Fantastyka

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #38

    Jak Wam mijają wakacje? Już prawie połowa za nami, ale nie martwcie się, to jeszcze nie koniec, lato trwa nadal (choć różnie z nim bywa). Zajrzyjcie do naszego Poniedziałkowego Flasha Konwentowego i sprawdźcie, dokąd warto udać się w ten weekend. Do wyboru macie Jagacon, RyuCon, SkierCon oraz Fornost.

  • Recenzja ksiązki: Maria Zdybska - „Wyspa Mgieł”

    wyspamgiel

    Maria Zdybska - „Wyspa Mgieł”

    genius creationsWydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Czy gatunek young adult może nas jeszcze czymś zaskoczyć? Podążając za wytycznymi, jakie stawiane są książce, by mogła ona zaliczyć się właśnie do tego rodzaju, wydawałoby się, że możliwość taką posiądą tylko te, które nawiązywać będą do innych, mniej znanych czy popularnych motywów i wątków. Ale czy to dla takich zaskoczeń czyta się young adult? Czy to powiew świeżości decyduje o satysfakcji czytelniczej? Poszukujący powiedzieliby pewnie, że i owszem, ale ja odpowiem: niekoniecznie. Częstokroć nawet początkowy brak entuzjazmu może zostać rozwiany przez ciekawie poprowadzoną fabułę, przewidywalną, ale pełną zwrotów akcji intrygę i bohatera, z którym łatwo się identyfikować. Tak też miałam z debiutancką powieścią Marii Zdybskiej, „Wyspą Mgieł”.


    Elirrianoi jest dzieckiem morza. Dosłownie! Jako kilkulatka wyłowiona przez załogę okrętu pirackiego, wychowana została na jego pokładzie, a przeszłości, tej zanim trafiła do tak specyficznego opiekuna, nie pamięta. Dziewczyna jednak dorasta, a wraz z tym procesem statek piracki przestaje być dla niej najlepszym – i najbezpieczniejszym – miejscem. Lirrian trafia więc do Ysborga, gdzie wyraźnie nie jest mile widzianym gościem. Nieoczekiwanie jednak stan zdrowia księżnej Maeve, jej formalnej opiekunki, bardzo się pogarsza, co komplikuje nie tylko życie dziewczyny, ale i jej relację z księciem Caelem, który jest tam jej jedynym bliskim – i do którego żywi ukryte jeszcze uczucie. Gdy do zamku przybywa medyk, człowiek o dziwnym wyglądzie i jeszcze dziwniejszym sposobie bycia, tajemnica choroby Maeve wydaje się być rozwiązana – oto ktoś rzucił na księżną klątwę, a w jej zdjęciu pomóc mogą tylko słynne Łzy Zarii, które znaleźć można na tytułowej Wyspy Mgieł. Na ową wyspę wpuszczane są jednak wyłącznie kobiety, a tą, której przypadnie zaszczyt udania się tam, będzie… no właśnie.


    A więc mamy chorą macochę i kopciuszka, który musi ją uratować, chociaż najchętniej utopiłby babsztyla w najbliższym szambie. Na nieszczęście jest jeszcze czynnik motywujący w postaci syna księżnej, dość niezdecydowanego początkowo w zakresie własnych uczuć do towarzyszki, ale całkowicie zdecydowanego zrzucić na jej wątłe i cokolwiek niestabilne barki misję uratowania matki. Cóż zrobić… Przygód po drodze jest co niemiara, włączywszy w to rusałkę, która jednak nie potrafi zrobić bohaterce krzywdy oraz poproszonego o pomoc maga, będącego katalizatorem dla wielu dalszych wydarzeń. Łzy Zarii mają uratować księżną, ale i ten ratunek wydaje się być mocno wątpliwy – władczyni i medyk coś knują, Cael, ta młodzieńcza, idealna miłość, okazuje się działać tylko w interesie matki, dla tegoż interesu wykorzystując też uczucie, które żywi do niego towarzyszka... Sama zaś Wyspa zapowiada się jako miejsce mało przyjazne przyjezdnym, nawet kobietom. Bohaterka zdaje się więc brnąć w coraz większe kłopoty, zaślepiona uczuciem i przekonaniem, że wypełnienie misji pomoże w zyskaniu względów ukochanego.


    Na dobrą sprawę należałoby zacząć od tego, że „Wyspa Mgieł” pod względem fabularnym i warsztatowym jest książką co najwyżej średnią. Rozpoczyna się sceną polowania i przedstawia główną bohaterkę jako wrażliwą na los zabijanych zwierzątek, zakochaną po uszy w synu księżnej i podporządkowaną całkowicie idei „notice me, senpai”. Dalej nie jest wiele lepiej – Lirrian, pomimo wyraźnych oznak, że Cael zainteresowany jest nią tylko na tyle, na ile może mu się ona przydać w zdobyciu leku dla matki, trwa w swoich do niego uczuciach. Problemem niemal nie do przejścia okazał się dla mnie jej charakter – Lirr jest po prostu niesamowicie irytująca. Niestabilna emocjonalnie, roszczeniowa, egoistyczna i porywcza, wpada z przesadnej egzaltacji w paskudną hipokryzję. Jej zachowanie jest nielogiczne – odrywając fakt, iż Cael jej nie kocha, nadal usilnie się go trzyma, nawet gdy ten stosuje wobec niej groźby i inne środki przymusu. Ucieka, mając w perspektywie bezpieczne schronienie – ale potem zmienia zdanie i wraca, rujnując wysiłki wszystkich, którzy działali na korzyść wyrwania jej z wrogiego już wówczas obozu straży księcia.


