Manga i anime

  • Nejiro 8 pod patronatem

    Odbywający się w dniach 7-9 lipca Festiwal Kultury Japońskiej Nejiro 8 w tym roku jako motyw przewodni wybrał piękne dźwięki japońskiej muzyki oraz wszystko, co z nią związane. Nic zatem dziwnego, że takie wydarzenie objęte zostało przez nas patronatem medialnym. Muzyka w Japonii pełni bardzo istotną rolę i tamtejsza kultura bardzo wiele by straciła, gdyby została jej pozbawiona. Sprawdźcie sami, dlaczego.

     

  • VIP-owskie pakiety Mochiconu

    Mochicon, konwent organizowany przez grupę Tsuru, znany głównie z Tsuru Japan Festival. Jako jedni z niewielu oferują specjalne bilety VIP-owskie, z którymi w pakiecie otrzymamy garść dodatków. Jeżeli jesteście zainteresowani, to poniżej znajduje się wykaz tego, co zawiera konkretny pakiet.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #28

    Kurz po Pyrkonie już powoli opada, pora zatem poszukać kolejnych wydarzeń wartych odwiedzenia. Nieważne, czy jesteś tuż po maturach, czy właśnie powoli nadciąga piękny czas zwany sesją - zajrzyj do naszego Poniedziałkowego Flasha Konwentowego i sprawdź, gdzie jechać by zapomnieć. W tym tygodniu polecamy Sakurakon V, Dzień Darmowego Komiksu, Filozofikon 2 i Złoty Gryf.

  • Relacja z konwentu: Pyrkon 2017 - Czy było warto?

    PYRKON 2017
    28-30 kwietnia
    Pyrkon. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć cóż to za impreza, ale dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą – jest to największy Festiwal Fantastyki w Polsce. Jak co roku przyciągnął rzesze ludzi do Poznania. Tym razem data wydarzenia przypadła na ostatni weekend kwietnia, tj. 28-30.04. Pogoda nas nie rozpieszczała, bo najcieplej nie było. Nie ostudziło to jednak naszego zapału i bawiliśmy się świetnie. Po więcej szczegółów zapraszam do rozwinięcia.

  • Recenzja mangi: Julietta Suzuki - „Jak zostałam bóstwem!?”

    jak zostalam bostwem

    Jak zostałam bóstwem!?

    studiojg

    Autor: Julietta Suzuki
    Wydawnictwo: Studio JG
    Ilość tomów: 25
    Cena okładkowa: 19,90 zł

    Jesteście w stanie sobie wyobrazić, co zrobilibyście, gdyby w liceum zabrakło wam dachu nad głową i rodziny? W takiej sytuacji zostaje postawiona Nanami, której ojciec hazardzista stracił dom i postanowił „dać nogę”, zostawiając ją zupełnie samą. Dziewczynie pozostaje tylko torba, w której też nie posiada zbyt wiele. Spacerując po parku, zastanawia się, co dalej ze sobą zrobić. Spotyka mężczyznę, który siedzi na drzewie i ucieka przed psem. Nanami pomaga mu, a on w podziękowaniu oferuje jej, by zaopiekowała się jego domem. Z braku innych perspektyw Nanami zgadza się, lecz gdy dociera pod wskazany adres, okazuje się, że nie jest to zwykły dom, ale podupadająca świątynia. Co więcej, nieznajomy nadał jej moc bóstwa opiekuńczego, by dziewczyna mogła w pełni zaopiekować się przybytkiem. Niestety sprawy przybierają nieciekawy obrót, gdy spotyka służącego tam demonicznego lisa.

    „Jak zostałam bóstwem?!”, w oryginale „Kamisama Hajimemashita” to tytuł, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Myślę, że większość chociaż raz o nim słyszała za sprawą dwóch sezonów anime. Dla mnie jest to manga, z którą zdecydowanie warto się zapoznać. Fabuła nie stoi w miejscu i nieustannie prze do przodu, przedstawiając nam nowych bohaterów i coraz ciekawsze rozwoje sytuacji. Już w pierwszym tomie poznajemy nowych pobocznych bohaterów, księżniczkę Himemiko, od której Nanami otrzymuje swoje pierwsze zadanie jako bóstwo.

    Nie tylko fabularnie jest dobrze. Charakter bohaterów i ich zachowanie też nie jest nudne i wkurzające – i tu głównie chodzi mi o Nanami. Mimo że jak w większości tytułów shoujo jest raczej słodka, to potrafi się wkurzyć, zirytować i pokazać na co ją stać. Wierzy w siebie i nie zachowuje się jak ostatnia ciapa, co zdecydowanie jest plusem. Widać to szczególnie w momencie, kiedy zmusza Tomoe do zostania jej chowańcem – scena, na którą wszyscy czekali.

    Polskie wydanie, którym zajmuje się Studio JG, jest bardzo dobre. Dostajemy kolorową obwolutę, która moim zdaniem prezentuje się lepiej od japońskiej. Tłumaczeniu tomiku też nie mam raczej nic do zarzucenia, czytało mi się bardzo płynnie i bez zgrzytów.
    W oryginale manga posiada aż 25 tomów, ale ani przez chwilę nie będziecie się nudzić. Zwłaszcza dla sympatyków romansów powinien to być tytuł obowiązkowy na półce mangowej, ale myślę, że większości przypadnie do gustu. Jeśli jeszcze nie mieliście przyjemności obcowania z tym tytułem, zmieńcie to czym prędzej!

  • Recenzja mangi: Natsuo Kumeta - „Nasz cud”

    naszcud

    Nasz Cud

    waneko

    Autor: Natsuo Kumeta
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 15+
    Cena okładkowa: 19,99 zł

    Każdy z nas na pewno choć raz zastanawiał się, czy istnieje życie po śmierci. Czy możliwe jest coś, co nazywamy reinkarnacją? Czy prowadziliśmy inne życie, którego nie pamiętamy? A co, jeśli wam powiem, że pewien licealista posiada wspomnienia ze swojego poprzedniego życia, w którym był księżniczką Veronicą i potrafił posługiwać się magią? Brzmi ciekawie, prawda? Przenieśmy się więc razem do historii Harusumiego oraz jego przyjaciół z liceum... i nie tylko.

