Fantastyka

  • Recenzja książki: Olga Gromyko - „Rok szczura. Świeca”

    rok szczura swieca

    Olga Gromyko - „Rok szczura. Świeca”

    papierowy ksiezycWydawnictwo: Papierowy Księżyc
    Liczba stron: 390
    Cena okładkowa: 40,90 zł

    Uwaga! Poniższa recenzja może zdradzać wątki fabularne z poprzednich części cyklu „Rok szczura”. Recenzję pierwszego tomu powieści Olgi Gromyko można znaleźć tutaj, a drugiego – tutaj.

    Niestety, spokojne życie w wiesce nie było Rysce, Żarowi i Alkowi pisane. Los znów spłatał im figla, zmuszając do opuszczenia przytulnej chaty w Łosich Jamach i wyruszenia w drogę. Tajna wiadomość, w posiadaniu której znaleźli się nasi bohaterowie dzięki lepkim rękom Żara, sprowadziła na nich poważne kłopoty. W zaszyfrowanym liście znalazły się informacje, które w żadnym wypadku nie mogą wyjść na jaw. Mają o to zadbać doskonale wyszkoleni zabójcy. Ponadto na Alka poluje obłąkany Wędrowiec, który za wszelką cenę pragnie odzyskać należącą do niego „świecę”, a chce to osiągnąć nawet kosztem swojego honoru i życia.

    „Świeca”, czyli ostatni tom cyklu „Rok szczura”, rozpoczyna się tam, gdzie zakończyła się „Wędrowniczka”. Finał drugiej części serii wielu czytelników zostawił w pewnym zawieszeniu i z licznymi wątpliwościami. Teraz te wątpliwości zostają rozwiane, a akcja rozwija się znacznie szybciej, odsłaniając nam kolejne części fabularnej układanki i rzucając nowe światło na znane fakty. Okaże się, że znaczenie naszej niezawodnej trójki we wzajemnych relacjach dwóch państw będzie większe, niż się wszyscy spodziewają, a niektórzy dawni wrogowie dadzą się poznać od dobrej strony.

    Główni bohaterowie będą musieli podjąć wiele decyzji, które nierzadko odmienią los i skierują nie tylko Alka, Żara i Ryskę na nowe ścieżki. Co gorsze, umiejętności Widzącej nie zawsze pomogą. Mimo tego Ryska, która tak właściwie nie chce swojego talentu, będzie zmuszona z niego korzystać. Zacznie też szukać sposobu, by móc się od niego uwolnić – tak samo jak Alk od szczura. Tymczasem to niepozorne zwierzę połączone na dobre i na złe z Sawrianinem odegra bardzo istotna rolę. Szczur, który coraz częściej i coraz silniej wpływał na Alka, czasowo przejmując władzę nad jego ciałem, okaże się być wierniejszy swoim towarzyszom, niż mogłoby się wydawać.

    O swoim dawnym kompanie przypomną sobie znajomi z Przystani. Śladem Alka podąży nie tylko jego „właściciel”, ale też dawny mistrz, Szczurołap, którego Sawrianin uznaje za zdrajcę.
    Wątek chłopów z Przybłocia znajdzie w końcu swoje uzasadnienie. Oni również staną przed ważnymi wyborami: wracać do wieski i ratować własną skórę czy słuchać rozkazów i pozostać wiernymi tsarowi, którego decyzje są dla nich zupełnie niezrozumiałe; walczyć czy uciekać? Czas pokaże, czy ich werdykty były słuszne.

    Olga Gromyko w tej części zdecydowała się również na ukazanie rozterek młodego tsarewicza Dzięki temu zabiegowi poznajemy bliżej kontekst polityczny – od tsarskiego syna wiele będzie zależało. Część akcji została też przeniesiona do Sawrii. Nasi bohaterowie trafiają w końcu do drugiego państwa, o którym coś niecoś już wiemy dzięki Alkowi. Teraz jednak pisarka odsłania kolejny element kreowanego przez siebie świata. Świata, z którym niestety musimy się pożegnać.

    Olga Gromyko bardzo zgrabnie kończy „Świecę”, a tym samym cykl „Roku szczura”, prowadząc wszystkie wątki do wspólnego finału, który jednych usatysfakcjonuje, innych niekoniecznie. Pisarka zdecydowała się na otwarte zakończenie, zostawiając sobie tym samym możliwość kontynuowania przygód wesołego tria. Czy się takiego doczekamy? Trudno wyrokować. Nie ulega jednak wątpliwości, że na razie otrzymaliśmy trylogię lekką i przyjemną, pełną humoru (choć w przypadku ostatniego tomu żartów jest trochę mniej), ciekawych przygód oraz bohaterów, z którymi niełatwo się rozstać. Jeśli jesteście w stanie znieść nagromadzenie wielu błędów (interpunkcja, literówki, dzielenie wyrazów itp.) oraz szukacie przyjemnej lektury, która poprawi Wam nastrój lub będzie miłym sposobem na zabicie czasu, to z czystym sumieniem mogę polecić Wam „Rok szczura”. Na pewno nie będziecie się nudzić!

  • Recenzja książki: Olga Gromyko - „Rok szczura. Wędrowniczka”

    rok szczura wedrowniczka

    Olga Gromyko - „Rok szczura. Wędrowniczka”

    papierowy ksiezycWydawnictwo: Papierowy Księżyc
    Liczba stron: 425
    Cena okładkowa: 42,90 zł

    Uwaga! Poniższa recenzja może zdradzać wątki fabularne z poprzedniej części cyklu „Rok szczura”. Recenzję pierwszego tomu powieści Olgi Gromyko można znaleźćtutaj.