    Postacią ratującą książkę jest Raiden. Pomijając skojarzenie, jakie wywołało u mnie jego imię i opis wyglądu (mag, jasnobłękitne, zimne oczy – i mam przed oczami Raidena z serii gier „Mortal Kombat” już do końca powieści), to właśnie jego charakter i działania były tu najbardziej logiczne i sensowne. Lirrian w towarzystwie przygodnie poznanej rusałki wchodzi (niechcący) w konflikt z miejscowymi plemionami, które ścigają ją zażarcie aż do bram – bram posiadłości maga właśnie. Resztkami sił Lirr prosi o azyl, który otrzymuje. Tam, w twierdzy postaci, która z założenia powinna być wroga dziewczynie pochodzącej z ziem, na których nie toleruje się magii, wyjaśni się wiele tajemnic, ale i pojawią się kolejne. Intrygujący jest motyw kruka towarzyszącego dziewczynie odrobinę wbrew jej woli, który, jak się okazuje, potrafi przemawiać do niej w myślach – a potem robi to także Raiden. Pada kilka sugestii co do pochodzenia bohaterki (nieludzkiego!), jednak na wyjawienie tego sekretu przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tak czy siak, wątek relacji tworzącej się pomiędzy Lirrian a Raidenem jest jedną z przyczyn, dla których tę książkę czytało się tak dobrze – jest zdecydowanie dobrze nakreślony, odpowiednio buduje napięcie, odwracając uwagę od niedociągnięć fabularnych. Raiden też balansuje niedojrzałość emocjonalną bohaterki swoją powagą i pewnością siebie. Powstaje tu też oczywiście standardowy dla young adult trójkąt romantyczny – no cóż, ja wiem, kogo wybrałabym na miejscu Lirr!


    Problemem powieści pozostaje jednak konstrukcja świata. Jest ona bowiem dość uboga, a przez brakujące szczegóły trudno jest wiele zjawisk i zachowań zrozumieć. Zacząć można już od nielogicznego zachowania głównej bohaterki – dlaczego właściwie została oddana pod opiekę osoby, która wyraźnie nie żywi ku niej zbyt ciepłych uczuć? Na to i podobne pytania możemy jednak jeszcze uzyskać odpowiedź w dalszych tomach, pozostaje jednak fakt bardzo słabo nakreślonej sytuacji Ysborga, w którym z jakiegoś powodu nie toleruje się magii – w przeciwieństwie do, jak się wydaje, reszty świata. Brakuje też jakiegokolwiek opisu wierzeń mieszkańców księstwa, wiadomo o nich tyle, że są – i nic ponadto. Książka jest też niestety pełna potknięć logicznych (rusałka wychodząca z jeziora w powiewających szatach, natomiast gdy chwilę potem siada, już ociekają wodą. Deszcz? Nic o tym nie wspomniano), zdarzają się w niej także błędy, które mogłaby usunąć odrobinę dokładniejsza korekta.


    Ostatecznie, pomimo wieku wad tej pozycji, muszę przyznać, że czytało mi się ją bardzo dobrze. Jest w niej pewien potencjał, przedstawiona w niej historia jest intrygująca, trudno też mówić o większej przewidywalności lub domyślić się, co też może kryć się za niepewnym pochodzeniem Lirrian czy jej dziwną, nadnaturalną więzią z Raidenem. Nade wszystko jednak wciąga i trudno nie kibicować bohaterce, by w końcu wzięła się w garść i wykazała odrobinę zdrowego rozsądku. Osoby wrażliwsze na pewną nieporadność warsztatową nie zagustują w tej powieści, ale wszystkich spragnionych lekkiego, bardziej kobiecego czytadełka serdecznie zapraszam do zapoznania się z „Wyspą Mgieł”.

  • Pyrkon 2018 wyrusza w poszukiwanie wolontariuszy

    Tak, nie popełniliśmy błędu wpisując nazwę konwentu w tytuł artykułu - Pyrkon 2018 rozpoczął właśnie nabór wolontariuszy! Do maja jeszcze daleko, ale organizatorzy największego festiwalu fantastyki w kraju nie marnują czasu w tworzeniu kolejnej edycji, więc jeżeli Wasze zainteresowania leżą pomiędzy organizacją gości, komiksami, językami obcymi lub nawet logistyką, Pyrkonowa rekrutacja jest miejscem dla Was.

    Przyjemną niespodzianką są także bonusy dla wolontariuszy które zawierają, uwaga, trzy wejściówki dla rodziny wcześniej wymienionego wolontariusza, specjalistyczne szkolenie, koszulka, oraz, ulubienica wszystkich niepłatnych pracowników, dobra atmosfera w poznańskiej siedzibie. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do kontaktu z organizatorami.

  • Recenzja książki: Lars Wilderang - „Rozgwieżdżone Niebo”

    rozgwiezdzone niebo

    Lars Wilderang - „Rozgwieżdżone Niebo”

    magWydawnictwo:Mag
    Liczba stron:432
    Cena okładkowa:35,00 zł

    Na obecnym etapie rozwoju naszej cywilizacji naprawdę trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez elektryczności. Ujarzmiliśmy piorun – niegdyś symbol boskiej potęgi – i użyliśmy go, by oświetlał i ogrzewał nasze domy. Dzięki energii elektrycznej podróżujemy codziennie do pracy, źródła środków do życia, których jedynym śladem istnienia jest ledwie szmer pośród zawiłych cybernetycznych systemów bankowości. Nasz kontakt z rodziną i przyjaciółmi, nasze wspomnienia, cały dorobek naszego życia istnieje dzięki elektronice, a bez życiodajnej iskry po prostu odchodzi w niebyt. A przecież wystarczy jeden niewielki rozbłysk na powierzchni kapryśnego Słońca, aby tej iskry zabrakło. Co wtedy stanie się z nami, ludźmi dwudziestego pierwszego wieku? Jak zachowa się cały zbudowany przez nas porządek w obliczu nagłego braku zdobyczy nauki? Na takie i wiele innych, podobnych pytań stara się odpowiedzieć Lars Wilderang w swojej najnowszej powieści: oto „Rozgwieżdżone Niebo”.

    Szwecja, czasy obecne. Kilka większych miast nękają sporadyczne, acz nasilające się przerwy w dostawie energii elektrycznej. Psuje się sprzęt elektroniczny w całym kraju – serwisy telefonów komórkowych i komputerów przeżywają istne oblężenie, podobnie jak warsztaty samochodowe. System płatności elektronicznej zawodzi, podobnie jak systemy zarządzania handlem w dużych sieciowych marketach. Co gorsza, całkowicie zależne od elektryczności systemy uzdatniania i przepompownie nie pracują również, przez co zaczyna brakować świeżej wody. Nie trzeba długo czekać, aż chwiejny porządek społeczny zacznie się po prostu sypać – na ulice wychodzą zbrojne bandy, przemocą egzekwujące resztki gotowych dóbr gwarantujących przetrwanie. Większość ludzi snuje się po ulicach bez celu, wśród stert odpadów i nieczystości, czekając, aż bezsilne państwo przywróci dobrobyt sprzed kilku miesięcy.