    Harusumi Minami od dziecka posiada przebłyski wspomnień ze swojego poprzedniego życia w innym świecie, w którym magia i rycerze byli czymś normalnym. Gdy był w szkole podstawowej, ujawnił swój sekret, lecz jego znajomi odrzucili go i zrobili z niego pośmiewisko. Wtedy postanowił nie mówić o tym nikomu i skupić się na teraźniejszości. Jednak wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Dlaczego w poprzednim życiu jego zamek został zaatakowany? Dlaczego księżniczka Veronica umarła? Gdy Harusumi przypomina sobie, jak używać magii i okazuje się, że działa ona także w tym świecie, jest już zupełnie pewny, że to wszystko to nie tylko wytwór jego wyobraźni, ale prawdziwe wydarzenia. Wszystko zmienia się, gdy okazuje się, że nie tylko on skrywa w sobie osobowość z przeszłości.

    Muszę przyznać, że „Nasz cud” bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Sam opis może i był ciekawy, ale nie było w nim też nic wyjątkowego lub nowego. Jednak mimo tego, że temat ten nie należy do najbardziej oryginalnych, jest bardzo interesujący. Po lekturze pierwszego tomiku od razu sięgnęłam po następny i tak było przy wszystkich kolejnych. W dalszych częściach okazuje się, że większość znajomych z klasy Harusumi posiada wspomnienia z poprzedniego życia. Zaczynają się konflikty, spory, niedopowiedzenia. Chłopak stara się jakoś uporać z tą sytuacją i za główny cel obiera ochronę szkoły. Stara się jednak, by wcielenie Veronici i jej życie nie zawładnęło jego obecnym, co okazuje się nie być wcale takie łatwe. Postanawia także, że na początku nie będzie dzielił się ze wszystkimi prawdą o swojej osobowości z przeszłości. Inni bohaterowie należą do kilku grup, do których przynależeli w poprzednim życiu, a są to Kościół, Zerestria i Moswick. Między tymi ostatnimi dochodzi do walki z powodu nierozwiązanego sporu z przeszłości.

    O fabule można mówić dużo, bo przez pierwsze pięć tomów wiele się dzieje, ale żeby się nie zgubić, trzeba sięgnąć po „Nasz cud”. Chociaż i wtedy można mieć problem, bo mimo że manga jest naprawdę ładnie narysowana, postacie są do siebie bardzo podobne (co na początku było dla mnie kłopotliwe, nie mogłam się połapać, kto jest kim), jest ich też bardzo dużo – i można tę liczbę pomnożyć razy dwa, ponieważ ukazywane są wspomnienia z przeszłości, w której bohaterowie wyglądali zupełnie inaczej. Naprzeciw temu wychodzi spis postaci z opisem i rysunkami, który znajduje się na początku dalszych tomików – dla mnie było to bardzo pomocne, zwłaszcza w przypadku bohaterów, którzy pojawiają się sporadycznie i niczym się nie wyróżniają.

    Obwoluta tomiku nieszczególnie zachęcała mnie do sięgnięcia po ten tytuł, ponieważ wydawało mi się, że kreska jest zupełnie nie w moim guście i ogólnie prezentuje się jak dla mnie dość przeciętnie. Ale jak to mówią, nie należy oceniać książki po okładce i to powiedzenie idealnie pasuje do „Naszego Cudu”. Pod obwolutą, na okładce kryją się krótkie historyjki z mangi. Pierwsze strony w każdym tomie są kolorowe i przedstawiają naszych bohaterów – tam łatwiej ich rozróżnić, bo mają różne kolory włosów. Całość, na przekór mojemu pierwszemu wrażeniu, prezentuje się bardzo dobrze. Nie ma zbyt wielu kadrów z tłem, autorka skupia się głównie na postaciach bohaterów, ale w żadnym stopniu mi to nie przeszkadza. Polska wersja od wydawnictwa Waneko stoi na wysokim poziomie.

    „Nasz cud” to bardzo dobry tytuł, na który trzeba zwrócić uwagę. Myślę, że nie jest on zbyt popularny w Polsce – a szkoda, bo warto po niego sięgnąć. Może nawet kiedyś doczeka się ekranizacji. Szukacie czegoś dobrego do poczytania? No to macie odpowiedź: sięgajcie czym prędzej po tę mangę!

  • NiuCon szuka pomocników

    Przypominamy, że od środy możecie zgłaszać się do pomocy przy tegorocznej edycji konwentu NiuCon. Jak zapewne wiecie, bycie helperem to odpowiedzialne zadanie, jednak w zamian możecie liczyć na kilka profitów.

    A na jakie konkretnie? Przede wszystkim na nocleg w sali na terenie imprezy, specjalny identyfikator, koszulki i oczywiście przekąski. Osoby działające jako helperzy nie muszą ponadto kupować akredytacji w przedsprzedaży. Wpłacają jedynie kaucję, która zwrócona zostanie po zakończeniu imprezy.

    Jeżeli zatem czujecie, że jesteście w stanie sprostać temu wyzwaniu, zajrzyjcie tutaj, gdzie znajdziecie formularz zgłoszeniowy, jak również regulamin i bardziej szczegółowe informacje.

     

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #25

    Mamy nadzieję, że nie zmokliście dziś aż tak bardzo. I nie chodzi tu jedynie o specyfikę tego dnia. Poniedziałek to jednak poniedziałek, a więc pora na kolejny Poniedziałkowy Flash Konwentowy, w którym pojawił się konwent Chorcon, XI Dni Japońskie, Małopolska Konferencja Produkcji Gier i II Światowy Dzień Gier Planszowych. Jest zatem z czego wybierać.

  • Wywiad: Hall of Fame Cosplay - Talon

    Imię i nazwisko: Wiktor Książek
    Nick: Talon
    Wiek: 18
    Fanpage: Talon’s Cosplay Crusade
    Miasto: Kraków
    Wywiad

    Tu Daneł, tak, ten Miłościwie Panujący. Dzisiaj zaprezentuję wam człowieka, który pokazał, że można wiele osiągnąć tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy, a nie sławie, być szarą myszką w cosplayu, a jednak wciąż dostać się na prestiżowe konkursy. Oto Wiktor Talonem zwany. Witaj!