    Wieska spokojna, wieska wesoła została już tylko odległym wspomnieniem. Do Przybłocia docierają niepokojące wieści o tym, że tsarstwo Rintaru umacnia swoje twierdze i werbuje chłopów, przygotowując się do kolejnej wojny z Sawrią. Trzy osoby z wieski – Kołaj, Mikah i Cyka – muszą opuścić swoje rodziny i wyruszyć do Makopolu, by służyć tsarowi. W ślad za nimi podąża modlik, wieszcząc nadejście złego czasu. Świstakowi nie wiedzie się najlepiej. Gdy w gospodarstwie zabrakło widzącej, która pomagała gospodarzowi w interesach, skończył się czas dobrobytu.

    Tymczasem Ryska, która jeszcze niedawno była zwykłą wiejską dziewczyną, pracującą u bogatego krewnego, teraz przemierza ścieżki Rintaru w towarzystwie przyjaciela z dzieciństwa Żara oraz Sawrianina Alka, który czasem zamienia się w zwinnego szczura. Ponieważ los spłatał bohaterom figla i nie pozwolił zdobyć stu złotych monet, wciąż dokuczające sobie trio musi ruszyć w dalszą drogę, by odszukać pewnego bogatego kupca. Odnalezienie go nie będzie łatwe, tym bardziej że przyjaciołom stanie na drodze kilka niezbyt przychylnych osób, m.in. zgraja bandytów, starzy znajomi z Przystani oraz płatni zabójcy. W ręce bohaterów trafi również zaszyfrowany dokument, który przysporzy im kolejnych problemów. Do Ryski dotrze dzięki temu przykra prawda, że świat poza wieską jest bardziej brutalny i zły, niż jej się początkowo wydawało.

    Przy okazji wspólnej wędrówki każda z postaci zapragnie osiągnąć swoje własne cele: Alk chce znaleźć sposób, by uwolnić się od szczura i odzyskać swoje dawne życie, Ryska marzy o założeniu rodziny, a Żar, któremu wszędzie jest dobrze i zawsze potrafi się wpasować, zamierza po prostu żyć w dostatku. Nasze trio osiada też na dość długo w uznawanych za uzdrowisko Łosich Jamach. Alk przyjmuje tu posadę wykidajła w popularnej wśród kuracjuszy karczmie, Żar zostaje – o zgrozo! – pomocnikiem modlika w świątyni Holgi, a Ryska w końcu czuje się spełniona – zostaje kurą domową i może sprzątać, pielić ogródek, pasać kozy i gotować dla swoich mężczyzn zupę na bobrzych głowach. Naiwna dziewczyna miota się przy tym między dwoma młodzieńcami, którzy cały czas urządzają niewybredne pyskówki, mogące przyprawić czytelnika o ból mięśni brzucha po salwach śmiechu.

    Olga Gromyko, oprócz ukazywania przygód głównych bohaterów, wprowadza także dodatkowe wątki, przedstawia losy pracowników z gospodarstwa Świstaka, a także Mikaha, Cyki i Kołaja, którzy idą na służbę do tsara. Pisarka nie wracała do nich wcześniej, wydawało się, że od momentu, gdy Ryska opuściła Przybłocie, stracili oni zupełnie na znaczeniu. Czy to rozwiązanie ma swoje uzasadnienie? O tym chyba przekonamy się dopiero w kolejnej części „Roku szczura”.

    Fabularnie jest trochę gorzej niż w pierwszej części, akcja zdecydowanie zwalnia, można wręcz powiedzieć, że „przysiada” na chwilę w Łosich Jamach. Nie ma też co liczyć na nagłe i niespodziewane zwroty akcji. O ile w pierwszej części „Roku szczura” takie przeciąganie miało swoje uzasadnienie, gdyż pozwalało na szczegółowe wprowadzenie do świata kreowanego przez pisarkę, teraz służy jedynie temu, by możliwe było usytuowanie w czasie i przestrzeni sporej liczby humorystycznych scenek. Powieść jest trochę „przegadana”, więcej jest słownych przepychanek, zaczepek i szturchańców, nie brakuje ciętych ripost. W dodatku sytuacje, w które pakują się Ryska, Żar i Alk, są bardzo śmiechogenne.

    „Rok szczura. Widząca” to książka wymagająca mniej skupienia przy czytaniu niż jej poprzedniczka. Tym razem autorka położyła nacisk na ukazanie osobowości swoich bohaterów i tego jak powoli, aczkolwiek konsekwentnie, zmieniają się pod wpływem przygód, które ich spotykają. Ryska mądrzeje i uświadamia sobie, co tak właściwie jest dla niej najważniejsze. Alk wciąż jest humorzasty i złośliwy, zaczyna jednak „mięknąć” i zwracać większą uwagę na swoich towarzyszy. Żar dorośleje i stara się być odpowiedzialnym mężczyzną.

    Dzięki temu, że poznajemy bliżej naszych bohaterów i obserwujemy ich w różnych sytuacjach - nie tylko stresowych, jak było do tej pory, ale też codziennych – mogą zmieniać się nasze uczucia względem nich. W moim przypadku zmniejszyła się odrobinę irytacja z powodu głupoty Ryski, być może nawet polubiłam trochę to naiwne dziewczątko. Zaś Alk zdecydowanie skradł moje serce.

    Niestety, wydawca chyba nie wyciągnął żadnych wniosków po opublikowaniu poprzedniej części cyklu, bo i tym razem mamy spore nagromadzenie błędów w warstwie tekstowej książki. Ponownie natkniemy się na problemy z dzieleniem wyrazów czy użyciem kursywy, złym umiejscowieniem znaków interpunkcyjnych, brakiem spacji lub ich nadmiarem. Jeżeli jesteście czytelnikami, którzy zwracają uwagę na poprawność językową, musicie liczyć się z tym, że Wasza cierpliwość zostanie wystawiona na próbę.

