Fantastyka

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #103

    Dzieje się coraz więcej! W ten weekend będziemy mogli uczestniczyć w jednym z czterech wydarzeń. A oto lista wszystkich:

    1. Najważniejsze w Polsce wydarzenie związane z e-sportem, czyli pierwszy weekend ESL One Katowice 2019 - Dota 2 (+ IEM Expo)!
    2. Fun Fest 2019 w Poznaniu
    3. 10. Zamojskie Ferie z Fantastyką
    4. Wielki Bój Planszówkowy w Kielcach!

    Zapraszamy do czytania 103. Poniedziałkowego Flasha Konwentowego!

  • Recenzja książki: „Jaksa. Bies idzie za mną. Tom I" Jacek Komuda

    Jaksa, Bies idzie za mną

    Jacek Komuda - ,,Jaksa. Bies idzie za mną. Tom I" 

    fabryka slowWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 436
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    Jest to pierwsza pozycja autorstwa Jacka Komudy, którą miałam szansę przeczytać, więc nie wiem, czy jej treść uzupełnia się z opowiadaniami wydanymi przez niego wcześniej. Zanim jednak zasiadłam do lektury, postanowiłam poczytać o autorze. Zaskoczyło mnie, że historyk, autor książek i powieści o Rzeczypospolitej szlacheckiej postanowił zostać autorem powieści fantastycznej. To była pierwsza niespodzianka odnośnie do tej pozycji, ale nie ostatnia.

    Królestwo Landii – miejsce, w którym rozgrywa się akcja – to świat pełen dzielnych wojowników. Wszyscy oni stają do walki, gdy pojawia się zagrożenie ze strony dzikiego plemienia Hungarów. Wówczas krainę spowija mrok i cień. Wróg jest jednak zaskakująco silny, dochodzi do ostatecznej bitwy, której finał okazał się katastrofalny. Bitewny szał, krew, adrenalina i szalejąca wokoło śmierć. Dzikie plemię zwycięża, a jego członkowie stają się władcami Landii. Idealną wizje zwycięstwa przysłania jedynie fakt, że podczas wojny z rąk dzielnego Lędzica zginął wódz hordy. Syn zabójcy będący dzieckiem, Jaksa, jest teraz ścigany za zbrodnie swojego ojca.

    To tyle słowem wstępu. Dalej poznajemy przygody Jaksy, który jest już młodzieńcem. Jednak przeznaczenie oraz żądni zemsty Hungarzy wciąż są blisko.

    Wszystkie wydarzenia spowite są wizją śmierci, zagłady i wszechobecnego zagrożenia. Barbarzyństwo i groza są widoczne gołym okiem, zarówno w samej krainie, jak i w czynach bohaterów. Ciężki los trzyma się głównego bohatera, a spotykające go rzeczy są okrutne i ponure. Jest to ten rodzaj historii, w której próżno szukać widma lepszego jutra. Pisana była raczej ku przestrodze niż pokrzepieniu serc. Nie jest to książka dla każdego, bo niektóre opisy są wyjątkowo dobitne. Autor nie owija w bawełnę i otwarcie pisze o okrucieństwie i grozie.

    Sam przebieg wydarzeń z początku wydaje się chaotyczny, jednak im dalej idziemy, tym wszystko staje się bardziej przejrzyste. Śmiem twierdzić, że początkowy chaos był niezbędny, by możliwe stało się wczucie się w klimat powieści. Bo właśnie w tych początkowych zgliszczach musimy dostrzec zarys następnych wydarzeń. Cały przebieg akcji przypomina trochę domino. Autor pokazuje nam, jak pojedyncze wydarzenia wpływają na inne i jak wielkie mogą być konsekwencje najbardziej błahej z decyzji. Jedna kostka domina wywołująca lawinę.

    Bohaterowie też nie są czymś, co zachwyca od samego początku. Z pozoru płaski charakter Jaksy dopiero z czasem nabiera wyrazu. Z jednowymiarowej postaci przekształca się w bohatera, którego poczynania będziemy śledzić z zapartym tchem. Postacie to ludzie miotani żądzą zemsty, owładnięci przeznaczeniem i chęcią zachowania życia. Nie znajdziemy tu górnolotnych ideałów.

    Jednak tym, co urzeka szczególnie i stanowi mocny punkt powieści, jest styl pisarski autora. Jacek Komuda doskonale wie, o czym pisze, i ma plan na to, co napisać za chwilę. Opisy nie nudzą, a wręcz pobudzają wyobraźnię, trzymają w napięciu i pozwalają wczuć się w klimat historii. Świetnie oddane emocje bohaterów podczas dialogów sprawiają, że przestajemy traktować ich jak nieistotny zapychacz.

    Tym, co mi przeszkadzało, był ciężar historii. Jestem fanką powieści fantasy, zwłaszcza tych z jakąś wojną czy też bitwą w tle, ale ta pozycja była dla mnie wręcz przytłaczająca. Brak jakiejkolwiek wiary w odwrócenie losu czy czegokolwiek innego, co mogłoby świadczyć o tym, że za chwilę będzie lepiej, sprawiło, że powieść wydała mi się niebywale depresyjna. Nie jest to zdecydowanie coś, co czyta się dla relaksu czy poprawy nastroju.

    Niemniej jest to pozycja warta uwagi. Doświadczenie pisarskie autora w połączeniu z interesującą fabułą zaowocowało wciągającą książką, chociaż nieprzeznaczoną dla każdego. Polecam ją wszystkim tym, którzy z gatunkiem dark fantasy nie mają problemów, oraz tym wszystkim, którzy lubią mroczne klimaty.

