Fantastyka

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #79

    Synchronizujemy czas i... tak, jest poniedziałek, czego najlepiej dowodzi publikacja Poniedziałkowego Flasha Konwentowego. Dziś napiszemy o SkierConie, Lądowanie – Reaktywacja 2018: Test Pilotów X-a, Woderful Summer Festival oraz Nowotarskim Konwencie Fantastyki Oscypkon. Ponadto będzie też nieco o Antykonwencie Rafineria, który rozpoczął się już dziś. Zapraszamy!

  • Recenzja książki: Marie Brennan - „Zwrotnik węży”

    zwrotnikwezy

    Marie Brennan - „Zwrotnik węży”

    zysk logo noweWydawnictwo: Zysk i S-ka
    Liczba stron: 330
    Cena okładkowa: 35,99

    Jednym z tytułów, które swego czasu (choć jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie w zeszłym roku) wzbudziły najwięcej entuzjazmu wśród oczekujących na nie czytelników, była „Historia naturalna smoków” autorstwa Marie Brennan. I choć sama historia lady Izabeli Trent, przyrodniczki-smokolożki, nie była szczególnie wybitna, to książka zdecydowanie zasługiwała na uwagę już ze względu na świeże podejście do smoczej tematyki, lekkość pióra autorki i przepiękne ilustracje ją zdobiące, wykonane przez Todda Lockwooda (którego dzieła zdobią między innymi karty w grze Magic: the Gathering i książki z uniwersum Forgotten Realms). Na kolejny tom powieści przyszło nam trochę poczekać, jednak zakończenie pierwszego skutecznie utrzymało moją (i, wierzę w to, wielu innych czytelników) uwagę na tyle, by ucieszyć się w chwili wzięcia go w spragnione przygody dłonie.

    Po śmierci męża i urodzeniu syna, wbrew oczekiwaniom rodziny i lokalnej społeczności, Izabela wcale nie stała się stateczną panią domu. Nadal żywo pragnąca zgłębiać tajemnice smoków planuje kolejną wyprawę – co skutecznie odciąga ją od plączącego się po domu kilkulatka. Żyjące w Eridze bagienne żmije (których przedstawiciela, choć w wersji karłowatej i przetrzymywanego w niewoli, mieliśmy przyjemność poznać w pierwszym tomie) to pokusa nie do odparcia… Nie tylko dla Izabeli. Wraz z nią postanawia bowiem wyruszyć znany już czytelnikowi pan Wilker, a także panna Natalie Oscott, ta druga jednakowoż trochę (a nawet bardzo) wbrew woli rodziców, widzących w niej raczej pannę na wydaniu niż awanturniczkę. Na miejscu czekają na nich jednak zupełnie inne od oczekiwanych przeszkody – od polityki, przed specyficzne obyczaje, aż do pełnej niebezpieczeństw tropikalnej dżungli.

    Muszę przyznać, że choć „Zwrotnik węży” zachowuje pewne podobieństwa do „Historii naturalnej smoków”, to historia w nim przedstawiona ma nieco inny wydźwięk. Bohaterka traci swoją pierwotną trzpiotowatość, co jest całkowicie zrozumiałe, nie patrzy już też na świat przez różowe okulary. W narracji prowadzonej z punktu Izabeli starszej, spisującej swoje wspomnienia, czuje się wyraźnie ciężar doświadczenia i świadomości popełnionych błędów, a także… poczucie winy. To ostatnie dotyczy małego Jakuba, dziecka, które nie uczestniczy właściwie w akcji, pozostając niemym, odległym wyrzutem sumienia. Jest też, stety bądź niestety, pretekstem do rozważań na temat roli matki w społeczeństwie narzucającym określoną koncepcję tejże i okrutnie wytykającym wszelkie błędy. Dlaczego piszę „niestety”? Ano dlatego, że Izabela miota się w tym, co właściwie czuje wobec swojego syna, tłumacząc to właśnie narzucanym jej sposobem postępowania. Rozważania te prowadzi jednak czysto teoretycznie, określając też, jaką matką chciałaby być – w rezultacie nie podejmując żadnej próby w tym kierunku. Pytanie tylko – co właściwie ją przed tym powstrzymuje, ją, która na przekór wszystkiemu goni za marzeniami? Wygląda na to, że, niestety, jest to tylko ona sama, nie zaś społeczny konstrukt, który stawia sobie za usprawiedliwienie. To jednak wada Izabeli jako osoby, nie zaś jako bohaterki – na tym poziomie rozważań taki dysonans dodaje jej tylko wiarygodności i głębi emocjonalnej. Wręcz powinna mieć tego typu problemy i rozwiązywać je w niekoniecznie najlepszy z możliwych sposobów.