    Drugi tom „Roku szczura” to nie jest ambitna literatura, po której możemy spodziewać się głębszych przemyśleń, doskonale sprawdzi się za to jako sposób na zabicie nudy czy poprawę humoru. Jeśli spodobała Wam się książka „Rok szczura. Widząca”, to „Wędrowniczka” raczej Was nie rozczaruje – po pierwszym tomie wiecie, czego się spodziewać. Bohaterowie są ciekawi, a humor na takim poziomie, że wiele osób na pewno się uśmiechnie.

  • Relacja z konwentu Fotocon (10-13 sierpnia) – Wielka Integracja

    Fotocon to dosyć specyficzna impreza, na którą nie zawita zwykły uczestnik. Udałem się na nią po raz drugi, tym razem w dwóch rolach: jako media i helper. W tym roku odbyła się trzecia edycja tego konwentu. W porównaniu do pierwszej, na której byłem, trochę się zmieniło. Czym jest Fotocon?  Co się tam dzieje, dla kogo jest i kto na niego przybywa? Na te i wszystkie inne pytania postaram się Wam odpowiedzieć w tekście poniżej.

  • "Cień Gildii" pod patronatem medialnym Konwentów Południowych

    13 września na półki księgarń trafi trzeci tom z serii “Kroniki Rozdartego Świata”, noszący złowrogo brzmiący tytuł “Cień Gildii”. Jako że nic co fantastyczne nie jest nam obce, z wielką radością chcielibyśmy ogłosić iż nasz portal objął owe wydanie swoim patronatem medialnym. Koniecznie zajrzyjcie poniżej, bowiem przedpremierowo uchylamy nieco rąbka tajemnicy, zarówno o samej książce, jak i jej wnętrzu.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #41

    Nasze cotygodniowe zestawienie imprezowo-konwentowe tym razem ma dla Was tylko jedną propozycję, jednak za to dość konkretną. Jest nią kolebka wszystkich polskich zlotów fanów fantastyki - Polcon, który tym razem zagości w Lublinie. Jakie przygotował dla Was atrakcje? Tego dowiecie się z naszego Poniedziałkowego Flasha Konwentowego.

  • "Idzie zima, żywych ni ma" - Zlot fanów Gry o Tron 2017

    Słyszeliście kiedyś o “Grze o Tron”? Takie Dungeons and Dragons, tylko na taśmie filmowej, można między odcinkami grać w bingo kto umrze, nie warto przywiązywać się do postaci? Co ja się łudzę, na pewno słyszeliście i oglądaliście, zwłaszcza w świetle świeżego jeszcze nowego sezonu. Jeżeli więc interesuje was zimowa atmosfera, a modlitwy i przetrwanie waszych ulubieńców są wam niestraszne, zapraszamy serdecznie na tegoroczny Zlot Fanów Gry o Tron - Polskie Westeros, odbywające się w Kuńkowcach we współpracy ze znaną już niektórym koneserom Wioską Fantasy. Jeżeli jednak Westeros Wam nie po drodze, lub portfel prześwituje pustkami, nie lękajcie się! Nasza ekipa pojawi się tam na pewno, i przez oko kamery także będziecie mogli doznać powiewu fantastycznego mrozu z podkarpackiego wydarzenia.
    (Z wielką nadzieją) do zobaczenia w Kuńkowcach!

    logo Zlotu fanów Gry o Tron

  • Sezon na programy w pełni - odliczanie do Polconu 2017

    Większość naszych ostatnich postów dotyczy programów konwentów? Taki mamy sezon! 24.08.2017 naznacza rozpoczęcie tegorocznego Polconu, odbywajacego się w Lubline na uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej. Po długim oczekiwaniu organizatorzy udostępnienili nareszcie pełny i finalny program atrakcji oraz paneli których doznać będzie można na tegorocznej edycji tego wydarzenia."Higlight reel" rozkładówki zawiera między innymi poradnik o tym jak schrzanić stworzenie świata, jak zmotywować i kontrolować drużynę organizującą konwent, jak, tak na prawdę, zabrać się za pisanie, storytelling, kreacja i rozwój postaci, a także rola muzyki w RPG. Pomiędzy tym, lekko posypane (jak pieprzem, ale takim drogim, cytrynowym) po programie by dodać smaku, znaleść można spotkania z gośćmi takimi jak Siri Pettersen, Kolega Ignacy, Jakub Ćwiek lub Anna Kańtoch. 

    Zapraszamy do zapoznania się z pełną wersją programu podążając za linkiem poniżej. Widzimy się w Lublinie!

    Logo Polconu 2017

     

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #40

    Czterdzieste wydanie Poniedziałkowego Flasha Konwentowego to dość konkretna liczba, dlatego dzisiaj konkretnie przedstawimy Wam trzy propozycje na pierwszy weekend drugiej połowy sierpnia. A będą to: Kreskon, Gakkon 4 oraz Zombie LARP 6.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #39

    Co tu dużo pisać. Jest poniedziałek, pora zatem przybliżyć Wam kolejne propozycje na najbliższy weekend. Tym razem w zestawieniu znajdziecie Niucon, Geek Expansion, Goblikon, Zakonki, Cracow Game Days, a na dokładkę FotoCon. Enjoy!

  • Bachanalia Fantastyczne 2017 pod patronatem Konwentów Południowych

    Sezon konwentowy trwa w najlepsze, ale może by tak porozmawiać o wrześniu? Właśnie wtedy, a dokładnie w dniach 15-17.09.2017, odbywają się Bachanalia Fantastyczne połączone z siódmą edycją Fantazji Zielonogórskich. Z przyjemnością możemy ogłosić że tegoroczna odsłona tego wydarzenia znalazła się pod naszym patronatem, a co za tym idzie, Zielona Góra dołącza do listy kierunków tegorocznych wypraw wielu z nas.