  • Średniowieczna Polska na wyciągnięcie ręki

    jadowity mieczGdyby można było wybrać się w podróż w czasie, dokąd chcielibyście się udać? W odległą przyszłość, a może niedaleką przeszłość? Rafał Dębski proponuje nam wyprawę do średniowiecznej Polski, a precyzyjnie mówiąc, w sam środek awantury wywołanej przez palatyna Skarbimira z rodu Adwańców, który ośmielił się podnieść miecz na Bolesława Krzywoustego. Skusicie się? Recenzję „Jadowitego miecza” znajdziecie na naszej stronie.

  • Targi Książki i festiwale literackie bez dofinansowania?

    W ramach rządowego programu Promocja Czytelnictwa co roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przydziela dotacje. Budżet na organizację wydarzeń kulturalnych, takich jak targi książki, festiwale literackie i inne wydarzenia tego typu, na ten rok wynosił 5 750 000 zł. Najwyższe dotacje, po 250 tysięcy zł., dostały: program edukacyjny „Wychowanie przez czytanie”, znana kampania społeczna „Cała Polska czyta dzieciom” i Ogólnopolskie Targi Wydawców Katolickich. Niestety w tym roku dotacji nie otrzymało wiele ważnych dla fanów fantastyki i książek wydarzeń, przykładowo:

    1. 23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie
    2. Międzynarodowy Festiwal Literacki Sopot
    3. Festiwal Fantastyki Pyrkon 2019 (!)
    4. Festiwal Komiksowa Warszawa 2019
    5. Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej

    Wygląda na to, że będzie to trudny rok dla dużych imprez o tematyce okołofantastycznej.

    program rozwoju czytelnictwa

  • Film o J.R.R. Tolkienie wkrótce w kinach!

    O legendarnym pisarzu Johnie Ronaldzie Reuelu Tolkieniesłyszał prawdopodobnie każdy fan fantastyki. Twórca trylogii „Władca Pierścieni” oraz całego uniwersum Śródziemia był dla wielu prekursorem i pierwszym krokiem w stronę klasycznego fantasy. Po ogromnym sukcesie kinowej trylogii oraz nieco mniej udanej, choć wciąż ikonicznej ekranizacji „Hobbita” (też w trzech częściach...), studio Fox Searchlight Pictures postanowiło stworzyć film biograficzny o życiu autora. Jego światowa premiera przypada na 10 maja. Oficjalny trailer produkcji znajdziecie poniżej.

    film tolkien

  • Zgłoś swój punkt programu na Festiwal Fantastyki Cytadela!

    III edycja Cytadeli odbędzie się w dniach 24-26 maja, ale już teraz pojawiły się formularze, które pozwalają na zgłoszenie swojego punktu programu.

    Zgłaszającym przysługują zwroty:

    • 50% – za jedną atrakcję
    • 100% – za dwie lub więcej 
    • 100% – za LARP

    Formularze możecie wypełnić tutaj.

    LARP-y będą miały osobny formularz zgłoszeniowy!

    Banner Festiwalu Fantastyki Cytadela

  • Recenzja manhwy: Lee Young-you – „Siesta”

    siesta

    Siesta

    yumegari

    Autor: Lee Young-you
    Wydawnictwo: Yumegari
    Ilość tomów: 5
    Cena okładkowa: 22,90 zł

    Nie jestem docelowym odbiorcą wschodnioazjatyckich komiksów – mang, manhw itp. – adresowanych do dziewcząt (w Japonii podgatunek ten określany jest jako shōjo), dlatego moje spotkania z nimi kończyły się różnie: niekiedy zachwytem, a innym razem lekkim załamaniem nerwowym. Szczęśliwie manhwa pt. „Siesta” pozostawiła więcej dobrych niż złych wrażeń.

    Dia Canto została osierocona w dzieciństwie i choć przygarnęła ją kochająca rodzina zastępcza, to dziewczyna nie miała lekkiego życia. Po pierwsze, opiekunowie nie posiadali środków na jej dalszą edukację, a po drugie, Dia nie była zwykłym człowiekiem, tylko osobą obdarzoną nadnaturalnymi zdolnościami, tzw. miotaczem pocisków. Przez swe moce wpadła w końcu w kłopoty, z których wybawił ją niejaki Cid Leon, dziedzic fortuny najpotężniejszej w świecie korporacji zbrojeniowej. Co prawda Cid uznał po wszystkim, że Dia go nie interesuje, ale jego babcia, usłyszawszy trochę inną wersję tego, co zaszło, postanowiła uczynić z dziewczyny ochroniarza Cida. W związku z tym zapewniła jej miejsce w elitarnej szkole – Królewskiej Akademii Parco. I wszystko byłoby pięknie, gdyby „podopieczny” Dii nie był psychopatą erotomanem.

    Czy ostatnie zdanie zmroziło wam krew w żyłach? Jeśli tak, to niepotrzebnie, bo Cid nie jest manhwowym wcieleniem Hannibala Lectera, choć tak samo jak szkoła, do której uczęszcza, ma swoje dziwactwa. Podstawą dla rozwoju fabuły jest rywalizacja między dwoma szkolnymi stronnictwami. Na czele pierwszego, siejącego chaos i występek, stoi Cid, zaś drugie to samozwańcza szkolna policja, tzw. E.E., której przewodzi jego brat Faz. Postawiona w niezręcznej sytuacji Dia musi jakoś lawirować między dwoma stronnictwami, a jednocześnie spróbować odnaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości, co będzie dla niej karkołomnym zadaniem, bo szkoła jest pełna intryg niczym pałac sułtana.