    Na tle tych burzliwych wydarzeń będziemy śledzić losy co najmniej kilku bohaterów wywodzących się z różnych warstw społeczeństwa. Psychopatyczny policjant gromadzi swoich towarzyszy broni i, spełniając swoje najbardziej skryte żądze, sięga po władzę absolutną w pogrążonym w anarchii mieście. Zwykła rodzina z przedmieścia usiłuje żyć jak przed tragedią, stopniowo usprawiedliwiając coraz gorsze postępki, dopóki dramatyczne okoliczności nie zmuszają jej do ucieczki. Starsza pani senator zostaje zmuszona do odkrycia, jak papierowa jest sprawowana przez nią władza – i jak bezlitosny jest pozbawiony technologii świat dla osób przewlekle chorych. Młoda badaczka wpada na trop przyczyny dziwnych wydarzeń zachodzących wszędzie wokół, jednak ma poważniejsze, bardziej naglące problemy – wkrótce zostanie matką. Pasjonat survivalu i członek preppersów zyskuje nietypową okazję, by sprawdzić się w sytuacji, do której od lat się przygotowywał, jednak to, co go czeka, jest inne niż to, co sobie wyobrażał. Wilderang serwuje nam szeroki przekrój przez opisane przez siebie realia, ukazując je z wielu różnych punktów widzenia i na wiele sposobów, a są to realia okrutne i bezlitosne dla każdego bez wyjątku.

    Taki sposób kreślenia świata przedstawionego przekonuje i fascynuje już od pierwszych rozdziałów. Pierwsze, dobre wrażenie jednak dosyć szybko ustępuje, osłabiane stopniowo drobnymi niekonsekwencjami pojawiającymi się w tekście. Spora część społeczeństwa Szwecji łudzi się przez dłuższy czas, że usterki są chwilowe i wkrótce uda się przywrócić sprawność sieci elektrycznej. O ile takie zachowanie – osób tak przywykłych do codziennej rutyny, że nie dających wiary pogłoskom, jakoby działo się coś większego i dużo straszniejszego, niż się to z początku wydaje – jeszcze daje się zrozumieć, o tyle jesteśmy świadkami sytuacji, w których bohaterowie nie zauważają poszlak tak oczywistych, że nawet najmniej spostrzegawczy karp zorientowałby się w zagrożeniu. To frustrujące i raczej mało prawdopodobne. Podobnie mało prawdopodobny wydał mi się wątek informatyczki, która zaskakująco szybko określa przyczynę wszystkich tych wydarzeń. Nie mogę tu zdradzić, jaka to przyczyna – zwłaszcza że prawda ukazuje się oczom czytelnika dopiero na samym końcu – jednak sposób, w jaki wchodzi w posiadanie tej wiedzy i lekkość, z jaką ją przyjmuje, po prostu kompletnie nie trzymają się całości. Są też drobiazgi – bohater strzela z wiatrówki w ciemnej piwnicy i na chwilę oślepia go łuna wystrzału. Skąd się wzięła ta łuna? Z wyrzucanegoz dużą prędkością sprzężonego dwutlenku węgla? Ze zwalniającej się sprężyny? Tego typu bzdurek jest więcej – a przecież wyłapałby je choć jeden redaktor, który sumiennie przeczytałby tekst...

    Gdy przymknąć oko na te wszystkie nieścisłości, lektura „Rozgwieżdżonego Nieba” mogłaby być doświadczeniem całkiem przyjemnym. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która przeszkadzała mi w tej powieści – a są to bardzo obrazowe opisy rozmaitych okropności społeczeństwa pozbawionego zaplecza sanitarnego. Autor rozwodzi się długo i zapamiętale nad przechodniami defekującymi na ulicach, zdecydowanie za dużo miejsca poświęca na opisy aktów płciowych w wykonaniu brudnych, niedomytych ludzi, zaś wisienką na szczycie góry kompostu była dla mnie scena... zamordowania kotka. Współczesna literatura lubuje się może ciut za bardzo w epatowaniu drastycznością, tzw. „shock value”, myślę jednak, że nie tędy droga. Dużo mocniej zapadają w pamięć opisy sugestywne, takie, które nie zdradzają zbyt wiele, pozostawiając wyobraźni wypełnienie ich niepokojącymi szczegółami. Wilderang wydaje się jednak mieć na to zupełnie inny pogląd – budowane przez niego groza i obrzydzenie są całkowicie pozbawione subtelności.

    Ostatecznie „Rozgwieżdżone Niebo” uważam za książkę niezłą, zarówno warsztatowo (fragmentaryczny, podzielony na wielu bohaterów opis świata trąci techniką stosowaną przez mojego ulubionego autora, Johna Brunnera, a to przykład, za którym zdecydowanie warto podążać), jak i pod względem treści, ale nie wybitną. Prezentowana w niej wizja, nawet jeśli spowodowana mało prawdopodobnymi przyczynami, przekonuje i niepokoi, dając do myślenia, jak krucha jest nasza oparta na technologii cywilizacja. Szwedzki fantasta nie podołał jednak zadaniu wypełnienia jej interesującymi bohaterami - szczerze, czytałem dalej nie dlatego, że chciałem poznać ich losy – te były mi kompletnie obojętne, ale raczej z ciekawości, co jeszcze może pójść nie tak. Irytują drobne nieścisłości i niekonsekwencje, oburzają zbędne elementy taniej groteski, ale mimo wszystko – jeśli komuś to nie przeszkadza – lektura może nie być stratą czasu. To coś w sam raz ku refleksji – temat, który omawia „Rozgwieżdżone Niebo” zdecydowanie warto poddać rozważaniom.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #37