    Dość jednak narzekań, bo wspomniany wyżej wątek nie należy ani do głównych, ani nawet istotniejszych. Pierwsze skrzypce w powieści grają… nie, nie smoki. Ludzie. A dokładnie: stosunki polityczne w ujęciu lokalnym i globalnym. Coś, w czym Izabela uczestniczyć nie chciała, a w co została wrzucona wbrew swojej woli, niczym na głęboką wodę. Grupka przyrodników napotka też na mur niezrozumienia wobec misji, z którą przybyli – badanie zwyczajów smoków wydaje się tubylcom czymś dziwnym aż do śmieszności. Sprawa pogarsza się jeszcze, gdy okazuje się, że dla części mieszkańców Zielonego Piekła smoki są świętością. Na bohaterów czekają więc wszelkie zagrożenia wiążące się z wyprawą w dzicz, konieczność prowadzenia ostrożnych, dyplomatycznych rozmów z niekoniecznie pozytywnie nastawionymi tubylcami, pokonywanie bariery językowej i zwyczajowej, egzotyczne choroby, a wszystko to, by odkryć wielki sekret, który kryje ta kraina. Czy było warto?

    Na to pytanie odpowiem podobnie jak Izabela – no jasne, że tak! Chociaż drugi tom „Pamiętnika Lady Trent” nieco różni się od pierwszego klimatem i podejmowaną tematyką, mogę z powodzeniem stwierdzić, że wyszło to książce na dobre. Niech potencjalny czytelnik nie pomyśli, że w „Zwrotniku węży” brakuje smoków – są, a ukazują się w całym swym majestacie. I na te chwile warto czekać, choć nie jest to zdecydowanie czekanie bierne – rozważania natury politycznej i obyczajowej, widziane oczami osoby, która przeszła przez opisywane wydarzenia jako zupełnie nieświadoma powagi sytuacji, stanowią wyjątkowo interesujący zabieg fabularny, zdecydowanie decydujący i o nieco cięższym klimacie książki, i o jej jaśniejszych, humorystycznych momentach. Polecam!

  • Recenzja książki: Marion Zimmer Bradley - „Mgły Avalonu”.

    mgly avalonu

    Marion Zimmer Bradley - „Mgły Avalonu”

    zysk logo noweWydawnictwo: Zysk i S-ka
    Liczba stron: 1160
    Cena okładkowa: 69,00

    Legenda Króla Artura jest, według mnie, jedną z najbardziej intrygujących historii, którymi można się zainspirować. Moja miłość i fascynacja do niej zaczęła się prawdopodobnie w momencie, gdy w wieku 10 lat przypadkowo natrafiłam na kilka odcinków serialu „Przygody Merlina”. Moje oburzenie w stosunku do wieku głównego bohatera szybko przerodziło się w zainteresowanie prawdziwą wersją legendy. Gdzieś po drodze natrafiłam na poemat J.R.R. Tolkiena „Upadek Króla Artura” oraz film „Król Artur. Legenda Miecza”. Niedawno jednak zostałam mocno zaskoczona tym, że umknął mi utwór, w którym historię skupiono nie na Arturze, nie Merlinie, lecz na Morganie. Dlatego właśnie tematem następującej recenzji jest książka pt. „Mgły Avalonu”.

    Na samym początku zostajemy wrzuceni w historię Igriany, czyli matki głównej bohaterki Morgiany. Rodzicielka jest w związku ze swoim pierwszym mężem Gorloisem. Morgiana przejmuje narrację dopiero w wieku 6-7 lat i rodzi się drugie dziecko Igriany, tym razem z drugim mężem – Utherem. Dziewczynka jest zmuszona opiekować się bratem do momentu, gdy zostaje zabrana przez Vivianę, Panią Jeziora, do Avalonu. W trakcie okresu dojrzewania zostaje wychowana na kapłankę Bogini, której kult ma bardzo duże znaczenie dla starych ludów zamieszkujących tereny, na których rozgrywa się akcja. Podczas święta Beltanu Morgiana zachodzi w ciążę i w sekrecie rodzi dziecko Arturowi. Nadaje mu imię Mordred. Pozostawia go na wychowanie ciotce Morgause, a następnie wyrusza, aby znaleźć swoje miejsce w świecie.

    Już od samego początku można zauważyć, że autorka dużo czasu spędziła nad wyszukiwaniem informacji. Widać to nie tylko w podziękowaniach, gdzie zawarła źródła, ale także w treści – można wychwycić wiele ciekawych detali podczas czytania. Sama legenda arturiańska została odwzorowana dość wiernie. Dodatkowe wątki i elementy, np. Wzrok u osób związanych z Avalonem, są dobrze wpasowane w fabułę. Nie czuć, że nie było ich w oryginalnej historii. Jednym z dodatkowych wątków jest konflikt dwóch religii. Mimo że teoretycznie nie jest on związany z legendą króla Artura, dobrze z nią współgra i w naturalny sposób pogłębia zatarg między młodym Pendragonem i jego siostrą Morgianą, przy czym nie przedstawia głównej bohaterki jako „tej złej”. Większość wyznawców chrześcijaństwa w książce z wrogością odnosi się do kultu Bogini, co nadaje historii realizmu. Przez to na pewnym etapie książki czytelnik czuje dużą niechęć do Artura, co razem z wyborem głównej protagonistki sprawia, że powieść jest bardzo oryginalna w stosunku do innych interpretacji legendy. Zwłaszcza że jednocześnie stara się być jak najbardziej z nią zgodna.