    W Królewskiej Akademii Parco uczą się nie tylko zwykłe dzieci, ale też wspomniani miotacze nabojów. Jednym z nich jest Cid i właśnie przez niego szkoła ucieka się do radykalnych środków, by choć trochę nie przypominać Dzikiego Zachodu. Ale czytelnik szybko dojdzie do wniosku, że to słuszne podejście, bowiem chłopak pod byle pretekstem stosuje przemoc wobec szkolnych kolegów. Jednak jest on też zdolny do miłości, uwielbia zwłaszcza psy i dziewczyny noszące biustonosze w rozmiarze od D wzwyż. Dia, choć zdaniem Cida z przodu jest „płaska”, to w żadnym razie nie ma płytkiej osobowości. Dziewczyna, z początku zdezorientowana, zaczyna brać coraz większy udział w szkolnym życiu i chroni wyrośniętego łobuziaka tak przed otoczeniem, jak i rodziną, a przede wszystkim przed nim samym. Faz z kolei to typ księcia z bajki, dzięki czemu ma wierne grono wielbicielek, które same (ale niezbyt często) pchają się mu do łóżka. Jednak ma on swoje zaskakujące słabości i wierzy, że cel uświęca środki.

    Czasami miałem wrażenie, że bohaterowie są przerysowani i autorka musiała się trochę hamować, żeby nie popaść w farsę. A przecież „Siesta” nie jest do bólu naiwnym shōjo, którego bohaterki rozpaczają z powodu zakazu wchodzenia w związki kazirodcze, a nadobni bishōnenuwodzą facetów, których błędnie uznali za przedstawicielki płci przeciwnej. Znajdziemy tutaj bowiem kilka interesujących koncepcji, jak np. to, że w nietolerancyjnym, pełnym hipokryzji i zachowawczym społeczeństwie rozpasanie seksualne jest zwiastunem nadchodzącej burzy, względnie że nienawiść do rzeczywistości społecznej może przejawiać się miłością do zwierząt. Nie wiem tylko, czy autorka wplotła w fabułę te wątki całkowicie świadomie, czy to tylko moja nadinterpretacja. Jednak nie skłamię, gdy napiszę, że – może trochę na przekór – polubiłem bohaterów „Siesty” i uważnie śledziłem ich poczynania.

    Akcja manhwy „Siesta” osadzona jest w otoczeniu przypominającym to zachodnioeuropejskie, śródziemnomorskie. Nie dziwi zatem typowa dla tego regionu architektura, lecz zaskoczyło mnie, jak nieraz mało wysiłku włożono w narysowanie niektórych budynków umiejscowionych na dalszym planie. Jeśli szanowny czytelnik jest mężczyzną nieobeznanym z gatunkiem shōjo, to pospieszę z pewnym wyjaśnieniem: w shōjo, odwrotnie niż w shōnenach, to męscy bohaterowie są zabójczo piękni, a kobiety co najwyżej zgrabne i zadbane, ale nic ponadto. Nie powinien zatem dziwić nawał przystojnych, smukłych chłopców o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, śniadej karnacji itd. Pomimo tego długo się zastanawiałem, skąd u autorki wziął się pomysł, by jednej z bohaterek nadać kształty (także ust) i przyodziewek godny lalki z seks shopu. Podsumowując, mahnwa jest ładnie narysowana, pełna typowych dla gatunku postaci wychodzących poza kadr czy kwiatowych ozdobników, ale nie wyróżnia się ani szczególnie pozytywnie, ani negatywnie na tle konkurencji.

    Wyznaję zasadę, że dobry komiks zdobędzie serce czytelnika bez względu na jego wiek czy płeć, dlatego starałem się przedstawić „Siestę” przez pryzmat własnych doświadczeń z innymi pozycjami z gatunku shōjo. Moim zdaniem to solidna, choć trochę przejaskrawiona manhwa, a zainteresowanie wzbudzi przede wszystkim wśród docelowej grupy czytelniczek i czytelników. Tym niemniej śledzenie przygód Dii i jej szkolnych kolegów dostarczyło mi niemało przyjemności.

  • Ruszył nabór helperów na Śląskie Dni Fantastyki

    Już 23 marca w Chorzowie odbędą się Śląskie Dni Fantastyki, których hasłem przewodnim będzie w tym roku „Strażnicy Pradawnych Żywiołów”. Kto jednak strzeże Strażników i ich snu? Oczywiście helperzy, zwani też gżdaczami lub wolontariuszami. Jeśli chcesz dołączyć do tej niesamowitej ekipy, która współtworzyć będzie tegoroczne Śląskie Dni Fantastyki, i masz skończone 15 lat, to koniecznie wypełnij formularz, który znajdziesz tutaj, i do zobaczenia! 

    Logo konwentu Śląskie Dni Fantastyki

  • Relacja z koncertu: Hans Zimmer Tribute Show

    Drugiego lutego w Krakowskiej Tauron Arenie odbył się koncert HANS ZIMMER TRIBUTE SHOW. Na nim też miałem okazję usłyszeć najpopularniejsze kompozycje filmowe Hansa Zimmera w wykonaniu Polskiej Orkiestry Radiowej, Chóru Akademickiego Politechniki Warszawskiej oraz Chóru Akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego. Cały koncert został wykonany bardzo profesjonalnie, ale nie obyło się bez paru problemów.koncert muzyki filmowej Hans Zimmer Tribute Show

  • III tom książki „Płomień i Krzyż” pod patronatem!

    plomien i krzyz 3Daleko za granicami Cesarstwa inkwizytorzy Arnold Lowefell i Mordimer Madderdin spotykają się po raz kolejny w celu wypełnienia misji kluczowej dla całego chrześcijaństwa. Trafiają do krainy rządzonej przez władców, którzy swą moralność utracili już dawno temu, a zdeprawowani kapłani za wiernych mają lud łączący pogaństwo z wiarą w Chrystusa.