     

    T: Cześć

    D: Talon, zaczniemy z grubej rury, bo czytelników nie chcę trzymać w niepewności. Pojawiłeś się znikąd właściwie, nikt wcześniej o tobie nie słyszał, a tu nagle impreza na skalę europejską. Naprawdę spora grupa osób nie wie kiedy i gdzie zaczynałeś, więc może sam nam zdradzisz: który event uznajesz za swój prawdziwy debiut?

    T: Za debiut cosplayowy z pewnością uważam Pyrkon 2015, wtedy pierwszy raz porządniej skorzystałem z pianki i zrobiłem Ebonową Zbroję ze Skyrima. Co prawda, jak teraz na nią patrzę, to mnie skręca jak widzę niektóre elementy, ale to jednak był początek. Ludzie na konwencie odebrali nas (mnie i Bish, moją partnerkę cosplayową) wtedy wyjątkowo pozytywnie, więc motywacja do tworzenia następnego stroju była potem ogromna. Co prawda miałem parę strojów wcześniej, ale nie uważam ich za konkretny debiut. Jednak od przerabiania ciuchów przez babcię jest troszkę za daleko do trudniejszych zbroi z teraz.

    D: Tak, to chyba wtedy ludzie zaczęli rzucać 'achami' i 'ochami' widząc coś nie tylko naprawdę dobrze znanego, ale i nie najgorzej według nich zrobionego. Przykułeś sporą uwagę wtedy. Czy poczułeś wtedy, że czas iść za ciosem, kupować masowo piankę i zakładać fp?

    T: W sumie nie, nigdy nie kupowałem pianki "masowo". Nie stać mnie na takie zabawy *śmiech*. Za to tym, co usłyszałem wiele razy jest to, że powinienem zajrzeć na konkurs. Gdybym się teraz cofnął w czasie i zobaczył siebie z wtedy to raczej bym sobie tego nie polecił... ale hej, w końcu wyszło na dobre!

    D: I oto mamy Talona, co do Londynu na EC pojechał. Wygrałeś niesamowitą scenką, która wyraźnie odznaczała się na tle innych prezentacji, a była z twoimi popisowymi elementami: demolką. Przeklęta skrzynia zrobiła z ciebie konia... który pognał do Londynu. Co przeżywałeś w momencie ogłoszenia wyników?

    T: Akurat scenka z moich eliminacji była jedną z tych niewielu, gdzie nie zdemolowałem praktycznie nic (w przeciwieństwie do innych, w których kawałki rekwizytów latały po całej scenie). A co do wyników eliminacji... Stałem tam na scenie na Magni przed wyborem reprezentanta i prosiłem w duchu o drugie miejsce. Autentycznie. Nie to, żebym w siebie nie wierzył, bo pewności siebie to ja mam momentami za dużo, ale po prostu miałem świadomość, że jako debiutant mogę mieć marne szanse przy bardziej doświadczonej konkurencji. Nie mogę powiedzieć, że stawiłem się na konkursie nie licząc na nic, ale jednak, widząc niektórych, obawiałem się o swoje szanse. No i się udało! Zwycięstwo i przejście dalej - do finałów były dla mnie trochę zaskoczeniem i spełnieniem marzeń

    D: No ale nie powiesz, że skrzynię traktowałeś jak szklane pantofelki! *śmieje się* Jak szybko dotarło do ciebie to, co się stało i ile pracy i czasu musisz włożyć w kolejny konkurs, który już byle czym nie był?

    T: Nigdy niczego w cosplayu nie traktuję ze specjalną delikatnością, a już w szczególności jednorazowych rekwizytów. Skrzynia spełniła swoją misję - mogła odejść. Jestem raczej za dobrym show i późniejszą naprawą niż sztywnym ruchem i nienaruszonym strojem. Po coś jednak ludzie przyszli to wszystko oglądać! A dotarło to do mnie w sumie natychmiast. Już przy planowaniu eliminacji zastanawiałem się, co bym wziął na finały i uważam, że każdy powinien tak robić, żeby potem nie obudzić się z ręką w przysłowiowym nocniku. Chociaż i tak za strój wziąłem się, moim zdaniem, nieco za późno, przez co musiałem potem popsuć sobie trochę nocy, żeby nadgonić. Ale zdążyłem!

    D: Owszem, zdążyłeś, na co wszyscy czekali. Jak się czułeś za kulisami, stojąc między innymi uczestnikami? Czy czułeś, że są tu stroje, które są nie do przebicia?

    T: Nie mogłem tak myśleć. Pojechałem tam z myślą, że trzeba dać z siebie wszystko, włożyłem w strój swój obecny strój max możliwości i nie dawałem sobie nawet szans na wątpliwości, że coś miałoby być nie tak. Nie ma konkursów nie do wygrania! Ale mogę powiedzieć, że parę osób z pewnością uznałem za naprawdę mocną konkurencję. Co zabawne, żadna z nich nie znalazła się potem na podium. *śmiech* W szczególności spodobał mi się strój reprezentantki UK. Kiedy słuchałem, jak opowiadała nam za kulisami o doborze materiałów i technice, to mi się robiło słabo. Była niezła. Zwłaszcza patrząc przez pryzmat tego, że z szycia jestem troszkę noga.A czułem się przede wszystkim dumny (byłem w końcu wśród jako takiej "elity" Europy) i zdeterminowany.

    D: Słuszne podejście! A co działo się na scenie? Musiałeś dać z siebie naprawdę wszystko, skoro nawet ścięło relację na żywo. 