    Autorka całkowicie oddała narrację kobietom. Morgiana, Igriana, Gwenifer, a nawet Morgause i Viviana, zręcznie przeplatają między sobą swoje przemyślenia i obserwacje. Wszystko wychodzi bardzo płynnie i ukazuje nam historię z różnych perspektyw, które na końcu łączą się w jedną. Razem z tym zabiegiem Zimmer Bradley potężnie rozbudowała charaktery bohaterek. Nadała każdej z nich różne zalety oraz wady i dzięki nim łatwiej jest czytelnikowi zrozumieć czyny popełniane przez nie. Oprócz wydarzeń dostajemy dużą dawkę emocjonalnie nacechowanych wypowiedzi, które zbliżają nas do bohaterek.

    Jednak jeden element książki rozbił mój zachwyt. Przez całą powieść akcja toczy się w umiarkowanym tempie, które przebijane jest co jakiś czas szybszą, bardziej dynamiczną akcją. Lecz końcówka, ta kulminacyjna chwila, do której dążą wszystkie wydarzenia oraz przepowiednie, jest poprowadzona w bardzo niedbały sposób. Czytelnik może wręcz odnieść wrażenie, że autorka pisała ostatnie strony w pośpiechu, starając się jak najszybciej ukończyć swoje dzieło. Książka ogółem jest utrzymana w podniosłym tonie, dzięki któremu możemy zrozumieć, jak istotne są czasy panowania Artura. Dlatego właśnie zwraca uwagę ta nieszczęsna końcówka, tak bardzo odstająca od reszty.

    W ogólnym rozrachunku powieść napisana przez Marion Zimmer Bradley wywarła na mnie duże wrażenie. Napisana z dużym rozmachem, oryginalna, a zarazem wierna legendzie. Pomimo ostatnich stron nie sądzę, by było to 1160 stron zmarnowanego czasu. Bawiłam się przy tej książce świetnie. Zapewne po kilku latach wrócę do niej z przyjemnością. Polecam ją nie tylko miłośnikom legendy o Królu Arturze, ale i fanom historii rozgrywających się na przestrzeni wielu lat.

  • Sen bardziej realistyczny niż jawa – „Rycerz Kielichów” Jacka Piekary pod patronatem!

    W wyniku dziwnego zdarzenia zwyczajny, bezimienny informatyk będący pracownikiem ogromnej korporacji zaczyna śnić o byciu rycerzem. Każdej nocy zamienia się w bohatera – Rycerza Kielichów, Lanne Lloch l'Annah, o którym piszą pieśni, a jego osiągnięcia przechodzą do legendy. Główny bohater z każdą kolejną nocą przeżywa kolejne przygody, ignorując niebezpieczeństwa. W razie czego może w każdej chwili się obudzić, prawda? Z czasem granica między baśnią a rzeczywistością zaciera się, a szlachetny rycerz nie ma jak wrócić. Co więcej, okazuje się, że od jego istnienia zależą losy obu światów. Słynny rycerz musi rozpocząć prawdziwą walkę na życie lub śmierć, od której nie wyzwoli go zwyczajnie otwarcie oczu.

  • Pełen program XIII Dni Jakuba Wędrowycza jest dostępny!

    XIII Dni Jakuba Wędrowycza rozpoczną się już jutro, w związku z czym zaprezentowany został pełen program imprezy, w którym znajdą się punkty takie jak: spotkania autorskie z Andrzejem Pilipiukiem, gry terenowe, konkursy, warsztaty i liczne prelekcje. Pełen program jest dostępny na oficjalnej stronie konwentu. 

    Banner wydarzenia XIII Dni Jakuba Wędrowycza

  • Zmiany na Polconie przegłosowane na Forum Fandomu

    Nie tak dawno w Toruniu odbył się kolejny Polcon. W związku z tym na Forum Fandomu podjęto kilka ważnych decyzji. To, co nas najbardziej interesuje, zawarto na samym końcu protokołu i jest nieco niepokojące. Otóż nadal żadna organizacja nie zgłosiła chęci do zorganizowania Polconu 2020. Ponowna dyskusja na ten temat zostanie podjęta podczas Falkonu, Coperniconu lub Nordconu, z czego ten trzeci został przegłosowany „za”. Przypominamy też, że Polcon 2019 odbędzie się w Białymstoku.

