skazaniec, wplątani w grę o wpływy pomiędzy władzą świecką a kościelną, wysłani zostają na koniec świata, by odnaleźć coś, czego właściwie nikt nie widział, ale wszyscy rwą się, by się o to zabijać. W świecie, w którym magia wygasła dawno temu, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia, powrót mocy ożywiającej wygasłe glify zdecydowanie oznacza zmianę w równowadze sił. Rzecz wydaje się bardzo polityczna, ale nic bardziej mylnego – mija chwila i bohaterowie są już „na miejscu”, w Torvos, gdzie rozpoczyna się właściwa akcja. A zaczyna się szybko, z przytupem i od razu widać, że nie tylko nie będzie łatwo, ale wręcz gorzej, niż obaj panowie mogli przypuszczać. Przyjdzie im spotkać nie tylko hordę magicznie wynaturzonych barbarzyńców, ale i ludzi, którzy nie do końca przyjaciółmi są, choć bardzo chcieliby się nimi nazywać. A na końcu drogi ma czekać przecież skarb o niewyobrażalnej mocy.

    Bardzo podoba mi się to, jak autor poradził sobie z konstrukcją magii w świecie przedstawionym. Jest ona bowiem tak minimalistyczna, jak się tylko da: moc działa, ale nie wiadomo jak. Wszystko sprowadza się do glifów (glif jest czymś w rodzaju złożonego symbolu), które niegdyś straciły moc. W Cesarstwie Orlanu są domeną klasztorów, gdzie bada się i przechowuje pamięć o nich. Podobnie ma się rzecz z rozruchami na południu – właściwie niewiele o nich wiadomo poza tym, że mają miejsce. To dużo niewiadomych jak na jedną książkę, dlatego też początek powieści wydaje się kreślony niepewnie – im dalej jednak, tym lepiej. Chociaż niekoniecznie niewiadome staje się wiadomym, to plotki zastępuje twarda rzeczywistość – a z taką da się już pracować.

    Zdecydowanie lubię obu bohaterów. W tym przypadku widać też postęp warsztatowy autora w stosunku do powieści z „Kronik Czerwonej Kompanii” – panowie są skonstruowani solidnie, posiadają mocno nakreślone osobowości, różnią się w sposobie działania i patrzenia na świat, i chociaż mogą się nie lubić, to jednak stanowią dobry zespół. Bardzo spodobał mi się także wątek Boghny, jej przeszłości i to, jak rozwija się jej relacja z Erinem. Jest ona nakreślona w tak nienachalny, niedosadny sposób, że po prostu wypada naturalnie – o co trudno ostatnimi czasy. Tu nie ma cudów, pierwszych wejrzeń, wyjątkowości „bardziej niż bardziej” czy wzlotów i upadków – jest za to niewypowiedziana nić porozumienia pomiędzy dwojgiem ludzi w ciężkich czasach.

    Czy coś mi się nie podobało? Wspomniałam o niepewnym początku – postać cesarzowej Natalii jawi mi się tutaj jako właśnie element nienaturalny, paradoksalnie bardziej niż glificzna magia. Może to kwestia przedstawienia jej jako osoby posiadającej ogromną władzę pomimo młodego wieku, przez co ona sama nie czuje się jeszcze pewnie w swojej roli – choć zdecydowanie dobrze wychodzi jej utrzymanie pozorów – a może pewien dystans, jako towarzyszy jej rozmowom z innymi bohaterami. Zdecydowanie byłabym chętna te lody przełamać i dowiedzieć się więcej na jej temat, choć oczywiście wiem, że nie ona miała w tej historii grać pierwszych skrzypiec. Natalia Nasena przypomniała mi inną władczynię, również zlecającą bohaterowi podobnie trudną misję – królową z filmu „Źródło” Darrena Aronofsky'ego (The Fountain, 2006) – właśnie ze względu na jej charakterystyczny majestat. Trudny do przełknięcia wydał mi się za to wstęp – scena, sama w sobie bardzo nastrojowa, jednak będąca topornym nawiązaniem do growego Diablo 2, a ściśle: intra do dodatku Lord of Destruction. Czy na pewno była ona potrzebna? Powieść broni się klimatem i bez tego, da się też w niej wyczuć echa tej i paru innych gier, które z pewnością przyniosły niejedną inspirację w trakcie pisania.

    Spośród książek Fabrycznej serii „Polskie Fantasy”, które dane mi było przeczytać, „Serce Lodu” jest jednak najlepszą. Wyróżnia się zdecydowanie lżej prowadzoną narracją i większą dynamiką akcji, choć nadal zachowuje mroczny klimat przystający do reszty tytułów. Piękna oprawa i dwie kolorowe mapy wewnątrz świetnie ją uzupełniają, ilustracje Jana Marka idealnie wpasowują się w nastrój. „Serce Lodu” jest zaś pełną akcji i tajemnic powieścią, w której pobrzmiewają echa Warhammera Fantasy czy nawet wspomnianego Diablo.