    T: Na scenie? Nie wiem nawet jak to opisać. Wszystko poszło znakomicie. Całość można obejrzeć na oficjalnych oraz nieoficjalnych nagraniach. I chociaż moje wyróżnienie było głównie za najlepszy występ, to nie mogę powiedzieć, że wszystko poszło ok. *Wymowny uśmiech* Dziura w ścianie nie rozrywała się jak chciałem, wiec na szybko za kulisami wymyśliliśmy z Bishem nawiązanie do FMA, żeby w ogóle móc wyjąć miecz ze ściany. Pierwotnie miałem wbić tam rękę i go wyciągnąć, ale, jak się okazało, to nie dość, że wymyśliliśmy bezpieczniejszą opcję, to na dodatek dużo bardziej widowiskową i zabawną. Ogółem moim ulubionym momentem z pewnością jest chwila, w której podniosłem rękę z Estusem (Darksoulsowa mikstura uzdrawiająca) i momentalnie udało się zniszczyć wrażenie, że będzie to kolejna smutna i poważna scenka. Podobny motyw wykorzystałem na eliminacjach, ale to właśnie to najbardziej kojarzy mi się z tą serią i wiedziałem już, że przy tym ludzie będą się dobrze bawić.

    D: I chyba właśnie o to chodzi, by nie tylko cosplayer miał z tego frajdę, ale i dzielił ją z publicznością. W większości wywiady czytają osoby, które średnio znają się na konkursach. Może przedstawisz tej nieobeznanej części czytelników, cóż to za nagrody się posypały?

    T: Hmm. Tu niewiele do mówienia jest. Pierwsze trzy miejsca to osoby, które zdobyły najwyższe noty za swoje stroje i występy, otrzymują one nagrody pieniężne. Wyróżnienia to nagrody przyznawane przez poszczególnych jurorów dla cosplayerow, którzy spodobali im się w jakiś szczególny sposób niezależnie od punktów. Generalnie wyróżnienia to jedynie prestiż i nic fizycznego, ale akurat przyfarciłem tutaj, bo dla swojego wyróżnienia Fabricator Djin, jeden z jurorów, przygotował odlanego z ciężkiego metalu złotego Dickbutta. A jako że wybrał właśnie mnie, to teraz jest co postawić na szafce przy innych trofeach.

    D: Cóż, nagroda nie do zapomnienia, prawda? Jest czym się chwalić. A co na to wszystko najbliżsi? W końcu robiłeś po nocach, pakowałeś niemałe torby, wyjechałeś do Londynu. Jak oni odebrali całe te przygotowania i sam wyjazd oraz wieść o tak wyjątkowym wyróżnieniu?

    T: Oj wiadomo, wszyscy się ucieszyli i gratulowali. Co do wyjazdu, to patrzyli różnie. Jednego dnia mnie wspierali, innego wypominali że nie powinienem się na tym skupiać, bo jednak w tym roku mam maturę, było trochę spięć, ale finalnie jednak pokazali, że zależy im na moim sukcesie tak samo jak mnie. Co innego przyjaciele i znajomi, tutaj muszę wszystkim podziękować za ciepłe słowa, wiadomości przed i po występie oraz kibicowanie przy streamie. Mimo że się wszystko zlagowalo i umarło, to jestem przeszczęśliwy, że miałem takie świetne wsparcie.Jedyny problem mam w tym, że moja szkoła chce nagrania że streama. I jak ja wytłumaczę dyrektorce, co to jest Dickbutt?

    D: Zawsze możesz powiedzieć, że takie się śmieszne rzeczy dostaje za zabawne scenki! Co do wsparcia, to nie tylko rodzina i fani na fp ale i Bish. Była z tobą przez cały ten okres, prawda?

    T: Oczywiście, że tak. Każde moje dzieło to po części też jej praca. Jesteśmy duetem. Nasze umiejętności są na równym poziomie, a te, które są różne, dopełniają się nawzajem. W życiu nie dałbym rady tyle zrobić, gdyby nie ona, i z pewnością gdyby nie jej pomoc, nie porwałbym się na tak trudny strój. Zawsze sobie pomagaliśmy i zawsze razem występowaliśmy. Tutaj było podobnie i chociaż ograniczał nas surowy regulamin Euro, to Bish pomagała na wszelkie możliwe pozostałe sposoby. Na pewno nie mogę tego sukcesu przypisać w całości sobie. To nasz sukces i chociaż solowy, to jej też należy się ogromne uznanie.

    D: Czy myślisz o kolejnych eliminacjach, tym razem jako duet z Bish?

    T: Cóż... to chyba już żadna tajemnica, mimo że tego nie ogłaszałem na fanpage’u jeszcze; w tym roku będziemy się starać o pozycję reprezentacji na Clara's Cow Cosplay Cup właśnie jako duet. To konkurs skupiający się na występie, a więc na naszej specjalności, więc może być ciekawie.

    D: Ładnie tak wyprzedzać pytania? *smiech* Zdradzisz, z jakiego gatunku to będą stroje? Widzimy u was przede wszystkim gry, czy i tak teraz będzie? A może to wielka niespodzianka? 

    T: No tak, tym razem też planujemy coś z gry, ale jeszcze nie zdradzę co i jak. Powiem tylko, że fani tzw. Indyków (Indie Games - gry niezależne) będą zachwyceni. Rok 2016 przyniósł nam na pecety idealnie to, czego potrzebowaliśmy na tego typu konkurs

    D: Czekamy więc na więcej info! No dobrze, my tu gadu-gadu o wielkich konkursach ale wciąż niewiele osób wie czym zajmujesz się na co dzień. Powiedziałeś wcześniej, ze szykujesz się do matury.

    T: No tak, młody jeszcze jestem, to mój pierwszy rok, kiedy mogę już brać udział w dużych eliminacjach. Matura już tuż za rogiem, ale na pewno z jej powodu nie rzucę w pełni cosplayu. To moja pasja i sposób na spędzanie wolnego czasu. Na pewno nie dałbym rady uczyć się po osiem godzin dziennie. Nie jestem typem kujona. *śmiech* Co nie zmienia faktu, że chciałbym mieć trochę więcej czasu na to wszystko. Egzamin za chwile, eliminacje za chwilę, a tymczasem wciąż na przykład nie położyłem łapsk na Wiedźminie 3, no i nadal nie dorwałem się do kamerki żeby spełnić drugie duże marzenie - streamowanie. Czy gier, czy strojów, czegokolwiek. Po prostu chciałbym trochę zaistnieć w internetach.Odkąd wróciłem, to walczę z zaległościami i jakoś tak brakuje czasu

    D: Myślę, że o sławę martwić się nie musisz za bardzo. Szczególnie teraz. A co po szkole? Co za kierunki życia sobie wybrałeś?