  • Relacja z Wrocławskich DF 2018 - bez zmian

    Wrocławskie Dni Fantastyki cieszą się sporym uznaniem, bowiem to w czasie trwania tej imprezy jest wręczana prestiżowa nagroda, jaką są Kryształowe Smoki. Zdecydowanie jest to też najważniejsze wydarzenie o tematyce fantastycznej na terenie Dolnego Śląska. W tym roku w Centrum Kultury Zamek w Leśnicy odbyła się już XIV edycja. Czy była równie udana co poprzednie? A może lepsza? Co Wy o niej sądzicie? Zapraszam do dyskusji, a przede wszystkim do zapoznania się z przebiegiem imprezy.

  • Jacka Piekary bestie w ludzkiej skórze

    bestie i ludzieKsiążka Jacka Piekary „Bestie i ludzie” według zapowiedzi i opisu z okładki stanowi kolekcję pełnych grozy tekstów obnażających mroczną, ludzką naturę, wywołujących czysty, pierwotny lęk spowodowany świadomością, że nasze największe koszmary czają się tuż obok. Ale jak powszechnie wiadomo, nie zawsze taki opis ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak jest w tym przypadku? Sprawdźcie tutaj!

  • Z wikingami ku przygodzie!

    veiOdległy Jotunheim. To właśnie tam zmierza wyprawa dowodzona przez młode książątko, chronione i hołubione przez grupę wikińskich wojowników. Ale jak to zwykle bywa, ekspedycja nie przebiega zgodnie z planem. Jej punktem zwrotnym staje się wyłowienie z morza nieprzytomnej z wyczerpania dziewczyny... Początek historii, jakich wiele. Tylko czy na pewno? Jeśli interesuje Was mroczna skandynawska mitologia i jesteście ciekawi, co skrywa pierwszy tom komiksu „Vei”, przeczytajcie naszą recenzję, którą znajdziecie tutaj.

  • „Banda niematerialnych szaleńców” już straszy!

    banda niematerialnych szalencowCzy można zaprzyjaźnić się z duchem, a potem wprosić się do niego na imprezę z okazji pięćsetnych urodzin? Danny Moon przekonał się na własnej skórze, że można. Przy okazji wpakował się też w spore tarapaty i dokładnie poznał świat „po drugiej stronie”. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak do tego wszystkiego doszło i co wynikło ze znajomości z niematerialną istotą, powinniście sięgnąć po „Bandę niematerialnych szaleńców” Marii Krasowskiej. Ale najpierw rzućcie okiem na naszą recenzję tej książki, którą znajdziecie tutaj.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #77

    Kolejny poniedziałek i kolejny, 77. Poniedziałkowy Flash Konwentowy. Ponieważ sezon imprezowy w pełni, to znów mamy dla Was pięć wydarzeń i to niekoniecznie tylko weekendowych. Już dziś na przykład rozpoczął się XX Tolk-Folk Dziedzictwo Durina, a w czwartek startuje w Toruniu Polcon 2018. Weekend stanie się też znacznie słodszy za sprawą szóstej edycji Watconu w Zielonej Górze, a ponadto zaczynają się dwa bodaj największe LARP-y w Polsce – Old Town Festiwal i Orkon! Tego nie możecie przegapić ;-).

  • „Oblivion Song. Pieśń Otchłani”, czyli wyprawa w inny wymiar!

    oblivionsongPuff! I jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zniknęło z Filadelfii dwadzieścia tysięcy ludzi. W zamian ludzkość otrzymała mnóstwo dziwnych, nieprzyjaźnie nastawionych stworów. Co się tak właściwie stało? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne: istnieje inny wymiar, do którego zaginieni zostali przeniesieni. Nathan Cole potrafi się tam dostać. Co znajdzie na miejscu? Możecie sprawdzić, sięgając razem z nami po komiks „Oblivion Song. Pieśń Otchłani”! Jego recenzję znajdziecie tutaj.

     

  • Dni Fantastyki 2018 - Weekend pod fantastycznym zamkiem

    Tegoroczne Wrocławskie Dni Fantastyki odbyły się w ostatni weekend czerwca i trwały trzy dni, w trakcie których pokazano, jak można bawić się konwencją, spędzić wspólnie czas w pięknym plenerze, a także dzielić się dobrą energią z pozytywnie zakręconymi ludźmi. Dni Fantastyki to największe fandomowe przedsięwzięcie w regionie dolnośląskim. Urokliwy Zamek w Leśnicy, przyległe do niego tereny parku z placem zabaw oraz położone nad stawami zagajniki stanowią doskonałe tło dla letniego festiwalu popkultury fantastycznej. Imprezą pokierowano w tym roku zgodnie z konwencją horroru. Co zatem nas spotkało w trakcie mrocznej 14. edycji tak zwanych DF-ów?