    Jeżeli ktoś z czytających posiada umiejętność podziału na kilka ciał, z pewnością znajdzie idealny moment aby użyć jej właśnie w tym tygodniu. Sześć wydarzeń w przeciągu siedmiu dni - niektóre z nich ciągnące się przez cały tydzień a inne trwające klasyczne trzy doby, każde z nich godne do odwiedzenia, zobaczenia i przeżycia. Zapraszamy zatem do przeczytania Poniedziałkowego Flasha Konwentowego który, mam nadzieję, ułatwi wam wybór kierunku Polski w który udacie się w tym tygodniu. (Chyba że naprawdę potraficie się dzielić. Proszę poratujcie się wiedzą.) W kolejce do tytułu Miss(ter) Tygodnia ustawiają się więc Tolk-Folk, OldTown Festival 2017, Animatsuri 2017, Dni Jakuba Wędrowycza, PGL Major 2017 oraz Bazyliszek  - Fantastyczny Festiwal Gier Bez Prądu 2017

  • Relacja z Dni Fantastyki 2017 - Super Hero

    Na Dolnym Śląsku jest wiele zamków i każdy ma swój niepowtarzalny charakter – tak samo jak każda impreza. 13. Dni Fantastyki odbyły się w dniach 7-9 lipca jak co roku w Centrum Kultury „Zamek” w Leśnicy. Jest to najważniejsza i największa impreza fantastyczna organizowana na Dolnym Śląsku. W tym roku motywem przewodnim byli superbohaterowie. Już od samego wejścia towarzyszyły nam plakaty z Kapitanem Ameryką oraz Białym Orłem. Po więcej informacji jak zwykle zapraszam wszystkich ciekawych do rozwinięcia. Myślę, że nie będziecie żałować.

  • Relacja z Konwentu: Dni Fantastyki 2017 - Fantastyczny Zamek

    Centrum Kultury „Zamek” we wrocławskiej Leśnicy po raz kolejny stało się gospodarzem Dni Fantastyki. Tegoroczna edycja odbyła się w dniach 7-9 lipca. Tym razem tematem przewodnim konwentu było: „Bohaterowie w Literaturze”i. Czy organizatorzy sami stali się herosami podczas przygotowywania imprezy? Zapraszam do relacji.

  • Polcon inwestuje w esport!

    Festiwal Fantastyki Polcon otwiera się na nowe doznania. Wirtualne. Tegoroczna edycja wydarzenia dodała bowiem do swojego programu turniej esportowy. I to niemały, bowiem rozegrany zostanie on aż w czterech tytułach: CS:GO, League of Legends, FIFA 17 i Hearthstone, a łączna pula nagród sięgnąć ma 48.000 złotych.

    Turniej na Polconie nie będzie mały także z innego powodu, mianowicie ilości graczy. Limit dla FIFY wynosi 64, a Hearthstone’a 128. Z kolei CS i LoL posiada miejsce dla 256 drużyn, przez co konieczne stało się rozbicie rozgrywek na fazę online i offline. Ta ostatnia rozstrzygnięta zostanie w czasie festiwalu.

    Zapisy drużyn do rozgrywek CSa i LoLa przyjmowane są do 18 lipca, gracze Hearthstone i FIFY mają natomiast czas do 17 sierpnia.

  • Recenzja mangi: Jun Mochizuki - „Księga Vanitasa"

    księga vanitasa

    Księga Vanitasa

    waneko

    Autor: Jun Mochizuki
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 2+
    Cena okładkowa: 19,99 zł

    Dawno, dawno temu żył znienawidzony przez wszystkich wampir Vanitas. W przeciwieństwie do innych wampirów przyszedł on na świat w noc pełni błękitnego księżyca, który jest uważany za zły omen. Wampiry urodzone podczas pełni szkarłatnego księżyca obawiały się tego odmieńca, dlatego przepędziły go z wioski. Vanitas w swoim sercu poprzysiągł zemstę i stworzył księgę przepełnioną mocą ingerowania w prawdziwe imiona wampirów. Orzekł, że osoba, która posiądzie tę książkę, stanie się tą, która zgładzi wampiry szkarłatnego księżyca. W czyje ręce trafi magiczny wolumin i jak potoczy się los wampirzej społeczności?


    Na początku pierwszego tomu poznajemy Noé – wampira, który poszukuje księgi Vanitasa, by przekonać się na własne oczy, jaka jest jej prawdziwa natura. Na pokładzie sterowca lecącego do Paryża spotyka mężczyznę, który jest posiadaczem wspomnianego wyżej tomu, a imię odziedziczył po jego stwórcy. Okazuje się, że to zwykły śmiertelnik, lekarz specjalizujący się w wampirach. Jego misją jest poszukiwanie nosicieli klątwy – wampirów, które bez żadnego powodu nagle zaczynają zachowywać się dziwnie i agresywnie, oraz uzdrawianie ich. Noé staje się świadkiem wyleczenia dzięki mocy woluminu i aby poznać jego sekrety – chcąc czy nie chcąc – musi trzymać się blisko Vanitasa.


    Autorką „Księgi Vanitasa” jest Jun Mochizuki, która wcześniej stworzyła mangę „Pandora Hearts”. Na początku myślałam, że obie serie będą do siebie bardzo podobne, jednakże wielce się pomyliłam. Akcja „Księgi Vanitasa” rozgrywa się w alternatywnym Paryżu, gdzie możemy rozkoszować się widokiem podniebnych sterowców. Autorka świetnie utrzymuje w fabule równowagę między powagą, mnóstwem tajemnic a sielankowymi momentami z odrobiną śmiechu. Akcja rozwija się płynnie, bez niepotrzebnych przestojów, a informacje dostajemy stopniowo, by nie pogubić się w wirze zdarzeń.


    Na obwolucie pierwszego tomu został zaprezentowany śmiertelnik Vanitas z księgą w dłoni. Tytuł idealnie wkomponowuje się w ilustracje. Na okładce przedstawiono projekt sterowca „La Baleine” – autorka opisała, jak powstawał. Na końcu mangi jest krótka historyjka pt. „Opowiedz nam, mistrzu Vanitasie” i specjalne podziękowania. Kreska pani Mochizuki jak zwykle oczarowuje swoim pięknem, a bohaterowie są uosobieniem różnorodnych cech i działają nieszablonowo.