    T: I to delikatny temat jest, bo w sumie żadne. Wciąż szukam drogi. Na pewno jakieś studia. Najwyższe miejsca u mnie póki co trzymają kierunki związane z aktorstwem lub scenografią, ale to najpewniej się zmieni.

    D: Życzymy więc powodzenia! Oczywiście wywiad nie były wywiadem bez standardowego pytania: skąd ta pasja do klejenia pianki i występów na scenie?

    T: Kiedyś poszedłem na mały konwent i zobaczyłem słaby cosplay, który dostał mnóstwo atencji. Stwierdziłem, że zrobię to lepiej i poległem. Ale i tak dostałem mnóstwo „ochów” i „achów”. A potem znajoma, widząc moje rosnące zainteresowanie tym wszystkim, oddała mi swój stary pistolet do kleju, z ciekawości kupiłem „tą osławioną piankę” i okazało się, że to prostsze niż myślałem. Potem Pyrkon, pierwsza zbroja i resztę już znamy 

    D: Jestem absolutnie pewna, że masz jakiś cosplay na oku, ale masz wątpliwości czy go zrobisz dobrze, jednak wielka miłość do danego stroju nie znika. Co to może być?

    T: Wszelkie sety z Bloodborne'a. Uwielbiam ten klimat, uwielbiam te designy, ale to rzeczy nieraz niemal w 100% szyte, a ja jednak dużo pewniej czuję się, kiedy pracuję ze zbrojami. Z kolei nie chcę prosić przy tym zbyt dużo Bish o pomoc, bo jednak chciałbym mieć satysfakcję z ładnej samodzielnej roboty. Czas pokaże, czy uda jej się mnie nauczyć szyć na tyle dobrze, by nie wyszło mi jak kompletna amatorszczyzna.

    D: I tu pojawia się moje pytanie, które być może i ciebie czasem trapi. Talonie, czy uważasz, że duże konkursy typu Maskarada, EC czy im podobne powinny mieć osobną kategorię na strój szyty i klejony? Wszak to dwie różne roboty, jak sam dobrze wiesz.

    T: Jako osoba nosząca na ogół hybrydy szyto-zbrojone, kiedy jednym z moich głównych atutów na euro były historycznie zgodne majty, uważam, że taki podział nie ma większego sensu. Cosplay to cosplay. Jeśli ktoś wymieszałby techniki, nie mógłby wystartować w takim konkursie. Bardziej odpowiada mi system z EC, gdzie za zastosowanie zróżnicowanych technik otrzymuje się dodatkowe punkty, a zbroje są traktowane na równi z szyciem (przynajmniej w tym roku). Ze względu na różny poziom trudności technik trochę ciężko to oceniać, ale to nie jest problem, który trzeba tak radykalnie rozwiązywać, bo można niechcący komuś odebrać szanse. Dobrym pomysłem za to byłyby na przykład dodatkowe nagrody/wyróżnienia za najlepsze szycie i najlepszą zbroję.

    E: Chciałbyś, aby w Polsce pojawiały się takie wyróżnienia/nagrody?

    T: Na pewno nie w konkursach, w których jest już dość dużo nagród, ale okazyjnie mogłyby być ciekawym urozmaiceniem.

    D: Warto by się nad tym zastanowić! Skoro już o konkursach mowa, to planujesz w jakimś jeszcze wystąpić, poza CCCC?

    T: ECG, maskarada, Xmas, Mokon, Krakon, Miss Universe, Mam Talent i Eliminacje Formuły 1 w teamie Poloneza. A tak poważnie, to nie mam jeszcze pojęcia. Główne plany mamy na C4, ale mogę jeszcze zaspoilerować, że w okolicach Pyrkonu możecie się na 100% spodziewać od nas jakichś posunięć. Póki co nic nie zdradzam, bo jednak lubię mieć swobodę dowolnej modyfikacji planów, na pewno napiszę na fp jak będę się gdzieś wybierać. 

    D: Możliwe, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, ale jesteś swego rodzaju kopniakiem dla wielu nieśmiałych osób, które chcą, a z powodu wewnętrznego zacięcia się nie mogą ruszyć w cosplayu między ludzi. Czy ty też miałeś jakiegoś idola, który napędzał cię do dalszych działań?

    T: W sumie... nie, nigdy nie było nikogo konkretnego. Bardzo wielu cosplayerów szanuję za ich umiejętności, ale żaden nie był dla mnie jakimś konkretnym wzorem do naśladowania, za którym bym ślepo podążał. Moim głównym motorem zawsze było jedynie to, że chciałem i walczyłem o to, by zajść wysoko. A jeśli to możliwe, to najwyżej. I nic się nie zmieniło. *śmiech* Trzeba po ludzku wierzyć w siebie, spojrzeć na lepszych, powiedzieć sobie "O, tam będę." I, no... Próbować, próbować, próbować. Przyjmować krytykę, poprawiać, budować, nie poddawać się, walczyć. I NIGDY nie myśleć "Ach, to się nie da". Uda się. Znaczy, w granicach zdrowego rozsądku.

    D: Piszesz o krytyce, którą trzeba przyjąć. Wielu cosplayerów dzisiaj myli krytykę z hejtem i na odwrót.

    T: Wszystko zależy od tego, czy ktoś tej krytyki w ogóle chce. Bo przecież nie każdy potrzebuje wchodzić na nie wiadomo jakie poziomy profesjonalizmu, niektórzy chcą się po prostu przebrać i dobrze bawić. Ale jeśli ktoś chciałby być kiedykolwiek lepszy niż jest, musi pomyśleć nad posłuchaniem i przemyśleniem czy taki "hejtujący" człowiek nie ma przypadkiem w czymś racji. (Można też np. po prostu pytać lepszych "co jest nie tak") Oczywiście zdarzają się też ludzie hejtujący dla samej czynności (np. mam u mnie paru takich wafli, którzy uparli się, że nie mogę robić propów z delikatniejszych materiałów, tylko wszystko musi być superwytrzymałe). Ale to się odnosi do każdego twórczego zajęcia, nie tylko cosplayu.

    D: Gdzie w najbliższym czasie będzie się można cię zapytać o słówko krytyki?