  • Recenzja książki: Brandon Sanderson „Do gwiazd”

    Tytuł książki

    Brandon Sanderson - „Do Gwiazd”

    Nazwa WydawnictwaWydawnictwo: Zysk i S-ka
    Liczba stron: 606
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    W odległej przyszłości niedobitki rasy ludzkiej muszą kryć się pod powierzchnią pustynnej planety gdzieś na obrzeżu wszechświata. Detritus, bo taką nazwę nosi glob, otacza imponująca powłoka kosmicznego złomu. Za warstwą szczątków i wszelkiego śmiecia czyha wojenna flota obcych, zwanych przez ludzi Krellami. Krelle od pokoleń już przypuszczają regularne ataki na jedyny obiekt, jaki ludzie zbudowali na powierzchni – bazę myśliwców, postawioną wspólnymi siłami wszystkich klanów. Jeśli jeden bombowiec prześlizgnie się przez ludzkie linie obrony, przepadną wszelkie wysiłki, jakie ludzkość podjęła, by podnieść się z gruzów. Piloci myśliwców uważani są za bohaterów narodu, zaś ci, którzy po raz pierwszy wydali Krellom zwycięską bitwę pięćdziesiąt lat temu, noszą tytuł Pierwszych Obywateli i otaczani są powszechną czcią. Wszyscy oprócz jednego… Panie i Panowie, Brandon Sanderson i jego nowa młodzieżowa powieść science fiction – oto „Do gwiazd”.

    Spensa „Spin” Nightshade ma siedemnaście lat, a jej największym marzeniem jest zostać pilotem, tak jak jej ojciec. Marzenie to jest właściwie niemożliwe do spełnienia – stary Zeen Nightshade, najdzielniejszy człowiek, jakiego znała mała Spin, także walczył w bitwie o Altę… i zginął w niej, zestrzelony jako dezerter i tchórz, okrywając hańbą całą rodzinę. Jego córka nie ma jednak zamiaru poddać się bezlitosnemu systemowi, którego narzędzia chętnie dzielą ludzi na lepszych i gorszych. W ostatni dzień szkoły przystępuje do egzaminu, który ma zagwarantować jej miejsce w Akademii. Test okazuje się ustawiony w taki sposób, by uniemożliwić dziewczynie napisanie go. Spensa nie może w to uwierzyć, w oślim uporze zostając w sali egzaminacyjnej aż do nocy. Jej determinacja imponuje Cobbowi, dawnemu towarzyszowi Zeena, obecnie szkolącemu młodych pilotów. Na przekór decyzji pani Admirał, Cobb postanawia dać szansę córce tchórza.

    Brandon Sanderson, oprócz kilku cykli fantasy z ogromnym rozmachem osadzonych w wieloświecie Cosmere, ma na koncie także powieści młodzieżowe („Rytmatysta” czy trylogia „Mściciele”, by wymienić tylko parę z nich). I chociaż we wszystkich jego utworach czuć tę nieskrępowaną niczym radość z tworzenia nowych, interesujących światów i sytuacji, akurat w tej konkretnej kategorii da się dostrzec pewien powielający się schemat. I tutaj mamy nastoletnią bohaterkę, która przeżywa problemy i dylematy typowe dla swojego wieku, choć nieco zniekształcone przez soczewkę niezwykłego świata, który ją otacza. Spensa, podobnie jak bohaterowie pozostałych powieści, jest outsiderką, najbardziej definiującą ją cechą jest jej wielkie marzenie, a jednym z najważniejszych wątków w powieści będzie próba pokonania ograniczeń, które stoją na drodze do jego zrealizowania – osadzona na tle wielkich wydarzeń zmieniających świat wokół. Obowiązkowo musi pojawić się barwna, choć niekoniecznie liczna grupka znajomych i przyjaciół, wśród których, co ciekawe, zawsze można znaleźć co najmniej jedną dziewczynkę o niewyparzonej gębie (w tym wypadku to sama Spensa) oraz jednego geniusza, który niezbyt dobrze radzi sobie w sytuacjach towarzyskich (tutaj Rodge). Koniecznym dodatkiem jest wątek romansowy, choć tutaj raczej zasugerowany w finezyjny sposób niż pokazany otwarcie, w taki sposób, że nie przeszkodzi nawet czytelnikom reagującym alergicznie na wszelkie umizgi. Podobieństwa te nie są zarzutem – gatunek young adult rządzi się przecież pewnymi utartymi prawidłami – zwłaszcza że Sanderson, co też jest w przewrotny sposób typowe dla niego, zawsze znajduje sposób, by twórczo bawić się oczekiwaniami czytelnika.

    Na przestrzeni wielu powieści tego autora widać postępy, które poczynił w kreowaniu ciekawych postaci. W „Do gwiazd” może i dochodzi do odtworzenia pewnych typowych dla gatunku schematów, ani razu nie miałem jednak wrażenia, że bohaterowie ograniczeni są tylko do roli, jaką muszą spełnić w historii – każdy z nich ma przynajmniej jeden element, który czyni go kimś więcej. Jorgen, przywódca paczki i lider eskadry, może i jest typowym chłopczykiem z dobrego domu, ale bardzo przekonująco oddano jego starania, by zasłużyć na rolę, którą z góry mu przydzielono. Entuzjastyczna Kimmalyn na pierwszy rzut oka może się wydawać naiwna ze swoim ciągłym cytowaniem Świętej, później jednak wychodzi na jaw, kim jest naprawdę. Rodge, przyjaciel Spensy z dzieciństwa i młodociany geniusz, także w interesujący sposób wykracza poza ramy wykreślone dla typowego nerda, okazując zaskakująco sporo zdolności do autorefleksji. A to tylko kilkoro z nich. Nie wszyscy otrzymują szansę, by się rozwinąć, ale miałem wrażenie, że zrobiliby to, gdyby dostali swoją szansę.