  • Recenzja książki: Jacek Piekara - „Bestie i ludzie”

    bestie i ludzie Jacek Piekara

    Jacek Piekara- „Bestie i ludzie”

    fabryka slowWydawnictwo: Fabryka Słów
    Liczba stron: 364
    Cena okładkowa: 39,93 zł

    Jacek Piekara jest znany przede wszystkim ze swojego Cyklu Inkwizytorskiego, w którym wydano już dziesięć powieści (a jedenasta jest w drodze). Niemniej jest to pisarz całkiem płodny i pod jego nazwiskiem ukazało się wiele innych książek czy zbiorów opowiadań. Jednym z tych ostatnich są „Bestie i ludzie”, stanowiące kolekcję pełnych grozy tekstów, obnażających mroczną, ludzką naturę. Tak przynajmniej twierdzą zapowiedzi i opis z okładki… Jak jest w praktyce?

    W książce znajdziemy dziesięć różnorodnych tematycznie opowiadań, osadzonych w całkowicie odmiennych realiach. Jednak lwia część dzieje się w naszym, znanym z szarej rzeczywistości, prawdziwym świecie, ewentualnie nieco zmodyfikowanym dla potrzeb historii.
    Forma jest raczej powtarzalna. Mamy wprowadzenie do historii, nakreślenie świata i… właśnie. Część tekstów właściwie na tym się kończy, co jest niezwykle frustrujące. Akcja nie zdąży się jeszcze rozkręcić, nic się nie wydarzyło, a to już koniec. Nie wiem jaki cel miał w tym autor, ale niektóre opowiadania wyglądają jak wstęp do jakiejś historii i większego tekstu, nie zaś jak pełnoprawne historie. Na szczęście w zbiorze znajduje się odpowiednia liczba dokończonych lub otwartych zakończeniowo tworów i na nich się skupimy.

    Niemal w każdym mamy głównego bohatera i to jego oczami patrzymy na wykreowany przez Jacka Piekarę świat. Możemy poznać jego myśli i podążać tam gdzie on, by dotrzeć do punktu kulminacyjnego, w którym często właśnie on okazuje się być tym złym. Zabieg ten jest bardzo dobry, szczególnie że nie jesteśmy w żaden sposób ostrzeżeni przed zamiarami postaci. A przynajmniej nie przy pierwszym, ewentualnie drugim takim opowiadaniu. Przy kolejnych to staje się przewidywalne i już nie robi wrażenia. Odnosi się też wrażenie, że pisane jest to pod pewien szablon i zmieniają się tylko okoliczności i zarys fabuły, ale szkielet opowiadania zostaje taki sam.

    Czas przejść do tego co najważniejsze w tym zbiorze. Czy książka naprawdę straszy? Czy zaśnięcie po jej lekturze może być utrudnione? I czy rzeczywiście obnaża ona ludzkie zło? Tylko na ostatnie pytanie mogę odpowiedzieć twierdząco. Nie nazwałbym tego powieściami grozy, a raczej opowiadaniami psychologicznymi o ludziach z zaburzeniami (są to głównie psychopaci) ze szczyptą fantastyki. Autor skupia się tu głównie na jednym aspekcie, którym jest czerpanie przyjemności/korzyści z władzy nad drugim człowiekiem. Motyw porwania (i to zawsze kobiety przez mężczyznę) i pełnej władzy nad ofiarą pojawia się wielokrotnie. Jest też sporo wątków seksualnych, więc książka skierowana jest raczej do starszego odbiorcy.

    Niektóre z tekstów czytało mi się ciężko i żmudnie. Powtarzalność formy także nie pomagała, a mnogość sytuacji, w których mężczyźni dominowali nad unieruchomionymi kobietami zaczynała budzić we mnie niesmak. Z jednej strony wychodziło, że to tylko mężczyźni czynią zło, z drugiej, uprzedmiotowienie płci pięknej w zbiorze było forsowane aż do przesady. Całą książkę musiałem skończyć w czterech podejściach, bo trudno mi się było zabrać za jej dalszą lekturę. Nie jest to pozycja zła, ale ciężka. Podejrzewam też, że znajdzie się spore grono odbiorców, którym styl się spodoba i będą zadowoleni, natomiast ja nie należę do tej grupy.

  • Recenzja komiksu: „Vei. Tom pierwszy”

    vei

    „Vei”

    nonstopcomics

    Autorzy: Sara B. Elfgren, Karl Johnsson
    Wydawnictwo: Non Stop Comics
    Liczba stron: 160
    Cena okładkowa: 56,90

    Tematyka nordycka zdaje się być w ostatnim czasie dość popularna na polskim rynku wydawniczym. Nic dziwnego więc, że zawitała też do komiksów – pojawiając się w wielu większych i mniejszych seriach. Skandynawska mitologia jest jedną z najciekawszych, choć zdecydowanie mroczniejszych opowieści o bohaterach i okrutnym przeznaczeniu, pobudzających wyobraźnię odbiorców na całym świecie. Dlatego też mocno zaciekawiła mnie pozycja wydana przez Non Stop Comics, „Vei”, której opis zapowiadał klasykę młodzieżowego nordyckiego fantasy z całym panteonem tamtejszych bóstw, rodem prosto ze Szwecji. Co kryje w sobie piękna okładka komiksu?