    Tegoroczne hasło Bachanaliów brzmi "Ostatni Bastion" i we właśnie takiej atmosferze, troszkę postapo, troszkę ciemnego fantasy, w tym roku będzie można zabawić się w, już tradycyjnie, Krzywym Kominie na ulicy Fabrycznej 13B. Dodoatkowym plusem imprezy jest to że jest ona kompletnie bezpłatna! Zapraszamy więc na godziny gier, prelekcji, konkursów, turnieji, spotkań z gościami i, jak zapewniają organizatorzy, bardzo dużą ilość X-wingów. 

    Logo Bachanalia 2017

  • Data trzeciej edycji Warsaw Comic Con ustalona!

    Jeżeli bawiliście się dobrze na pierwszej edycji Warsaw Comic Conu, z pewnością będziecie świetnie się bawić na trzeciej, wiosennej edycji która odbędzie się już (lub aż) 20-22 kwietnia 2018!

    Chwila, moment, ale co z drugą edycją?!

    Spokojnie, druga edycja odbędzie się dokładnie tak jak była zaplanowana, czyli 24-26 listopada tego roku. Organizatorzy postanowili po prostu pobłogosławić nas datą trzeciej edycji, która odbędzie się w już znanym Ptak Warsaw Expo. Nie są znane jeszcze szczegóły programu, ani lista potencjalnych gości, ale sama data daje nadzieję na sukcesywną i długą kontynuację poskiego Comic Conu w postaci kolejnych edycji!

    Logo Warsaw Comic Con

     

  • Warszawskie spotkanie autorskie z Robin Hobbs, autorką trylogii "Skrytobójcy"!

    Czy imię Robin Hobb obiło Wam się o uszy w kręgach fandomu fantasy? Może to głośna zapowiedź książki „Skrytobójca Błazna" przykuła waszą uwagę? Dla wszystkich obeznanych i nieobeznanych mamy w takim razie wiadomość w najwyższym priorytecie-już dzisiaj (4.07.2017), w warszawskim Empiku na ulicy Marszałkowskiej 116/122 zobaczyć i porozmawiać będzie można z Robin Hobb na spotkaniu autorskim o godzinie 18!

    Amerykańska pisarka, znana również pod pseudonimem Megan Lindholm, stała się popularna w latach dziewięćdziesiątych, gdy krytycy literaccy docenili jej talent w kreowaniu realistycznych i wiarygodnych postaci. Jej najbardziej nagradzaną powieścią jest “Wizard of the Pigeons”, jednakże w oczach fanów fantastyki najlepiej prezentuje się jej słynna trylogia “Skrytobójcy”.
    Jeżeli w głowie krążą wam pytania związane z jej twórczością lub po prostu chcielibyście się dowiedzieć jak zmotywować się do napisania czegokolwiek, powtarzamy adres: Empik, ul. Marszałkowska 116/122, Warszawa, godzina 18!

  • Patronat medialny nad Opolconem

    Listopad to jeszcze odległa, lekko migocząca na horyzoncie kropka, ale już teraz mamy dla Was informację, która rozpali Waszą wyobraźnię. W listopadzie bowiem, a konkretnie między 17 a 19 dniem tegoż miesiąca, odbędzie się kolejna już edycja Opolconu. I tym razem nie mogło nas tam zabraknąć, dlatego z radością donosimy o objęciu go naszym patronatem medialnym. Fantastycznych atrakcji na pewno nie zabraknie, więc już teraz rezerwujcie sobie czas na wizytę w Opolu. Do zobaczenia!

  • Recenzja książki: Andrius Tapinas - „Wilcza godzina”

    wilcza godzina

    Andrius Tapinas - „Wilcza godzina”

    sqnWydawnictwo: SQN
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 39,90 zł

    Andrius Tapinas jest prezenterem telewizyjnym, pisarzem science fiction i wielbicielem pokera, a w wieku siedemnastu lat został najmłodszym w historii tłumaczem dzieł  J. R. R. Tolkiena. Ponadto napisał pierwszą litewską powieść w konwencji steampunku. Czego zatem możemy spodziewać się po książce stworzonej przez tak uzdolnionego i ambitnego twórcę? Bardzo wiele! I chociaż czasem na wygórowanych oczekiwaniach się kończy, w tym przypadku mało kto będzie zawiedziony.
     
    Rok 1870. Ponieważ skarbiec Imperium Rosyjskiego świeci pustkami, a pieniądze ze sprzedaży Alaski dawno się skończyły, Rada Państwowa podejmuje niezwykłą decyzję o oddaniu Wilna w ręce bogatych finansistów – rodziny Rothschildów. Od tego momentu gród staje się częścią Aliansu, czyli zrzeszenia wolnych miast, do których należą jeszcze: Kraków, Konstantynopol, Praga i Rewel. Prowadzą one wspólne interesy, przez co zyskują ważny głos w polityce międzynarodowej. Dzięki opiece i finansowemu wsparciu Rothschildów wileńscy alchemicy dokonują przełomowego odkrycia, które odmienia oblicze Europy. Wynaleziony przez nich niezwykły gaz, prometyl, pozwala napędzać wielkie statki powietrzne, małe pojazdy, niezwykłe strażnicze golemy oraz automatony – urządzenia, które mogą zastąpić ludzi przy niektórych czynnościach.
     
    Po 35 latach od przyłączenia Wilna do Aliansu, w kwietniu 1905 roku, mieszkańcy miasta przygotowują się do wielkiego wydarzenia, jakim będzie Szczyt, czyli spotkanie, w którym mają wziąć udział przedstawiciele największych europejskich potęg. Przygotowania idą pełną parą – w przenośni i dosłownie, gdyż na parze opiera się cały mechanizm funkcjonowania miasta. W tym trudnym dla Wilna i jego mieszkańców okresie rozgrywa się tu nie tylko polityczna gra, ale też toczy się walka o wiedzę, władzę, wpływy oraz życie wielu osób. W każdym zaułku czają się groźni szpiedzy, znikają tajne dokumenty, praska Loża Wskrzesicieli poluje na niezwykłą dziewczynę, która przybyła z Krakowa, a legioniści muszą sobie poradzić nie tylko z tłumem wilnian i turystów przybywających do miasta, ale także niezwykłymi morderstwami.
     