    No właśnie. Co jest powodem tego rozwijania się bohaterów w nieoczekiwanych kierunkach? „Do gwiazd” nie jest w końcu przeciętną powieścią młodzieżową – nie zapominajmy, że ciągle trwa wojna, a bohaterowie są przecież kadetami w akademii pilotów. Koszmar trwającej bez przerwy walki z przeważającym liczebnie i technologicznie wrogiem jest właśnie tym obcym elementem, który sprawia, że mimo lekkiego, niekiedy humorystycznego wydźwięku całości, mamy tu do czynienia z pozycją zaskakująco mroczną i dojrzałą. Z jednej strony niezwykłą przyjemność sprawia obserwowanie, jak młodzi i naiwni kandydaci na pilotów w ogniu walki hartują się i przekształcają w dorosłych – z drugiej jednak przyjemność ta potrafi mieć głęboko gorzki posmak, zwłaszcza kiedy nie wszystkim udaje się na koniec dnia wrócić do hangaru…

    Spore brawa należą się wydawnictwu za opracowanie i tłumaczenie. Przekład na pewno nie był prostym zadaniem – trudno było, na przykład, oddać sens oryginalnych kryptonimów kadetów albo niektórych gierek słownych. Tutaj zastosowano bardzo ostrożne, oszczędne podejście – rzeczy nieprzetłumaczalnych nie tłumaczono na siłę, resztę zrobiono tak, by zachować choć minimum sensu. Spory postęp w stosunku do cyklu o Mścicielach, również wydanego nakładem Zysku i S-ki.

    Werdykt? Nie mogłem się oderwać od „Do gwiazd”. Akcja prowadzona jest bardzo umiejętnie i trzyma w napięciu, zaś zakończenie przychodzi nieoczekiwanie oraz, jak przystało na tego autora, stawia całą sytuację na głowie, zmuszając czytelnika do zastanowienia się nad tym, co właśnie przeczytał. Na tle całej masy tandetnych, masowo produkowanych młodzieżówek, ta jest istnym arcydziełem – mnóstwo akcji z tendencją do nagłych, ostrych zakrętów, nieco tajemnicy, świetne postaci prowadzące fajne, dowcipne dialogi, humor i powaga w znakomitych proporcjach. Szczerze polecam – i czekam na ciąg dalszy!

  • „Taniec marionetek” ze skorumpowanym materialistą w roli głównej

    Wyobraźcie sobie powieść, w której nie ma żadnej postaci pozytywnej, której miejscem akcji jest stara, wiecznie zabłocona wioska, a główny bohater to skorumpowany materialista. Dorzućcie do tego garść wulgaryzmów, prosty humor, talent pisarski autora i gotowe! Macie przedsmak tego, co znajduje się na kolejnych stronach „Tańca marionetek” Tomasza Nizińskiego. Chcecie więcej szczegółów? Znajdziecie je w naszej recenzji.

  • Relacja z Wrocławskich Dni Fantastyki - Czy konwent w parku to dobry pomysł?

    Mimo wieloletniego stażu konwentowego, zarówno w liczbie odwiedzonych imprez, jak i lat minionych od pierwszej, na której się pojawiłem, tegoroczne Dni Fantastyki we Wrocławiu były moimi pierwszymi. Wielokrotnie w ciągu ostatnich lat próbowałem dotrzeć do Leśnickiego Centrum Kultury Zamek i zawsze zdarzało się coś, co mi to uniemożliwiało. Tym razem wreszcie się udało i mogę porównać tę imprezę z innymi i opowiedzieć Wam, czy żałuję, że moje plany nie dochodziły do skutku, czy jednak DF-y są niewarte uwagi. Oczywiście argumentując i opisując przebieg imprezy, jej atrakcje oraz to, co ją wyróżnia.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #123

    Mamy 22 lipca – poniedziałek. A to oznacza kolejną edycję Poniedziałkowego Flasha Konwentowego, z pięcioma imprezami startującymi w tym tygodniu, z których dwie – już dziś!

    Pierwsze dwa wydarzenia, które zaczynają się niczym tydzień w „Heroes 3”, umilając przy tym poniedziałek, to konwenty postapo – Ziemie Jałowe w kopalni w Grodźcu (aglomeracja śląska) oraz ANTYkonwent Rafineria 2019 w Woli Wodyńskiej znajdującej się na wschód od Warszawy. Ponadto mamy także dwie imprezy weekendowe. Mangowy Watcon 7 w Zielonej Górze i fantastyczny SkierCon w Skierniewicach. Zestawienie zamyka Fornost, czyli tygodniowa impreza poświęcona larpom.

  • KrosCon pod patronatem!