    Uważam, że „Księga Vanitasa” to trafny wybór. Jedna tajemnica goni kolejną, są momenty grozy i sceny, przy których nie da się nie uśmiechnąć. Jeśli spodobała Ci się „Pandora Hearts”, to z pewnością i ta seria przypadnie Ci do gustu.

  • Relacja z konwentu: Dąbrowskie Dni Fantastyki

    Dąbrowskie Dni Fantastyki, wcześniej znane jako Dni Fantastyki Militarnej, które niezmiennie organizowane są w Muzeum Miejskim „Sztygarka” w Dąbrowie Górniczej, tym razem odbyły się na przełomie czerwca i lipca (30.06-1.07). Aby dowiedzieć się, jak minęły te dwa dni, zapraszam do przeczytania niniejszej relacji.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #36

    Słońce, deszcz, burza. Słońce, deszcz, burza...konwenty! I nie tylko one! Już teraz, w poniedziałek, w Naszym Poniedziałkowym Flashu Konwentowym! Dobra, wystarczy tych wykrzykników, pora na konkretny. Konkretnie polecamy Wam zatem Mikon, Mochicon, Japonię Oczami Fana, Orkon oraz Hammurabi Cup.

  • Recenzja mangi: Hikaru Miyoshi, PSYCHO-PASS Committee, Akira Amano, Gen Urobuchi (Nitroplus) - „Inspektor Akane Tsunemori"

    inspektor akane tusnemori

    Inspektor Akane Tsunemori

    waneko

    Autor: Hikaru Miyoshi, PSYCHO-PASS Committee, Akira Amano, Gen Urobuchi (Nitroplus)
    Wydawnictwo: Waneko
    Ilość tomów: 2+
    Cena okładkowa: 19,99 zł

    Czy chciałbyś żyć w czasach, w których maszyna decyduje o twojej przyszłości?

    Akcja w mandze „Inspektor Akane Tsunemori” rozgrywa się w futurystycznej Japonii, gdzie system Sybilla przesądza o losie każdego człowieka. W tym świecie ludzka psychika jest poddawana ciągłej kontroli przez skanery porozmieszczane po całym kraju, a jej właściwości da się zmierzyć i wyrazić liczbowo. Określa się ją jednostką Psycho-Pass, która wyraża jej wartość. Psycho-Pass może łatwo ulec pogorszeniu, dlatego Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej zapewnia szereg terapii psychologicznych. Osoby, których Psycho-Pass przekracza dopuszczalną normę są klasyfikowane jako utajeni kryminaliści. Takie indywidua są zatrzymywane przez Biuro Bezpieczeństwa zanim jeszcze dopuszczą się czegoś złego. Natomiast system Sybilla jest nieomylną wyrocznią, stanowiącą prawo.

    Główną bohaterką jest Akane Tsunemori, która już na początku fabuły zostaje nową panią inspektor Wydziału Dochodzeniowego Biura Bezpieczeństwa Publicznego w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. Jej zadaniem jest utrzymanie porządku publicznego, a więc łapaniem utajonych kryminalistów. Już pierwszego dnia pracy Akane otrzymuje misję do wykonania – złapanie mężczyzny, który wpadł przy kontroli Psycho-Passa przez skaner uliczny i zbiegł z zakładnikiem. Świeżo upieczona pani inspektor poznaje swój zespół, który ma jej pomoc w wypełnieniu zadania: inspektora Ginozę oraz tzw. egzekutorów – ludzi o wysokim współczynniku zbrodni, którzy są utajonymi kryminalistami, jednakże pozwolono im na jedną formę uczestnictwa w życiu społecznym – ściganie innych przestępców. Podstawową bronią inspektora i egzekutora jest dominator – aparat, który odczytuje wartość Psycho-Passa i odbezpieczy się, kiedy wykryje utajnionego kryminalistę. Są to więc „oczy” Sybilli. Podczas swojej pierwszej sprawy Akane będzie musiała przekonać się na własnej skórze, czy system rzeczywiście jest nieomylny i czy sama odnajduje się w roli inspektora.

    Mangę można zaliczyć do gatunku science fiction z elementami detektywistycznymi, jako że fabuła obraca się właśnie wokół tego typu misji. W pierwszym tomie panuje poważna atmosfera, nie ma czasu na ckliwe momenty, gdy w grę wchodzi ludzkie życie. W powolnym tempie ukazywane są tajemnice, bohaterowie ścigani są przez krwawe obrazy przeszłości, a w ludzkich sercach czai się mrok, którego nie zmierzy żadna maszyna. Postacie mają różne osobowości, które stopniowo poznajemy. Akane Tsunemori nie jest stereotypową bohaterką o niezachwianej postawie i pewności siebie, a młodą kobietą, która emocjonalnie podchodzi do swojej pracy i nie jest obojętna na krzywdę ludzką.

    Projekty postaci narysowane przez Akirę Amano osobiście ujęły mnie za serce. Kreska oddaje klimat serii, są też kadry drastyczne, w szczególności jeden wrył się głęboko w moją psychikę. Kadr przedstawia w nienaturalny sposób zniekształcone ludzkie ciało w wspomnieniach Kougamiego, wygląda to jak scena wycięta rodem z horroru. Na obwolucie pierwszego tomu zaprezentowany jest wyżej wspomniany egzekutor. Biały tytuł miło kontrastuje z czarnym tłem. Trzeba także wspomnieć, że przed wydaniem mangi, w 2012 roku powstało anime o tytule „Psycho-Pass”.

    Z ręką na sercu polecam ten tytuł, nawet tym, którzy obejrzeli wspomnianą serię w fomie animacji. Co prawda manga podąża jej śladem dość wiernie, jednakże pojawia się parę dodatkowych kadrów. Myślę, że ten psychologiczny kryminał w konwencji science fiction powinien przypaść do gustu większości czytelników mang, a zwłaszcza tym starszym.