    I na tym wypadałoby zakończyć przybliżanie fabuły „Wilczej godziny”, gdyż każda kolejna informacja może odebrać przyjemność z odkrywania elementów niezwykłej układanki, jaką stworzył dla swoich czytelników Andrius Tapinas. Każdy wątek – a jest ich tu naprawdę sporo – pozwala zobaczyć kawałek zadziwiająco złożonej intrygi i wyjątkową sieć powiązań łączącą wiele postaci, które na pierwszy rzut oka wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Historia stworzona przez  pisarza wymaga od nas uwagi, dokładnego czytania i analizy faktów, które autor dozuje z iście aptekarską precyzją, dlatego zawiodą się ci, którzy szukają w tej książce łatwej rozrywki. W dodatku pewną trudność może sprawić określenie, kto tak właściwie jest głównym bohaterem „Wilczej godziny”. Uwaga narratora przeskakuje od jednej osoby do drugiej, a każda ma inny charakter, inne zadanie do wykonania, odmienną motywację (w tym miejscu chyba muszę podziękować autorowi za dokładny spis osobistości pojawiających się w powieści!). Jednocześnie wszystkie postaci są częścią składową machiny poruszającej akcję do przodu.
     
    Niewątpliwie za ważnego bohatera można uznać samo Wilno. Tapinas w ciekawy sposób kreuje powieściową rzeczywistość, pokazując nam niezwykłe miasto przypominające to z początku XX wieku, jednak udoskonalone o nowe elementy – napędzane prometylem maszyny, alchemiczne wynalazki, niezwykłe statki powietrzne. To ono dyktuje warunki ludziom, którzy znaleźli się na jego ulicach. Dzięki narracji skupiającej się na detalach możemy poznawać Wilno wieloma zmysłami, widzimy jego kolory, czujemy zapachy i smaki, słyszymy charakterystyczne odgłosy, przemierzamy główne arterie miasta, wąskie uliczki w dzielnicy zwanej Biedy i zielone ogrody Zwierzyńca. Steampunkowe elementy tutaj nie dominują. Wprawdzie autor pokazuje nam golemy i oryginalne, napędzane parą maszyny, opowiada o bionikach – niezwykłych istotach będących połączeniem maszyny i żywej istoty, wprowadza do tajnych alchemicznych laboratoriów, jednak robi to wszystko, by w odkrywczy sposób sportretować ukochane miasto i stworzyć ciekawe tło dla akcji.
     
    Czy warto zatem sięgnąć po książkę Andriusa Tapinasa? Jeden z bohaterów powieści, Jan Basanowicz, powiedział o sobie: „Nie jestem zupą pomidorową, żeby mnie wszyscy lubili”. W odniesieniu do „Wilczej godziny” to powiedzenie pasuje idealnie. Ta powieść też nie jest jak zupa pomidorowa – to wykwintne danie, które wielu osobom przypadnie do gustu. Spróbujcie, a na pewno „rozsmakujecie się” w niezwykłej opowieści o wileńskich intrygach.
  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #38

    Jak Wam mijają wakacje? Już prawie połowa za nami, ale nie martwcie się, to jeszcze nie koniec, lato trwa nadal (choć różnie z nim bywa). Zajrzyjcie do naszego Poniedziałkowego Flasha Konwentowego i sprawdźcie, dokąd warto udać się w ten weekend. Do wyboru macie Jagacon, RyuCon, SkierCon oraz Fornost.

  • Recenzja ksiązki: Maria Zdybska - „Wyspa Mgieł”

    wyspamgiel

    Maria Zdybska - „Wyspa Mgieł”

    genius creationsWydawnictwo: Genius Creations
    Liczba stron: 480
    Cena okładkowa: 39,99 zł

    Czy gatunek young adult może nas jeszcze czymś zaskoczyć? Podążając za wytycznymi, jakie stawiane są książce, by mogła ona zaliczyć się właśnie do tego rodzaju, wydawałoby się, że możliwość taką posiądą tylko te, które nawiązywać będą do innych, mniej znanych czy popularnych motywów i wątków. Ale czy to dla takich zaskoczeń czyta się young adult? Czy to powiew świeżości decyduje o satysfakcji czytelniczej? Poszukujący powiedzieliby pewnie, że i owszem, ale ja odpowiem: niekoniecznie. Częstokroć nawet początkowy brak entuzjazmu może zostać rozwiany przez ciekawie poprowadzoną fabułę, przewidywalną, ale pełną zwrotów akcji intrygę i bohatera, z którym łatwo się identyfikować. Tak też miałam z debiutancką powieścią Marii Zdybskiej, „Wyspą Mgieł”.


    Elirrianoi jest dzieckiem morza. Dosłownie! Jako kilkulatka wyłowiona przez załogę okrętu pirackiego, wychowana została na jego pokładzie, a przeszłości, tej zanim trafiła do tak specyficznego opiekuna, nie pamięta. Dziewczyna jednak dorasta, a wraz z tym procesem statek piracki przestaje być dla niej najlepszym – i najbezpieczniejszym – miejscem. Lirrian trafia więc do Ysborga, gdzie wyraźnie nie jest mile widzianym gościem. Nieoczekiwanie jednak stan zdrowia księżnej Maeve, jej formalnej opiekunki, bardzo się pogarsza, co komplikuje nie tylko życie dziewczyny, ale i jej relację z księciem Caelem, który jest tam jej jedynym bliskim – i do którego żywi ukryte jeszcze uczucie. Gdy do zamku przybywa medyk, człowiek o dziwnym wyglądzie i jeszcze dziwniejszym sposobie bycia, tajemnica choroby Maeve wydaje się być rozwiązana – oto ktoś rzucił na księżną klątwę, a w jej zdjęciu pomóc mogą tylko słynne Łzy Zarii, które znaleźć można na tytułowej Wyspy Mgieł. Na ową wyspę wpuszczane są jednak wyłącznie kobiety, a tą, której przypadnie zaszczyt udania się tam, będzie… no właśnie.