    KrosCon – konwent fantastyki i gier planszowych odbywający się w Krośnie w dniach 30-31 sierpnia to impreza, która – wbrew swojej nazwie – dedykowana jest nie tylko fanom fantastyki. W programie znajdą się również atrakcje nawiązujące do popkultury, steampunku, postapo i sci-fi, a także sesje RPG. Największą z nich będzie jednak gamesroom, w którym znajdzie się ponad 300 różnych gier. Na miejscu będzie można spotkać doświadczonych mistrzów gier gotowych rozwiać wszelkie wątpliwości i chętnych do pomocy. Dodatkowo pojawią się różne konkursy i strefa handlowa.

    Wstęp jest bezpłatny

    Banner KrosConu

  • Program konwentu Fornost już jest dostępny!

    Fornost jest wydarzeniem skupiającym się na różnego typu grach terenowych. Przez dziewięć dni (27.07-4.08) w Czatachowie odbędą się różnorodne gry terenowe, konkursy, (m.in. konkurs tolkienowski) i warsztaty z nauki łaciny, kendo i tworzenia motanek, czyli słowiańskich magicznych laleczek. Pełen program znajdziecie tutaj, ale weźcie pod uwagę, że w mogą w nim nastąpić zmiany.

    Banner Fornostu

  • Pierwszy teaser „Wiedźmina” ujawniony!

    O żadnym serialu nie pisaliśmy tyle, ile o nadchodzącej produkcji Netflixa zatytułowanej „Wiedźmin”. Serial ciągnął za sobą tyle kontrowersji, co oczekiwań. Dzisiaj o północy czasu polskiego, podczas San Diego Comic Con, udostępniony został pierwszy teaser, na którym możemy zobaczyć m.in. Henry'ego Cavilla w roli Geralta, młodą Yennfer, Cirillę oraz różne urywki wydarzeń znanych nam z serii książek. Całość można zobaczyć klikając w ten link

    Wiedźmin Netflix

  • Wielki powrót do Wojsławic – premiera „Karpie bijem” już dziś!

    karpie bijemPisaliśmy już o objęciu patronatem nowej książki Andrzeja Pilipiuka pt. „Karpie bijem”. Dziś dziewiąty tom serii o Jakubie Wędrowyczu i jego perypetiach trafił na półki księgarń. Co ma nam do zaoferowania? Z historii zawartych na kartach książki dowiemy się, jak Baba Jaga może stać się bronią ostatecznej zagłady, jak wygląda konwergencja kultur w Dębincach, jakie zagrożenia niesie ze sobą Światowy Dzień Przytulania i co wspólnego mają samogon i syndrom sztokholmski. Ponadto odwieczny konflikt między rodami Wędrowyczów i Bardaków zostanie podany w wątpliwość...

  • Znamy program XIV Dni Jakuba Wędrowycza!

    XIV Dni Jakuba Wędrowycza odbędą się w 19-21 lipca. W przeciągu trzech dni uczestnicy będą mogli wybierać spośród przeróżnych atrakcji. W programie uwzględnione zostały m.in.: koncerty i warsztaty gry na ukulele, pokaz mody słowiańskiej, gry terenowe, konkursy oraz panele dyskusyjne. Z pełnym programem konwentu możecie zapoznać się tutaj. 

    Banner XIV Dni Jakuba Wędrowycza

  • „Ja, Inkwizytor” jako seria gier komputerowych!

    Wrocławskie studio The Dust podpisało umowę w sprawie serii gier na podstawie przygód inkwizytora Mordimera Madderdina. Nad pracami ma czuwać sam autor, czyli Jacek Piekara. W wykreowanym przez niego świecie Jezus, zamiast zmartwychwstać, zszedł z krzyża i rozgromił swoich oprawców. W wyniku tego wydarzenia religia została oparta na karze i bezwzględności. Ludzie z kolei modlą się słowami: „Wilku Boży, który zagryzasz grzechy świata, zmiłuj się nad nami”.

    Założenia projektu są bardzo ambitne. W przeciągu kilku lat twórcy zamierzają stworzyć grę na PC, konsole i urządzenia mobilne przeznaczoną dla starszej młodzieży i dorosłych. Oto wypowiedź Jacka Piekary:
    „W świecie, w którym <<ludzie widzieli już wszystko>> chcemy im pokazać: nie, tego jeszcze nie widzieliście. Chcemy im powiedzieć: zaprowadzimy was do miejsc, w których przeżyjecie unikalne przygody i w których spotkacie ludzi, o których na dobre czy na złe, będziecie myśleli jako o wrogach albo przyjaciołach z krwi i kości. Chcemy was zabrać nie tylko na przygodową karuzelę, ale również na emocjonalny rollercoaster. I jeśli zejdziecie z niego uczuciowo obolali i poharatani, to pamiętajcie: właśnie o to nam chodziło!”