    W historii pojawią się też inni członkowie Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium, mniej znani, ale niewątpliwie ciekawi, tacy jak podróżniczka Hildegarda Reizend i mag Barnaba Biber. 

    Co się działo podczas ukrzyżowania i zstąpienia Jezusa Chrystusa? Świadkiem tej historii był Rzymianin Herenniusz Furius, któremu również zostaną poświęcone stronice powieści.

    Więcej intryg, zagrożeń i tajemnic – taki jest trzeci tom powieści „Płomień i krzyż”, który swoją premierę będzie miał 13 lutego.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #101

    No i mamy sezon w pełni rozkwitu. W dzisiejszym Poniedziałkowym Flashu Konwentowym o numerze 101 mamy aż cztery imprezy10. Konwent Fantastyki Fantasmagoria w Gnieźnie, fantastyczny Gostkon 2019 w Gostyniu oraz tandem dwóch wydarzeń smaczny niczym Twix, czyli Gakkon 5 Edycja Zimowa oraz Cosplayowy Bal Walentynkowy!

  • Świdkon XII pod patronatem!

    Po raz dwunasty Świdnik gościć będzie miłośników fantastyki przybyłych na Świdkon. Konwent odbędzie się w dniach 30-31 marca. Podobnie jak w poprzednich edycjach na uczestników czekają prelekcje, konkursy, turnieje, games room, różnego typu gry i warsztaty. Dostępne są również formularze zgłoszeniowe punktów programu!

    Banner konwentu Świdkon

  • Ruszyły nominacje do nagrody Janusza A. Zajdla!

    Już od dziś, tj. od 1 lutego, aż do 31 marca możecie zgłaszać swoje nominacje do literackiej nagrody Fandomu Polskiego imienia Janusza A. Zajdla. Zgłoszeń można dokonywać za pomocą formularza na oficjalnej stronie nagrody. Możemy wybrać do pięciu powieści i opowiadań (po pięć na każdą kategorię) z obrębu szeroko pojętej fantastyki, które zostały opublikowane w 2018 roku. W wyborze może pomóc utworzona przez fanów lista pomocnicza zawierająca większość dzieł wydanych w ubiegłym roku.

  • Recenzja gry: „Memuuu”

    Memuuu

    memuuu

    rebel

    Wydawca: Zespół Rebel
    Autor: Captain Macaque
    Rodzaj: Karciana
    Poziom skomplikowania rozgrywki: Prosty
    Losowość: Minimalna
    Gra składa się z: 

    - 72 kart Memuuu
    - 3 kart krów
    - Instrukcji

     

    Potrzebujesz luźnej gry z prostymi zasadami? Z pomocą przychodzi wydawnictwo Rebel z tytułem „Memuuu”.

    „Memuuu” to szybka gra, która ćwiczy refleks i pamięć. Zadaniem uczestników jest zapamiętywanie kart wykładanych na stół i szybka reakcja, gdy w stosie pojawi druga taka sama karta. Swoimi zasadami rozgrywka trochę przypomina popularną grę „Memory”.

    Jak grać, aby zwyciężyć? Zgodnie z motywem przewodnim osoba, która ostatnio widziała krowę, tasuję talię kart. Po przetasowaniu kładzie stos rewersem do góry, odwraca wierzchnią kartę i ustawia ją odkrytą na środku stołu. Następnie odsłania drugą kartę i ją również umieszcza odkrytą na pierwszej karcie, tworząc w ten sposób stos. Karty są układane jedna na drugiej, tak by zakryć wcześniejsze. Jeśli którykolwiek z uczestników pamięta, że widział już wcześniej obecnie wyłożoną kartę (tzn., że identyczna karta znajduje się już w stosie), zakrywa ręką stos i mówi na głos, jaka karta się powtarza (np. marchewka na zielonym tle). Reszta sprawdza, czy gracz ma rację. Jeśli tak, to zgarnia wszystkie odkryte karty ze stosu, a jeśli nie, to przekazuje wszystkie odkryte karty pozostałym graczom (po jednej karcie po kolei, zaczynając od uczestnika siedzącego po jego lewej stronie).

    Trzeba jednak zachować czujność, gdy wyłoni się krowa! Jeśli wierzchnią kartą jest ten łaciaty ssak, to gracz, który jako pierwszy wykaże się zwinnością i zakryje ręką stos, zdobywa wszystkie odkryte karty.

    Gdy ostatnia karta z talii zostanie wyłożona, a żaden uczestnik nie pamięta, czy taka sama karta znajduje się już w stosie, następuje koniec rundy. W tym momencie każdy przelicza uzbierane karty. Gracz, który zgarnął ich najwięcej, wygrywa rundę. Następną rozgrywkę rozpoczyna osoba siedząca po lewej stronie zwycięzcy. Grę uważa się za zakończoną, gdy wszyscy uczestnicy tasowali i wykładali karty. Uczestnik, który zatriumfował najwięcej razy, zostaje zwycięzcą.

    Wprawieni zawodnicy mogą spróbować swoich sił w trybie eksperckim – w tej wersji, aby zgarnąć karty, trzeba zakryć stos ręką i powiedzieć, jakie dwie pary znajdują się w stosie.

    Gra „Memuuu” została wydana w kwadratowym, poręcznym kartonie. Oprawa graficzna opakowania przyciąga wzrok niczym magnes. Główną postacią gry jest krowa, która spogląda na nas zza liter tytułu. Dodatkowo na opakowaniu wykorzystano efekt rozlanego mleka. Na kartach przedstawiono osiem różnych przedmiotów na trzech rodzajach tła (niebieskim, zielonym oraz czerwonym). Rysunki są doprawdy przeurocze i nie da się nie uśmiechnąć, gdy spogląda się np. na marchew z lekko poirytowaną miną.