    T: W najbliższym czasie? Xmass i Mokon, to na pewno. No i w każdym możliwym momencie można do mnie napisać przez stronkę, z miłą chęcią doradzę. Miło mi się patrzy potem, jak ktoś rzeczywiście coś poprawia.

     D: Powoli zmierzamy ku końcowi. Nim się jednak pożegnamy, to może jakieś słówko do czytelników?

    T: Nie poddawajcie się, nie wstydźcie się ludzi, nie zapominajcie o cieniowaniu i gdybyście mieli jakiekolwiek pytania - piszcie!

    D: I tym oto pokrzepiającym zdaniem kończymy wywiad z Talonem, który, jak sam już wspomniał, jest zawsze do Waszej dyspozycji.

    T: Niechaj precelkowe błogosławieństwo Ci towarzyszy

  • Relacja z wydarzenia: Dni Kultury Japońskiej czy Dzień Katastrofy?

    Mam sentyment do tego kwietniowego dnia – to tam pierwszy raz zdobyłam nagrodę cosplayową, tam poznałam masę ludzi z rodzimego fandomu, tam wreszcie postanowiłam mimo wszystko zostać przy japońskiej kulturze. Niestety...nic co piękne nie trwa wiecznie. 

  • Aleja Artystów na NiuConie

    Od poniedziałku możecie słać zgłoszenia do Alei Artystów, która w tym roku po raz pierwszy zagości na wrocławskim NiuConie. Aleja tworzona jest przez Was, dla Was, dlatego też każdy będzie mógł zaprezentować tam swoje prace. Choć idea szlachetna, obwarowana jest jednak kilkoma ograniczeniami.

  • Zostań częścią Mochiconu

    Jeżeli myśleliście o tym by wspomóc bytomski Mochicon, koniecznie powinniście zajrzeć poniżej! Ruszyły bowiem zapisy na helperów oraz punkty programu. Pojawiły się ponadto informacje dla wystawców.

    Chętni do pomocy w przygotowaniu i przeprowadzeniu konwentu powinni wysłać swoje imię i nazwisko na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. W odpowiedzi otrzymacie ankietę do wypełnienia, wraz z dodatkowymi informacjami. Nie zapomnijcie też o wcześniejszej lekturze zasad dotyczących helperów.

    Z kolei twórcy atrakcji powinni zajrzeć tutaj, gdzie znajdą wszelkie informacje potrzebne do przygotowania zgłoszenia. Jest to istotne głównie dlatego, że wiadomości zawierające błędy lub bez wymaganych danych nie będą brane pod uwagę.

    Dla wystawców pomocny może okazać się ten wpis. Zasady dotyczące zgłaszania swoich stoisk podobne są do tych dla atrakcji.  Przed wysłaniem zgłoszenia koniecznie zapoznajcie się też z regulaminem wystawców.

    Niezależnie od wybranej formy współpracy, musicie też potwierdzić przeczytanie regulaminu ogólnego eventu.


  • Recenzja mangi: Mayu Minase - „Miłość, jenoty i inne kłopoty”

    milosc jenoty i inne klopoty

    Miłość, jenoty i inne kłopoty

    studiojg

    Autor: Mayu Minase
    Wydawnictwo: Studio JG
    Ilość tomów: 9
    Cena okładkowa: 22,90 zł

    „Miłość, jenoty i inne kłopoty” to manga, po którą sięgnęłam głównie dlatego, że zainteresował mnie jej tytuł. Biorąc ją pierwszy raz do ręki, nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, i muszę przyznać, że po przeczytaniu pierwszego tomu jestem pozytywnie zaskoczona.

    Głównym bohaterem opowieści jest Riku, zwykły nastolatek, który mieszka w małym miasteczku Komatsushima. Jego rodzina od pokoleń prowadzi farbiarnię i ma nadzieję, że chłopak będzie kontynuował tradycję. On ma jednak inne plany. Chce wyjechać razem ze swoją przyjaciółką, Momoką, na studia. Jego matka jest temu przeciwna i – co więcej – przedstawia mu jego narzeczoną, Miyo, która, jak się okazuje, nie jest zwykłą dziewczyną.

    Manga przeznaczona jest dla dojrzałego czytelnika, pewnie ze względu na wiele scen, w których Miyo jest w negliżu, ale to wszystko, jeśli chodzi o nieodpowiednie dla młodszych czytelników obrazy. Poza tym cała historia jest bardzo ładnie narysowana – postacie są wyraziste, dynamiczne, a tła, które głównie składają się z krajobrazów i świątyń, są bardzo dokładne.

    W całej historii przeplatają się komiczne wątki i teksty bohaterów, dzięki czemu można się niejednokrotnie mimowolnie uśmiechnąć podczas lektury. Nawet tytuły kolejnych rozdziałów, które mamy rozpisane na skrzydełkach obwoluty, są ułożone w zabawny sposób.

    Ogólnie fabuła mangi nie należy raczej do wybitnie nowatorskich. Riku sprzeciwia się swoim rodzicom, ponieważ wybrana przez nich dziewczyna nie przypadła mu specjalnie do gustu i chce iść swoją drogą. Podczas gdy jenocia dziewczyna szaleje na jego punkcie i zrobiłaby dla niego wszystko, prawdziwa miłość Riku wydaje się nie dostrzegać jego uczuć... Brzmi dość znajomo. Jednak jest kilka pomysłów, które sprawiają, że ten tytuł wyróżnia się na tle innych – podstawowym z nich są właśnie tajemnicze tytułowe jenoty. Cieszę się również, że przybliżono nam fach rodziców Riku – farbowanie indygowca. Dodatkowym atutem jest też to, że każda z postaci ma swój własny, indywidualny charakter, który wyraźnie odznacza się na tle innych.

    Jeśli chodzi o stronę techniczną, to nie mam żadnych zarzutów. Tłumaczenie jest zgrabnie wykonane, obwoluta oraz sama okładka prezentują się bardzo ładnie. Na początku dostajemy także kilka kolorowych stron, co zdecydowanie możemy zaliczyć na plus.

    Ciekawa jestem, jak dalej rozwinie się ta historia – po lekturze pierwszego tomu mogę stwierdzić, że zapowiada się obiecująco. Jeśli jesteście fanami romansów i komedii – to dla Was obowiązkowy tytuł!
       