  • Recenzja książki: Nik Pierumow – „Magia i ogień"

    magia i ogien

    Nik Pierumow - „Magia i ogień”

    Wydawnictwo AkuratWydawnictwo: Akurat
    Liczba stron: 478
    Cena okładkowa: 44,90 zł

    To nie tak miało wyglądać. Molly Blackwater powinna była bezpiecznie wrócić do domu, do rodziny i wieść spokojne życie, podobnie jak jej rówieśnicy. Tymczasem w budynku przy Pleasant Street czekali na nią funkcjonariusze Departamentu Specjalnego, mający do dziewczynki wiele pytań. Co robiła za Karn Dred? Jak się tam znalazła? W jaki sposób udało jej się wrócić? Aby uratować siebie i swoich bliskich, Molly będzie musiała wytrzymać wielogodzinne przesłuchania oraz kłamać. I to kłamać tak, by oszukać doświadczonego funkcjonariusza, lorda Spencera. Zapoczątkuje w ten sposób wojnę charakterów oraz szpiegowską grę pozorów na poziomie, którego nie powstydziłby się sam James Bond!

    Akcja drugiego tomu cyklu „Blackwater” Nika Pierumowa rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończyła się poprzednia część. Molly powraca do Nord Jorku, ale zamiast cieszyć się życiem, musi pokonywać piętrzące się problemy. Pisarz zrzucił na barki trzynastoletniej dziewczynki brzemię odpowiedzialności za życie najbliższych i ponownie zmusił do podejmowania wielu ważnych decyzji. Niezmienne pozostały przy tym wytrwałość panny Blackwater i jej dojrzałość, która znów może wydać się przesadzona oraz nieprzystająca do jej wieku. Niemniej Molly nadal da się lubić i warto jej kibicować w szaleńczym biegu po Nord Jorku. Irytować może jedynie, że gdy już wydaje się, iż nie ma nadziei na ratunek, dziewczyna potrafi resztkami sił wydostać się z kłopotów. Nasza bohaterka co chwilę musi też mierzyć się z niedostatkiem magii, ale to znamy już z „Magii i stali”.

    Molly na szczęście nie zostaje z problemami sama. U jej boku stoją przede wszystkim niezawodni Wołka i Wsiesław, ale też nowi sojusznicy, pan Pittwick oraz Jarina, którzy odegrają niemałą rolę w walce o wolność i życie. Zjawiają się zawsze wtedy, gdy Molly ich potrzebuje, pomagając wybrnąć z najgorszych opresji. Nik Pierumow obdarzył ich silnymi charakterami, pokazując, do jakich czynów są zdolni ludzie w imię przyjaźni, miłości i wierności swoim przekonaniom.

    Co istotne, nienawidzące magii Królestwo oraz Departament Specjalny zyskały w końcu konkretną twarz – intrygującego lorda Spencera. Ten inteligentny człowiek skrywa wiele tajemnic, które ujawnia niechętnie, a jego determinacja w ściganiu Molly i poszukiwaniu szpiegów Rooskies fascynuje. Lord Spencer nie jest jednak postacią budzącą sympatię. Wprawdzie ma swoje powody, by zachowywać się w konkretny sposób i w pewnym stopniu można je nawet zrozumieć, ale raczej nie da się mu kibicować. Natomiast sprawdza się jako antagonista głównej bohaterki. Zmuszając Molly do wysiłku nie tylko fizycznego, ale też intelektualnego, pomaga jej się rozwinąć. Nasza mała magiczka zrozumie dzięki niemu, czego tak naprawdę pragnie i co powinna zrobić.

    W przeciwieństwie do pierwszej części cyklu całość akcji toczy się teraz w portowym mieście Królestwa i jego podziemiach. Fani steampunkowego Nord Jorku na pewno będą usatysfakcjonowani, gdyż pisarz poświęca mu mnóstwo uwagi, prezentując wszystkie zakamarki oraz odsłaniając skrywane wcześniej tajemnice. Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że napędzany parą Nord Jork staje się w pewnym stopniu bohaterem powieści – mówi się o nim, jego topografia jest ważna w przebiegu akcji, a to, co kryje się w podziemiach, ma większe znaczenie, niż się wszystkim wydaje.

    Na pochwałę zasługuje fakt, że skupiono się na głównym wątku powieści i jego konsekwentnym rozwijaniu, dzięki czemu nasza uwaga koncentruje się na ważnych wydarzeniach oraz dylematach głównej bohaterki. Nie oznacza to, że nie zostaniemy zaskoczeni. Wręcz przeciwnie, powinniśmy przygotować się na kilka niespodzianek, ale też odrobinę nudy, bo zdarzenia rozgrywające się w tunelach pod Nord Jorkiem mogą wydać się monotonne.

    Motyw miłości, delikatnie zarysowany w pierwszym tomie, wciąż nie wysuwa się na pierwszy plan, aczkolwiek często daje o sobie znać. Można to uznać za plus, zwłaszcza że są inne sprawy, na których powinniśmy się skoncentrować, jak na przykład to, komu warto zaufać, a komu nie czy za kim dobrze byłoby się opowiedzieć.

    Oprócz tego Nik Pierumow przybliża nam konstrukcję stworzonego przez siebie świata. Dowiadujemy się wielu rzeczy o Królestwie, zasadach jego funkcjonowania, polityce, życiu społecznym i motywach postępowania wysoko postawionych osób. Czy to zmienia nasz sposób patrzenia na konflikt między Królestwem a Rooskies? Pisarz już w pierwszej części cyklu zasugerował, kto jest dobry, a kto zły i kogo powinniśmy wspierać. Teraz tylko to podkreśla i wyjaśnia, dlaczego.