    Według producenta, gra jest przeznaczona dla 2-6 osób. Moim zdaniem jest idealna na rodzinne rozgrywki z dziećmi. Zasady są bardzo prosto i przejrzyście opisane, a ich wytłumaczenie zajmuje niecałe 5 minut. „Memuuu” uważam za dobry filler, który może się sprawdzić pomiędzy cięższymi tytułami. Opakowanie jest małe, więc zmieści się do plecaka czy torebki, dzięki czemu możemy je mieć zawsze pod ręką.

  • Recenzja mangi „Iluzoryczne ginekokracje” Autor: Hiroaki Samura

    iluzoryczne ginekokracje

    Iluzoryczne ginekokracje

    JPF

    Autor: Hiroaki Samura
    Wydawnictwo: J.P.Fantastica
    Ilość tomów: 1
    Cena okładkowa: 44,99zł

    „Iluzoryczne ginekokracje” to pozycja, którą trudno komuś polecić, gdyż więcej czytelników dostrzeże eksponowaną i odpychającą szpetotę niż mistrzowski czarny humor i zwariowaną zabawę pozornie nieprzystającymi do siebie konwencjami. Tym niemniej będę was próbował zachęcić do lektury.

    Hiroaki Samura jest w Polsce najlepiej znany z wydawanej przez Egmont mangi pt. „Miecz Nieśmiertelnego” (Mugen no jūnin). Niestety, cykl ten zakończył się u nas na 22. tomie z 30 wydanych w Japonii. Jednak nie wszyscy wiedzą, iż wspomniany mangaka ochoczo rysuje krótkie opowiastki, zebrane już w kilkunastu tomikach. Jeden z tych zbiorów zatytułowany „Iluzoryczne ginekokracje” i zawierający 23 opowieści został wydany w Polsce nakładem J.P. Fantastica.

    Wydaje mi się, że bezcelowe jest przytaczanie treści zawartych w tomiku historyjek, gdyż nie łączy ich ani wspólny czas, ani miejsce czy nawet bohaterowie. Jedyną wspólną dla nich płaszczyznę stanowi niesamowita pomysłowość ich autora.

    Czytelnik zetknie się z wielkim bogactwem motywów i inspiracji pomieszanych oraz połączonych w pozornie niepasujący do siebie sposób. Ludowe legendy mieszają się tutaj z science fiction, fantasy i współczesnymi subkulturami. Ochoczo parodiowane są święte księgi czy klasyki literatury. Niekiedy źródłem weny były opowieści rodem z kroniki kryminalnej podlane czarnym humorem wysokiej próby. Koniec końców, równie często doceniałem pomyślunek autora, co byłem zniesmaczony, ale nigdy zawiedziony wyborem tematu czy jego rozwinięciem.

    W ślad za fabułą wyraziste osobowości otrzymały także postacie: czasami są groteskowe, innym razem powiązano je z regionem, z którego pochodzą, czy określoną kulturą, dzięki czemu zyskują na wiarygodności. Nie są zatem zawieszone w próżni. Niektóre swobodnie przekraczają znane nam granice etyki, choć konsekwencje takiego postępowania nierzadko są zarówno tragiczne, jak i zabawne. Czytelnik nie powinien sugerować się tytułem, gdyż manga nie koncentruje się tylko na kobietach, choć bardzo często to one są głównymi bohaterkami. Manga nie ma też charakteru feministycznego manifestu, pokazuje kobiety z różnej perspektywy, także w ich relacjach z mężczyznami. Moim zdaniem, jeśli nawet autor chciał coś przekazać odbiorcy, to albo poległ po drodze, albo stwierdził, że „wszystko jest względne”.

    Hiroaki Samura, pomimo niezwykłości ukazywanych wydarzeń, tworzy postaci realistyczne, pełne szczegółów. Znakomicie oddaje ich stany emocjonalne, wystrzegając się karykaturalnych uproszczeń (lepiej znanych jako super-deformed). Trochę mniej uwagi poświęcono tłom, ale nie odnosi się wrażenia, że autor próbował dotrzymać terminów za wszelką cenę, płacąc za to karygodnymi zaniedbaniami. Manga nie jest co prawda brutalna, ale odpycha z innych powodów, o których nie będę tutaj wspominał, żeby szanownego czytelnika na wstępie nie zniechęcać. Napiszę tylko, że to nie jest manga dla dewiantów, ale o dewiantach.

    „Iluzoryczne ginekokracje” próbują widza zaskakiwać i czynią to bardzo skutecznie. W żadnej z opowieści nie uświadczyłem wtórności ani nawet przewidywalności. To wyborna czarna komedia, świetna rozrywka, ale przeznaczona dla osób dojrzałych, gdyż manga wymaga od czytelnika dystansu nie tylko do pracy autora, ale też do samego siebie. Żywię nadzieję, że JPF pójdzie za ciosem i zaprezentuje nam większą porcję twórczości Hiroaki’ego Samury.

  • Recenzja mangi „Gigantomachia” Autor: Kentarou Miura

    gigantomachia

    Gigantomachia

    JPF

    Autor: Kentraou Miura
    Wydawnictwo: J.P.Fantastica
    Ilość tomów: 1
    Cena okładkowa: 25,20zł

    Minęło kilkanaście lat od momentu, kiedy Kentaro Miura po raz ostatni oderwał się od tworzenia „Berserka”. Tym razem owocem jego pracy jest jednotomówka pt. „Gigantomachia”. Tylko czy fani innych komiksów tego autora odnajdą tu coś dla siebie?