  • Recenzja książki: Olga Gromyko - „Rok Szczura. Widząca”

    rok szczura widzaca

    Olga Gromyko - „Rok Szczura. Widząca”

    papierowy ksiezycWydawnictwo: Papierowy Księżyc
    Liczba stron: 486
    Cena okładkowa: 42,90 zł

    Wsi spokojna, wsi wesoła, gdzie czas płynie leniwie, a ludziom żyje się dostatnio. Bogini Holga dba tu o swoich wyznawców, prostując ich ścieżki i zapewniając obfitość plonów, dobrobyt i szczęśliwy żywot. Czasem jednak świat we władanie bierze bóg Saszy – wtedy niespodziewanie przychodzi Rok Szczura, a wraz z nim wszystko, co złe. Niewielkiej wsi w tsarstwie Rintaru, Przybłociu, ten czas przyniósł niespotykaną dotąd suszę – plony uschły, w studniach brakło wody, nie było gdzie wypasać zwierząt, bo łąki przypominały pogorzeliska.

    Dla 8-letniej Ryski, bohaterki powieści Olgi Gromyko „Rok szczura. Widząca”, każdy rok jest Rokiem Szczura. Od najmłodszych lat dziewczynka jest wioskowym wyrzutkiem. Matka jej nie kocha, ojczym bije za każde, nawet najmniejsze przewinienie, rówieśnicy dokuczają, gdy tylko znajdzie się w zasięgu ich wzroku, a wszystko to dlatego, że Ryska jest owocem gwałtu. W dodatku odziedziczyła po ojcu, sawriańskim żołnierzu, jasne, podobne do żabich oczy, które wszystkim mieszkańcom Przybłocia przypominają o czasie wojny Rintaru z Sawrią. Ale ten Rok Szczura, gdy poznajemy Ryskę, przynosi dziewczynce niespodziewaną odmianę losu. Ojczym, który nie może znieść jej widoku, oddaje pasierbicę na wychowanie swojemu bogatemu krewnemu, Świstakowi. W majątku Świstaka Ryska odnajduje spokój i zyskuje przyjaciela – niewiele starszego od niej chłopca o imieniu Żar, a także niespodziewanie i za sprawą spotkania z Wędrowcem budzi w sobie niezwykły i rzadki dar jasnowidzenia. Mieszkańcy majątku uznają ją za Widzącą, która dostrzega ścieżki ludzkiego życia wytyczone przez Holgę i potrafi wybrać tę najlepszą.

    Sielanka nie trwa jednak długo. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Ryska traci przyjaciela. Żar opuszcza Przybłocie, a w gospodarstwie Świstaka zostaje uznany za zmarłego. Dziewczyna nie może się z tym pogodzić, a w końcu – po kilku latach – decyduje się na desperacki krok, który na zawsze odmieni jej życie: zabiera swojemu chlebodawcy krowę i udaje się do najbliższego miasta na poszukiwania Żara. Po drodze ratuje życie należącemu do Wędrowca szczurowi, który tak naprawdę szczurem nie jest… I tutaj, po około 200 stronach, zaczyna się właściwa historia powieści „Rok Szczura. Widząca” Olgi Gromyko. Ryska, gadający szczur Alk i Żar, który po opuszczeniu wioski został wprawnym złodziejem, wyruszają w niezwykłą podróż po sto złotych monet oraz na poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jak przywrócić Alkowi jego dawną postać.

    Pierwszy tom cyklu „Rok Szczura” to w głównej mierze opowieść o rodzącej się w bólach przyjaźni między trojgiem bohaterów różniących się między sobą niczym trzy żywioły. Ryska jest typową wiejską dziewczyną, która pragnie założyć rodzinę i wieść szczęśliwe życie wraz z mężem i dziećmi w zaciszu własnego domu. Dla niej dobro to dobro, zło to zło. Często działa impulsywnie i nie ma w zwyczaju rozważać konsekwencji swoich decyzji (bo często nie ma o nich pojęcia), czym wprawia towarzyszy w konsternację. Żar marzy o tym, by stać się doskonałym złodziejem pławiącym się w bogactwie. To młody mężczyzna o przenikliwym umyśle, sprytny i pewny siebie. Alk natomiast, oprócz bogactwa, chce władzy i łaknie zemsty za niesprawiedliwość, która go spotkała. Jego cięty język nieraz sprawia, że Ryska i Żar mają ochotę zostawić go na pastwę losu. Razem ta trójka tworzy mieszankę wybuchową. Dopiero czas pokaże, czy będą w stanie dogadać się i obdarzyć zaufaniem, a nawet zrezygnować ze swoich dążeń, by pomóc towarzyszom.

    Olga Gromyko stworzyła bohaterów, których lubi się od samego początku. Są prawdziwi, mają wady i zalety, a zachodzące między nimi interakcje nieraz wywołują salwy śmiechu. Ryska, Żar i Alk to mocne punkty tej powieści.

    Fabularnie też jest nieźle. Pisarka zastosowała ciekawy zabieg, dzieląc powieść na dwie części. Pierwsza z nich to wprowadzenie w cykl i przybliżenie postaci Ryski i Żara, ich dzieciństwa i dojrzewania, opis sielskiego życia w gospodarstwie Świstaka. Dzięki temu możemy wejść w świat wykreowany przez Gromyko, poznać rządzące nim prawa, a nawet dowiedzieć się, kim są Wędrowcy i na czym polega dar Widzących (chociaż autorka starannie dawkuje wiedzę na ten temat, mówiąc nam tyle, ile w danym momencie potrzebujemy). Wstęp jest jednak długi i podejrzewam, że niektórym może wydać się nużący. Potem akcja rozwija się zdecydowanie szybciej. Ryska decyduje się opuścić rodzinne strony i udaje się na wędrówkę w poszukiwaniu szczęścia, swojego miejsca na ziemi oraz odpowiedzi na ważne nie tylko dla niej pytania. Spotkanie gadającego szczura stanie się przełomowym momentem dla prostej dziewczyny, ale nie zawiodą się także czytelnicy. Dla mnie była to chwila, od której na długi czas straciłam całą sympatię dla Ryski – z dobrodusznego i nieporadnego dziewczęcia zmieniła się na moich oczach w głupią wieśniaczkę bez krzty rozumu.