    Trzeba zatem przyznać, że powieść „Magia i ogień” stanowi udaną kontynuację pierwszego tomu cyklu „Blackwater”. Historia nastoletniej Molly wciąga i potrafi zainteresować nie tylko ciekawą fabułą, ale również tematyką. Fani steampunku powinni czuć się usatysfakcjonowani, bo Nik Pierumow zadbał, by nie brakowało elementów charakterystycznych dla gatunku. To właśnie para i maszyny rządzą w Nord Jorku. Jeśli komuś przypadła do gustu „Magia i stal”, sięgnięcie po kolejną część, która utrzymuje poziom poprzedniczki, powinno być naturalną decyzją.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #122

    Cześć i czołem! Poniedziałkowy Flash Konwentowy o wdzięcznym numerze 122 właśnie wylądował i zawiera informacje o czterech imprezach z bieżącego tygodnia. Jakie to wydarzenia? Spójrzmy.

    1. Konwent multifandomowy Nyskon w Nysie
    2. XIV Dni Jakuba Wędrowycza w Wojsławicach (a jakże!)
    3. Jeden z największych konwentów mangi, anime i popkultury japońskiej – Animatsuri w Warszawuie
    4. Oraz impreza gamingowa w Krakowie – Cracow Game Days 2019
  • Recenzja książki: Nik Pierumow – „Magia i stal”

    magia i stal

    Nik Pierumow - „Magia i stal”

    Logo wydawnicwa AkuratWydawnictwo: Akurat
    Liczba stron: 488
    Cena okładkowa: 44,90 zł

    Wiele ciekawych rzeczy zaczyna się od katastrofy. Tym razem Kataklizm przewrócił do góry nogami znany ludziom świat, powodując nieodwracalne zmiany – przekształcił kontynenty, przemodelował całe krainy, przesunął granice państw, a nawet zmienił bieg czasu. Nikt nie wie, co było powodem transformacji, ale jedno stało się pewne: trzeba przeżyć, przystosować się i wykorzystać to, co zesłał los.

    W ten sposób napędzane parą Królestwo zaczęło sąsiadować z ziemiami ceniących naturę Rooskies. W zaistniałych warunkach o konflikt nietrudno, zwłaszcza że Królestwo, aby się rozwijać, potrzebuje nowych, rozległych terenów oraz mnóstwa surowców. Postęp ma swoją cenę.

    Osobista katastrofa dwunastoletniej Mollyniard Evergreen Blackwater też miała niewinny początek: drobne życzenia zaczęły się spełniać, upadające butelki z mlekiem nie rozbijały się, a nielubianej koleżance wyskakiwał pryszcz na nosie. Potem pojawiły się wizje ogarniętego wojną odległego kraju, które – ku przerażeniu dziewczynki – okazały się prawdziwe.

    Wtedy jeszcze Molly, mieszkająca w Nord Jorku panienka z dobrego domu, nie zdawała sobie sprawy, że posiada magiczne zdolności. Do tej pory była pilną uczennicą prestiżowej szkoły dla dziewcząt, zafascynowaną maszynami parowymi, a zwłaszcza pancernymi pociągami. Ujawnienie się nadnaturalnych zdolności ściągnęło na nią zainteresowanie Departamentu Specjalnego, który z wielką zawziętością ścigał każdego, kto wykazywał się choć minimalnym magicznym talentem. W Królestwie bowiem nie uznawano magii, a wszelkie jej przejawy starano się niezwłocznie likwidować.

    Kiedy Molly zrozumiała, że może sprowadzić na rodzinę nieszczęście, zdecydowała się uciec. Dzięki swoim zainteresowaniom i pomocy ze strony jeńca wojennego Wsiesława, który rozpoznał w niej potężną magiczkę, z łatwością dostała się na pokład zmierzającego do kraju Rooskies pociągu pancernego „Herkules”. Wiedziona desperacją Molly uciekła za przełęcz, do krainy barbarzyńców i wrogów Królestwa, gdzie magia nie tylko nie była zabroniona, a wręcz wysoko ceniona, o czym dziewczynka dowiedziała się niedługo po przybyciu.

    Tak rozpoczęła się niezwykła przygoda panny Blackwater. Ale kim właściwie jest Molly? To bohaterka skrojona na miarę docelowego odbiorcy powieści, czyli nastoletniego człowieka, który może zobaczyć w niej kawałek siebie. Wprawdzie dziewczynka ma zaledwie dwanaście lat, ale jest bardzo dojrzała jak na swój wiek (być może nawet za bardzo). To zdolna uczennica, podejmująca racjonalne, przemyślane decyzje i mierząca się z konsekwencjami swoich działań. Czasem zdarza się, że zachowuje się infantylnie, bywa zagubiona lub zdezorientowana bądź tęskni za dawnym życiem i rodzicami, ale to sprawia, że wydaje się bardziej prawdziwa.