    Sam tytuł jest nawiązaniem do znanej z greckiej mitologii wojny pomiędzy olimpijskimi bogami a gigantami, której stawką była władza na światem. Podobieństwa między komiksem a mityczną opowieścią o wojnie kończą się jednak już na samym tytule, dlatego nie wnikajmy w szczegóły. Łatwiej będzie natomiast odnaleźć nawiązania do współczesnych komercyjnych hitów.

    Manga opowiada o podróży zapaśnika Delosa i włażącej mu na głowę (i to nie jest żadna przenośnia) dziewczyny o imieniu Prome. Celem tej dwójki było odnalezienie ostatniego miasta ludu chrząszczojeźdźców i ocalenie go przed zagładą ze strony wspomnianych w tytule gigantów.

    Gdy recenzuje się komiksy takie jak „Gigantomachia”, trudno jest opisać fabułę tak, by nie zdradzić czytelnikowi wszystkich zwrotów akcji. Może skupmy się zatem na tym, o czym opowiada „Gigantomachia”. Jej głównym przesłaniem jest to, że dobra walka nie jest zła, zmęczeni bojem wojownicy mogą stać się najlepszymi przyjaciółmi, przyjaźń zaś rodzi zaufanie, które jest niezbędne przy przezwyciężaniu piętrzących się aż po horyzont trudności (to także nie jest przenośnia). Historyjka sama w sobie jest bardzo pretekstowa i naiwna, jednak gdybym napisał, że szybko o niej zapomniałem, to bym skłamał. Będę o niej pamiętał, bo od autora „Berserka” można było oczekiwać czegoś więcej niż scenariusza nakreślonego na kolanie w ciągu kilku minut.

    Bohaterowie są jednak całkiem przyjemni. Poczciwy Delos honor wroga ceni sobie tak samo jak swój, dzięki czemu równie łatwo zjednuje sobie sympatię przeciwników, jak i czytelników. Prome próbuje udawać jego dokładne przeciwieństwo – jej bronią jest sprawny umysł, a nie rozbudowana muskulatura. Niekiedy współpraca tej dwójki przyjmuje nieco humorystyczny charakter, choć jest to dowcip niskich lotów, tak mniej więcej na wysokości kobiecych majtek. Poza tym nie ma tutaj żadnej głębi, wszelkie problemy można rozwiązać, wygrywając pojedynek. Prostota w tym wypadku to jednak dobra rzecz, gdyż nadawanie na siłę bohaterom złożonej psychologii wniosłoby zbyt dużo zamieszania.

    Kentaro Miura i tym razem przykłada dużą wagę do oprawy graficznej, rysując pełne detali ciała walczących półnagich wojowników (Delos wszak uprawia zapasy). Pojedynki są przejrzyście rozrysowane i dostarczają widzowi niemało satysfakcji, choć bolączką może być dramaturgia, gdyż tytułowe starcie z gigantami jest dość jednostronne. Przy tworzeniu monstrów rysownik dał się ponieść fantazji, krzyżując słonie z głowonogami czy sarkofag z ciałem przypominającym słomianego misia z kultowego filmu Stanisława Barei. Zdziwiłem się natomiast, gdy na okładce zobaczyłem magiczny znaczek sugerujący, iż jest to pozycja dla czytelników dorosłych. Jak na dzieło autora „Berserka”, to manga jest bardzo powściągliwa i nie uświadczymy tutaj żadnego psychicznego znęcania się, tortur, gwałtów (także na dzieciach), urywania głów itp. Nawet przeciętna szkolna komedyjka ma więcej sprośnych scenek. Ta klasyfikacja byłaby dla mnie zupełnie niezrozumiała, gdyby nie jeden argument: ozdoby hełmów żołnierzy z plemienia chrząszczojeźdźców mają trochę falliczne kształty.

    Moim zdaniem Kentaro Miura, tworząc „Gigantomachię”, chciał otworzyć się na nowego czytelnika, choć akurat dwie pozycje, które wśród nastolatków biją rekordy popularności, czyli „Terra Formars” oraz w szczególności „Atak Tytanów”, słyną z brutalności. Czytając komiks, miałem wrażenie, że stoi za nim jakiś głębszy zamysł, a świat, w którym żyją Delos i Prome, ma o wiele większy potencjał niż to, co nam zaprezentowano. W rezultacie otrzymaliśmy jedynie ,,gumę do żucia dla oczu” i niewiele ponad to.

  • Recenzja książki: Rafał Dębski „Jadowity Miecz”

    jadowity miecz

    Rafał Dębski - „Jadowity Miecz”

    fabryka slowWydawnictwo: Fabryka słów
    Liczba stron: 400
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    „Jadowity Miecz” to powieść, której akcja rozgrywa się w naszej ojczyźnie. Rafał Dębski, z wykształcenia psycholog, zabiera nas w podróż w czasie do średniowiecznej Polski, gdzie jest jeszcze mniej kolorowo, niż opisano to w podręcznikach.

    Brakowało mi tego – powieści historycznej niemęczącej datami i opisami wydarzeń rodem ze szkolnych podręczników. Rafał Dębski, choć mamy do czynienia z fantastyką, doskonale odwzorował realia czasów, o których pisze. Fabuła została osadzona za panowania Bolesława Krzywoustego, a precyzyjnie mówiąc, podczas buntu palatyna Skarbimira z rodu Adwańców. Wydarzenie to stało się głównym wątkiem powieści. Fakt, że nigdy nie zostało dokładnie opisane przez historyków, pozostawia duże pole do popisu. Autor nie daje nam miłego i stopniowego wprowadzenia do historii, ale od razu wrzuca czytelnika na głęboka wodę. Witają nas zdarzenia, których nie rozumiemy, bohaterowie, których nie znamy, i miejsca, których nie widzieliśmy. Jesteśmy nie mniej zdezorientowani niż opisany na kartach powieści lud, któremu jako czytelnicy towarzyszymy.