    Wikingowie płynący do Jotunheimu nie mają szczęścia. Wyprawa dowodzona przez młode książątko, chronione i hołubione przez grupę wojowników, zmierza jednak wytrwale do celu. Wielkim zaskoczeniem dla nich jest wyłowienie z morza nieprzytomnej z wyczerpania dziewczyny. Ciekawość zastępuje jednak strach, gdy tylko ta otworzy oczy – odmienny kształt jej źrenic wyraźnie świadczy o pochodzeniu. Vei z zastępu Veidara, jak przedstawia się niedoszła ofiara fal, będzie musiała, jako zakładniczka wikingów, poprowadzić ich do swojej ojczyzny. Zbiega się to co prawda z jej pragnieniem powrotu, jednak ani ona, ani jej przygodni towarzysze nie wiedzą jeszcze, że to, co czeka ich na miejscu, dalekie będzie od ich wyobrażeń.

    Początek historii nie wydaje się być zachęcający, głównie ze względu na postać księcia Eidyra, młodego i wyraźnie nienauczonego życia, nie ceniącego ani doświadczonych wojowników, którzy mu towarzyszą, ani oddanego mu przybocznego, Dala. Na szczęście na pierwszy plan szybko wysuwa się Vei, przejmując narrację i przedstawiając swoje dzieje – także to, dlaczego znalazła się w tak specyficznym położeniu. Czy jednak na pewno dobrze zrobi, wracając do Jotunheimu i jeszcze przywożąc ze sobą bandę wikingów? Historia bohaterki jest pełna zawiłości i niedopowiedzeń, które ona sama będzie musiała wyjaśnić na drodze konfrontacji z osobami odpowiedzialnymi za jej sytuację – co nie będzie takie proste, bo w czasie jej nieobecności wiele się zmieniło. Dawni przyjaciele stają się odlegli i obojętni, wioski są wyludnione, ludzie pozostają w ukryciu… Kraina przygotowała się na przybycie wroga.

    Mowa była o fantasy kierowanym do młodzieży i faktycznie, występuje tu znany i powszechnie stosowany motyw rozwoju protagonisty w formie „od zera do bohatera”, jednak ujęty z dwóch różnych punktów widzenia. Mamy więc Vei (jej imię znaczy po prostu „droga”), która całe życie przygotowywała się do walki, która właśnie ma nastąpić – szykowała się, ale nie do końca wierzyła, że to naprawdę się wydarzy. Z drugiej strony jest Dal – z którym zresztą bohaterka nawiązuje dość specyficzną relację – będący postacią o głębszym konflikcie wewnętrznym. Przeżywa on kryzys wartości i wiary, przekonania skonfrontowane z rzeczywistością okazały się bowiem z gruntu nieprawdziwe, runęło też dotychczasowe ugruntowanie ich w towarzyszących mu wikingach. Ci także nie są tak wspaniali, jak może chcieliby być, nie zawahają się nawet przed zdradą…

    Wizualnie jest bardzo dobrze. Komiks wydano w solidnej, twardej oprawie, dialogi są czytelne, nie zauważyłam żadnych uchybień od strony technicznej. Rysunki autorstwa Karla Johnssona (o dziwo w stopce redakcyjnej komiksu wpisanego na pozycji scenarzysty, czy to jakiś chochlik się wkradł?) są czyste, szczegółowe i estetyczne, choć komiks zdecydowanie przeznaczony jest dla starszego widza, głównie ze względu na sceny nagości rysowane z dość dużą dbałością o szczegóły. Kolorystyka tomu jest żywa i miła dla oka, odpowiednio tonowana w zależności od klimatu danej sceny.

    Pierwszy tom „Vei” przedstawia historię starć wikingów i lodowych olbrzymów nieco inaczej niż spotyka się to obecnie z popkulturze, zdecydowanie gloryfikującej nordyckie bóstwa. Tu wszyscy, łącznie z bogami, a może przede wszystkim oni, mają wady i przywary, czyniące z nich kogoś na kształt ludzi – choć większych i nieśmiertelnych. To właśnie, jak też i postać Dala, zdecydowało o tym, że chętnie sięgnę po kolejny tom a ten ocenię jako dobry –zdecydowanie też liczę na to, że kontynuacja historii Vei pojawi się w niedługim czasie.

  • Recenzja książki: Maria Krasowska - „Banda niematerialnych szaleńców”

    Banda niematerialnych szaleńców

    Maria Krasowska - „Banda niematerialnych szaleńców”

    sqnWydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 384
    Cena okładkowa: 36,90 zł

    „Według niego mucha na pewno była pluskwą, za rogiem czaiły się uzbrojone siły wroga, a każdy napój miał w sobie dodatek trucizny”.