    Fabułą będą zawiedzeni ci, którzy oczekują wielu wątków, wielkich intryg, krwi, wojen, zdrad. Historia rozwija się stopniowo, jednowątkowo i wokół trójki bohaterów – to ich przygoda jest najważniejsza i toczy się gładko, bez zbyt gwałtownych zwrotów akcji. Poza tym książka kończy się zanim na dobre rozwinie się opowieść!

    Jeśli chodzi o elementy fantastyczne, to u pani Gromyko mamy ich niewiele i nie możemy mówić w tym przypadku o „twardym” fantasy. „Widząca” to raczej powieść przygodowa osadzona w realiach zbliżonych do średniowiecznych. Poszerzono je tylko o niezwykły dar jasnowidzenia.

    Niestety, mimo wielu pozytywnych aspektów, książka ma jedną znaczącą i utrudniającą odbiór powieści wadę – po prostu w całym procesie wydawniczym zabrakło chyba korektora, próżno szukać jego nazwiska w stopce redakcyjnej, bądź nie było dość czasu na wprowadzenie poprawek… Przecinków nie ma tam, gdzie ewidentnie być powinny (przed „by”, „aby”, „a”, „ale”), są tam, gdzie nie należało ich wstawiać, zamiast nich pojawiają się czasami kropki. Zauważalne są literówki, które całkowicie zmieniają sens słów (np. „brać” zamiast „brak”), do tego brakuje spacji między znakami (np. po pauzie dialogowej) lub mamy ich nadmiar (przed przecinkiem lub podwójne). Dodatkowo, aby wyróżnić kwestie wypowiadane przez szczura, w dialogach zastosowano kursywę, jednak niezbyt konsekwentnie, bo czasem okazuje się, że kursywą „mówi” inny bohater lub nie wprowadzono jej tam, gdzie być powinna. Do tego dochodzi dzielenie wyrazów (zm-rokiem, nied-ojedzony, ni-etoperze, uc-iekły), które przelało czarę goryczy i sprawiło, że miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Ostatecznie nie poddałam się i powieść skończyłam, aczkolwiek niesmak pozostał.

    Mimo wszystko „Widzącą” mogę polecić czytelnikom poszukującym niezbyt ambitnej rozrywki, bo to przyjemna powieść przygodowa. Nie brakuje w niej żywych, humorystycznych dialogów i zabawnych sytuacji – interakcje między Ryską, Żarem i Alkiem niejedną osobę rozbawią do łez. Jeśli jesteście w stanie znieść dość spore nagromadzenie błędów w warstwie tekstowej książki, to sięgnijcie po „Widzącą”. Na pewno nie będziecie się nudzić, a być może – tak jak ja – zechcecie poznać dalsze losy niezwykłego tria, któremu przewodzi arogancki gadający szczur.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #35

    Urlop to dobra rzecz, gorzej jak jest przymusowy i nie do końca zaplanowany, no ale...mamy poniedziałek! Radujmy się zatem, bo przed nami kolejny tydzień, który aż kipi od atrakcji. Jakich? Tego dowiecie się z naszego Poniedziałkowego Flasha Konwentowego. A możecie wybierać między Wrocławskimi Dniami Fantastyki, Nejiro 8, Medalikonem, Grajewo Game Festival oraz Watconem. To jednak nie wszystko, bowiem w tym tygodniu czekają na Was również  dwa wydarzenia larpowe, a są nimi Ziemie Jałowe oraz Fort.

  • Relacja z konwentu Gostkon: Dwa dni z fantastyką

    Czwarta edycja gostyńskiego konwentu Gostkon już za nami. W tym roku wprowadzono dwie spore zmiany w stosunku do lat ubiegłych. Czy imprezie wyszło to na dobre? Zapraszam do artykułu.

  • Fort ogłasza program atrakcji

    Okres wakacyjny jest zdecydowanie nasycony konwentami i innymi wydarzeniami. Dowodem są choćby ostatnie Poniedziałkowe Flashe Konwentowe, zawierające po 5-8 imprez, a to przecież końcówka czerwca. Ty, razem chcemy przedstawić Wam program atrakcji LARP-a Fort, który odbędzie się już 5-9 lipca w Czyżowicach. Znajdziecie go w grafice poniżej (można kliknąć dla powiększenia).

    fort program

     

    Logo konwentu larpowego FORT

  • Polcon 2017 w Lublinie i patronat medialny

    Z dumą oznajmiamy, iż tegoroczny Polcon, który odbędzie się 24-27 sierpnia w Lublinie, za sprawą Lubelskiego Stowarzyszenia Fantastyki "Cytadela Syriusza" (odpowiadają oni także za Falkony, Nejiro, Dni Jakuba Wędrowycza oraz Lubelskie Dni Fantastyki), został objęty naszym patronatem medialnym. Jesteśmy zaszczyceni mogąc promować to niezwykłe wydarzenie na łamach naszego serwisu. W końcu Polcon jest najstarszym festiwalem fantastyki w kraju, który swój początek ma w 1985 roku.

    Będzie to już druga edycja pod skrzydłami Lublińskiej "Cytadeli Syriusza". Poprzednia miała miejsce w roku 2006, czyli 11 lat temu. Więcej o historii Polconów przeczytacie na stronie fandomu pod TYM ADRESEM. Nie jest ona zbyt piękna, ale to przecież nie o to chodzi w tym wszystkim. Najważniejsza w tym wypadku jest treść kolejnych podstron, z której zawartością naprawdę warto się zapoznać, jako że jest to kawał konwentowej historii w naszym kraju.

    Logo Polcon 2017 w Lublinie

  • Co nas czeka na Fornoście?

    Także i Fornost przedstawił program atrakcji dziesiątej edycji swojego wydarzenia. Mimo że do rozpoczęcia pozostał jeszcze miesiąc, już teraz będziemy mogli rozplanować swój czas na konwencie, a to wszystko za pomocą TEJ LISTY punktów programu.