    Śledzimy poczynania palatyna i stojących u jego boku buntowników, w których skład wchodzi Witko Jastrzębiec – właściciel tytułowego Jadowitego Miecza i jego syn Miłek, a także idących im naprzeciw oddziałów Krzywoustego. Nieraz pisarz daje nam do zrozumienia, że przydomek władcy nie wziął się od krzywej wargi, a sam Krzywousty przedstawiony jest jako dość okrutna postać.  Rafał Dębski dorzuca do tego grona jeszcze trzecią ze stron, jaką są wyznawcy starej wiary. Kapłani Świętowita, Swaroga i Jarowita wraz z wiernie podążającą za nimi rzeszą chłopów starają się obrócić zamieszki na swoją korzyść i wykorzystać niespokojne czasy do własnych celów.
    Obok postaci historycznych i fikcyjnych pojawiają się również istoty fantastyczne. Mamy zatem okazję poznać piękną i niezwykle tajemniczą Wiłłę, dostrzec wśród gałęzi śpiących leszych czy też dostać gęsiej skórki, gdy spotkamy wściekłe wilkołaki lub strzygi. Wraz z rozwojem fabuły coraz lepiej możemy wyczuć gromadzący się w tej historii mrok, z którego wyłania się powoli sylwetka Pasterza Upiorów – postaci, która już od pierwszych stron powieści budziła we mnie niepokój, ale też nieodpartą ciekawość.

    Ciarki biegnące po plecach, obraz walk pojawiający się przed oczami i wściekłe wilcze wycie wypełniające umysł – to wszystko spotkało mnie podczas lektury. Trzeba oddać autorowi, że nie dość, że dał nam mieszankę powieści historycznej i fantasy, to stworzył jeszcze niezwykły klimat. Stylizacje językowe, odwołanie do dawnych wierzeń i znanych nam z kart historii Polski osób i wydarzeń – całość spowodowała, że samoistnie wczuwaliśmy się w klimat opowieści. Dodatkowo opisy serwowane nam przez pisarza sprawiają, że można poczuć się, jakby naprawdę się tam było. Opisy niezwykłych istot, jak i samego Pasterza Upiorów wywołują dreszcze i budzą w nas pierwotny niepokój. Trudno czuć się bezpiecznie, gdy oczami wyobraźni widzi się te splamione krwią zębiska…

    Atutem powieści są bohaterowie, którzy zostali ukazani jako… ludzie. To nie rycerze na białych koniach, to nie błogosławieni wybrańcy, ale zwykłe osoby, dla których życie nie było łaskawe. Śmieją się, płaczą, popełniają błędy. Gdy słuchałam ich monologów lub obserwowałam ich wybory, niebywale łatwo było mi się z nimi utożsamić. Czułam ich rozpacz, ból i rozumiałam, co pchało ich do konkretnych działań. To nie ci potężni herosi spotykani na kartach powieści fantasy, którzy od razu wiedzą co robić i jak odnieść zwycięstwo. Siłą książki są też przemyślenia bohaterów na temat wiary, odwagi i roli życia. Monolog Pasterza Upiorów utkwił w mojej głowie w sposób szczególny i pewnie prędko jej nie opuści.

    Tym, czego mi zabrakło w tej książce, jest magia. Choć Rafał Dębski płynnie nawiązywał do istot dawnej wiary, to nie ukazał ich zbyt wiele. Jak na tak kluczowe siły, jakimi były strzygi czy leszy, to było ich jak na mój gust stanowczo za mało. W końcu akcja osadzona jest w średniowiecznej Polsce, gdzie wierzenia Słowian miały się dobrze. To aż prosi się o przemycenie magii tych mitów na łamy powieści.

    „Jadowity Miecz” jest to z całą pewnością ciekawą pozycją, którą polecam wszystkim szukającym opowieści z wyraźnym wątkiem historycznym. Fani fantasy również powinni po nią sięgnąć, bo to w końcu nasz rodzimy autor, a warto znać swoje własne podwórko, prawda? Dajcie się porwać wirowi szaleńczych bitew i sami zastanówcie się, kto był w tej historii największym potworem…

  • Fantastyczna antologia

    nanofantazjePod koniec ubiegłego roku informowaliśmy Was, że pod naszym patronatem medialnym znalazła się antologia „nanoFantazje 1.0”. Dzisiaj chcemy zaprezentować Wam recenzję tego wydanego przez Fantazmaty zbiorku, na który składa się dziesięć niezwykłych opowiadań. Znajdziecie jątutaj!

  • Stefan Kapičić gościem Warsaw Comic Conu!

    Stefan Kapičić zasłynął rolą Piotra Rasputina Colossusa w filmie „Deadpool” i „Deadpool 2”. Aktor zawita do Polski podczas V edycji Warsaw Comic Con. Trwa sprzedaż voucherów w cenach:

    40 zł – autograf
    50 zł – zdjęcie
    70 zł – zdjęcie i autograf
    Przypominamy, że V edycja Warsaw Comic Con odbędzie się w Nadarzynie, rozpocznie się 31 maja i potrwa do 2 czerwca.