    A więc mamy chorą macochę i kopciuszka, który musi ją uratować, chociaż najchętniej utopiłby babsztyla w najbliższym szambie. Na nieszczęście jest jeszcze czynnik motywujący w postaci syna księżnej, dość niezdecydowanego początkowo w zakresie własnych uczuć do towarzyszki, ale całkowicie zdecydowanego zrzucić na jej wątłe i cokolwiek niestabilne barki misję uratowania matki. Cóż zrobić… Przygód po drodze jest co niemiara, włączywszy w to rusałkę, która jednak nie potrafi zrobić bohaterce krzywdy oraz poproszonego o pomoc maga, będącego katalizatorem dla wielu dalszych wydarzeń. Łzy Zarii mają uratować księżną, ale i ten ratunek wydaje się być mocno wątpliwy – władczyni i medyk coś knują, Cael, ta młodzieńcza, idealna miłość, okazuje się działać tylko w interesie matki, dla tegoż interesu wykorzystując też uczucie, które żywi do niego towarzyszka... Sama zaś Wyspa zapowiada się jako miejsce mało przyjazne przyjezdnym, nawet kobietom. Bohaterka zdaje się więc brnąć w coraz większe kłopoty, zaślepiona uczuciem i przekonaniem, że wypełnienie misji pomoże w zyskaniu względów ukochanego.


    Na dobrą sprawę należałoby zacząć od tego, że „Wyspa Mgieł” pod względem fabularnym i warsztatowym jest książką co najwyżej średnią. Rozpoczyna się sceną polowania i przedstawia główną bohaterkę jako wrażliwą na los zabijanych zwierzątek, zakochaną po uszy w synu księżnej i podporządkowaną całkowicie idei „notice me, senpai”. Dalej nie jest wiele lepiej – Lirrian, pomimo wyraźnych oznak, że Cael zainteresowany jest nią tylko na tyle, na ile może mu się ona przydać w zdobyciu leku dla matki, trwa w swoich do niego uczuciach. Problemem niemal nie do przejścia okazał się dla mnie jej charakter – Lirr jest po prostu niesamowicie irytująca. Niestabilna emocjonalnie, roszczeniowa, egoistyczna i porywcza, wpada z przesadnej egzaltacji w paskudną hipokryzję. Jej zachowanie jest nielogiczne – odrywając fakt, iż Cael jej nie kocha, nadal usilnie się go trzyma, nawet gdy ten stosuje wobec niej groźby i inne środki przymusu. Ucieka, mając w perspektywie bezpieczne schronienie – ale potem zmienia zdanie i wraca, rujnując wysiłki wszystkich, którzy działali na korzyść wyrwania jej z wrogiego już wówczas obozu straży księcia.


    Postacią ratującą książkę jest Raiden. Pomijając skojarzenie, jakie wywołało u mnie jego imię i opis wyglądu (mag, jasnobłękitne, zimne oczy – i mam przed oczami Raidena z serii gier „Mortal Kombat” już do końca powieści), to właśnie jego charakter i działania były tu najbardziej logiczne i sensowne. Lirrian w towarzystwie przygodnie poznanej rusałki wchodzi (niechcący) w konflikt z miejscowymi plemionami, które ścigają ją zażarcie aż do bram – bram posiadłości maga właśnie. Resztkami sił Lirr prosi o azyl, który otrzymuje. Tam, w twierdzy postaci, która z założenia powinna być wroga dziewczynie pochodzącej z ziem, na których nie toleruje się magii, wyjaśni się wiele tajemnic, ale i pojawią się kolejne. Intrygujący jest motyw kruka towarzyszącego dziewczynie odrobinę wbrew jej woli, który, jak się okazuje, potrafi przemawiać do niej w myślach – a potem robi to także Raiden. Pada kilka sugestii co do pochodzenia bohaterki (nieludzkiego!), jednak na wyjawienie tego sekretu przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tak czy siak, wątek relacji tworzącej się pomiędzy Lirrian a Raidenem jest jedną z przyczyn, dla których tę książkę czytało się tak dobrze – jest zdecydowanie dobrze nakreślony, odpowiednio buduje napięcie, odwracając uwagę od niedociągnięć fabularnych. Raiden też balansuje niedojrzałość emocjonalną bohaterki swoją powagą i pewnością siebie. Powstaje tu też oczywiście standardowy dla young adult trójkąt romantyczny – no cóż, ja wiem, kogo wybrałabym na miejscu Lirr!


    Problemem powieści pozostaje jednak konstrukcja świata. Jest ona bowiem dość uboga, a przez brakujące szczegóły trudno jest wiele zjawisk i zachowań zrozumieć. Zacząć można już od nielogicznego zachowania głównej bohaterki – dlaczego właściwie została oddana pod opiekę osoby, która wyraźnie nie żywi ku niej zbyt ciepłych uczuć? Na to i podobne pytania możemy jednak jeszcze uzyskać odpowiedź w dalszych tomach, pozostaje jednak fakt bardzo słabo nakreślonej sytuacji Ysborga, w którym z jakiegoś powodu nie toleruje się magii – w przeciwieństwie do, jak się wydaje, reszty świata. Brakuje też jakiegokolwiek opisu wierzeń mieszkańców księstwa, wiadomo o nich tyle, że są – i nic ponadto. Książka jest też niestety pełna potknięć logicznych (rusałka wychodząca z jeziora w powiewających szatach, natomiast gdy chwilę potem siada, już ociekają wodą. Deszcz? Nic o tym nie wspomniano), zdarzają się w niej także błędy, które mogłaby usunąć odrobinę dokładniejsza korekta.