  • Recenzja mangi: Yayoi So - „ReLIFE”

    relife2

    ReLIFE

    waneko

    Autor: Yayoi So
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 8+
    Cena okładkowa: 23,99 zł

    „ReLIFE” to jeden z tych tytułów, na którego wydanie w Polsce czekałam najbardziej. Pamiętam, że gdy wyszła ekranizacja mangi, wszystkie odcinki anime pojawiły się tego samego dnia i pierwszy raz od dłuższego czasu usiadłam i obejrzałam jeden za drugim. Tych, którzy nie mieli jeszcze przyjemności obcowania z tym tytułem, zachęcam do sięgnięcia zarówno po mangę, jak i anime.

    Początkowo „ReLIFE” ukazywało się jako komiks internetowy w formie jednego długiego pasa kadrów zamiast standardowych stron, do których przywykliśmy przy większości mang. Kolejną rzeczą, która wyróżnia ten tytuł na tle innych, jest to, że w całości został publikowany w kolorze i w tej kwestii polskie wydanie dotrzymuje kroku oryginałowi, co zapewne zaważyło na wyższej cenie tomiku. 

    Jeśli chodzi o fabułę, to na wstępie poznajemy dwudziestosiedmioletniego Aratę Kaizakiego, który stara się uzyskać posadę w pewnej firmie. Niestety, przez to, że na poprzednim stanowisku utrzymał się zaledwie trzy miesiące, nikt nie jest zainteresowany zaoferowaniem mu pracy. Dla młodego Japończyka brak stałego zatrudnienia jest powodem do wstydu, dlatego Arata przed znajomymi udaje, że pracuje w korporacji. Gdy wraca z jednego z zakrapianych alkoholem spotkań, natyka się na dziwnego człowieka, Yoake Ryou z Instytutu ReLIFE, który oferuje mu roczne zatrudnienie jako obiekt badawczy w eksperymencie. Arata połyka tabletkę, która sprawia, że wygląda dziesięć lat młodziej, i wraca do ostatniej klasy liceum.

    Już od samego początku widać, że mamy tutaj do czynienia z nietuzinkową fabułą. Ponadto poznajemy kilku dobrze przemyślanych bohaterów z różnorodnymi i rozbudowanymi charakterami, a są to: Hishiro Chizuru – bardzo inteligentna dziewczyna, ale z poważnymi brakami w umiejętnościach interpersonalnych, Kazuomi Oga – dobrze się uczy, ale zupełnie nie radzi sobie z aktywnością fizyczną, oraz Rena Kariu, która uwielbia rywalizację i nienawidzi przegrywać. Nieustannie pojawia się również Yoake, który jest obserwatorem Araty, lecz niestety, niewiele wiemy na temat jego prawdziwej osobowości.

    W pierwszym tomie obserwujemy głównie nieudolne próby przystosowania się Araty do szkolnego życia. Chłopak od początku mówił, że spróbuje przetrwać ten rok, nie angażując się w życie licealistów. Ponieważ napisał już pracę magisterską, zbagatelizował naukę, więc gdy okazało się, że niewiele pamięta z czasów licealnych, narobił sobie trochę kłopotów. Na samym początku zaliczył też kilka wpadek, ale jego „rówieśnicy” nie zwrócili na to zbytniej uwagi i szybko nawiązali z nim kontakt. Pochłonięty ich codziennymi, błahymi jak dla niego problemami, nawet sam nie wie kiedy mocno angażuje się w życie dzieciaków. Czasami można nawet zapomnieć, że jest on kilka lat starszy, ale podoba mi się, że autor nieustannie nam o tym przypomina, nie tylko pokazując od czasu do czasu, że Arata popala lub pije alkohol, ale przez sposób myślenia i rozmawiania z innymi.  

    Drugi i trzeci tom w większości poświęcone są Kariu. Przyglądamy się jej problemom i rywalizacji z Hishiro o tytuł najlepszej uczennicy w klasie oraz z jej najlepszą przyjaciółką, Honoką, w sporcie. Z pomocą Araty Kariu udaje się spojrzeć na swoją sytuację z innego punktu widzenia i rozwiązać pewne problemy. Pod koniec trzeciego tomu poznajemy również prawdziwą tożsamość An Onoyi, która tak jak Arata przeniosła się w tym roku do tego samego liceum i ma spore zaległości w nauce.

    Gdy bierze się do ręki tomik mangi, można wyczuć, że jest delikatnie cięższy niż standardowe wydania, co zawdzięczamy temu, że całość wydrukowana została na śliskim papierze. Jeśli chodzi o polskie wydanie, Waneko wykonało mnóstwo dobrej roboty.  Tłumaczenie jest bardzo naturalne, dopasowane zarówno do sytuacji, jak i wieku wypowiadających się osób.

    Lektura „ReLIFE” to czysta przyjemność. Postacie są fantastycznie narysowane, a każda z nich ma swój indywidualny styl. Na stronach mangi pojawia się mnóstwo elementów humorystycznych, przez co czytałam wszystkie trzy tomy z uśmiechem na twarzy. To tytuł, którego zdecydowanie nie powinno zabraknąć na Waszej półce!

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #24

    Pierwszy weekend kwietnia za nami, pora na pierwszy kwietniowy poniedziałek, kiedy to serwujemy Wam kolejną dawkę konwentowych propozycji. W tym tygodniu proponujemy Drugi Krakowski Weekend z Larpami, VI Dzień Kultury Japońskiej oraz Festiwal Kultur Azjatyckich, Magnificon Warm Up Party, a dla fanów esportu Let’s Play Częstochowa. Smacznego.

  • Recenzja mangi: Misaki Saitō - „Drug-On”

    Drug-On

    Drug-On

    studiojg

    Autor: Misaki Saitō
    Wydawnictwo: Studio JG
    Ilość tomów: 5
    Cena okładkowa: 19,90 zł

    Istnieje pewna miejska legenda o wyspie spełniającej życzenie osoby, która na nią dotrze. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ wejście na wyspę prowadzi przez długi most, którego pilnie strzeże policja. Mimo to śmiałków nie brakuje.