    Danny Moon miał to nieszczęście, że urodził się w bogatej rodzinie. Mógł podróżować z rodzicami i zwiedzać świat, od swoich znienawidzonych guwernantek uczyć się wielu nietypowych rzeczy (takich jak jazda konna, język japoński czy migowy) i jeść tony uwielbianej przez niego gorzkiej czekolady. Podczas jednych zajęć z guwernantką Danny posunął się za daleko i za karę został wysłany do wujostwa i pięciu kuzynek do Polski. To tam na poddaszu domu spotkał ducha pirata, poznał zasady działające „po drugiej stronie” i wpakował się w ogromne tarapaty. Po dłuższej znajomości z niematerialnym kompanem postanowił wprosić się na urodziny pięćsetletniego ducha i włamać do banku. To był pracowity tydzień Danny’ego i jego kuzynki Anety…

    Książki tworzone przez polskich pisarzy są zawsze ciekawą odskocznią od szeroko rozpowszechnionej amerykańskiej literatury. Maria Krasowska jest młodą, początkującą autorką, która napisała całkiem dobrą powieść. Akcja jej książki rozgrywa się w stolicy naszego kraju. Prozaiczka posługuje się lekkim i prostym językiem, dzięki czemu z łatwością może trafić do odbiorców – osób w wieku około 12-16 lat. „Banda niematerialnych szaleńców” nie jest przy tym infantylna i nie obraża swoją prostotą starszego odbiorcy, tak więc i oni mogą z przyjemnością oddać się lekturze. Książkę czyta się przyjemnie i szybko. Jest to zasługa stylu autorki, jak i mnogości wydarzeń w niej zawartych. Akcja mknie do przodu i nawet nie spostrzegamy, kiedy spotkanie jednego ducha wplątuje głównego bohatera w spisek, by na końcu doprowadzić do starcia z tajemniczym mężczyzną w garniturze. Akcja tak naprawdę nigdy nie zwalnia, a napięcie i ciekawość towarzyszą nam przez cały czas. Pomimo wielu wydarzeń fabuła jest utrzymana w ryzach, a każde działanie bohaterów jest czymś motywowane, ma swoje przyczyny i skutki. Prosta fabuła została dopracowana w detalach. Szczególnie podobała mi się idea świata duchów, którą przedstawiła autorka. Po przeczytaniu „Bandy niematerialnych szaleńców” mogłabym spokojnie opisać ten świat ze wszystkimi zaletami i wadami, wskazać kilka zwyczajów duchów oraz opisać wielu ich przedstawicieli. Wśród istot niematerialnych znajdziemy również postacie, które polubimy od samego początku, a to dzięki ich różnorodności. Duchy pochodzą z różnych epok, z odmiennych warstw społecznych, posiadają rozmaite maniery i wartości.

    Autorka nie ustrzegła się jednak kilku błędów. O ile świat duchów wydaje się być dopracowany, tak rodzina Anety i Danny’ego sprawia wrażenie bardzo papierowej, jednowymiarowej. Jej członkowie pojawiają się, kiedy są autorce potrzebni, i znikają w sytuacjach, w których mogliby skomplikować fabułę. Nasi bohaterowie muszą poprosić o pozwolenie na wyjście z domu, ale jednocześnie rodzice ze spokojem pozwalają swoim czternastoletnim dzieciom prowadzić samochód, włamywać się do banku i skakać po pociągach – trochę to nieautentyczne. Rozumiem, że mam styczność z fikcją i literaturą fantasy, ale doza realizmu nie zaszkodziłaby tej powieści.

    Autorka „Bandy niematerialnych szaleńców” wykreowała bardzo przyjaznych bohaterów, którym kibicujemy i trzymamy za nich kciuki, niemniej jednak obdarzyła ich za dużym łutem szczęścia. Miałam wrażenie, że za co bohaterowie się nie wezmą, zawsze się im to uda. Nie było w książce chyba żadnej sytuacji, kiedy to Aneta i Danny musieli używać planu B. Ostatnim moim zarzutem w stronę autorki są niedyskretne tytuły rozdziałów. Po ich przeczytaniu wiedziałam mniej więcej, co stanie się na najbliższych kartach książki. Tytuły są bardzo dosłowne i w pewien sposób streszczają akcję. Czasami było to trochę rozczarowujące.

    O wiele łatwiej wytyka się błędy, ale prawda jest taka, że jest to całkiem dobra książka, która może wciągnąć młodszych czytelników na dobrych kilka, kilkanaście godzin. Lektura jest przyjemna, pełna humoru, akcja w niej wartka, a bohaterowie mili – przynajmniej większość z nich. Poza wiecznym fartem głównych postaci nie było w „Bandzie niematerialnych szaleńców” niczego, co by przeszkadzało mi w czytaniu i miłym spędzaniu czasu. To całkiem przyjemne „endorfinowe combo”.

  • Konwent fantastyki SkierCon pod patronatem!