    Ostatecznie, pomimo wieku wad tej pozycji, muszę przyznać, że czytało mi się ją bardzo dobrze. Jest w niej pewien potencjał, przedstawiona w niej historia jest intrygująca, trudno też mówić o większej przewidywalności lub domyślić się, co też może kryć się za niepewnym pochodzeniem Lirrian czy jej dziwną, nadnaturalną więzią z Raidenem. Nade wszystko jednak wciąga i trudno nie kibicować bohaterce, by w końcu wzięła się w garść i wykazała odrobinę zdrowego rozsądku. Osoby wrażliwsze na pewną nieporadność warsztatową nie zagustują w tej powieści, ale wszystkich spragnionych lekkiego, bardziej kobiecego czytadełka serdecznie zapraszam do zapoznania się z „Wyspą Mgieł”.

  • Pyrkon 2018 wyrusza w poszukiwanie wolontariuszy

    Tak, nie popełniliśmy błędu wpisując nazwę konwentu w tytuł artykułu - Pyrkon 2018 rozpoczął właśnie nabór wolontariuszy! Do maja jeszcze daleko, ale organizatorzy największego festiwalu fantastyki w kraju nie marnują czasu w tworzeniu kolejnej edycji, więc jeżeli Wasze zainteresowania leżą pomiędzy organizacją gości, komiksami, językami obcymi lub nawet logistyką, Pyrkonowa rekrutacja jest miejscem dla Was.

    Przyjemną niespodzianką są także bonusy dla wolontariuszy które zawierają, uwaga, trzy wejściówki dla rodziny wcześniej wymienionego wolontariusza, specjalistyczne szkolenie, koszulka, oraz, ulubienica wszystkich niepłatnych pracowników, dobra atmosfera w poznańskiej siedzibie. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do kontaktu z organizatorami.

  • Recenzja książki: Lars Wilderang - „Rozgwieżdżone Niebo”

    rozgwiezdzone niebo

    Lars Wilderang - „Rozgwieżdżone Niebo”

    magWydawnictwo:Mag
    Liczba stron:432
    Cena okładkowa:35,00 zł

    Na obecnym etapie rozwoju naszej cywilizacji naprawdę trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez elektryczności. Ujarzmiliśmy piorun – niegdyś symbol boskiej potęgi – i użyliśmy go, by oświetlał i ogrzewał nasze domy. Dzięki energii elektrycznej podróżujemy codziennie do pracy, źródła środków do życia, których jedynym śladem istnienia jest ledwie szmer pośród zawiłych cybernetycznych systemów bankowości. Nasz kontakt z rodziną i przyjaciółmi, nasze wspomnienia, cały dorobek naszego życia istnieje dzięki elektronice, a bez życiodajnej iskry po prostu odchodzi w niebyt. A przecież wystarczy jeden niewielki rozbłysk na powierzchni kapryśnego Słońca, aby tej iskry zabrakło. Co wtedy stanie się z nami, ludźmi dwudziestego pierwszego wieku? Jak zachowa się cały zbudowany przez nas porządek w obliczu nagłego braku zdobyczy nauki? Na takie i wiele innych, podobnych pytań stara się odpowiedzieć Lars Wilderang w swojej najnowszej powieści: oto „Rozgwieżdżone Niebo”.

    Szwecja, czasy obecne. Kilka większych miast nękają sporadyczne, acz nasilające się przerwy w dostawie energii elektrycznej. Psuje się sprzęt elektroniczny w całym kraju – serwisy telefonów komórkowych i komputerów przeżywają istne oblężenie, podobnie jak warsztaty samochodowe. System płatności elektronicznej zawodzi, podobnie jak systemy zarządzania handlem w dużych sieciowych marketach. Co gorsza, całkowicie zależne od elektryczności systemy uzdatniania i przepompownie nie pracują również, przez co zaczyna brakować świeżej wody. Nie trzeba długo czekać, aż chwiejny porządek społeczny zacznie się po prostu sypać – na ulice wychodzą zbrojne bandy, przemocą egzekwujące resztki gotowych dóbr gwarantujących przetrwanie. Większość ludzi snuje się po ulicach bez celu, wśród stert odpadów i nieczystości, czekając, aż bezsilne państwo przywróci dobrobyt sprzed kilku miesięcy.

    Na tle tych burzliwych wydarzeń będziemy śledzić losy co najmniej kilku bohaterów wywodzących się z różnych warstw społeczeństwa. Psychopatyczny policjant gromadzi swoich towarzyszy broni i, spełniając swoje najbardziej skryte żądze, sięga po władzę absolutną w pogrążonym w anarchii mieście. Zwykła rodzina z przedmieścia usiłuje żyć jak przed tragedią, stopniowo usprawiedliwiając coraz gorsze postępki, dopóki dramatyczne okoliczności nie zmuszają jej do ucieczki. Starsza pani senator zostaje zmuszona do odkrycia, jak papierowa jest sprawowana przez nią władza – i jak bezlitosny jest pozbawiony technologii świat dla osób przewlekle chorych. Młoda badaczka wpada na trop przyczyny dziwnych wydarzeń zachodzących wszędzie wokół, jednak ma poważniejsze, bardziej naglące problemy – wkrótce zostanie matką. Pasjonat survivalu i członek preppersów zyskuje nietypową okazję, by sprawdzić się w sytuacji, do której od lat się przygotowywał, jednak to, co go czeka, jest inne niż to, co sobie wyobrażał. Wilderang serwuje nam szeroki przekrój przez opisane przez siebie realia, ukazując je z wielu różnych punktów widzenia i na wiele sposobów, a są to realia okrutne i bezlitosne dla każdego bez wyjątku.