    Jednym z nich był Ian Knox, piętnastolatek, który wraz z dwojgiem przyjaciół postanowił wybrać się na magiczną wyspę. Niestety, wyprawa zamieniła się w horror. Tylko Ianowi udało się z niej wrócić, a wydarzenia, których był świadkiem, odcisnęły na nim duże piętno. Po trzynastu latach bohater nadal szuka informacji o tym, czym tak naprawdę jest wyspa, kto ją zamieszkuje i co stało się z innymi, którzy na nią dotarli.

    Kai ma około 70 lat, wygląda jak nastolatek i jest najmłodszym takerem (łowcą). Do jego zadań należy dbanie o to, aby nikt nie dostał się na wyspę, oraz pozbywanie się z niej niechcianych gości. Jednak przez cały czas męczą go pytania: kim tak naprawdę jest, dlaczego żyje tak długo, jak to się stało, że w ogóle został łowcą? Niestety, żaden inny taker nie jest w stanie udzielić mu na nie odpowiedzi.

    Historia ukazana w „Drug-On” wciąga już od pierwszych stron. Każdy z bohaterów mangi ma swój własny styl, charakter i historię. Relacje między poszczególnymi postaciami również są bardzo ciekawe. Nie brakuje też wątków humorystycznych. Osobiście bardziej podoba mi się przedstawienie męskich bohaterów, ponieważ według mnie mają ciekawsze osobowości i bardziej rozbudowaną przeszłość. Postacie kobiece są niestety trochę stereotypowe, czyli słodkie, ładne i mało wyraziste.

    W mandze podoba mi się sposób przedstawienia niektórych postaci, a konkretnie to, iż czytelnik nie może być do końca pewny, czy są one dobre, czy też nie. Wraz z upływem czasu pojawia się coraz więcej wątpliwości. Im bardziej poznajemy daną postać, tym trudniej jest nam ją ocenić w kategoriach dobra czy zła.

    Wątki głównych bohaterów również są interesujące, zwłaszcza historia Kaia oraz fakt, iż nawet on sam nie wie, kim tak naprawdę jest. Chłopak jest bardzo tajemniczą postacią. Wydaje się być oschły, poważny i wyprany z wszelkich uczuć. Bywa nawet brutalny w stosunku do swojej partnerki, którą traktuje niczym służącą. Jednak łowcy, którzy znają go od dzieciństwa, twierdzą, że nie zawsze taki był. Co w takim razie się wydarzyło, że zachowanie Kaia uległo przemianie? Dlaczego tak bardzo nienawidzi swojej towarzyszki?

    Podczas czytania nie dawał mi spokoju fakt, iż tylko Kai tak naprawdę pragnie odkryć, kto stworzył łowców. Pozostali takersi nie przejmują się tym. Czyżby tylko udawali, że nie znają prawdy? Może za ich działalnością stoją władze miasta, których rozkazy wykonują łowcy? To tylko niektóre z licznych pytań zadawanych przez czytelnika, który sięgnie po tę pozycję.

    Kreska w „Drug-On” jest dopracowana i przyjemna dla oka. Bardzo podoba mi się styl ubierania się bohaterów, który został dopasowany do ich osobowości. Pierwsza strona komiksu jest pokolorowana, a z tyłu tomiku znajdują się szkice postaci i ich krótki opis oraz kilka uwag na ich temat od autorki.

    Polecam tę pozycję wszystkim miłośnikom mangi. Osobiście na pewno sięgnę po kolejne tomy.

  • Patronat medialny nad Mochiconem

    Pamiętacie jak niedawno pisaliśmy o biletach na Mochicon? Cóż, dziś znów będzie o tym mieniącym się kolorami wiśni i brzoskwini wydarzeniu, jednak tym razem z nieco innej perspektywy. Mochicon znalazł się bowiem pod naszym patronatem medialnym. I to wcale nie dlatego, że liczymy na trochę słodkości...

     

  • Zgłoszenia do konkursu cosplay w czasie Sakurakonu

    Nie byłoby konwentu związanego z mangą i anime bez konkursu cosplay. W związku z tym od wczoraj możecie już zgłaszać się na ten organizowany przez tegoroczny Sakurakon. Zgłaszać mogą się zarówno pojedyncze osoby, jak i całe grupy, a dla najlepszych przewidziane są nagrody o łącznej wartości 600 zł.  

    Formularz zgłoszeniowy dla pojedynczych osób możecie znaleźć tutaj, a formularz grupowy tutaj. Koniecznie jednak zapoznajcie się najpierw z regulaminem konkursu.

  • Wondercon 4.0 pod patronatem

    Zawsze cieszymy się, kiedy możemy pisać o patronatach. Nie inaczej jest i teraz, bowiem objęliśmy naszym patronatem medialnym wrocławski festiwal cosplay, mangi, anime, gier i fantastyki - Wondercon 4.0, odbywający się w dniach 24-25 czerwca. Czwarta edycja wydarzenia ponownie postara się zaskoczyć swoich uczestników, tym bardziej, że motywem przewodnim są możliwości obecnej i przyszłej technologii. Nie ukrywamy, że osobiście jesteśmy bardzo ciekawi, co przytrafi się gatunkowi ludzkiemu już w najbliższym czasie.

     

  • Promocja na bilety na Mochicon

    To nie żaden żart! Od dziś do pierwszego kwietnia możecie nabyć w promocyjnej cenie bilety na Mochicon. Za dwudniową wejściówkę zapłacicie tylko 35 zł. Co z resztą opcji? Już piszemy.

    Od 1 do 30 kwietnia bilet normalny zakupicie w cenie 40 zł,  od 1 do 31 maja cena ta wynosić będzie 45 zł, natomiast od 1 czerwca do 5 lipca - 50 zł. Możliwy będzie także zakup wejściówek w dniu konwentu, jednak ich cena wyniesie wtedy odpowiednio 55 zł za karnet dwudniowy, 45 zł na sobotę i 25 zł na niedzielę.

    Przedsprzedaż biletów prowadzona jest przez system ramiel.pl.

    Przypominamy również, że możliwe jest wyposażenie się w specjalne bilety VIP. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w naszym wcześniejszym poście.