    Świat, w którym przyszło Molly żyć, tylko z pozoru jest bezpieczny i poukładany. Nik Pierumow na kartach swojej powieści wykreował rzeczywistość pełną opozycji i konfliktów, rodzących się między dwiema siłami reprezentującymi skrajnie różne podejścia do otoczenia. Racjonalnemu do bólu Królestwu przeciwstawił tętniącą od magii, zamieszkaną przez ludzi kochających naturę krainę Rooskies. Szybko można się zorientować, jakie kraje były pierwowzorem powieściowych państw. Wyraźnie sugeruje się, kto jest tutaj dobry, a kto zły, komu powinniśmy kibicować, a kogo potępiać.

    Nie sposób nie podziwiać serwowanych przez Pierumowa „widoków”. Nord Jork, w którym mieszka Molly, przypomina wiktoriański Londyn z dodatkiem wielu steampunkowych elementów. Pancerne statki i pociągi, maszyny oraz pojazdy napędzane parą, wszechobecny zapach smaru i niepozwalający normalnie oddychać smog, mnóstwo fabryk, żyjący w biedzie robotnicy, a także pławiące się w dostatku klasy wyższe – wszystko składa się na obraz wielkiego miasta, który spodoba się każdemu fanowi gatunku.

    W opozycji do zatruwającego środowisko molocha stawia się krainę Rooskies, w której życie zgodnie z naturą i posługiwanie się magią stanowią podstawę egzystencji. Ogromną rolę odgrywają funkcjonowanie w małej, wioskowej wspólnocie oraz dbanie o towarzyszy. Do tego można podziwiać piękne zimowe krajobrazy tudzież wsłuchiwać się w niezwykłe baśnie i legendy.

    Przyjęte przez obie nacje w wielu kwestiach skrajne stanowiska musiały doprowadzić do konfliktu, będącego idealnym tłem dla perypetii Molly. Panna Blackwater na własne oczy przekonała się, czym jest wojna, śmierć, lojalność, zagrożenie życia, a nawet miłość. No właśnie, miłość… Wątek miłosny w powieści także się pojawia, ale na szczęście nie wysuwa się na pierwszy plan i nie dominuje w historii. Nik Pierumow umiejętnie wplótł w fabułę motyw rodzącego się nieśmiało uczucia, lecz nie ono jest tu najważniejsze. Bardziej liczy się dydaktyzm. Ze względu na fakt, że docelowym odbiorcą jest młody człowiek z kształtującą się osobowością, autor „Magii i stali” stara się pokazać, co jest dobre, a co złe oraz jak powinno się postępować w obliczu pewnych sytuacji i w jaki sposób nasze decyzje mogą wpływać na otaczającą nas rzeczywistość. Wprawdzie prezentuje to na dość jaskrawych przykładach, ale uważny czytelnik z pewnością będzie w stanie odnieść je do własnego życia.

    Zatem czy warto sięgnąć po pierwszy tom cyklu „Blackwater”? Jeśli lubicie w powieściach motywy steampunkowe i szukacie lekkiej lektury na lato, to z czystym sumieniem mogę polecić „Magię i stal”. Mimo że powstała głównie z myślą o młodszych czytelnikach, ci starsi też znajdą w niej coś dla siebie. Styl Nika Pierumowa sprawia, że od książki trudno się oderwać. Zdarzają się wprawdzie pewne przestoje i fragmenty, przez które musimy po prostu przebrnąć, ale akcja sprawnie zmierza do przodu, zapewniając nam rozrywkę na przyzwoitym poziomie.

  • Propozycja nie do odrzucenia, czyli „Astralker” Tomasza Sobiesieka

    astralkerW teorii każdą propozycję można odrzucić, w praktyce jednak, gdy odrzucenie równa się unicestwieniu, okropna alternatywa zaczyna wydawać się nieco lepszym wyjściem. Chcąc nie chcąc, nie mamy żadnego wyboru i przyjmujemy ją. W takiej właśnie sytuacji znalazł się główny bohater „Astralkera”, Dawid Kowalczyński. Jak potoczą się jego losy? Tego dowiecie się z książki Tomasza Sobiesieka, którą Konwenty Południowe objęły patronatem medialnym. Naszą recenzję „Astralkera” znajdziecie na naszej stronie.

  • Program Nyskonu 2019 już dostępny!

    Organizatorzy Nyskonu, który odbędzie się w dniach 19-21 lipca 2019 r., udostępnili program imprezy!

    Na uczestników konwentu czeka kilka stref tematycznych:

  • Recenzja mangi: Ena Moriyama - „Hrabia Monte Christo"

    hrabia monte christo

    Hrabia Monte Christo

    waneko

    Autor: Ena Moriyama
    Wydawnictwo: Waneko
    Liczba tomów: 1
    Cena okładkowa: 21,99 zł