    Taki sposób kreślenia świata przedstawionego przekonuje i fascynuje już od pierwszych rozdziałów. Pierwsze, dobre wrażenie jednak dosyć szybko ustępuje, osłabiane stopniowo drobnymi niekonsekwencjami pojawiającymi się w tekście. Spora część społeczeństwa Szwecji łudzi się przez dłuższy czas, że usterki są chwilowe i wkrótce uda się przywrócić sprawność sieci elektrycznej. O ile takie zachowanie – osób tak przywykłych do codziennej rutyny, że nie dających wiary pogłoskom, jakoby działo się coś większego i dużo straszniejszego, niż się to z początku wydaje – jeszcze daje się zrozumieć, o tyle jesteśmy świadkami sytuacji, w których bohaterowie nie zauważają poszlak tak oczywistych, że nawet najmniej spostrzegawczy karp zorientowałby się w zagrożeniu. To frustrujące i raczej mało prawdopodobne. Podobnie mało prawdopodobny wydał mi się wątek informatyczki, która zaskakująco szybko określa przyczynę wszystkich tych wydarzeń. Nie mogę tu zdradzić, jaka to przyczyna – zwłaszcza że prawda ukazuje się oczom czytelnika dopiero na samym końcu – jednak sposób, w jaki wchodzi w posiadanie tej wiedzy i lekkość, z jaką ją przyjmuje, po prostu kompletnie nie trzymają się całości. Są też drobiazgi – bohater strzela z wiatrówki w ciemnej piwnicy i na chwilę oślepia go łuna wystrzału. Skąd się wzięła ta łuna? Z wyrzucanegoz dużą prędkością sprzężonego dwutlenku węgla? Ze zwalniającej się sprężyny? Tego typu bzdurek jest więcej – a przecież wyłapałby je choć jeden redaktor, który sumiennie przeczytałby tekst...

    Gdy przymknąć oko na te wszystkie nieścisłości, lektura „Rozgwieżdżonego Nieba” mogłaby być doświadczeniem całkiem przyjemnym. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która przeszkadzała mi w tej powieści – a są to bardzo obrazowe opisy rozmaitych okropności społeczeństwa pozbawionego zaplecza sanitarnego. Autor rozwodzi się długo i zapamiętale nad przechodniami defekującymi na ulicach, zdecydowanie za dużo miejsca poświęca na opisy aktów płciowych w wykonaniu brudnych, niedomytych ludzi, zaś wisienką na szczycie góry kompostu była dla mnie scena... zamordowania kotka. Współczesna literatura lubuje się może ciut za bardzo w epatowaniu drastycznością, tzw. „shock value”, myślę jednak, że nie tędy droga. Dużo mocniej zapadają w pamięć opisy sugestywne, takie, które nie zdradzają zbyt wiele, pozostawiając wyobraźni wypełnienie ich niepokojącymi szczegółami. Wilderang wydaje się jednak mieć na to zupełnie inny pogląd – budowane przez niego groza i obrzydzenie są całkowicie pozbawione subtelności.

    Ostatecznie „Rozgwieżdżone Niebo” uważam za książkę niezłą, zarówno warsztatowo (fragmentaryczny, podzielony na wielu bohaterów opis świata trąci techniką stosowaną przez mojego ulubionego autora, Johna Brunnera, a to przykład, za którym zdecydowanie warto podążać), jak i pod względem treści, ale nie wybitną. Prezentowana w niej wizja, nawet jeśli spowodowana mało prawdopodobnymi przyczynami, przekonuje i niepokoi, dając do myślenia, jak krucha jest nasza oparta na technologii cywilizacja. Szwedzki fantasta nie podołał jednak zadaniu wypełnienia jej interesującymi bohaterami - szczerze, czytałem dalej nie dlatego, że chciałem poznać ich losy – te były mi kompletnie obojętne, ale raczej z ciekawości, co jeszcze może pójść nie tak. Irytują drobne nieścisłości i niekonsekwencje, oburzają zbędne elementy taniej groteski, ale mimo wszystko – jeśli komuś to nie przeszkadza – lektura może nie być stratą czasu. To coś w sam raz ku refleksji – temat, który omawia „Rozgwieżdżone Niebo” zdecydowanie warto poddać rozważaniom.

  • Poniedziałkowy Flash Konwentowy #37

    Jeżeli ktoś z czytających posiada umiejętność podziału na kilka ciał, z pewnością znajdzie idealny moment aby użyć jej właśnie w tym tygodniu. Sześć wydarzeń w przeciągu siedmiu dni - niektóre z nich ciągnące się przez cały tydzień a inne trwające klasyczne trzy doby, każde z nich godne do odwiedzenia, zobaczenia i przeżycia. Zapraszamy zatem do przeczytania Poniedziałkowego Flasha Konwentowego który, mam nadzieję, ułatwi wam wybór kierunku Polski w który udacie się w tym tygodniu. (Chyba że naprawdę potraficie się dzielić. Proszę poratujcie się wiedzą.) W kolejce do tytułu Miss(ter) Tygodnia ustawiają się więc Tolk-Folk, OldTown Festival 2017, Animatsuri 2017, Dni Jakuba Wędrowycza, PGL Major 2017 oraz Bazyliszek  - Fantastyczny Festiwal Gier Bez Prądu 2017

  • Relacja z Dni Fantastyki 2017 - Super Hero

    Na Dolnym Śląsku jest wiele zamków i każdy ma swój niepowtarzalny charakter – tak samo jak każda impreza. 13. Dni Fantastyki odbyły się w dniach 7-9 lipca jak co roku w Centrum Kultury „Zamek” w Leśnicy. Jest to najważniejsza i największa impreza fantastyczna organizowana na Dolnym Śląsku. W tym roku motywem przewodnim byli superbohaterowie. Już od samego wejścia towarzyszyły nam plakaty z Kapitanem Ameryką oraz Białym Orłem. Po więcej informacji jak zwykle zapraszam wszystkich ciekawych do rozwinięcia. Myślę, że nie będziecie żałować.