    Banner Warsaw Comic Con

  • Recenzja książki: „nanoFantazje”

    nanofantazje

    „nanoFantazje”

    fantazmatyWydawnictwo: Fantazmaty
    Liczba stron: 98
    Cena okładkowa: 0,00 zł

    Antologie opowiadań i inne podobne inicjatywy spotykają się zazwyczaj z dość szerokim spektrum reakcji. Wiele z nich podyktowane jest wcześniejszymi doświadczeniami z podobną formą publikacji – spora cześć z nich zawiera teksty na różnym poziomie i ciężko o czytelnika, który znalazłby coś dla siebie w każdym. Dla mnie zbiory opowiadań stanowią przede wszystkim okazję do zapoznania się z twórczością autorów, których nie znałem wcześniej, i punkt wyjścia do dalszych czytelniczych poszukiwań. Tym ciekawszy jest więc dla każdego myślącego choć odrobinę podobnie projekt Fantazmaty, wydający antologie mniej lub bardziej tematyczne – w formie bezpłatnych ebooków.

    Przedmiotem niniejszej recenzji są zaś „nanoFantazje” – zbiór opowiadań zawierający teksty o długości maksymalnie kilku stron, bez motywu przewodniego. Czy w tak małej objętości da się zawrzeć kompletną historię, nie pozostawiającą po sobie uczucia niedosytu czy frustracji z powodu niewykorzystanego potencjału? A może przeciwnie – taka jeszcze krótsza forma spowoduje zamknięcie się pomysłu w tylko takiej długości, jaka jest niezbędna, bez nadmiernego przeciągania? Co kto lubi – mi „nanoFantazje” jako całość przypadły do gustu. Jeśli zaś idzie o poszczególne składowe…

    Zbiór składa się z dziesięciu opowiadań, wśród których trudno o dwa choćby odrobinę zbliżone tematycznie, jeśli za temat nie liczyć ogólnie pojętej fantastyki. Otwiera go „Oddział dla opętanych” Krzysztofa Rewiuka, poruszający tematykę badań nad nieśmiertelnością. Jednak projekt badawczy, którego obiektem są osoby wyróżniające się dokonaniami na polu naukowym, trwa już na tyle długo, by ukazać swoje mroczniejsze oblicze – czyli wady przedłużania życia w nieskończoność. A że wiążą się z tym dość nieprzyjemne metody, trudno się „obiektom” dziwić, że niekoniecznie zachowują stabilność psychiczną…

    Opowiadanie Rewiuka było w tym zbiorze jednym z moich ulubionych. Jednak tym, które od razu zajęło na tym dziesięciostopniowym podium miejsce pierwsze okazało się „Starsza pani musi zniknąć” Wiktora Orłowskiego. Po początkowej niewielkiej niechęci wywołanej skojarzeniem z filmem o tym samym tytule, który pozostał w mojej pamięci w szufladce „średnie bliżej dolnej krawędzi”, szybko okazało się, że tekst ma do zaprezentowania czytelnikowi historię na tyle intrygującą i opowiedzianą w tak przemyślany sposób, że wszelkie nieprzyjemne skojarzenia poszły w kąt. Wszyscy znamy niekiedy mało wybredne żarty o teściowych – dla niektórych jednak stają się one ponurą codziennością, gdy złośliwa i wszystkowiedząca „mamusia” stawia sobie za cel uświadomienie synowej, jak bardzo za nią nie przepada. Ale pozbywać się jej? A gdyby tak dało się to zrobić zupełnie bez konsekwencji, a o starszej pani wszyscy po prostu zapomną?... Jak? To właśnie jest element, który przesądził o tym, że „Starsza pani musi zniknąć” skończyło z numerem jeden – a i dla czytelnika pozostawiono tu pewne pole do domysłów.

    Moją uwagę zwróciły też „Ćmy” Emiliana Sornata, głównie ze względu na fakt, że utrzymane są w klimacie nieco cięższego, mroczniejszego fantasy. Mag, spotykający we wsi spustoszonej przez tajemnicze istoty towarzyszące pladze ciem pozostałego przy życiu chłopca, ratuje go… Ale czy pobudki bohatera są na pewno czyste? Opowiadanej historii brak optymistycznego wydźwięku – nawet pomimo tego, że misja maga Anvisa wydaje się być szczytna, czuć w tym jednak gęstniejące z każdym krokiem wątpliwości. Nie, nie bohatera – bo ten dąży do celu powtarzając swoją formułkę: „To nie będę ja”. Taka moralna niejednoznaczność, wybór pomiędzy złem i jeszcze większym złem, to coś, co zazwyczaj intryguje mnie w tekstach literackich – tak też było i tym razem.

    Czy któreś z opowiadań nie przypadło mi do gustu? Jeśli musiałbym wybierać, postawiłbym na „Komara i sito” Alicji Tempłowicz, jako że tego typu mocno abstrakcyjne opowieści są dla mnie zbyt poetyckie i wieloznaczne, by dać się po prostu polubić. Bardzo możliwe, że po kolejnym podejściu tegoż opowiadania odnajdę w nim mnogość znaczeń i gubiony przeze mnie w trakcie czytania sens – jednak pozostanie to typ literatury, który zupełnie do mnie nie przemawia.

    Ogółem oceniam „nanoFantazje” jako zbiór bardzo dobry, mocno różnorodny pod względem poruszanej tematyki i podgatunku fantastycznego, a przy tym pozwalający na nawiązanie relacji krótkiej, intensywnej i odświeżającej. Krótkość opowiadań działa zdecydowanie na jego korzyść, tak naprawdę całość jest do połknięcia w jedną chwilę – czytnik pokazał mi około osiemdziesięciu stron całości. Nie ma w nim szczególnych braków natury technicznej, nawet ilustracja okładkowa przyciąga wzrok – zarówno kolorystyką, jak i kompozycją. Ogółem – polecam.