    Pomyślność i miłość sprzyjają Edmundowi Dantes. Mimo młodego wieku – 19 lat – jest obiecującym kandydatem na kapitana statku i oczekuje na ślub z ukochaną Mercedes. Podczas powrotu z rodzinnej Marsylii w 1815 roku na wyspie Elba bohater odebrał list od wygnanego Napoleona.  Ten mały kawałek papieru, o którym wiedzą jedynie narzeczona oraz pracodawca Edmunda, staje się początkiem wielkiej tragedii. Podczas ceremonii zaślubin Edmund zostaje niesłusznie oskarżony o zdradę stanu i w konsekwencji wywleczony z własnego wesela. Staje przed zastępcą prokuratora królewskiego Villefortem, który rzekomo wierzył w jego niewinność, lecz spalił jedyny dowód mogący go oczyść z zarzutów – list. Skazuje Edmunda na więzienie w twierdzy d’If – miejscu, do którego zsyłano więźniów politycznych. W takich okropnych okolicznościach poznaje włoskiego księdza Farię, którego zaczyna traktować jak mentora. Pod jego okiem chłopak z niższych sfer ma okazję kształcić się z historii, ekonomii, języków obcych. Faria powierza mu także tajemnicę skarbu hrabiego Spady, ukrytego na wyspie Monte Christo. Ksiądz uzmysławia Edmundowi, w jakim położeniu ten się znalazł, kto go zdradził i zarazem kto jest odpowiedzialny za serie nieszczęść, które go spotkały. Nie chcę odsłaniać szczegółów, dodam więc już tylko, że Edmund, skupiony na zemście, pragnie zadośćuczynienia swoich oprawców...

    Troszkę dziwi fakt, że tak skomplikowana historia została wydana w jednym tomie – liczba wątków i ich charakter spokojnie nadają się na całą serię. Autorka z pełną świadomością okroiła materiał źródłowy, aby zmieścić go w zaledwie dwunastu rozdziałach. W rezultacie bohaterowie dostają niewiele czasu, żeby pozwolić czytelnikom poznać ich osobowość i motywacje. Jak na tacy mamy podane, kto jest zły, a kto dobry. Ale przy tym cała opowieść została ukazana wyjątkowo mgliście i jest pełna niedomówień. Widzimy przebłyski potajemnych działań Hrabiego – gdzieś był i coś zrobił, aby doszło do konkretnej sytuacji (w myśl zasady: tańczą, jak im zagra), jednak czytelnik nie do końca wie, gdzie i co. W porównaniu do oryginału zdarzenia w mandze wyglądają na dość chaotyczne i zbyteczne.

    Graficznie manga prezentuje się niczego sobie. Cieszy oko przemiana zarośniętego Edmunda w ekstrawaganckiego, bogatego dżentelmena. Ściśle mówiąc, większa część tomu zawiera twarze o szerokiej gamie mimicznej, co moim zdaniem dodaje „pikanterii” fabule. Autorka ma upodobanie do ornamentacji, dbałości o detale otoczenia, a już szczególnie – o biżuterię, którą nosi Hayde. Obwoluta książki przedstawia Hrabię z tą kobietą. Na pierwszy rzut oka może to sugerować, że ta dwójka będzie w centrum wydarzeń mangi. Na okładce z kolei autorka przedstawiła zabawne historyjki z przeszłości Edmunda i Hayde.

    Patrząc na całokształt „Hrabiego Monte Christo” Eny Moriyamy, mogę powiedzieć, że to dobry tytuł, ale ze skazą. Głównie są to niejasności przyczynowo-skutkowe, które mogą zagubić czytelników. Z pewnością nie będą w stanie wyłapać wszelkich zależności między bohaterami (pomimo krótkiego wprowadzenia o postaci), jak i niektórych fabularnych powiązań między kolejnymi rozdziałami. Odbiorca zauważy, że pomiędzy fragmentami mangi wydarzyło się coś „off-screen” i będzie musiał to sobie dopowiedzieć. Mocno okrojona historia traci w konfrontacji z oryginalną powieścią. Jednakże autorka podjęła udaną próbę zachowania sensu fabularnego i wzbogaciła opowieść o smaczki z niewielkim, humorystycznym wątkiem, przez który rzuciła całkiem nowe światło na losy Hrabiego Spady.

     

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #121

    Sześć imprez, spośród których dwie zdążyły się już zacząć, ale nic straconego, gdyż potrwają one tydzień. Mowa oczywiście o największym polskim konwencie larpowym o tematyce postapokaliptycznej –OldTown – oraz o konwencie fantastycznym dla fanów twórczości Tolkiena – XXI Tolk-Folk. Nie zapomnijmy też o najstarszym i prawdopodobnie największym konwencie gier terenowych i larpów w kraju – Orkonie, który startuje już w sobotę i potrwa do soboty... dwa tygodnie później. Ponadto odbędą się konwenty takie jak: mangowy Mochicon w Rybniku, fantastyczny Krzyżakon w Malborku oraz popkulturowy La Révolution par Namicon w klimacie japońskim we Wrocławiu. No to startujemy!

  • Program Krzyżakonu już jest dostępny!

    Krzyżakon jest niewielkim konwentem, który odbędzie się w Malborku już w przyszły weekend, tj. 13-14 lipca. Co czeka na nas wśród atrakcji? Poza panelami na temat średniowiecza w grach, mitologii japońskiej w anime, historii memów z kotami czy pogadanki o uzależnieniu od gier komputerowych i Internetu, znajdzie się miejsce na spotkanie autorskie z Michałem Gołkowskim, pokaz sokolniczy, warsztaty walki mieczem i średniowiecznej kaligrafii. 

    Cały program znajdziecie tutaj.

    Banner konwentu Krzyżakon