    SkierCon jest konwentem, który już 6. rok z rzędu zrzesza fanów fantastyki z całego kraju. Tegoroczna edycja odbędzie się w dniach 27-29 lipca w Skierniewicac na terenie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej.

    Na uczestników czekają liczne atrakcje, m.in. spotkania z autorami literatury fantasy i sci-fi, konkursy, prelekcje, turnieje gier komputerowych i planszowych. Premierowo zostanie wystawiony musical „Shoggoth na Dachu” oraz odbędzie się 2. edycja konkursu literackiego, do którego wciąż można zgłaszać swoje prace! Wśród gości specjalnych znajdą się takie osobistości jak: pisarz i publicysta Marcin Przybyłek, Grzegorz Gajek – autor cyklu „31.10 Halloween po polsku”, Witold Jabłoński (twórca m.in. powieści „Uczeń czarnoksiężnika”) i Rafał Orkan – autor książki „Głową w Mur”.

    Nie zbraknie również konkursu cosplay. Każde przyjęte zgłoszenie do konkursu oznacza darmowe wejście – wystarczy wypełnić formularz zgłoszeniowy

    Trwają też zgłoszenia prelegentów i wystawców. Za każdą godzinę prowadzenia panelu przysługuje 10 zł zniżki
    Formularz zgłoszeniowy punktu programu
    Formularz zgłoszeniowy stoiska

    Akredytacje:
    3 dni – 20 zł
    Niedziela – 10 zł
    Jedynie piątek lub sobota – brak możliwości zakupu biletów te konkretne dni
    Dzieci do lat 10 mają bezpłatne wejście.

    Dodatkowo uczestnicy konwentu po okazaniu biletu w czasie trwania imprezy mogą bezpłatnie korzystać z komunikacji miejskiej. 

    Banner konwentu SkierCon

  • Znamy program Stalowowolskich Spotkań z Fantastyką V!

    Już w ten weekend odbędą się Stalowowolskie Spotkania z Fantastyką V! W związku ze zbliżającym się terminem konwentu, udostępniony został program imprezy. W planie wiele warsztatów, m.in. z tworzenia witraży, kwiatów czy kaligrafii, różnego rodzaju prelekcje i wykłady o światach fantastycznych, LARP-y i RPG, turnieje gier oraz możliwość nauki ich zasad, a także konkursy, np. wiedzówki. Planowane jest również grillowanie z Deadpoolem i wiele innych niespodzianek. 

    Warto wybrać się na piątą edycję tego wydarzenia. Wstęp jest zupełnie darmowy, a atrakcje interesujące.

    Pełen program tutaj.

    Logo Stalowowolskich Spotkań z Fantastyką

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #76 - Początek LARP-owania

    To będzie jeden z tych większych Poniedziałkowych Flashy Konwentowych, bo przedstawimy Wam aż 6 imprez (byłoby siedem, ale jedną odwołano), z czego pierwsza zaczęła się już dziś! A oto lista:

    1. LARP postapokaliptyczny Ziemie Jałowe 2018: High Tech / Low Life
    2. LARP fantasy w settingu Warhammer FORT 2018
    3. Stalowowolskie Spotkania z Fantastyką V
    4. Konwent mangi i anime w konwencji idolkowej Nejiro 9: Tanabata Idols Fest
    5. Bazyliszek - Fantastyczny Festiwal Gier Bez Prądu 2018
    6. Wrocławski minievent mangowy Namicon: Yakuza no nami
  • Zdrada i Moc - ,,Zanim zawieje wiatr" pod patronatem medialnym Konwentów Południowych!

    Wojny nie zawsze zapisują się na kartach historii. Legendy jednak, ironicznie bardziej ulotne i mniej realistyczne niż krew przelana na polach bitew w czasie walk, trwają kolorowe i fascynujące przez całe millenia. Po świecie, w którym żyje Yun, krąży właśnie taka legenda — historia o kamieniach Lyshanach i ich mocy.

    Historia młodego mężczyzny zmuszonego do opuszczenia rodzinnej wioski intryguje i wciąga, a sposób, w jaki przedstawione są dzieje jego podróży sprawiają, że czytelnik zaczyna podejrzewać nowych kompanów Yuna — Młodą Alchemiczkę Minę oraz Skrytobójcę Garetta – o to, że chcą zdobyć kamienie dla siebie. Kto więc zdradzi pozostałych, aby zagarnąć je wszystkie?

    Z przyjemnością ogłaszamy, że objęliśmy patronatem medialnym powieść Katarzyny Wójcik ,,Zanim zawieje wiatr". Książkę będzie można nabyć w miękkiej okładce w cenie detalicznej 39,90 zł. Premiera planowana jest na 9 lipca 2018 zarówno w e-booku jak i w wersji papierowej.

    Serdecznie polecamy i życzymy miłej lektury!

    Zanim zawieje wiatr okładka