    Logo Fornost X

  • Recenzja książki: Ben Counter - „Bitwa o Otchłań”

    bitwaootchlan

    Ben Counter - „Bitwa o Otchłań”

    copernicus corporationWydawnictwo: Copernicus Corporation
    Liczba stron: 416
    Cena okładkowa: 44,00 zł

    Stało się. Horus, ukochany syn samego Imperatora, zdradził, przechodząc na stronę Mrocznych Potęg i pociągając za sobą liczne zakony Adeptus Astartes. Jego postępek jednak nie od razu stał się dla wszystkich jawny – skrzętnie wykorzystali to Niosący Słowo, uczniowie prymarchy Lorgara Aureliana, przypuszczając zdradzieckie uderzenie na Macragge, stolicę sektora Ultramar i ojczyznę Roboute Guillimana, założyciela Ultramarines. To właśnie ich zdrada jest treścią najnowszej wydanej nakładem Copernicus Corporation pozycji z serii „Herezja Horusa” - oto „Bitwa o Otchłań” Bena Countera.

    Tytułowa Otchłań jest potężnym statkiem kosmicznym, zbudowanym w tajemnicy przez Adeptus Mechanicus i wyposażonym w broń zdolną do obracania w popiół całych flot, a nawet planet – teraz, pod komendą Zadkiela z Niosących Słowo, wyrusza w kierunku Ultramaru, by tam dołączyć do zmasowanego ataku żołnierzy Lorgara, mającego raz na zawsze wymazać z mapy twierdzę Trzynastego Legionu. W obliczu tych jakże ponurych okoliczności, swoje siły łączą Cestus z Ultramarines, wilczy strażnik Brynngar, Kosmiczny Wilk, Tysięczny Syn Mhotep, a także Skraal i jego świta Pożeraczy Światów, nieświadomych zdrady własnego zakonu. Marines, choć wywodzący się ze zwaśnionych ze sobą legionów, połączą siły wobec wspólnego zagrożenia i z pomocą nieustraszonej admirał Kaminskiej z Imperialnej Floty wyruszą w desperacki pościg za wrogim pancernikiem. Prócz okrętu o niespotykanej dotąd mocy i potworności rodem z Immaterium, lojaliści będą musieli zmierzyć się z nieznaną im wcześniej grozą – stawania do walki przeciw tym, których jeszcze niedawno nazywali braćmi.

    Historia opowiadana przez Bena Countera nie jest może najbardziej zawiła pod słońcem, ale opowiedziana została w taki sposób, że wciąga i trzyma w napięciu. Przyznaję, że musiałem na początku trochę się zmuszać do lektury – przynajmniej do momentu, w którym bohaterom udaje się przeniknąć na pokład Otchłani – później jednak, kiedy akcja nabrała rozpędu, trudno było odłożyć książkę i zająć się pilniejszymi sprawami. Jest kilka niespodziewanych zwrotów, które skutecznie przykuwają uwagę, a chociaż większość objętości powieści zapełniają opisy starć (te są akurat zupełnie niezłe, odpowiednio wyważone pomiędzy dynamiką i szczegółowością) i podniosłe dialogi typowe dla tej serii, to jednak czyta się przyjemnie.

    Skoro mowa o bohaterach, ci, w porównaniu z niektórymi pozycjami z „Herezji Horusa”, nawet dają się polubić – ale i na to trzeba dać im szansę, żeby zdążyli pokazać sobą coś więcej niż standardowy zestaw cech swojego zakonu. Brynngar na przykład jest awanturnikiem i ochlapusem, który ani jednego słowa w ciągu powieści nie wypowiada normalnie, zamiast tego ciągle warcząc przez ściśnięte gardło, co najpierw śmieszy, a potem po prostu irytuje. Dużo więcej głębi ma Mhotep, obciążony klątwą swojego legionu, ale mimo to zachowujący honor i godność jednego z aniołów Imperatora – albo, o dziwo, Cestus, który wyjątkowo jak na Ultrasa ma nieco charakteru i daje się nawet polubić. Zadkiel za to mógłby być pierwszym laureatem nagrody najbardziej ślamazarnego czarnego charakteru ostatniego roku – jak na kogoś dowodzącego statkiem zdolnym jedną salwą rozwalać całe planety sprawia wrażenie kompletnie pozbawionego ikry, co próbuje nadrabiać spontanicznym wysyłaniem swoich najlepszych ludzi na pewną śmierć. Reszta postaci pojawiających się w „Bitwie o Otchłań” jest po prostu płaska i jednowymiarowa.

    Największym powodem do marudzenia, jaki daje lektura kolejnej odsłony „Herezji Horusa”, jest zakończenie. Akcja urywa się wraz z rozstrzygnięciem głównego wątku – pogoni za Otchłanią – pozostawiając wydarzenia tła, czyli bitwę o Macragge, kompletnie nierozstrzygniętymi. Nie wiadomo, czy stoczona przez lojalistów Imperatora śmiercionośna, pełna poświęceń walka ostatecznie dała obrońcom Ultramaru szansę na zwycięstwo, czy też nie, a przynajmniej nie dowiemy się tego z powieści. Ponieważ zagrożenie ze strony Niosących Słowo było główną motywacją, dla której bohaterowie robili to, co robili, pozostawienie czytelnika bez tej informacji jest po prostu frustrujące i nadaje lekturze posmak bezcelowości.

    Mimo tych wszystkich narzekań, czytając „Bitwę o Otchłań” bawiłem się nieźle. Z pewnością dużo bardziej spodoba się ona oddanym fanom uniwersum Warhammera 40 000, lubującym się w zgłębianiu każdego zakamarka jego historii. Dla pozostałych to lekkie, niewymagające, dynamiczne czytadełko na wieczór albo dwa i jako do takiego należy do tej książki podchodzić. Nic ambitnego – ale wcale niezłe w swojej nieambitności.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #34

    Cześć i czołem! Wakacje za pasem, rok szkolny dla uczniów szkół już się skończył i można słodko się obijać. No chyba, że się jest studentem, albo się pracuje, wtedy obijanie się niekoniecznie jest skuteczne. My wakacji nie mamy i wciąż trwamy na naszym stanowisku, wbrew wszystkiemu (nawet te mordercze upały nie są w stanie nas powstrzymać). W cotygodniowym cyklu Poniedziałkowy Flash Konwentowy znajdzie się miejsce dla pięciu różnych imrez w całej Polsce. Będą to Kutnowskie Dni Fantastyki, Imagikon: Konwent MagówDreamhavenDąbrowskie Dni Fantastyki FPS IIIFantastyka na Sportowo.